niedziela, 24 lipca 2022

LESICA - CZERWONY STRUMIEŃ - KAMIEŃCZYK


 
      Przez Lesicę przetoczyłem się tydzień wcześniej, poznając jej urocze położenie oraz kościół. Tym razem okazała się dobrym punktem wyjścia na kolejną przechadzkę w mojej podróży dookoła ziemi kłodzkiej, toteż nie poczułem potrzeby ponownego jej przeglądu.

    Biegnący Drogą Śródsudecką z Niemojowa szlak zielony, w Lesicy ucieka z asfaltu w szczere pola, tuż za pozostałością sporych rozmiarów kapliczki. Niestety nie udało mi się znaleźć w sieci żadnego zdjęcia z czasów, kiedy była "na chodzie" a ciekaw jestem.

    Klub českých turistů, na spółę z PTTK, oznacza przygraniczne szlaki i widzę po rodzaju wskaźników, że ma w tym większy udział.

    Szlak biegnący pod górę łąkami, powoli roztacza coraz szersze i dalsze widoki. Wszystkie są jak na złość za plecami, więc trzeba przystawać i obracać się, aby zadowolenie rysowało się na twarzy; kościół św. Marcina w Lesicy i tło w postaci Dębowca oraz dalszego Czerńca.

    Z wyższego pułapu widać więcej Czerńca i Dębowca, jak również orlicki Anenský vrch. 

    Poza tylnymi krajobrazami są jeszcze boczne, ale mniej spektakularne, bo jednak wyżej. To jest zachodni stok Bochniaka, na szczyt którego się nie wybieram.

    Od wejścia do lasu niewiele się dzieje, dopóki nie dotarłem do opuszczonej wioski Czerwony Strumień. Zaczyna się od grząskiego podłoża i stanowiska rudbekii nagiej, inwazyjnej rośliny lubiącej wilgoć.

    Sam potok, od którego wzięła nazwę wioska (daw. Rothflössel), jest niepozornym ciekiem, przebijającym się przez gęstwinę, mający swój początek na północnym stoku góry Kamień a kończący bieg po około sześciu kilometrach wpadając do Dzikiej Orlicy. Na całej swej długości wytycza granicę polsko-czeską.

    To moja druga wizyta w Czerwonym Strumieniu, poprzednio byłem tu również latem, 2014 roku i szedłem w przeciwnym kierunku. Odnoszę wrażenie, że wówczas było tu trochę przestronniej, tzn. mniej zachaszczone. Niektóre ruiny są mocno zarośnięte.

    Z poprzedniej mojej wizyty pamiętam, że była tu szeroka ścieżka i pofragmentowana barokowa figurka. Dziś ścieżka jakby węższa a części figury ciągle osobno i trudniejsze do dostrzeżenia.

    Pomnik przyrody, dwa wiązy górskie już nie istnieją a przynajmniej w takiej formie, w jakiej były przed 2015 rokiem, kiedy wichura zajrzała do Czerwonego Strumienia.

    Ścieżka edukacyjna "Śladami nieistniejącej wsi Czerwony Strumień" została otwarta w 2013 roku i na tym koniec, bo ewidentnie widać, że nikt o nią nie dba. Zarasta, niszczeje, powoli zanika jak wieś, której jest poświęcona.

    Najbardziej znaną, charakterystyczną pozostałością po wiosce jest ruina barokowej kaplicy, która także ucierpiała podczas nawałnicy w 2015 roku, przyjmując na siebie spadające konary.

    Wygląda na to, że główne wejście nie było od ścieżki, ale z drugiej strony, gdzie można rozpoznać resztki portalu.

    Wewnątrz, jakaś sterta ułożonych kamieni i zbity z desek blat imituje ołtarz, nie wiem tylko po co.

    I znów na łąkach, tym razem nad Kamieńczykiem. Kierunek widoku: Suchoń i Czarna Góra.

    Kolejne ujecie przeciwległego pasma, co ciekawe nie widać Śnieżnika, który jest zasłonięty przez Goworek i Mały Śnieżnik.

    Zabudowania górnego Kamieńczyka. Stąd również są piękne panoramy na Masyw Śnieżnika i Kotlinę Kłodzką.

    W 2013 roku posadzono przy granicy polsko-czeskiej tzw.drzewo graniczne, jako symbol i kontynuację tradycji z 1581 roku. Kiedy patrze teraz na drzewo, to widzę, że nic nie urosło, nawet nie wiem czy w ogóle ono żyje, ale raczej nie, bo suche jest. Czy ktoś od 2013 roku interesował się tym?

    Po czeskiej stronie jest mały parking z miejscami odpoczynkowymi i starym krzyżem, chyba z 1777 roku, jeśli nie cały, to przynajmniej postument.

    To dawne przejście graniczne jest skrajnym południowym punktem mojej wycieczki, teraz będę wracał do Lesicy, oczywiście trochę inną trasą. Schodzę do Kamieńczyka i tak sobie myślę, że tu, w górnej jego części, to jest fajne miejsce do zamieszkania jeśli chodzi o położenie. Widoczki ekstra, względny spokój i blisko granica, za którą można udać się na piwo, knedle, smażony ser oraz inne atrakcje.

    Z Lesicy przybyłem zielonym, wracał będę żółtym. Po drodze nieustannie ten sam krajobraz ze śnieżnickimi wierchami, ale to się nie nudzi.

    A w dole Międzylesie.

    Oprócz Grupy Śnieżnika, gdzieś tam daleko można dostrzec Góry Złote i Bardzkie ze swymi sztandarowymi wierzchołkami.

    Przy jednym z rozdroży stoi postument, na którym pewnie kiedyś przymocowany był jakiś świątek, być może krucyfiks, ale nawet tak niekompletny obiekt, dzięki ozdobnemu reliefowi na cokole, figuruje w mapach jako punkt orientacyjny "oko opatrzności".

    Jeszcze nie las, ale zapowiedź, że wkrótce będzie. To południowy stok Czerwieni, niepozornej górki, która zwała się kiedyś Rote Stock.

    Rzut oka na zachodnią stronę, gdzie za wzniesieniem, w ledwo widocznych zaroślach, znajduje się Czerwony Strumień.

    Kolejne rozdroże przy szlaku, pomiędzy Czerwienią i Bochniakiem, tym razem z infrastrukturą turystyczną.

    Jest się gdzie ugościć, miejsca tyle, że małe imieniny można zrobić i to pod dachem, więc pogoda niestraszna. Tu muszę przyznać, że leśnicy się popisali.

    Szeroka leśna droga prowadzi przez teren rzadkiego lasu, gdzie jest dużo niezadrzewionych miejsc. Coraz bliżej do Lesicy, widać Anenský vrch i Czerniec.

    I już Droga Sródsudecka przed Lesicą. Ostatnie dwa kilometry wiodą asfaltem przez wieś, która przypadła mi do gustu, szczególnie jej położenie.

    Długa prosta, nie ma chodnika, ścieżki rowerowej, zabudowań, a mimo wszystko ktoś w pewnym miejscu postanowił postawić barierki. Ale ja się nie znam, niewątpliwie one są akurat tutaj niezbędne i w jakimś ważnym celu, pewnie chodzi o bezpieczeństwo.

    Dwunastokilometrowa pętelka zrobiona, na koniec zaglądam jeszcze do słabowitego Jelonika. No, płynie sobie. 









     





niedziela, 17 lipca 2022

NIEMOJÓW - DĘBOWIEC - LESICA

 


    Co prawda przez Niemojów wielokrotnie już miałem okazje przejeżdżać, ale nigdy nie był on na trasie mojej pieszej wycieczki. Nadarzyła się jednak sposobność rozpoczęcia tutaj kolejnej sudeckiej przygody, gdyż wioska dobrze wpisuję się w plan wyprawy i jest gdzie samochód zostawić. Przypuszczam, że takich jak ja łazęgów, zjawiło się tu więcej, bo zaparkowanych pojazdów w tej małej wsi było nawet sporo.

    Będąc tuż nad Dziką Orlicą, nie sposób nie zajrzeć i popatrzeć - tak na dobry początek - na spokojny bieg granicznej rzeki.

    Na krzyżówce czarny szlak zaczyna swoją działalność a ja podczepiając się pod niego wyruszam z doliny w góry. Mijam budynek mieszkalny, za którym widać resztki dawnej szkoły a między drzewami przebija się ściana kościoła Nawiedzenia NMP.

    Na rozdrożu stoi ciekawa grupa figuralna "Pożegnanie Chrystusa z Matką". Podobają mi się tego typu stare, sakralne obiekty, jakże inne od tych prostych, tandetnych krzyży stawianych gdzie popadnie. Czeka mnie jeszcze podczas tej wycieczki kilka takich smaczków.

    Nieopodal w zaroślach, ukryte są ruiny dworu sołtysów, które można podglądać z góry, wspinając się szlakiem. Dwór powstał w XVI wieku i jak to często bywa na przestrzeni wielu lat, był rozbudowywany. No ale niestety do dzisiaj nie dotrwał w całości.

    Bylem na dworze, to teraz wychodzę na pole i zaczynam doceniać pogodę. Tam w dole, w chruśniaku, jakoś nie zwracałem na to uwagi, ale na skoszonych złotych łąkach, pięknie kontrastujących z zielenią i błękitem dzięki słońcu, widok jest ujmujący. Pagórki nad Niemojowem po czeskiej stronie, w Górach Orlickich.

    Szczególne wyróżnia się bezdrzewny Polom, aż chciałoby się tam być.

    Z innego kierunku kłania się Czerniec, który był moją zdobyczą podczas poprzedniej, nie tak słonecznej wycieczki, tydzień wcześniej.

    Z wyższego punktu widoczne są częściowo Bartošovice v Orlických horách.

    Ciekawym pomysłem jest umocowanie na drzewie pokaźnych rozmiarów oznaczenia szlaku. Chodzi o to, żeby był widoczny z większej odległości, gdyż w tym miejscu trasa przechodzi przez środek obszernej łąki i nie ma możliwości na niej zainstalowania znaków turystycznych.

    Tam po drugiej stronie, gdzieś na drzewie, również jest taki duży symbol szlaku, ale dostrzegę go dopiero gdzieś w połowie drogi i wtedy zacznę się na niego kierować.

    Za chwilę koniec przestrzeni, bo na trasie jest las. Przed wejściem do niego ostatnie spojrzenie na Czerniec, łatwo rozpoznawalny ze względu na wieżę.

    Rozdroże pod Czernicą ze zbiornikiem retencyjnym, gdzie byłem tydzień wcześniej. Jest to punkt zborny obydwu moich wycieczek. Tym razem nie byłem tu sam, jakaś para turystów chłonęła tutejszą atmosferę, więc nie chcąc przeszkadzać, nie zatrzymywałem się tu długo.

    Dalsza moja droga biegnie szlakiem żółtym na południe i początkowo jest to trochę nudna leśna dreptanina z wyłączoną na otoczenie świadomością.

    Po ponad dwóch kilometrach jest powrót do przestrzeni i robi się weselej. Po wschodniej stronie wystają śnieżnickie grzbiety, znane i lubiane.

    Szlak prowadzi przez przełęcz w okolicy dawnej Kolonii Lesica, po której już prawie nie ma śladu a szkoda, bo otoczenie jest bardzo przyjemne, są lasy, łąki i w ogóle położenie jest znakomite.  Prostopadle do szlaku przebiega droga łącząca Niemojów z Różanką, więc dojazd jakiś jest. Podchodząc na wzniesienie Dębowiec za sobą zostawiam Czerńca, często wpadającego w oko podczas tej wyprawy.

    Dębowiec to bezleśny wierzchołek o wysokości 666 m n.p.m. Nazwy niemieckiej nie posiadał a po wojnie nadano mu taką a nie inną, choć aż się prosiło o coś mniej subtelnego. Przy drodze na szczyt, pod czereśnią, stoi jakaś murowana budowla, przypuszczam, że to kapliczka. A w tle "śnieżnikowo".

    I z wierzchołka również widać ten śnieżnicki parawan. W niedalekiej perspektywie będę po tamtej stronie, ale na razie zmierzam w stronę Przełęczy Międzyleskiej.

    Na północy dominuje Czerniec.

    Na zachodzie Přední kopec.

    Na południu mniej znane lub nienazwane garby a daleko gdzieś ledwo wystający czeski Adam.

    Z Dębnika szlak schodzi do Lesicy, wioski położonej na uboczu, otoczonej łąkami. Istny sielankowy obraz.

    Lesica ma zaledwie coś około 30 mieszkańców, ale w 1840 było tu aż 95 budynków. Rolnictwo obecnie raczej nie jest tu modne, ale potencjał na letnisko jest. Stare, opuszczone gospodarstwa są pomnikiem wieloletniego wyludnienia.

    I przyszedł czas na nieuniknione, czyli asfaltową odyseję. Wstępuję na twardą drogę aż do Niemojowa i muszę się pogodzić z tym faktem.

    Okolicznym łąkom kolorytu dodają kwiaty, między innymi wierzbówka kiprzyca, która swoja purpurą przeciwstawia się wszechobecnej zieleni.

    Dawny wiejski sklepik. Kiedyś w tego typu kioskach można było kupić mydło i powidło oraz usłyszeć wszelkich nowin. Niestety dziś, w czasach, gdy prawie każdy posiada własny środek lokomocji i może udać się wszędzie, gdzie taniej, takie lokalne markety straciły rację bytu.

    Od czoła nachodzi mnie szlak zielony i skręcając nagle udaje się w pola. To zapowiedź mojej następnej wycieczki a na razie dreptam dalej przez Lesicę.

    Kościół św. Marcina z 1706 roku, na pierwszy rzut oka wydawał mi się opuszczony, nieczynny. Tak duży obiekt na taką garstkę mieszkańców i do tego niewyglądający z zewnątrz świeżo, nie sprawiał wrażenia użytkowanego.

    Jednak gdy zajrzałem przez okno do środka, przekonałem się, że tak nie jest. Wewnątrz wszystko wygląda na działające i nawet z lekka na swój sposób przytulnie.

    Na tyłach świątyni znajduje się cmentarz, mocno zapuszczony i chyba już dawno nie używany, poza jednym wyjątkiem.

    Mianowicie w roku prawdopodobnie 2021 przeniesiono tu szczątki z XIX-wiecznego cmentarza katolickiego we Wrocławiu, które odkryto podczas prac budowlanych. Poza tym z powojennych grobów najmłodszy wydaje się być z końca lat 50-tych XX wieku. Najwięcej jednak jest nagrobków niemieckich.

    Kaplica grobowa służy za magazynek stel i krucyfiksów z mogił, które nie wytrzymały próby czasu.

    Przy kościele zwraca uwagę Grupa Ukrzyżowania, czyli przedstawienie ukrzyżowanego Chrystusa w asyście postaci biblijnych zgromadzonych pod krzyżem.

    Przez Lesicę (daw. Freiwalde) płynie drobny potok Jelonik, dzielący kiedyś wioskę na dwie osady, należące do dwóch różnych właścicieli; Frewald i Grenzdorf, które w końcu połączyły się w jedną wieś. I tak wraz z tym Jelonikiem dotarłem do Dzikiej Orlicy.
  
    Drogę do Niemojowa uświetnia ukwiecone pobocze, co oczywiście nie uszło mojej uwadze. To jeden z gatunków komornicy.

    Innymi atrakcjami przy Drodze Śródsudeckiej, są zabytkowe świątki. Pierwszy z nich to Pieta. Kiedyś ludzie umieli w figurki.

    Kawałek dalej, ukryta między drzewami, stoi nadgryziona zębem czasu kolumna maryjna.

    Kolejna grupa figuralna to św. Jan i św. Paweł.

    A nad samym brzegiem Dzikiej Orlicy - Nepomuk.

    I na koniec tej wycieczki zaglądam na granicę w Niemojowie.

    A tę wytycza tutaj Dzika Orlica mająca swe źródła na Zbójnickiej Górze w Górach Bystrzyckich.

     Po czeskiej stronie, nad rzeką, jeszcze jedna figura Jana Nepomucena.

    I to tyle ciekawostek z tej 14-kilometrowej wycieczki.