Przez Lesicę przetoczyłem się tydzień wcześniej, poznając jej urocze położenie oraz kościół. Tym razem okazała się dobrym punktem wyjścia na kolejną przechadzkę w mojej podróży dookoła ziemi kłodzkiej, toteż nie poczułem potrzeby ponownego jej przeglądu.
Biegnący Drogą Śródsudecką z Niemojowa szlak zielony, w Lesicy ucieka z asfaltu w szczere pola, tuż za pozostałością sporych rozmiarów kapliczki. Niestety nie udało mi się znaleźć w sieci żadnego zdjęcia z czasów, kiedy była "na chodzie" a ciekaw jestem.
Klub českých turistů, na spółę z PTTK, oznacza przygraniczne szlaki i widzę po rodzaju wskaźników, że ma w tym większy udział.
Szlak biegnący pod górę łąkami, powoli roztacza coraz szersze i dalsze widoki. Wszystkie są jak na złość za plecami, więc trzeba przystawać i obracać się, aby zadowolenie rysowało się na twarzy; kościół św. Marcina w Lesicy i tło w postaci Dębowca oraz dalszego Czerńca.
Z wyższego pułapu widać więcej Czerńca i Dębowca, jak również orlicki Anenský vrch.
Poza tylnymi krajobrazami są jeszcze boczne, ale mniej spektakularne, bo jednak wyżej. To jest zachodni stok Bochniaka, na szczyt którego się nie wybieram.
Od wejścia do lasu niewiele się dzieje, dopóki nie dotarłem do opuszczonej wioski Czerwony Strumień. Zaczyna się od grząskiego podłoża i stanowiska rudbekii nagiej, inwazyjnej rośliny lubiącej wilgoć.
Sam potok, od którego wzięła nazwę wioska (daw. Rothflössel), jest niepozornym ciekiem, przebijającym się przez gęstwinę, mający swój początek na północnym stoku góry Kamień a kończący bieg po około sześciu kilometrach wpadając do Dzikiej Orlicy. Na całej swej długości wytycza granicę polsko-czeską.
To moja druga wizyta w Czerwonym Strumieniu, poprzednio byłem tu również latem, 2014 roku i szedłem w przeciwnym kierunku. Odnoszę wrażenie, że wówczas było tu trochę przestronniej, tzn. mniej zachaszczone. Niektóre ruiny są mocno zarośnięte.
Z poprzedniej mojej wizyty pamiętam, że była tu szeroka ścieżka i pofragmentowana barokowa figurka. Dziś ścieżka jakby węższa a części figury ciągle osobno i trudniejsze do dostrzeżenia.
Pomnik przyrody, dwa wiązy górskie już nie istnieją a przynajmniej w takiej formie, w jakiej były przed 2015 rokiem, kiedy wichura zajrzała do Czerwonego Strumienia.
Ścieżka edukacyjna "Śladami nieistniejącej wsi Czerwony Strumień" została otwarta w 2013 roku i na tym koniec, bo ewidentnie widać, że nikt o nią nie dba. Zarasta, niszczeje, powoli zanika jak wieś, której jest poświęcona.
Najbardziej znaną, charakterystyczną pozostałością po wiosce jest ruina barokowej kaplicy, która także ucierpiała podczas nawałnicy w 2015 roku, przyjmując na siebie spadające konary.
Wygląda na to, że główne wejście nie było od ścieżki, ale z drugiej strony, gdzie można rozpoznać resztki portalu.
Wewnątrz, jakaś sterta ułożonych kamieni i zbity z desek blat imituje ołtarz, nie wiem tylko po co.
I znów na łąkach, tym razem nad Kamieńczykiem. Kierunek widoku: Suchoń i Czarna Góra.
Kolejne ujecie przeciwległego pasma, co ciekawe nie widać Śnieżnika, który jest zasłonięty przez Goworek i Mały Śnieżnik.
Zabudowania górnego Kamieńczyka. Stąd również są piękne panoramy na Masyw Śnieżnika i Kotlinę Kłodzką.
W 2013 roku posadzono przy granicy polsko-czeskiej tzw.drzewo graniczne, jako symbol i kontynuację tradycji z 1581 roku. Kiedy patrze teraz na drzewo, to widzę, że nic nie urosło, nawet nie wiem czy w ogóle ono żyje, ale raczej nie, bo suche jest. Czy ktoś od 2013 roku interesował się tym?
Po czeskiej stronie jest mały parking z miejscami odpoczynkowymi i starym krzyżem, chyba z 1777 roku, jeśli nie cały, to przynajmniej postument.
To dawne przejście graniczne jest skrajnym południowym punktem mojej wycieczki, teraz będę wracał do Lesicy, oczywiście trochę inną trasą. Schodzę do Kamieńczyka i tak sobie myślę, że tu, w górnej jego części, to jest fajne miejsce do zamieszkania jeśli chodzi o położenie. Widoczki ekstra, względny spokój i blisko granica, za którą można udać się na piwo, knedle, smażony ser oraz inne atrakcje.
Z Lesicy przybyłem zielonym, wracał będę żółtym. Po drodze nieustannie ten sam krajobraz ze śnieżnickimi wierchami, ale to się nie nudzi.
Oprócz Grupy Śnieżnika, gdzieś tam daleko można dostrzec Góry Złote i Bardzkie ze swymi sztandarowymi wierzchołkami.
Przy jednym z rozdroży stoi postument, na którym pewnie kiedyś przymocowany był jakiś świątek, być może krucyfiks, ale nawet tak niekompletny obiekt, dzięki ozdobnemu reliefowi na cokole, figuruje w mapach jako punkt orientacyjny "oko opatrzności".
Jeszcze nie las, ale zapowiedź, że wkrótce będzie. To południowy stok Czerwieni, niepozornej górki, która zwała się kiedyś Rote Stock.
Rzut oka na zachodnią stronę, gdzie za wzniesieniem, w ledwo widocznych zaroślach, znajduje się Czerwony Strumień.
Kolejne rozdroże przy szlaku, pomiędzy Czerwienią i Bochniakiem, tym razem z infrastrukturą turystyczną.
Jest się gdzie ugościć, miejsca tyle, że małe imieniny można zrobić i to pod dachem, więc pogoda niestraszna. Tu muszę przyznać, że leśnicy się popisali.
Szeroka leśna droga prowadzi przez teren rzadkiego lasu, gdzie jest dużo niezadrzewionych miejsc. Coraz bliżej do Lesicy, widać Anenský vrch i Czerniec.
I już Droga Sródsudecka przed Lesicą. Ostatnie dwa kilometry wiodą asfaltem przez wieś, która przypadła mi do gustu, szczególnie jej położenie.
Długa prosta, nie ma chodnika, ścieżki rowerowej, zabudowań, a mimo wszystko ktoś w pewnym miejscu postanowił postawić barierki. Ale ja się nie znam, niewątpliwie one są akurat tutaj niezbędne i w jakimś ważnym celu, pewnie chodzi o bezpieczeństwo.
Dwunastokilometrowa pętelka zrobiona, na koniec zaglądam jeszcze do słabowitego Jelonika. No, płynie sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz