poniedziałek, 11 listopada 2019

CZESZKA I INNE TAKIE




    Główną przyczyną tej wycieczki była Czeszka. Już wiele razy rzucała mi się w oczy, gdy z daleka spoglądałem na Góry Sowie będąc po ich wschodniej stronie. Bardzo się wyróżnia, jej charakterystyczny kopulasty kształt przyciąga uwagę i przypomina wierzchołki Gór Kamiennych oraz Wałbrzyskich. Oczywiście sama Czeszka to za mało, więc poszukałem w mapie innych miejsc w okolicy Przełęczy Woliborskiej i skleiłem sobie krótką trasę. Bez szału.
 Nie tylko ja wpadłem na pomysł leśnego spaceru z Przełęczy Woliborskiej. Ilość samochodów na tutejszym parkingu świadczy o pewnym zainteresowaniu okolicznymi szlakami.

    Ruszam niebieskim na południe, ale po siedmiuset metrach schodzę w bok na  - jeśli można tak powiedzieć - szczyt Zległego (739 m n.p.m.). W zasadzie to trudno jest określić kulminacje tej góry, ale to mało istotne, gdyż nie jest to fascynujące miejsce. Same buki i już. Dawna nazwa góry to Schlegel Berg, co w języku niemieckim oznacza m.in. młot górniczy, tzw. pyrlik, będący jednym z elementów górniczego godła.

   Teraz kierunek Czeszka. Ta trochę dziwna droga w jej stronę wynika z niechęci maszerowania główną, ruchliwą drogą po asfalcie. Wolałem przemieszczać się parowami wyścielonymi liśćmi, aż dotarłem nad Zamkowy Potok.

    Potok niewielki, ale dolina, którą płynie jest już znacznej skali.

    Zaraz po przekroczeniu cieku, dzięki bezlistowiu, widać czaszę Czeszki.

    U podnóża góry od strony drogi znajduje się duży parking. Ciekawostką jest fakt, że kiedyś na tej przełęczy znajdował się budynek, tzw. Chausseehaus, który pełnił funkcję punktu poboru opłat za przejazd drogą, taka niegdysiejsza bramka autostradowa.

     Podejście pod Czeszkę zaczyna się niewinnie, trawersem, ale potem już będzie normalnie czyli stromo.

    Oczywiście nie mogłem, jak każdy, wyleźć oznaczoną ścieżką, tylko zaniosło mnie trochę dalej licząc na jakieś widoczki, co skutkowało tym, że musiałem się później wspinać pomiędzy kamolami.

    Na szczyt i tak dotarłem, skąd - jak przypuszczałem - będę mógł cieszyć się piękną panoramą.

   Tabliczka, z nazwą przymocowana do drzewa, niestety nie wytrzymała próby czasu. Czeszka (daw. Böhms Berg - 742 m n.p.m.).

    Większość wierzchołka jest porośnięta drzewami, ale po wschodniej stronie znajduje się radosny kawałek ziemi, z którego można rozejrzeć się po świecie. Aby robić to niespiesznie, sklecono tu siedzisko.

    Głównym elementem krajobrazu są Ostroszowice.

    Bardziej na południe następne wioski; Grodziszcze i Rudnica a nad nimi Działynia (Wacławka), najwyższa nie tylko we Wzgórzach Bielawskich, ale w całych Wzgórzach Niemczańsko-Strzelińskich.

    Kierując wzrok w stronę północy nietrudno jest wytropić Masyw Ślęży a po drodze Dzierżoniów i Bielawę.

    Kręcąc się jeszcze trochę po wierchu odszukałem reper - wysokościowy znak geodezyjny.

    Z Czeszki stromo do przełęczy i na drugą jej stronę, wspinając się pod Zawalidrogę aż do skrzyżowania z "obserwatorium".

    Góra jest dwuwierzchołkowa a jej dawna nazwa to Quer Berg czyli "poprzeczna". Za amboną jest ten niższy 761 m n.p.m. Ja wspiąłem się na wyższy (764), ale chyba niepotrzebnie, bo powiało nudą.

    Spod Zawalidrogi dróżka zawiodła mnie pod Grzbiet Niedźwiedzi (daw. Bärenkamm). Najwyższy jego wierch (723) jest na wyciągniecie nogi, lecz jakoś nie poczułem potrzeby wtargnięcia tam.

    Rozorany teren, błoto, wokół pełno pociętego drewna i jeden nietypowy akcent rozweselający to ponure i bezładne miejsce, będące węzłem kilku leśnych dróg i szlaku.

    Z rozdroża wygramoliłem się na najwyższy jak do tej pory wierzchołek, mający 811 m n.p.m., sąsiadujący poprzez przełęcz Wigancicką Polanę z Popielakiem. Po wojnie zakwalifikowano ten szczyt jako jeden z wierzchołków Czarnych Kątów, choć w starych mapach wyraźnie widać, że Schwarze Winkelkuppen go nie obejmuje. A u nas obejmuje, bo tak oficjalnie jest napisane w Monitorze Polskim.

    Wraz z Głównym Szlakiem Sudeckim idę już w stronę Przełęczy Woliborskiej, wstępując po drodze na inny wierch Czarnych Kątów (786). Tak jak się spodziewałem, nic tu się nie dzieje, ale patrząc w mapę topograficzną, można domyślić się skąd ten "Winkel" w nazwie. Zauważalnym jest, że grzbiet góry układa się w kąt zbliżony do prostego.

    Po drodze jeszcze jedna zagwozdka; dlaczego tak kropkowane są niektóre drzewa?

    Mijam jeszcze dwa wierzchołki góry Kobylec (daw. Gaulkuppen), z których ten niższy widnieje w mapach jako Szkapa. Słońce plus liściasta wykładzina postarały się tutaj o godny wystrój lasu.

    I ponownie Volpersdorfer Plänel, czyli koniec wycieczki.

    Na Przełęczy Woliborskiej funkcjonowało kiedyś coś w rodzaju schroniska, niewielki barak zwany Volpersdorfer Plänelbaude, ale po wojnie jego żywot był bardzo krótki, gdyż szabrownicy nie próżnowali.

    W sumie to taka krótka wycieczka prawie bez wyrazu, jedynie Czeszka ratowała sytuację. Choć z drugiej strony każdy górski, jesienny spacer po lesie jest jednak przyjemnym przeżyciem.

niedziela, 27 października 2019

CZARNY LAS




   Czarny Las jest niewielkim pasmem należącym do Gór Kamiennych, będącym łącznikiem pomiędzy Górami Kruczymi i Pasmem Lesistej. Jego najwyższy wierzchołek mierzy 660 m n.p.m., zatem nie jest szczególnie wysoki. Niektóre źródła podają, że składa się z dwóch części: północnego pasma Chojniaka i południowego właściwego, z Czubą. Jednak w Monitorze Polskim z 1949 roku, w rozporządzeniu Ministra Administracji Publicznej o przywróceniu i ustaleniu nazw miejscowości i obiektów fizjograficznych, ta północna część jest przypisana do Obniżenia Leska, czyli Kotliny Kamiennogórskiej. Przez jego obszar przebiega długodystansowy szlak E-3, co znaczy, że jest raczej częściej używany turystycznie, bo przez południowy nie wiedzie żaden. Dlatego uznałem, że to może być ciekawe i odkrywcze doświadczenie, toteż ruszyłem w tamtą stronę z Czarnego Boru.

    Po drodze mijam źródełko w postaci rury wystającej ze skarpy, skąd cieknie woda. Przypuszczam, że woda ta musi mieć jakieś niezwykłe właściwości, ponieważ stało przy nim dwóch niemłodych mężczyzn i nabierało do kilku butli ten życiodajny płyn. Wdałem się z nimi w krótką rozmowę, która w dużej mierze była monologiem, gdyż jeden z nich był bardziej nastawiony na nadawanie niż odbiór. Człowiek z typu tych, który wszędzie widzi zagrożenia, wrogowie (bliżej niezdefiniowani) tylko czyhają, by go podstępnie wykończyć, stąd nie wierzy zatrutej kranówie i przyjeżdża tutaj po wodę. Przestrzegał mnie także przed grasującą w okolicy pumą, którą ponoć pokazywali w telewizji. Hmmm... Chciałbym poznać skład chemiczny tej wody.

    Wchodząc na grzbiet, trudno odmówić sobie postoju na północnym stoku Czuby, gdyż łapiąc oddech można uchwycić również widoki. Pierwsze, co rzuca się w oczy to oczywiście Trójgarb jak na dłoni.

    Ze znanych górek, bardziej na zachód widoczny jest Krąglak.

    Natomiast z zachodniej strony, trochę powyżej siodła pod Czubą, widać karkonoską konstelację.

    Wierch Czuby nie jest nadmiernie zadrzewiony za to porośnięty trawą, więc tu także można zaznać przyjemności podziwiania krajobrazu. Zresztą dawna nazwa góry (Guckel Berg - 660 m n.p.m.) świadczy o tym, iż kiedyś również była dobrym punktem widokowym.

    Na wschodzie Chełmiec i Mniszek a na horyzoncie wybija się Borowa.

    Nie sposób pominąć Trójgarbu, który wciska się przed oczy jak tylko może.

     Karkonosze przesłonięte laskiem, ale na południowym zachodzie widać Góry Krucze z m.in. Královeckým Špičákem, Szeroką i Świętą Górą.

    Z Czuby ruszam grzebieniem na północny zachód i najpierw wchodzę na bezimienną górę mierzącą 648 m n.p.m. Bezimienna była ona także za Niemca a szkoda, bo wyróżnia się na tle innych w okolicy. Co prawda na szczycie są lekkie zarośla utrudniające obserwację, ale schodząc przeciwległym stokiem można już poić wzrok panoramą Karkonoszy i Rudaw Janowickich.

    Po zejściu z góry do siodła z przekaźnikami, widok na Trójgarb i Chełmiec.

  Kolejnym wzniesieniem na drodze jest... no właśnie, co? Większość map podaje Jastrzębią Górę z wysokością 612 m n.p.m., ale sprawdziłem to w Messtischblatt oraz Monitorze Polskim z 1949 roku i wychodzi na to, że ta górka także jest bezimienna. Owszem, znajduje się w Czarnym Lesie szczyt o tej nazwie, lecz położony jest gdzie indziej i z inną wysokością (daw. Hohe Berg-638 m n.p.m.). Co ciekawe, w Czarnym Lesie są też dwie góry, które miały dawniej identyczną nazwę: Habichts Berg czyli w tłumaczeniu Jastrzębia Góra, ale również one znajdują się w innym miejscu a jedna z nich nosi dziś nazwę Jastrzębnik. W każdym razie najlepsze, co widać ze szczytu, to wierzchołek poprzedniej.

   I znów zejście do przełączki, jednak tym razem na tej jest znacznie ciekawiej. Bo po pierwsze; jest tu łąka widokowa z siedziskiem i paleniskiem.

    Po drugie; doprowadza tu droga o twardej nawierzchni, z Borówna.

   I po trzecie; znajduje się tu kapliczka Ildefonsa, obecnie Matki Boskiej Częstochowskiej.

    Ildefons Reuschel, budowniczy tej kaplicy, był opatem klasztoru krzeszowskiego, stąd pierwotna nazwa obiektu. Dawniej znajdował się tutaj obraz ufundowany przez rodzinę Ullrichów z Forst (dziś Borówno), będący pamiątką po śmierci ojca rodziny - Reinholda, górnika pracującego w kopalni w Gorcach. Dziś jest tu obraz MB Częstochowskiej.

    Z kapliczki ponownie podejście na grzbiet, z którego roztaczają się znane już panoramy na Karkonosze, Trójgarb czy też Chełmiec. Tutaj w dole Borówno, nad nim Chojniak a na końcu charakterystyczne trzy garby.

    Po chwili docieram nad wyrobisko dawnego kamieniołomu w Borównie. Widok piękny, bo kopalnia nieczynna i zalana a w oddali Karkonosze ze Śnieżką i Rudawy Janowickie ze Skalnikiem i Wielką Kopą.

    Pora obejść jezioro dokoła po ścieżkach rozjeżdżonych motocyklami. Myślę, że to jest dobre miejsce dla motocrossowców, zdecydowanie lepsze niż las.

    Widok na Krzeszowskie Wzgórza z Górą Ziuty i mniej wybitną Góra Świętej Anny.

    Jeszcze przed wojną kamieniołom nie zajmował aż tak dużej powierzchni. Ten zalany teren i tarasy nad nim były kiedyś górą o wysokości 640 m n.p.m.

    Podchodząc bliżej, przejrzałem się jeszcze tylko w tafli wody - niczym prześliczna nimfa - i ruszyłem w drogę powrotną do Czarnego Boru.

   Teraz już dołem, mniej widokową dróżką, przez Czarny Las (daw. Forst Berge), który aż tak bardzo czarny to nie jest. Gęste, zwarte młode świerki sąsiadują z tymi już dorosłymi, co ukazuje ciekawy kontrast.

     Na skrzyżowaniu pod Jastrzębnikiem zmieniam kierunek marszu. Znajduje się tutaj zbiornik retencyjny, który swoim wyglądem raczej nie zachęciłby do skorzystania z kąpieli. 

    Zasila go bezimienny potok, w górę którego przemieszczam się dalej. Jest on krótki, wątły, z niewielkim przepływem wody, ale mimo tego miał dawniej swoją nazwę a mianowicie Der schwarze Graben. Trzeba jednak przyznać, że ładnie prezentują się jego krzywizny.

    I znów trafiam pod Czubę, tym razem na siodło po wschodniej stronie. Z dołu widać trawiasty stok oraz trochę pni pozostałych po wycince. Kiedyś zatem było tu sporo drzew i aż dziw, że nie zasadzono nowych, jak to często bywa.

    Po przeciwnej stronie przełęczy jest podłużna góra, która wabi mnie oznaczonym w mapie punktem widokowym. Jakaś ścieżka tam prowadzi, więc wdrapuję się na grzbiet i podążam w zaznaczone miejsce a tam ekskluzywny łapacz widoczków.

    A co oferuje z poziomu swoich szczebli ów konstrukcja? Najbliżej właściwa Jastrzębia Góra, nieco z tyłu Gawroniec i Mielnik, jeszcze dalej Dzikowiec i Lesista Wielka a najdalej Borowa z sąsiadami.

    Czarny Bór w dole a nad nim Chełmiec i Mniszek.

    Widoczny jest także Boguszów.

   Ponieważ góra, na której się znajduję, jest dwuwierzchołkowa, wypadałoby podejść na ten drugi - północny. Obecnie wzniesienie nie posiada polskiej nazwy, ale nie było zawsze bezimienne. Zwało się dawniej Mittel Berg, czyli "pośrednia góra". Niestety z północnego wierchu widoki są słabe, jedyne co widać to kawałek Skalnika i Wielką Kopę w Rudawach Janowickich.

    Wracając do Czarnego Boru ponownie znalazłem się obok  "cudownego"źródełka, gdzie w jego pobliżu znajduje się kapliczka milenijna.

     Ostatnia prosta to kilkaset metrów ulicą Leśną i rzut na taśmę w Czarnym Borze.