niedziela, 10 lipca 2022

GNIEWOSZÓW - CZERNIEC - SZCZERBA

 


    Gniewoszów jest niewielką wsią w Górach Bystrzyckich, na drodze Autostrady Sudeckiej, liczącą 77 mieszkańców wg spisu powszechnego z 2021 roku. Zastanawiałem się, skąd wzięła się ta nazwa, kojarzona z pewnym gadem, ale niestety niczego nie znalazłem. Przed wojną wioska nazywała się Seitendorf i nijak nie pasuje do współczesnej, ani fonetycznie, ani znaczeniowo. Może od góry Gniewosz, znajdującej nieopodal wsi? Być może, tylko że ta góra zwała się dawniej Steinkoppe (choć w jednej ze starych map znalazłem nazwę Stein-Kopf) i trudno znaleźć jakiś, nawet luźny, związek z gniewoszem lub gniewem. To już chyba pozostanie tajemnicą ekspertów, którzy po wojnie nadawali obiektom fizjograficznym, na ziemiach zachodnich, nowe, polskie nazwy. Jakby nie było, w Gniewoszowie zacząłem kolejną rundę przyjemnych zmagań z ziemią kłodzką.

    Przez całą długość wioski przebiega szlak niebieski, więc zabieram się z nim pod górę maszerując legalnie po "autostradzie" i jest to chyba jedyna taka autostrada w Polsce. Oczywiście droga ma charakter lokalny, ale nazwa, to nazwa. Na wirażu Autostrady Sudeckiej jest posesja, która zwraca swoją uwagę tabliczką na wejściu, iż w tym domu, w lipcu 1955 roku, nocował ksiądz Karol Wojtyła. Cóż za prestiż.

    Kończy się Gniewoszów, kończy się jakość. Dla piechura większego znaczenia to nie ma, ale dla kierowcy, już tak. 

    Z przeciwka na spotkanie wychodzi mi szlak żółty i próbuje wyciągnąć na Czerńca. Oczywiście się zgadzam, z tym, że jeszcze nie teraz, bo chcę dojść sto parę metrów wyżej, aby połączyć się z poprzednią wycieczką.

    A potem już żółtym podejście na Gniewosza, w początkowej fazie łąkami, co ma swoje dobre strony, gdyż zatrzymując się i obracając, można podziwiać piękne, choć znane krajobrazy; Suchoń, Czarna Góra, Żmijowiec, Śnieżnik, Mały Śnieżnik z Goworkiem, Puchacz, Trójmorski Wierch, Jasień.

    Pogoda raczej nie jest moim sprzymierzeńcem, ciężkie chmury wiszą pod niebem i nie wiadomo, czy postanowią coś upuścić ze swej masy. Żywię nadzieję, że nie. A w drodze na Gniewosza ciągle te same, miłe dla oka widoki, tylko z coraz wyższego stanowiska.

    Oprócz PTTK ze swoimi szlakami, gmina Międzylesie także postanowiła pokierować turystami, dając im znaki.

    Szlak nie przechodzi przez wierzchołek Gniewosza, ja także nie, natomiast na jego stoku, jak i w dalszej wędrówce kilkakrotnie, moją uwagę zwróciła dziwna konstrukcja przymocowana do pnia drzewa. Okazuje się, że to barć, specjalnie przygotowana dla pszczółek.

    Schodząc z Gniewosza wzrok natyka się na kolejny wierzchołek. Do jego szczytu jest jeszcze półtora kilometra.

    Ledwo, bo ledwo, ale jest dostrzegalny czubek wieży widokowej na Czerńcu. Wkrótce będę z niej dokonywał obserwacji.

    A po drodze jeszcze nowy dywanik, dobrze ubity i częściowo zagrodzony, chyba ze względu na świeżość. Na szczęście moja trasa tędy nie przebiega.

    No i wreszcie Czerniec (891 m n.p.m.) ze swą drewniana wieżą widokową o wysokości blisko 24 metrów. Obok Jagodnej, to obecnie druga wieża widokowa na szczytach Gór Bystrzyckich.

    Pora na rozpoznanie. Na północy oczywiście najbliżej Gniewosz a z tyłu Jagodna.

    Na wschodzie coś mi przypomina, coś mi przypomina, widok znajomy ten. To naturalnie śnieżnicki zestaw, wielokrotnie przeze mnie przedstawiany, zatem nie będę się powtarzał. Jedyna różnica, to że chmurzyska nieco zasłoniły najwyższego w tej grupie.

    Widok południowy to przede wszystkim Suchý vrch, ale jest także Jeřáb jak również inne pomniejsze wierzchołki Gór Bystrzyckich, jak Dębowiec, Bochniak i Czerwień, które są na tyle niskie, że nie przykuwają większej uwagi.

    I zachodni kierunek z Górami Orlickimi, wśród których bryluje Anenský vrch.

    Ciekaw jestem, jak długo wytrzyma ta drewniana konstrukcja, gdyż trwałość tego typu budowli nie jest wieczna, erozja dopada je szybciej niż stalowe czy kamienne.

    Zejściu z góry, wschodnim stokiem, towarzyszy fajny krajobraz, choć znany, bo wielokrotnie obserwowany podczas tej i wielu innych moich wycieczek, czyli śnieżnickie pagóry. A dzieje się tak dobrze, ponieważ choinki jeszcze nie dorosły.

    Poniżej szczytu czeka wiata, w której pomyślano również o czworonogach, gdyż jest tu nawet przygotowana dla nich miska na wodę. 

    Kilometr z hakiem dalej, jest duże skrzyżowanie, z którego rozchodzi się pięć dróg. Jedną z nich będę powoli wracał do Gniewoszowa, natomiast podczas następnej wyprawy będę cisnął stąd do Lesicy.

    Tymczasem jednak zabawiam tu dłużej, gdyż są warunki do odpoczynku. Ławeczki nad oczkiem wodnym w otoczeniu lasu, zachęcają do chwili relaksu.

    Po zasłużonym odprężeniu pomykam dalej szlakiem czarnym z biegiem potoku Piekiełko, lub inaczej Gołodolnik. Z każdym metrem dolina robi się coraz głębsza a na jej zboczach czasem pojawi się jakaś odsłonięta skałka. I właśnie coś przyciągnęło mój wzrok do takiej skały. A konkretnie "oczobijny" napis, który nie od razu rozszyfrowałem. Powoli, jak pierwszak, poskładałem literki i wyszło mi WODOSPUST.

    Kolejna krzyżówka to kres czarnego szlaku, ale za to powitanie z niebieskim. Zostawiam tu Piekiełko i dolinę, aby zacząć podejście do jeszcze dwóch ciekawych miejsc.

    Pierwszym z nich jest Solna Jama, do której kierują pewne napisy na drzewach i to w dotatku w dwóch językach.

    Stary kamieniołom pozostawił po sobie ślady w postaci odsłoniętych skał i wejścia do jaskini.

    Solna Jama to jedyna jaskinia w Górach Bystrzyckich, znana już w XVIII wieku. Jej długość to podobno 50 metrów, ale nie sprawdzałem, zajrzałem jedynie ledwo za próg i na tym moja penetracja się skończyła. Dowiedziałem się jeszcze przy okazji, że ta jama nie ma nic wspólnego z solą.

    Spod jaskini czeka mnie poważne podejście, które z ciemnej doliny wyprowadzi na jasne łąki z widokiem na śnieżnickie szczyty z Czarną Góra w centralnym punkcie.

    Udaje się zobaczyć niezasnuty chmurami wierzchołek Śnieżnika, gdzie trwa stawianie blendera. Widać rusztowanie owinięte wokół stawianej konstrukcji.

    Szlak niebieski na gniewoszowskich łąkach jest niesamowicie powywijany, co rusz zmienia kierunek i gdyby nie mapa trudno byłoby się połapać, gdzie właściwie ma zamiar iść. Ma to oczywiście swoje uzasadnienie, alternatywą bowiem byłaby leśna droga bez widoków, spod Solnej Jamy do zamku Szczerba, a tak jest dużo ciekawsza trasa do owego zamku. Niby do Gniewoszowa już blisko, ale jeszcze trochę szlak powydziwia, zanim tam trafi.

    Kilkaset metrów przed Szczerbą, dosięgnęło mnie to, co zapowiadało się od dłuższego czasu. Moje szczęście polegało na tym, że akurat gdy zaczęło padać, znalazłem się w lesie, pod drzewami, dzięki czemu nie wszystkie krople odczuwałem na ciele. Ścieżki i kamienie stały się śliskie i musiałem uważnie stawiać kroki podchodząc schodkami na ruiny zamku.

    Widząc wysoki mur wiem, że jestem już na zamku, z którego pozostało głównie trochę kamieni. Jest to ruina średniowiecznej warowni, powstałej prawdopodobnie w XIII wieku. Usytuowana na wzgórzu, otoczona częściowo suchą fosą, ale także wykorzystująca naturalne strome stoki i do tego jeszcze położenie w widłach konfluencji dwóch potoków.

    Mocno to wszystko zarośnięte, stojąc na dziedzińcu oprócz kamiennych ścian, mam wokół sporo tęgich drzew, nie mówiąc już o krzakach i innych chabaziach.

    Drzwi wyjściowych z zamku nie ma, ale ostał się otwór w murze, wskazujący, którędy powinienem opuścić lokal po krótkim zwiedzaniu.

    A w dół schodków nie ma i przy śliskim podłożu zejście to nie lada wyczyn. Zdrowie ratują poręcze.

    Opad się uspokoił a szlak wywlókł mnie tam, gdzie zacząłem, czyli na Autostradę Sudecką. Wzdłuż drogi płynie Głownia, potok górski i tam, gdzie słyszę głośniejszy przelew, schodzę zajrzeć, czy aby nie ma tam wodospadziku. Trochę to męczące, lecz dzięki temu poznałem dwa wodne spadki. Pierwszy nieco mniejszy.

    Drugi zdecydowanie bardziej efektowny i jemu poświęciłem więcej czasu i uwagi.

    Prawie połowę Gniewoszowa przeszedłem na początku tej wycieczki a drugą, dolną część wioski, przebyłem na jej koniec, finiszując pod kościołem filialnym pw. św. Michała Archanioła, kiedyś ewangelickim, dziś katolickim. Wybudowany w XVI wieku, później rozbudowany i zbarokizowany.

     Za kościołem zamykam dwunastokilometrową pętlę i mam już w głowie następną.










   







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz