niedziela, 30 września 2018

DROGA ZBŁĄKANYCH WĘDROWCÓW



    Północna część Gór Bystrzyckich jest dosyć specyficzna. Nie ma tu kopulastych wierzchołków z wyraźnie zaznaczonymi kulminacjami, przypominają one raczej płaskowyż. Do tego poprzecinane są mnogością dróg. Jedne proste jak strzała, inne powykrzywiane, niektóre ponazywane tajemniczo jak choćby Wieczność, Ścieżka Wielkiego Strachu czy też Droga Zbłąkanych Wędrowców. Wiecznością już przemierzałem tutejsze lasy, zatem przyszła pora sprawdzić Drogę Zbłąkanych Wędrowców.     Można pomyśleć, że taka zagadkowa nazwa zawiera jakąś ciekawą, niezgłębioną historię, czy nawet legendę. Nic z tych rzeczy. Realia są bardzo prozaiczne a przeczytałem o nich w przewodniku "Ziemia Kłodzka" autorstwa Waldka Brygiera. Otóż warszawski dziennikarz i autor przewodników Andrzej Koźmiński, wędrując po Górach Bystrzyckich w latach pięćdziesiątych minionego wieku, napotkał na drodze grupę młodzieży, która zabłądziła w lesie i pytała się go o drogę. W swoich przewodnikach zaczął używać więc nazwy Drogi Zbłąkanych Wędrowców w odniesieniu do tej, na której spotkał zagubionych i z czasem okazało się, iż nazwa się przyjęła. Rzeczona droga ma prawie siedem kilometrów długości i zaczyna się w Lasówce, nieopodal Zieleńca, dokąd można z Dusznik-Zdroju dojechać Autostradą Sudecką.

    Lasówka (daw. Kaiserswalde) staje się wsią o charakterze letniskowym, gdyż ze względu na piękne położenie jest wybierana przez miastowych na oazę weekendową i świąteczną. Kiedyś wieś słynęła z produkcji szkła, funkcjonowała tu huta wyrabiająca głównie szyby, ale także szkło gospodarcze. Z czasem produkcja się rozwijała. O całej historii, od powstania w XVII wieku po upadek w latach 50-tych XX wieku, można przeczytać na przydrożnej tablicy w pobliżu kościoła.

    A sam kościół, św. Antoniego, liczy sobie niewiele ponad sto lat.

    To właśnie kilkadziesiąt kroków od niego zaczyna się Droga Zbłąkanych Wędrowców (Kaiserswalder Strasse). Od Autostrady Sudeckiej biegnie niezbyt ostro pod górę a prowadzi nią szlak niebieski idący z Czech.

    Z początku jest więcej starych zabudowań sudeckich o dużych spadzistych dachach, nowsze znajdują się wyżej.

    A im wyżej, tym bardziej można się przekonać, jak piękna to okolica. Na zachodzie Góry Orlickie od lewa do prawa; Anenský vrch, Komáří vrch, Tetřevec.

    Wokół przestronne łąki na łagodnych stokach Gór Bystrzyckich a do tego słońce dodające ekspresji otoczeniu, więc wszystko wydaje się jeszcze atrakcyjniejsze. Przy rozdrożu nad Lasówką szlak niebieski kończy swoją działalność a przebiegający tędy czerwony GSS nie biegnie Drogą Zbłąkanych Wędrowców, zatem dalej bez szlaku prosto przed siebie.

    Przy końcu pierwszego kilometra drogi, na skraju leśnej wyspy, stoi zabytkowy krucyfiks na ozdobnym cokole. Cała konstrukcja jest wysoka i dość dobrze zachowana a przecież ma sporo lat, bo jest naniesiona już na XIX- wiecznej mapie.

    Za laskiem znów rozpościerają się łąki i lepiej stąd widoczna jest część Gór Orlickich, gdzie w zasięgu wzroku są Malá Deštná i Orlica. Jak to dobrze, że po wojnie nie przyszło nikomu do głowy  zalesienie tego obszaru.

     Widać także narciarski stok Šerlicha w Zieleńcu.

    Po półtora kilometrze wspaniałych przestrzeni, następuje leśny epizod drogi. Przed wejściem w ciemniejsze rejony, można chwilkę odpocząć i rzucić ostatnie spojrzenie na słoneczne przestworza, bo dalej będą już tylko drzewa.

     Brak dostępu słońca i krajobrazów las próbuje rekompensować przyjemnym zapachem igliwia. Zrobiło się aromatycznie jak w samochodzie przy leśnym "Wunderbaum" zwisającym z lusterka. Z czasem świerkowa woń zostaje zastąpiona równie przyjemnym zapachem świeżego drewna a to za przyczyną ułożonego stosu, najwidoczniej niedawno jeszcze rosnącego.

    Kilkaset metrów na zachód od drogi, a więc niewidoczna z niej, znajduje się śródleśna łąka, będąca niejako rezerwuarem wody, skąd wypływa potok zasilający dalej Mostowy Potok. Ta nasiąknięta polana nosi miano Mokrej Łąki. Tam się jednak nie zapuszczam.

    Półtrzeci kilometr drogi - rozdroże z wyrajem, gdzie z lewej dołącza szlak niebieski, tzw. Szlak Papieski. Przez krótki dystans szlak ten biegnie DZW.

     Po dwustu metrach rozstanie ze szlakiem. Ten odbija na Spaloną, później Jagodną i jeszcze dalej.

    DZW natomiast przechodzi przez Kłobuka (daw. Hütten Berg, Hüttenhübel - 815 m n.p.m.), choć nie przez jego wierzchołek. W związku z tym zszedłem niewiele z drogi, by się na nim znaleźć. Trudno odczuć, że jest pod górę, ponieważ na odcinku blisko dwustu metrów pokonuje się około dziesięciu metrów różnicy poziomu. Niestety nic interesującego tam nie czeka, więc najciekawszą rzeczą jest tu nazwa góry. Kłobuk to nakrycie głowy, ale także słowiański demon, najczęściej pod postacią zmokłej kury. Według wierzeń pomnażał on dobytek gospodarza, niestety kosztem sąsiadów. Potrafił także odnaleźć i doprowadzić do domu gospodarza, który zabłądził. Świetnie wpisuje się to w Drogę Zbłąkanych Wędrowców, chociaż to przypadek, bo nazwa góry istniała wcześniej niż drogi. A okoliczne wzniesienia także mają demoniczne nazwy, jak Piekielnica czy Biesiec.

    Czwarty kilometr - Kaiserswalder Strasse odchodzi w prawo schodząc do doliny Bystrzycy przy Zielonym Moście. Jednak Droga Zbłąkanych Wędrowców tutaj przestaje mieć z nią coś wspólnego i idzie dalej prosto.

    Czterysta metrów dalej kolejne rozstaje, lecz przy tych ciekawostka, znajduje się tutaj stary, poniemiecki słupek.

    Na nim widnieje dawna nazwa drogi, w tym przypadku Schmidtchen Weg i co ciekawe, w starych mapach nie widać nigdzie, by była gdzieś ujęta.

    Ponieważ marsz Drogą Zbłąkanych Wędrowców nie zalicza się do porywających a monotonia krajobrazu momentami nuży, zwracają na siebie uwagę nawet drobne "anomalie", jak choćby kolorowe liściaste drzewo wśród wszechobecnych świerków.

    Szósty kilometr - skrzyżowanie dróg. Od niego w lewo odchodzi trawiasta dróżka, od której pod górę biegnie inna, prowadząca na wierzchołek Piekielnicy (805 m n.p.m.). Ta bliskość spowodowała, że zapragnąłem tam się znaleźć, ze zwykłej ciekawości.

     Na szczycie nic zajmującego nie ma miejsca. Słupek oddziałowy, ot i cała historia. Piekielnica zobaczona.

   Siódmy, ostatni kilometr Drogi Zbłąkanych Wędrowców - dobija ona do Zielonej Drogi ze szlakiem o takowym kolorze. To koniec pierwszego etapu tej wycieczki. Spodziewałem się trochę więcej po tym trakcie, daleki jestem od zachwytu, ale mimo tego cieszę się, że go sprawdziłem.

    Dalszym pomysłem na tę wędrówkę było odwiedzenie zbiornika retencyjnego na Bystrzycy. Najpierw jednak Zielona Droga doprowadza do skrzyżowania z Drogą nad Potokiem. Tym potokiem jest właśnie Bystrzyca, nazywana także Bystrzycą Łomnicką, dla odróżnienia od innych cieków o tej samej nazwie. To skrzyżowanie jest wyjątkowe, ma znamiona ronda a na jego środku rośnie świerk, pod którym znajduje się ława z siedziskami.

    Ciekawym elementem wystroju tego miejsca jest trójkątna pseudokapliczka przymocowana do pnia. Na jej trzech frontowych krawędziach widnieje napis: "Zbłąkanym Wędrowcom - Pandemonium". Brzmi jak pozdrowienie z piekła, ale nawet dobrze pasuje do tutejszych diabolicznych klimatów.

    Z krzyżówki, Drogą nad Potokiem, do zbiornika jest tylko pięć minut spaceru, więc warto tam zajrzeć, bo miejsce jest przyjemne.

    Zielona polana, ławki do spoczynku i zalewik z choinkową wyspą, to świetna strefa na relaks i nabranie energii.

    Z informacji umieszczonych na tablicy przy zbiorniku, można dowiedzieć się, że niegdyś służył do gromadzenia drewna, które później spławiano korytem potoku do papierni. Dziś jego rola jest już inna. Obszedłem całe jeziorko dookoła, sporo tu zarośli, które wydają się być dobrym schronieniem dla zwierząt wodnych.

    A woda pochodzi z niepozornego potoku, który z biegiem przeradza się w większy i bystrzejszy.

    Kolejnym miejscem do odwiedzenia, jakie sobie zaplanowałem, był Biesiec. Podczas marszu drogą wzdłuż potoku zrodził się jednak pomysł, aby spróbować zlokalizować jego źródło, bo w mapach jest bałagan i różnie jest to pokazywane. Najlepiej po nitce do kłębka, tak więc brnąłem między zaroślami przy płynącej wodzie.

    Zawsze to jakieś urozmaicenie od szerokich, leśnych dróg.

    Najważniejszym miejscem w obszarze źródliskowym Bystrzycy jest to, gdzie spotykają się dwie główne nitki. Znajduje się ono blisko drogi, tuż za paśnikiem.

    Jak się na miejscu okazało, nitka mająca źródło na południowym stoku Piekielnicy jest wyschnięta, po prostu woda korytkiem nie płynie. Taka sytuacja na pewno nie jest permanentna, ale w związku z tym uczepiłem się drugiej, żywej nitki.

    Ta doprowadziła do grząskiej murawy nasiąkniętej jak gąbka, z której woda wydostaje się wąską strużką.  To tylko jedno ze źródeł, gdyż nieco dalej do tego strumienia wpada z góry, ze stoku Smolnej, inny, ale w górę niego już nie zawędrowałem.

    Z drogi przy potoku odbija inna, prowadząca do Zielonej Drogi. Ta z kolei doprowadza do Rozdroża pod Bieścem. W niektórych mapach rozdroże o tej nazwie umiejscowione jest kilkaset metrów na zachód. Stąd przez górę (choć to określenie na wyrost) prowadzi znany już szlak niebieski - papieski.

    Niemiecka nazwa Bieśca (833 m n.p.m.) to Todte Mann (Martwy Człowiek) i pewnie nie wzięła się z niczego. Być może dawno temu ktoś tu stracił życie i o tym miejscu okoliczni mieszkańcy zaczęli w ten sposób mówić a z czasem nazwa się ugruntowała. To wielce prawdopodobne, ale to tylko moja hipoteza. Przy drodze, niedaleko wierzchołka, stała niegdyś chata myśliwska, co widać na starych "Messtischblatt". Dziś śladu już po niej nie ma. Na samym wierchu także nic nie ma, ale dla zasady zajrzałem nań, w okolicę, gdzie krzyżują się dróżki.

    Dłuuuga prosta przez Bieśca liczy ponad trzy kilometry i przechodzi też przez "górę" Krzemionka (794 m n.p.m.), choć odczucia jak na równinach.

    Niestety nie każdy widok podczas górskiej wędrówki musi być przyjemny. Przy drodze, w zagłębieniu, oprócz gałęzi znajdowały się także puste opakowania i wątpię, żeby zostawili je turyści, bo raczej nikt nie zabiera do plecaka oleju do piły łańcuchowej.

    Za Krzemionką przeskok na szlak czerwony, który doprowadza już do Lasówki.

      Po kilkugodzinnym marszu różnorakimi dróżkami między ostępami, pojawia się wreszcie światełko w tunelu czyli wyjście z lasu na słoneczne łąki nad Lasówką.

    I właśnie te soczyste widoki zapamiętam najbardziej z tej wycieczki po niezbyt wymagającym terenie.

    Jest jeszcze jeden aspekt tej wędrówki. Przez całą leśną jej część nie spotkałem na swojej drodze ani żywej duszy. Nie żebym nie lubił spotykać innych turystów na szlaku, wręcz przeciwnie, ale jeśli zestawi się to bezludzie z tłumami w innych rejonach Sudetów, to jednak wolę tę głuszę.

    Nawet przejście wśród zabudowań Lasówki daje wiele wrażeń, spotyka się tu niecodzienne widoki, jak na przykład niezwykły domek prawie na drzewie. Marzenie z dzieciństwa.

    Albo naczynia rozwieszone na drzewie jako element architektury krajobrazu.

    Na sam koniec wycieczki udałem się jeszcze jakieś dwieście metrów na zachód od Autostrady Sudeckiej, czyli nad Dziką Orlicę, która stanowi granicę państwową.

    W tym miejscu rzeka nie wygląda na dziką. Płynie sobie leniwie wśród łąk i zarośli, jakby życia w sobie nie miała.

   Ale to tylko pozory, bo w rzece żyją różne organizmy a tablica-zagadka przy niej informuje, jakie to żyjątka i co z nich wyrośnie.

    A teren po czeskiej stronie Orlicy, jakieś chaszcze i nieużytki, to Přírodní rezervace Bedřichovka, przez który prowadzi ścieżka edukacyjna. Z jeszcze jednej tablicy tu umieszczonej, można się dowiedzieć, iż w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego stulecia, pojawił się tu znowu bóbr europejski. Niestety żadnego nie zauważyłem.

   Bardzo krótki pobyt w Górach Orlickich był ostatnim wątkiem przechadzki po Górach Bystrzyckich. Mimo pozornie górskiego charakteru, ta wyprawa była spokojna, bez angażowania większej energii, po prostu niedzielny, długi spacer po lesie. Ale takie są Bystrzyckie w tej okolicy.

   P.S.  Tym razem nie zamieszczam profilu trasy (18 km), gdyż był stosunkowo łagodny a wskazania na "mapy.cz" niestety w tym rejonie są nieprecyzyjne i nieco zakłamują stan faktyczny.