niedziela, 14 lutego 2016

LISI KAMIEŃ, PTASIA KOPA




   Czasy, gdy Wałbrzych był postrzegany przez pryzmat kopalń i hałd odeszły w niepamięć. Dziś już tu nie ma wydobycia, miasto pięknieje a położenie sprawia, że ma jeszcze potężny potencjał turystyczny. Wałbrzych to autentycznie zielone miasto, jest tu dużo parków i terenów leśnych i właśnie w taki teren udałem się na króciutką zimową wycieczkę.
   Pomiędzy Starym Zdrojem a Poniatowem znajduje się niewielki grzbiet, który tworzą: Lisi Kamień Ptasia Kopa i Czarnota. Szczególnie obszar wokół dwóch pierwszych obfituje w szlaki turystyczne i właśnie nimi zamierzałem się poruszać.  Przy ulicy 11 listopada jest Biedronka a przy niej parking, więc...

Przez Kolonię Trzech Róż podchodziłem ulicą Radomską aż do poprzecznej Pułaskiego i dalej już przez łąkę pod górę. Z tej łąki, obok budynku gdzie mieściła się przed wojną restauracja Elisenhöhe, jest ładny widoczek na okolicę: w dole Stary Zdrój, dalej Góra Parkowa i w oddali Chełmiec zasnuty chmurami.

    Wspinając się coraz wyżej dochodzę do ulicy Świerkowej na Nowym Poniatowie i tutaj łapię szlak niebieski, którym przemknę przez grzbiet. Za ostatnimi zabudowaniami, skąd widoczna jest góra Czarnuszka, szlak schodzi z asfaltu i wchodzi do lasu.

    Zmierzając na szczyt Lisiego Kamienia zaintrygowały mnie po drodze wały ziemne. Zajmę się nimi w drodze powrotnej.

    Podejście na górę to jakieś 200 metrów pochyłości ale nie jest to trudny wierch do zdobycia.

    Po drodze, jak i na szczycie, znajduje się trochę skałek, które urozmaicają krajobraz. I tak sobie myślę, że właśnie jeden z tych kamieni na wierzchołku musi być lisi, od którego nazwę wzięła góra (Fuchsstein).

    Nieco dalej kolejny głazik.

   Tuż za nim punkt oznaczenia góry czyli tabliczka na drzewie i betonowy słupek informacyjny.

   Najbardziej zdumiewa różnica w podanych wysokościach, szczególnie, że obydwie informacje sygnuje PTTK.

    Na tabliczce widnieje 602 m n.p.m., słupek informuje, że 600 m n.p.m. Ten rozrzut pewnie jest spowodowany różnymi źródłami ale różnica nie jest znaczna. Za to Wikipedia podaje 613 m n.p.m. Rzeczywiście, niektóre mapy pokazują taką wysokość (Ekograf, Galileos), ale ja skłaniałbym się do podanej w Geoportalu czyli 602,6.

    Schodząc z wierzchołka można na chwilę odejść kilkadziesiąt metrów w bok ze szlaku, by dojść do punktu widokowego.

    Niestety pogoda, jak również drzewa, nie ułatwiają obserwacji. A widok na Wałbrzych mógłby być ciekawy.

    W dalszym biegu szlak niebieski schodzi z Lisiego Kamienia, przecina się z czarnym i podchodzi pod jeden z wierzchołków Ptasiej Kopy. Nie jest on oznaczony ale jego zdobycie można zauważyć.

    Następnie znowu jest z górki i kolejne podejście. Tym razem szlak wprowadza między dwa wierzchołki. Zaliczam najpierw prawy, schodząc nieco z drogi, aby móc w pełni cieszyć się zaliczeniem Ptasiej Kopy.

    Pomiędzy wzniesieniami znajduje się polana biwakowa, gdzie można rozpalić ognisko a nawet zagrać w piłkę, jeśli ktoś akurat wziął ze sobą w góry. Dawniej mieściło się tu schronisko i pawilon muzyczny. Po pawilonie zostały fragmenty muru.

   O tej porze roku powinienem brnąć po kolana w śniegu a tu prawie po kolana tylko liście.

    I wreszcie najwyższa kulminacja Ptasiej Kopy, 590 m n.p.m. 

    Niestety niektórzy z odwiedzających górę zostawiają po sobie niechciane pamiątki. Na szczycie jest trochę porozrzucanych butelek. Innych widoków tu nie ma, a stała tu niegdyś wieża widokowa, rozebrana w latach 80-tych XX wieku.

    Z górki niebieskim schodzę do szerokiej drogi spacerowej i na niej łapię zielony szlak, którego się na jakiś czas uczepiam.

   Aby zbyt szybko, i tak krótkiej, wycieczki nie kończyć, na skrzyżowaniu zmieniam kierunek  i zostawiając zielony podążam czarnym wchodzącym między wzniesienia. Na chwilę oddalam się nieco z trasy, by podejść do samotnej skały, która z dala mnie zaintrygowała.

    Miejsce mogłoby być widokowe, ale drzewa, drzewa, drzewa... Wprawdzie kilkadziesiąt kroków od skały jest platforma widokowa, na której już byłem w czasie tej wędrówki, lecz tam także, jak pamiętam, drzewa. Wracam do czarnego szlaku a nim docieram do krzyżówki.

    Dalej wraz z rowerowym w stronę punktu widokowego, ale dotarłszy do szlaku czerwonego zmieniam kierunek i spacerową dróżką trawersuję Lisi Kamień, mijając się co chwilę z miłośnikami nordic walkingu czyli po naszemu - kijków. A trasa świetnie się do tego nadaje.

   Wokół jest szaro i ponuro, do wiosny i zieleni daleko, roślinki jeszcze śpią, ale nie wszystkie. W cieplarnianych warunkach nawet zimą może rozwijać się życie. Zwykła butelka porzucona w lesie stała się świetnym miejscem dla pewnej rośliny. Zatęskniłem za wiosną.

   Po kilkuset metrach marszu czerwonym szlakiem oczom mym ukazuje się ściana.

   Po małym rozpoznaniu już wiem gdzie się znajduję. Ta ściana to kulochwyt.

    Miejsce to stara strzelnica policyjna zbudowana ok.1927 roku. Po wojnie służyła Milicji Obywatelskiej.

    Kiedyś był tu budynek klubowy, dziś wszystko w ruinie. I wyjaśniła się sprawa wałów ziemnych, które mijałem wchodząc na Lisi Kamień. Ciągną się po obu stronach strzelnicy na długości około trzystu metrów.

   Przeszedłem wzdłuż całej strzelnicy i wyszedłem na drogę w Nowym Poniatowie.

   Pozostało mi już tylko wrócić przez Kolonię Trzech Róż z powrotem pod Biedronkę, podziwiając widoki przy lepszej pogodzie niż miałem wcześniej. Widać Trójgarb i Wzgórze Gedymina.

   Chełmiec i Długa.
 
    W sumie około dwóch i pół godziny zajęła mi ta wycieczka. Krótka, ale ciekawa. 




sobota, 13 lutego 2016

MASYW WŁODARZA 2



 
    Pochmurno, bezśnieżnie, ponuro. Pogoda wróciła do normy. Jedynym plusem tego stanu rzeczy jest to, że jednak łatwiej się spaceruje po twardym gruncie niż po śniegu.
   Poprzednim razem zrobiłem pętlę na północnej stronie masywu, teraz postanowiłem przenieść się na południe. Kompleks Osówka czyli Tajemnicze Podziemne Miasto to jeden z najbardziej znanych obiektów w okolicy. Zjeżdża tu rzesza turystów chcących zobaczyć tajemnicze podziemia, które pobudowała inna "Rzesza". Przy kompleksie znajduje się parking, skąd można wyruszyć w drogę.

    Wraz z czarnym szlakiem martyrologii prowadzi droga pod główne wejście do podziemi. Tu prawie zawsze można spotkać oczekujących na wstęp.

    Ja jednak nie planowałem podziemi lecz powierzchniową wycieczkę, więc dalej szlakiem czarnym podchodzę pod górę. Po kilkuset metrach stoję przed obiektem zwanym "siłownią". Przeznaczenie tej budowli nie jest znane.

    Nad siłownią jest droga, przy której znajduje się symboliczny grób osoby, która tu zmarła.

    Kilkadziesiąt metrów dalej są kolejne poniemieckie budowle.

     Sądząc z opisu mapki przy obiekcie znajdowały się tu silosy i magazyn cementu.

    Największą jednak budowlą jest tzw. kasyno, o którego przeznaczeniu są różne teorie.

    Zostawiam tutaj szlak czarny i drogą w stronę wierzchołka udaję się dalej. Chociaż  Osówka (716 m n.p.m.) to znana nazwa, sama góra  a właściwie jej szczyt jest mało atrakcyjny i można sobie pozwolić na przejście obok niego. Droga doprowadza do niewielkiego siodła pomiędzy Osówką a sąsiednią górą.

    Ta góra, mimo iż jest wyższa (741 m n.p.m.) to na żadnej mapie nie ma nazwy. Jedno, co można wywnioskować z mapy, to że wierzchołek jest kulminacją grzbietu o nazwie Jasna Góra. Wchodzę nań, gdyż droga przez niego wiedzie. Wierch jest odsłonięty, jest tu polana ale widoków niestety nie.

    Schodząc z jednej, przecinam drogę ze szlakiem czerwonym i zaczynam podejście pod następną górę - Mosznę (771 m n.p.m.). Są głosy, że góra ta kryje nie mniej tajemnic niż Włodarz czy Osówka.

    Wierzchołek nie jest zadrzewiony lecz panoram spodziewać się nie należy. Ktoś na karczu oznaczył chyba szczyt góry, no bo w jakim innym celu te malunki.

     Blisko wierzchołka znajduje się także niewielka skała.

    Wdrapując się na nią można z pewnej wysokości ogarnąć wzrokiem najbliższą okolicę czyli wierch...

   ...a na północnym zachodzie wierzchołek Włodarza.

   Dróżka przechodząca przez szczyt prowadzi do Rozdroża pod Moszną, ja tymczasem wzdłuż ogrodzenia puściłem się po ścieżce północnym stokiem by inną trawersować Moszną od wschodu, gdzie znajdują się stare, zarośnięte wyrobiska. Widoczne są też filary, które dźwigały jakąś konstrukcję. Być może transportowano tędy urobek.

    Dalej droga doprowadza do skrzyżowania, którym przechodzi Główny Szlak Sudecki. A w zaroślach resztki jakiegoś zabudowania.

   Przez chwilę wędruję tym szlakiem wychodzącym na moment z lasu. Pogoda nie pieści ale Małą Sowę widać dobrze.

   W Grządkach szlaki się krzyżują i dalej ruszam czarnym kierującym się do Kompleksu Osówka.

    Przydrożne tablice ustawione przez Nadleśnictwo Wałbrzych przybliżają mi bogactwo życia w lesie.

    Niestety błędów nie dało się uniknąć. Ale to edukacja przyrodnicza a nie językowa.

    Zszedłem z czarnego szlaku na rowerowy i dołączyłem do drogi asfaltowej łączącej Sierpnicę z Walimiem, by później zejść z niej i wraz z nurtem potoku Kłobia schodzić do punktu wyjścia.

   Mijam jeszcze jedno z wejść do podziemi i udaję się na parking.