niedziela, 5 listopada 2017

KRZYWUCHA, BUKOWIEC, RADOSNO




   Listopad nie należy do moich ulubionych miesięcy, bo mglisto, bezlistnie, ponuro. Ale i tak wolę spacerować w takich warunkach niż w upały, gdy temperatura odbiera wszelkie chęci. Grunt, że nie pada. Ta wycieczka miała się odbyć rok temu z okładem, ale wówczas pogoda pokrzyżowała mi plany i wyszło co innego, zatem po roku znowu byłem pod Andrzejówką.

    Wybranym, czerwonym szlakiem (GSS) wyruszam w zamglone Góry Suche, powoli wchodząc na stoki Granicznej (Grenz Berg), górki przy schronisku, z której zimą szusują narciarze.

    Z każdym metrem wyżej jest coraz bardziej interesująco. Ścieżka staje się coraz węższa i prowadzi trawersem po stromym zboczu doliny Sokołowca.

    Buczyna na zachodnim stoku Granicznej sprawia, iż jest jasno i przestronnie a opadłe liście tworzą miękkie podłoże, pod którym nie wiadomo co się znajduje i do tego śliskie, więc ostrożności nigdy za wiele.

    Dolina, gdzie stykają się stoki Granicznej i Bukowca jest bardzo stroma a chcąc iść tym żlebem w dół można dotrzeć prosto do Rozdroża pod Krzywuchą. Ciekawie widać w tym miejscu, jak liściasty las na Granicznej przechodzi w świerkowy na... Bukowcu.

    Ścieżka ze szlakiem wynosi w końcu na szerszą drogę zwaną dawniej Tiefe Grund. Warto jednak odbić jakieś dwieście metrów w przeciwną stronę, by stanąć nad wyrobiskiem kamieniołomu melafiru.

    Szkoda, że przejrzystość powietrza jest niezbyt dobra, ale w listopadowy weekend trafić z pogodą to jak dodzwonić się za pierwszym razem do rejestracji w przychodni. Oprócz kopalni, widoczny po drugiej stronie trójwierzchołkowy Klin (dawniej Zucker Berg) a w oddali Borowa.

    Wróciwszy do drogi kontynuowałem marsz szlakiem, aż do miejsca, gdzie skręca i ostro podchodzi pod górę. Tu także na chwilę zboczyłem z drogi, by udać się na pobliski wierzchołek. Od tej strony Krzywucha (Krämer Berg) wygląda jak pagórek a przecież tu jest jej najwyższy punkt.

    Północny i wschodni stok góry jest odsłonięty, tym łatwiej jest dostać się na szczyt, który niczym ciekawym nie zaskakuje, ot widok na sąsiedni Bukowiec.

    Po powrocie do szlaku wspinaczka na Bukowca. Na odcinku blisko 250 metrów jest jakieś sto metrów przewyższenia, potem trochę łagodniej. Bukowiec (Buch Berg) to góra o trzech wyraźnych wierzchołkach, z czego ten pierwszy, idąc od Rybnicy, jest najwyższy (898 m n.p.m.) i jeśli wierzyć mapie znajduje się w lesie po prawej stronie, kilkadziesiąt kroków od drogi. Jednak porównując warstwice w mapie ze stanem rzeczywistym na gruncie, to coś tu bardzo nie gra. Teren jest tu w miarę równy, ale w mapie widać wyraźnie zarysowaną wypukłość i mam wątpliwość, czy wysokość podana w mapie jest zgodna ze stanem faktycznym. Niestety wierch oznaczony nie jest a schodziłem spory areał i niczego nie znalazłem, ani tabliczki, ani słupka geodezyjnego. Jedynie mini polana, którą uznałem za najwyższy punkt góry.

     Tuż przy lesie, stosunkowo blisko wierzchołka podchodzi kamieniołom. Na ortofotomapie krawędź kopalni jest około 150 metrów od lasu, stan obecny jest taki, że zwały znajdują się przy samym lesie. To kolejna ze znanych mi gór, po Gardzieniu i Przykrzcu, która powoli znika.

    Dróżka z pierwszego wierzchołka prowadzi dalej łagodnie w stronę drugiego, nie bez przeszkód, ponieważ są jeszcze ślady niedawnej wichury.

     Kawałek dalej jest centralny punkt Bukowca, "rondo" i rozdroże przy drugim wierzchołku góry.

    Tutaj szlak niebieski ma swój jeden koniec, kierując się na dworzec Wałbrzych Główny i przechodząc obok trzeciego wierzchołka Bukowca. Mnie jednak ciągle interesuje czerwony.

    GSS schodzi do Sokołowska przechodząc obok starego niemieckiego cmentarza założonego w 1926 roku.

    Działał on krótko, jeszcze przez kilka lat po wojnie, ale pozostały ślady w postaci nagrobków i ruin kaplicy cmentarnej.

    Po wyjściu z lasu oczom ukazuje się Masyw Stożka.

    Szlak czerwony w Sokołowsku dochodzi do krzyżówki przy Skwerze Kieślowskiego i leci na Lesistą. W moim planie teraz jest żółty.

    Przyjemnie jest się przejść przez klimatyczne Sokołowsko. Obawiam się tylko, że kiedyś ktoś "ważny" odkryje ten zakątek, stanie się on modny i wówczas znajdą się inwestorzy, którzy zaczną stawiać tu cudaczne budowle przekształcając wioskę w wesołe miasteczko. A tymczasem ścieżką przyrodniczą podchodzę doliną Sokołowca.

    W miejscu starego wyrobiska wyraj dla zdrożonych podróżnych. Przysiądę i ja.

    Trochę wyżej, przy Rozdrożu pod Krzywuchą kolejna wiata, tym razem wypasiona.

   Ale to nie koniec. Na kolejnym rozstaju znowu wiata turystyczna; Chatka Marianka.

    Trzymając się żółtego szlaku, spokojnie, choć nie bez zmęczenia spowodowanym stromym podejściem, dochodzę do ruin zamku Radosno (Freudenschloss).

   Właściwie to niewiele z tego XIII-wiecznego zamku zostało, zachowały się ruiny wieży oraz resztki budynku mieszkalnego a także kawałki murów.

    Trzymając się żółtego dotarłem do rozdroża, gdzie mógłbym przeskoczyć na zielony i za pięćset metrów znaleźć się pod Andrzejówką, ale postanowiłem jeszcze podreptać nim dalej a właściwie wyżej.

    Doliną między Waligórą i Suchawą wydrapałem się na Rozdroże pod Waligórą, lecz nie zatrzymywałem się na nim. Tutaj spotkałem najwięcej piechurów podczas tej wycieczki. Ludzie przyjeżdżają pod Andrzejówkę, by pospacerować sobie po okolicy z dala od zgiełku. Miły zwyczaj.

    Dalsza wędrówka biegła chwilę niebieskim na Suchawę, ale nie na szczyt a trawersem okrążającym górę, notabene widokowym, w stronę Czerwonych Skałek (Der rote Stein). Okazało się, że skałki są poniżej dróżki, niestety dojścia z niej do nich nie ma, bo jest urwisko.

    Droga okrążająca Suchawę dochodzi do niebieskiego szlaku schodzącego ze szczytu a dalej szlakiem już do Przełęczy pod Suchawą (Schirlich Wiese). Z niej widać jak ostre jest podejście na sąsiednią górę czyli Kostrzynę (Schirlich Koppel).

    Spośród kilku dróg z przełęczy wybieram nieoznakowaną, idącą z powrotem do Rozdroża pod Waligórą, lecz tym razem trawersując południowy stok Suchawy. Chwilami, w tym niewyraźnym krajobrazie, można dostrzec okoliczne góry, jak Ruprechtický Špičák.

    Przed rozdrożem, przyczajony w krzakach obserwował mnie ciągnik.

    Dalej to już ponownie przez Rozdroże pod Waligórą, przez Przełęcz Trzech Dolin, do Andrzejówki, gdzie spinam klamrą jesienną wycieczkę po Suchych.
         www.mapy.cz














sobota, 21 października 2017

SREBRNOGÓRSKIE CHOCHOŁY




   Jednym z głównych powodów wizyty w Srebrnej Górze jest zwiedzanie twierdzy na Warownej Górze oraz fortu na górze Ostróg, położonego po przeciwnej stronie Małej Przełęczy Srebrnej. Nieco mniej znane są pozostałości dawnych umocnień na północ od twierdzy, które postanowiłem nawiedzić w ramach kolejnej sudeckiej przechadzki.
   Okolice Srebrnej Góry są bogate w trasy rowerowe różnej trudności, jest ich tu zdecydowanie więcej niż szlaków pieszych, ale nie znaczy to wcale, że z buta to już nie ma czego tam szukać. Dla piechura te dróżki też są interesujące a idąc, cieszyć się można z obserwacji dłużej. Z przełęczy wybieram szlak niebieski pieszy, który wraz z rowerowym podchodzi trawersując Warowną Górę od południa. To tzw. Forteczna Droga.

   Za plecami, po drugiej stronie przełęczy góra Ostróg z fortem.

   Przy siodle pomiędzy Warowną Górą a Chochołem Małym opuszczam Forteczną Drogę, ale zanim ruszę na szczyt tego drugiego, zatrzymuję się przy tablicy, by pozyskać nieco informacji o fortyfikacjach na Chochołach.

     Na tej przełęczy znajdował się Schron Bramy Polowej, lecz dziś już można tylko dostrzec nikłe ślady po nim.

   Na Chochoła Małego można dostać się trasą rowerową enduro, biegnącą wzdłuż wału. Idąc, trzeba być czujnym i nie leźć jak święta krowa, by nie stanąć na drodze pędzącym z góry cyklistom. W końcu to jednak droga przeznaczona dla nich.

   Pięć minut wyżej jest już Kleine Strohhaube, fort zbudowany w latach 1771-72 a właściwie to, co po nim pozostało.

    Trasa rowerowa obiega fortyfikację wzdłuż pokaźnej fosy a ja, co nie dziwi, schodzę w dogodnym miejscu na jej dno, aby przedostać się do fortu.

    Po wydrapaniu się z fosy staję na dziedzińcu otoczonym z trzech stron kazamatami.

    W środkowych była zakwaterowana załoga, choć trudno teraz to sobie wyobrazić a w lewym skrzydle (barku) mieściły się magazyny.

   W prawym barku znajdowała się podobno latryna i o mały włos nie znalazłbym się na jej dnie, gdybym w ciemnościach zrobił jeden krok więcej. Mogłem ulec uszkodzeniu, o czym przekonałem się dopiero używając flesza.

    W tej części kazamat jest także studnia, miała ponoć 25 metrów głębokości.

    Po zachodniej stronie, z zewnątrz do fosy można dostać się przy pomocy drabinki linowej, co widać z samego szczytu fortyfikacji, po którym chwilę połaziłem.

    W dalszej drodze na Chochoła Wielkiego, natrafić można na resztki po Baterii Tarasowej znajdującej się na Chochole Średnim (Mittel Strohhaube).

    Na jednym z kamieni jest narysowany intrygujący, acz współczesny znak, choć nie mam pojęcia co oznacza czy też symbolizuje. A ciekaw jestem.

    Fort na Chochole Wielkim (Grosse Strohhaube) powstał w latach 1773-74 i składał się z Baterii Kazamatowej oraz Reduty Skrzydłowej. Do tej pierwszej trzeba trochę odbić z drogi rowerowej idąc oczywiście wzdłuż fosy.

    Od wschodniej strony widać otwory strzelnicze, przez które wyglądały kiedyś lufy armat a wkrótce uczynię to ja.

    Po południowej stronie są ślady po jakimś dziele obronnym. Na jednej ze starych rycin można zobaczyć, iż stała tu kaponiera.

    Natomiast od zachodniej strony najłatwiej dostać się do kazamat baterii.

    Wewnątrz sporo gruzu, obiekt jest zaniedbany i niszczeje, ale jeszcze można przyjrzeć się dawnej budowli obronnej, z grubsza wyobrazić jak to wyglądało w latach świetności i poczuć oddech historii.

   Bateria składała się z kilku działobitni (siedmiu), czyli stanowisk ogniowych dla dział. W 1807 roku wojska napoleońskie próbowały zdobyć srebrnogórskie umocnienia, ale nie dały rady.

    Wyjrzałem także przez otwór strzelniczy widziany przeze mnie z zewnątrz chwilę wcześniej.

   Miejsce, jak widać, jest także wybierane przez niektórych na biwak, może nawet z noclegiem, bo klimat jest. Jeszcze jakby tu trochę uprzątnąć...

    Dalsze kroki skierowałem w stronę Reduty Skrzydłowej, niestety potęga fosy uniemożliwiła mi przedostanie się na drugą jej stronę a szukać dojścia już mi się nie chciało. Ruszyłem zatem na szczyt Chochoła Wielkiego.

    Wierzchołek góry znajduje się 754 m n.p.m. a na nim nie ma śladów żadnych budowli obronnych, chociaż do sąsiedniego Gąsiorka jest około pięciuset metrów a to z niego wojska napoleońskie próbowały zdobyć Baterię Kazamatową.

    Po południowej stronie oczywiście fosa, ta wygląda niczym wąwóz.

   Dnem pochylonej fosy po wschodniej stronie Chochoła Wielkiego przebiega trasa rowerowa dla miłośników pędu z górki.

    W te okolice "downhillowcy" dowożeni są  samochodem terenowym ciągnącym przyczepkę z ich rowerami. Mijałem się z taką ekipą.

    Schodząc różnymi dróżkami ponownie znalazłem się w rejonie Bramy Polowej na siodle między Warowną Górą i Chochołem Małym.

    Wraz z czerwonym szlakiem wspinałem się na Warowną, gdzie na odcinku wzdłuż południowej fosy cykliści mają zakaz.

     Potężne budowle zostały wzniesione w latach 1765-71, Chochoły powstały później.    Najpierw mijam Fort Rogowy.

    Później jest Bastion Górny.

   Bastion Nowomiejski.

    Donjon widoczny pomiędzy Nowomiejskim i Rawelinem.

    Dalej wzdłuż Bastionu Miejskiego do Bastionu Dolnego, gdzie jest brama wejściowa.

   O ile chciałbym sobie połazić swobodnie po terenie twierdzy, o tyle godzinna przechadzka z przewodnikiem mnie nie przekonuje, bo atrakcje typu "pokaz strzelania z broni czarnoprochowej" czy "spotkanie z żołnierzem 33 Historycznego Regimentu Srebrnogórskiego" jakoś mnie mało interesują. Zrezygnowałem zatem ze zwiedzania a zaoszczędzone 17 złotych mogę przeznaczyć na jakiś cel fundacji Siepomaga.

    Został jeszcze jeden obiekt do zobaczenia, chociaż także niedostępny; Fort Wysoka Skała. Droga idąca pod górę wyprowadza na esplanadę łączącą go z główną twierdzą.

    Niestety brama zamknięta na głucho.

    Można przez szpary w murze zaglądnąć na dziedziniec lub wdrapać się na pobliski wał, by z góry próbować coś dojrzeć.

    Pozostało mi już tylko zejście krętą, stromą, ale malowniczą drogą do przełęczy.

    Myślę, że będąc w Srebrnej Górze warto odwiedzić nie tylko te popularne i zarazem gwarne miejsca, ale także te bardziej kameralne, trochę zapomniane i zaniedbane, co jednak ma swój osobliwy urok.