sobota, 29 grudnia 2012

ZIMOWE SUCHE


                                                            Turzyna i Jeleniec



   Zimowe górskie spacery mają to do siebie, że trwają dłużej niż te o innej porze roku na tym samym dystansie, a winnym tej powolności jest śnieg. W dolinach wydaje się go niewiele ale razem z wysokością n.p.m. rośnie jego warstwa, a temperatura wręcz przeciwnie. Ale i tak najgorszy jest wiatr.
    W Łomnicy nie wiało, można rzec "flauta", drogi odśnieżone, choć lekka "ślizgota"(jak mawiała moja babcia) jest.


    Przez Trzy Strugi przeszedłem lekko, łatwo i przyjemnie aż do podnóża góry Kręsko, skąd zaczęło się podejście, ciągle jeszcze szlakiem rowerowym, drogą obok paśnika. Świeżo wydeptane ślady na śniegu sugerują, że ktoś już tędy przechodził. Kto w zimie łazi po lesie?

    Nieco wyżej jest grupa skałek, przed którymi przeskakuję strumień zostawiając szlak i mocno podchodzę po zarysach ścieżki. Tutaj śnieg ludzką stopą jest nietknięty i dość głęboki. Na próżno w polskich mapach szukać nazwy miejsca, po którym się wspinam ale Niemcy mieli zwyczaj nazywać doliny i ta pomiędzy Czubatą i... no właśnie  czym, nazywa się Taschen-Grund. Lekko nie było ale w końcu dotarłem do "Andrzejówki".

    Narciarze szusują, śnieżek prószy, wiaterek dmie a schronisko zaprasza. Wewnątrz wystrój świąteczny, toż to nazajutrz wigilia Bożego Narodzenia.

    Ze schroniska udałem się na Halę pod Klinem i tu już inny świat. Zadymka utrudnia spacerek, mocno zacinający śnieg zakrapia oczy i ogranicza widoczność, a ja sam na tej hali jak dycha w portfelu.

    Po wejściu do lasu opad i wiatr przestały być dokuczliwe i wędrówka znowu stała się znośna. Szlakami: czerwonym i niebieskim, nie zadeptując śladów nart, udawałem się na wschód, nie do końca mogąc rozróżnić zamglone szczyty. Gomólnika rozpoznałem.

    Po chwili byłem na Przełęczy pod Turzyną. Niebieski szlak idzie pod górę mocno, czerwony lekko trawersem, obydwa oczywiście na Turzynę.

    Wybrałem czerwony szlak, który wyniósł mnie na szczyt. Jest on rozległy i, jak pokazuje mapa "Geoportalu.pl", o dwóch wierzchołkach. Szlak przechodzi pomiędzy nimi. Charakterystycznym obiektem jest ambona myśliwska.

    Przy dróżce stoi kamienny słupek informujący o nazwie  góry i jej wysokości. Większość źródeł podaje 895 m.n.p.m. ale nie "geoportal". Według ich mapy jest 898 m.n.p.m. lecz nie wiem z kiedy pochodzą te dane i czy są aktualne. A sam główny wierzchołek jest jeszcze jakieś sto metrów na południe od słupka.

    Przy schodzeniu z góry dołącza z lewej szlak niebieski a chwilę później żółty z prawej, i razem prowadzą mnie do Przełęczy pod Jeleńcem, lecz na Jeleńca biegnie tylko modry. A ścieżka szeroka nie jest, ocieram się o  gęsto rosnące zmrożone drzewa i krzewy. Wartość kaptura rośnie w takich chwilach.

    Szczyt Jeleńca do spektakularnych się nie zalicza, jakiś "ciasny", zarośnięty, bez widoków. No może poza tymi najbliższymi czyli ubranymi w śnieg i lód drzewami. Ładne to. Jest też słupek informacyjny. I tu jest zgoda: 902 m.n.p.m.

    Zejście jest dosyć strome jednakże głęboki śnieg mnie skutecznie wyhamowuje. Docieram do Skalnej Bramy pomiędzy Jeleńcem a Rogowcem, na tego drugiego już jednak nie wchodzę. Późno jest i zaraz zacznie się ściemniać.

    Szybkim krokiem schodzę do przełęczy pomiędzy Jeleńcem a Gomólnikiem Małym. Piękne miejsce bez nazwy, skąd przy ładnej pogodzie roztaczają się wspaniałe widoki w kierunku północno-wschodnim.

                                                         Stąd do cywilizacji już blisko.



SOBOTA  29-12-2012


                                      Javoři hory (Langer Berg)



    Langer Berg - ta niemiecka nazwa tyczy się wielu wzniesień w Górach Suchych m.in.  Bukowej Góry, choć w tym przypadku odnoszę wrażenie, że chodzi o coś więcej niż sama góra, a mianowicie cały grzbiet obejmujący kilka wierzchołków.
    Na początek, jak zwykle w życiu, pod górę. Podchodzę z Łomnicy drogą wiodącą doliną pomiędzy Słodną i Ostoją. Będąc już niedaleko przełęczy Trzy Koguty po lewej widzę wierzchołek tej drugiej a także sąsiedniego Raroga.

     Z samej przełęczy Ostoja także jest widoczna, tego dnia mam zamiar ją nawiedzić. Szczyt jak widać zalesiony więc widoczków nie będzie, chociaż pogoda nawet niezła.

    A z drugiej strony granica państwowa, którą przekraczam legalnie.

    Po krótkim zejściu docieram do szerokiej drogi biegnącej wzdłuż granicznego grzbietu. Bardzo miła trasa, szczególnie dla rowerzystów, choć w zimie raczej dla narciarzy, lecz śniegu mało.

    Od czasu do czasu pojawiają się panoramy czeskich stron tam, gdzie las nie stanowi bariery. Pierwszym, co się rzuca w oczy, to Jelení vrch (751 m.n.p.m.).

    Kawałek dalej jest miejsce, gdzie można spocząć. Zadaszony stół z ławkami oraz widokiem na Góry Stołowe (Broumovské stěny) i Heřmánkovice.

  Ktoś zaznaczył swój pobyt tutaj i z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że był to mój rodak.


     Droga leśna doprowadza mnie do asfaltowej między Janovičkami a granicą państwa. Idąc pod górę dochodzę do przejścia na Przełęczy pod Czarnochem. Tu czeski asfalt się kończy a zaczyna polska droga. Zimą różnicy nie widać.

    Z przełęczy sunę zielonym szlakiem po wierzchołkach gór, które obchodziłem trawersem po czeskiej stronie idąc w przeciwnym kierunku. Na początek Kopiniec (706 m.n.p.m.) znany też jako Kropiwiec.

    Kolejne miejsce do odpoczynku mijam po drodze i kolejny raz jest ono przyozdobione. Widać taka nasza tradycja i poczucie estetyki.

 Idąc dalej "szlakiem akoholowym" spotykam turystów konnych. Podoba mi się taka forma rekreacji choć sam nigdy jej nie uprawiałem. Jeszcze.

    Kolejną górą na trasie mojej wędrówki jest Bukowa Góra, Jedlový vrch albo Buch Berg. Góra ma dwa wierzchołki co da się zaobserwować przechodząc tędy. Na mapach także jest to widoczne. Najciekawsze jest jednak to, co podają różne źródła czyli wysokość. Czeski i polski "geoportal" podają 735 m.n.p.m., tylko że odnosi się to do wierzchołka południowego. Sugerując się izohipsą na owych mapach można stwierdzić, iż wyższy jest północny wierzchołek. I właśnie na starych niemieckich mapach tak jest podane, a wysokość "Buchbergu" wynosi tam 737 m.n.p.m.

    Ze szlakiem pożegnałem się chwilę później aby zacząć podejście pod Raroga.

    Z zachodniego zbocza widoki są całkiem całkiem, od Ruprechtického Špičáku po Jeleńca i Rogowca.

    Ze szczytu natomiast (745 m.n.p.m.) pejzaże nieco uboższe ze względu na drzewa, ale także można podziwiać okolicę, z brylującą w krajobrazie Waligórą.

    Zaraz po sąsiedzku znajduje się  oddzielona przełęczą Ostoja (753 m.n.p.m.), na którą prowadzi "aleja".

    Żadnych oznaczeń na szczycie nie ma (zresztą jak wszędzie), jedynym charakterystycznym punktem jest pochylony kamienny słupek.

    Na zboczu Ostoi znajduje się zalane nieczynne wyrobisko kamieniołomu, znad którego roztacza się piękny głuszycki pejzaż z Górami Sowimi w tle.

    Idąc w dół napotykam na pozostałości infrastruktury kamieniołomu. Wewnątrz na ścianach wpisy niczym w księdze pamiątkowej tylko mniej pruderyjne.

    A sam zalew pokryty cienkim lodem. Moim zdaniem latem jest tu znacznie ładniej.

    Z asfaltowej drogi prowadzącej z "Kamyków" do Głuszycy można także napawać się krajobrazem, od Gór Wałbrzyskich przez Sowie po Wzgórza Włodzickie z Włodzicką Górą na horyzoncie.

 

 NIEDZIELA  03-02-2013


                                                             Rogowiec




   Od początku roku pogoda nie rozpieszcza; ponuro, pochmurno, depresyjnie. I kiedy rano wyjrzałem przez okno i zobaczyłem niebieskie niebo uznałem, że trzeba wykorzystać takie warunki, bo był to bodajże dopiero drugi taki dzień w tym roku, tak więc carpe diem.
    Rogowiec to nazwa góry jak też zamku (a właściwie ruin) na jej szczycie. Dostać się tam można m.in. żółtym szlakiem z Głuszycy przez Grzmiącą ale dla mnie atrakcyjniejsza jest polna droga idąca z Grzmiącej w kierunku Gomólnika Małego i przełęczy między nim a Jeleńcem.

    Podchodząc coraz wyżej za plecami widok mam niezgorszy, panorama Gór Sowich z Jedlińską Kopą, Włodarzem, Soboniem i w oddali Małą Sową, zza której nieśmiało wygląda Wielka Sowa.

    Od drogi asfaltowej łączącej Grzmiącą z Łomnicą towarzyszy mi szlak rowerowy koloru czarnego, ale rowerzystów nie spodziewam się spotkać. Trawersując pod górę północny stok Gomólnika Małego dostrzegam cel tej wycieczki z charakterystycznym białym krzyżem poniżej szczytu.
  

    Po chwili kolejny już raz jestem na pięknej przełęczy nad Grzmiącą, bez nazwy, skąd krajobraz podziwiać należy. Na wschodzie Góry Sowie a Masyw Ślęży hen, daleko.

     A na południowym zachodzie pomiędzy Gomólnikiem Małym a Warzęchą widoczne są: Kościelec, Płoniec i Široký vrch.


    Trochę wyżej w lesie jest skrzyżowanie dróg i szlaków, nie tylko rowerowych, bo pieszy czerwony jest (GSS) i żółty.

    Skalna Brama (Hirschtor) jest ciekawym miejscem, rzeczywiście skałki po obu stronach drogi sprawiają wrażenie wejścia do jakiejś krainy, brakuje tylko sklepienia.

    Na jednej ze skałek  znajduje się tablica pamiątkowa ufundowana przez PTTK oddział w Wałbrzychu.

   Nieco wyżej, na zboczu Rogowca jest punkt widokowy obejmujący Głuszycę i okoliczne góry.

    A na wierzchołku nie byłem jedynym miłośnikiem gór i krajobrazu gdyż spotkałem tam czworo wędrowców (łącznie z czworonogiem) z różnych stron Polski. Jest co podziwiać.

   Za Rybnickim Grzbietem wybijająca się Borowa, Wołowiec, Sucha a za siedmioma górami Wałbrzych.

    Po lewej zaś stronie: Dzikowiec, Mniszek i Chełmiec, w dole Rybnica Leśna.

    Jest pogoda, są widoczki i byłoby idealnie gdyby nie ten nieludzki wiatr. Brrr. A na Zamku Rogowiec bez zmian. Ciągle jest najwyżej położonym zamkiem w Polsce.


    Schodząc na północ napotkałem na nowy szlak: pomarańczowy, który sobie ktoś niezbyt profesjonalnie ale wyraziście zaznaczył.

    Od strony północnej Rogowiec też jest łatwo rozpoznawalny.

    Łatwo też rozpoznać granicę pomiędzy gminami Mieroszów i Głuszyca idąc drogą wojewódzką nr 380. Jest to granica dobrego asfaltu.



   SOBOTA  23-03-2013

                                               Powitanie wiosny






  Początek wiosny pewnie każdemu kojarzy się ze słońcem, roztopami i 21 marca. Ponieważ za oknem biało i mroźno postanowiłem poszukać oznak nadejścia upragnionej. Miała poślizg.
   Do przełęczy Trzy Koguty dotarłem tradycyjnie z Łomnicy, z tym, że śniegu więcej niż poprzednio. Ale da się iść. Zielonym, granicznym szlakiem.


  Bardzo pomocne w nawigacji okazują się słupki graniczne, niektóre częściowo zasypane śniegiem, inne całkowicie. Po wejściu na jakieś wzniesienie i odkopaniu jednego ze słupków okazało się, że jestem na Słodnej.


    Idzie się coraz trudniej, puchu jest powyżej kostek, takie brnięcie jest męczące. Karple byłyby dobrym rozwiązaniem, ale nie posiadam. Trochę z góry, trochę pod górę i tak z mozołem przemieszczam się po szlaku, którego na chwilę zostawiam aby wejść na szczyt Kościelca odbijając w prawo. Tu także śniegu po łydki, w pobliżu jest ambona a znamiennym obiektem na wierchu jest pokrzywione drzewo na małej polanie. Myślę, że buk ale mogę się mylić bo nie znam się na tym.

   Wróciwszy do szlaku kontynuowałem wędrówkę granicznym grzbietem. Niedaleko Kościelca znajduje się wierzchołek o wysokości 773 m.n.p.m., który ma wyraźną kulminację, ale nazwy nie ma. Znajduje się na nim słupek graniczny 212/2.


    Udając się w dół bardzo stromym zboczem dochodzę do rozdroża pod Płońcem (rozcestí u Javorového vrchu) gdzie odbija w lewo zaczynający się tutaj szlak żółty czeski idący do Broumova. A przede mną biała ściana czyli podejście pod Płońca.

 Jeszcze przed szczytem raczyłem się przepięknym widokiem na Waligórę.


Śniegu momentami po kolana, stawałem co raz zdyszany, ale wlazłem. Wierzchołek mieści się po czeskiej stronie więc odszedłem nieco od szlaku aby postawić stopę na Javorovým vrchu. I postawiłem, aż zapadłem się po... powyżej ud.

   Odleżałem chwilę, pozbierałem się i zacząłem podziwiać okolicę gdzie Široký vrch czeka.


   Po drodze zaliczyłem jeszcze jedną wywrotkę, na szczęście bez konsekwencji zdrowotnych i zdobyłem górę. Faktycznie szeroka. A widoki przednie.


      Miałem zamiar jeszcze wejść na Szpiczaka ale brakowało mi już mocy i byłem przemoczony. Do tego herbata w termosie się skończyła i baterie w aparacie siadły. Czas wracać, ale tym razem doliną.


        Wiosny nie znalazłem. Ani oznak wiosny. Ani też zapowiedzi oznak wiosny. I przesłanek zapowiedzi oznak wiosny także nie. Zima pełną gębą.