niedziela, 18 listopada 2018

WZGÓRZE NIEPODLEGŁOŚCI




   Wzgórze Niepodległości? W Sudetach? Tak właściwie to nie ma takiego. Ale może będzie, bo są czynione przymiarki, za sprawą mieszkańców i miłośników Sokołowska. W stulecie odzyskania niepodległości zorganizowali oni wspólny marsz z Sokołowska na pobliską górę, którą właśnie roboczo nazwali Wzgórzem Niepodległości i by nazwa stała się oficjalna, poczynili już pewne kroki legislacyjne. Jednak długa to droga i nie wiadomo czy uwieńczona zostanie sukcesem. Tak czy owak zwróciło to moją uwagę i tydzień po święcie postanowiłem zbadać, cóż to za góra.
    Z Sokołowska nie trzeba długo wypatrywać wzniesienia, spod Kawiarenki Smaków widać już jego wierzchołek, do którego w linii prostej jest około ośmiuset metrów.

    Jednak droga do niego już taka krótka i prosta nie jest. Najpierw docieram pod Grunwald, dawne sanatorium, dziś powoli odbudowywany obiekt Fundacji Sztuki Współczesnej In Situ.

    Na budynku było przytwierdzone godło i zachodziłem w głowę, co z nim jest nie tak. To śląski orzeł, który zawieszony został odwrotnie, przez co głowę ma skierowaną w nieodpowiednią stronę. Być może gdyby go odwrócić, ukazałaby się także jego właściwa, czarna barwa, ale tego nie wiadomo.

    Ulica Słoneczna spod Grunwaldu wyprowadza w góry i zanim zacznie się las, można za ostatnimi zabudowaniami przyjrzeć się okolicznym szczytom, na przykład Włostowej.

    Po drodze, nieco ukryta w zaroślach, znajduje się Grota Hermana. To sztuczna grota wybudowana dawno temu ku uciesze kuracjuszy przez samego Hermana  Brehmera, założyciela uzdrowiska. Ponoć nastrojowe wnętrze sprawiało wrażenie tajemniczości, dzięki odpowiedniej grze świateł. Dziś jest to ruina grożąca zawaleniem.

    Wejście, ze względu bezpieczeństwa, jest zablokowane, więc tylko rękę z aparatem włożyłem do wewnątrz, by cyknąć fotkę. Oczywiście gdybym usilnie pragnął, to wszedłbym do środka, ale po co ryzykować.

    Dalsza droga to podejście doliną pomiędzy Pośrednią i Garbatką aż do rozdroża przy przełęczy.  Stąd drogi rozchodzą się w kilku kierunkach.
       
    Wybieram podejście na szczyt Garbatki ciągle niebieskim szlakiem i to jest dobra decyzja, bo czekają tu miejscami przyjemne widoki; Włostowa.                                         
 
     Kotlina Sokołowska z Sokołowskiem oraz Stożek Wielki i Bukowiec.
 
     Sam wierzchołek Garbatki (Görbersdorfer Reichmacher - 797 m n.p.m.) niestety bez panoram.
 
     No... może trochę na wschodzie coś przebija się między drzewami.
 
     Schodząc zachodnim stokiem natrafia się na punkt widokowy na wierchu Wysokich Skał (Hohe Stein).
 
    Oprócz najbliższych pasm, widoczne są również Karkonosze.
 
    Ażeby dalej dostać się na "Wzgórze Niepodległości" trzymając się jakichś ścieżek, musiałem najpierw schodzić niebieskim po stromiźnie aż od skrzyżowania i następnie równie ostrym podejściem, dla odmiany, mozolnie wspinać. A wszystko to na zachodnim stoku Garbatki.
 
     Garbatka posiada, jeśli można to tak ująć, dwa poboczne wierzchołki. Jeden, odchodzący opadającym grzbietem od głównego w kierunku północno-zachodnim, który dawniej miał swoją nazwę a brzmiała ona Katharinen Höhe, drugi grzbiet natomiast opada ku północy lecz swojej nazwy wcześniej nie miał i właśnie ten pretenduje do miana Wzgórza Niepodległości. W mapie zaznaczono na nim punkt widokowy.
 
    Jakieś sto pięćdziesiąt metrów to dystans, jaki trzeba pokonać grzbietem, aby dotrzeć z drogi do wierzchołka. I to jest z górki, jedynie ostatnie kilkadziesiąt kroków to lekkie podejście.
 
    Jak na górę, na której tydzień wcześniej grupa ludzi obchodziła jubileusz odzyskania przez Polskę niepodległości, to dziwi brak jakichkolwiek po tym śladów. Nie mam na myśli śmieci, ale jakichś akcentów biało-czerwonych, być może jakiejś tabliczki z nową nazwą lub upamiętniającej to wydarzenie. A tu zupełnie nic. Są za to widoki, jednak bez szału. Lesista Wielka, Sokółka, Dzikowiec.
 
    Stożek Wielki.

    Ciekaw jestem jak rozwinie się sytuacja z tą górą, czy za jakiś czas pojawią się tu jednak motywy niepodległościowe, może kamień pamiątkowy? I czy marsz 11 listopada stanie się coroczną tutejszą tradycją?

     Droga trawersująca wschodni stok Garbatki doprowadza z powrotem do rozdroża i właśnie ta droga, a nie przez wierch Garbatki, jest najlepszym sposobem jeśli chodzi o dojście na "Wzgórze Niepodległości".  Z krzyżówki, jedna podchodzi na Pośrednią, czyli rozciągnięty grzbiet odchodzący od Średniaka (Obírka). Po północnej stronie jest na mapie zaznaczony punkt widokowy, ale na miejscu okazuje się, że to dawny stok narciarski z wyciągiem, którego już nie ma. Pozostała jedynie jakaś budka w stanie agonalnym.

      A widok tylko na przeciwległe zbocze doliny.
   
    Z wierzchołka jest o niebo lepiej, ponieważ nie ma elementów zasłaniających. Włostowa, który to już raz?

     Najwyższy punkt Pośredniej (Mittel Berg).

     Dwieście pięćdziesiąt metrów dalej i dwadzieścia wyżej jest Średniak, góra graniczna, niestety nie oznaczona żadną tabliczką z nazwą. Punktem orientacyjnym może tu być słupek graniczny na szczycie.

    Ten konkretny znajduje się na wysokości 782 m n.p.m.

     Tu już zielony szlak prowadzi wzdłuż granicy, która, jak widać, jest przez niektórych niepożądanym reliktem przeszłości. Czyżby Antifa tu dotarła?

    Na rozdrożu Przełęcz Sokołowska zaczyna w dół swój bieg szlak czarny, którym dalej będę kontynuował drogę, już powrotną, do Sokołowska. Z ukształtowania terenu niestety nie wynika, aby to miejsce spełniało kryteria przełęczy.

    Dalej już piękna, głęboka dolina, z uśmiechem na twarzy, sprowadza do Sokołowska.

    Po drodze są jeszcze jakieś bezimienne skałki na zboczu, wzbogacające monotonny, drzewny krajobraz.

     Jednym z pierwszych zabudowań Sokołowska jest Leśne Źródło, ośrodek szkoleniowo-wypoczynkowy. Przed nim jest duży plac parkingowy i stąd na spacer w Góry Suche wyrusza wielu wędrowców.

    W drodze do centrum jest jeszcze cerkiew, w której miałem przyjemność się znaleźć kiedyś podczas nabożeństwa (opisałem to w innym poście), więc teraz tylko przemknąłem w pewnej odległości.

     I w końcu docieram do ulicy Głównej, po ośmiokilometrowej przechadzce, kończąc wycieczkę na "Wzgórze Niepodległości". Ciekawa zabudowa Sokołowska, mimo iż to wieś, nie ma typowo rustykalnego charakteru, jest on bardziej uzdrowiskowy, dzięki czemu ma niepowtarzalny klimat i można się tu wyjątkowo poczuć, przez co chętnie tutaj wracam.

 

   
 
 
 


 

 

 

 





























   

 

 

 

 

 

 


niedziela, 21 października 2018

NOWA WŁODZICKA




      19 października 2018 roku nastąpiło uroczyste otwarcie odbudowanej wieży widokowej na Włodzickiej Górze. Samorządowcy, mieszkańcy, przemówienia, pokropek - tradycyjnie. Dwa dni później zjawiłem się tam ja, aby ocenić i zakosztować tej nowej, starej budowli. Bo Włodzicka, to dla mnie nie jakaś tam górka, lecz swego rodzaju symbol, gdyż w zasadzie od niej wszystko się zaczęło, to znaczy moja blogowo-górska przygoda o nazwie "Sudeciarz". Kiedyś na szczyt prowadził tylko jeden, zielony szlak, który dziś również przeprowadza przez Wzgórza Włodzickie, ale oprócz niego są dzisiaj jeszcze inne szlaki w okolicy, których wtedy nie było. A ja i tak zacząłem bezszlakowo, spod kościoła św. Mikołaja w Świerkach.

    Za kościołem pnie się droga, jeszcze przez chwilę asfaltowa, w stronę Włodzickiej, do której szczytu jest niecałe dwa kilometry.

   Po drodze są pastwiska stadniny "Jackowa Góra". która oferuje m.in. rajdy konne po okolicy, co, moim zdaniem, jest ciekawą formą turystyki, na pewno lepszą dla otoczenia niż głośne ujeżdżanie w lesie quadów i motocykli. Trzeba jeszcze tylko umieć jeździć konno, bo w moim przypadku nie jest to takie oczywiste.

    Dróżka biegnie łąkami, zachodnim stokiem Włodzickiej Góry, skąd przy dobrej pogodzie są ładne widoki na grzbiet graniczny Gór Suchych. Jednak by znaleźć się na górze, trzeba zrezygnować z przestrzeni i w końcu wejść w las, dołączając do szlaku czerwonego.

   Najsamprzód jest Rozdroże pod Włodzicką Górą, skąd czerwony schodzi nie zaliczając wierzchołka, natomiast niebieski z zielonym walą na górę.

    Niedziela, godzina jedenasta pięć, jestem na szczycie. Sam. Nikogo więcej, choć przecież to nowa atrakcja. Mogę zatem w spokoju i ciszy rozejrzeć się wokół.

    Oprócz wieży, pierwsze, co się rzuca w oczy, to drewniany przybytek z umywalką na zewnątrz. Nowatorskie to w górach. Niestety obawiam się, że długo w dobrym stanie może nie przetrwać, gdyż góra jest łatwo dostępna i mogą zjawić się na niej również turystyczni troglodyci.

    A wieża? Moim zdaniem wielkim plusem jest przywrócenie jej pierwotnego kształtu, jedyną różnicą jest tynk na obecnej. Nie kombinowano architektonicznie, tylko odbudowano w takiej formie, w jakiej wzniesiono ją w 1927 roku. Na starych fotografiach i rycinach, które można znaleźć na polska-org,pl, widać dawną wieżę oraz to, jak bardzo na szczycie góry nie było lasu, dzięki czemu obfite widoki mogły satysfakcjonować wybredne oczy turystów. Fajnym elementem wieży jest coś w rodzaju krużganku, pod dachem którego można się schronić w razie załamania pogody.

    Oczywiście przepisy p/poż. są bardzo ważne, ale sprzęt gaśniczy pozostawiony bez opieki może w nieodpowiednich rękach narobić więcej szkody niż pożytku.

    Taras widokowy nie należy do pojemnych, więc tabliczka na wszelki wypadek informuje o ograniczeniach z tego tytułu. Prowadzi na niego 50 krętych schodów niezbyt szerokim korytarzem.

    Ale to nie koniec, gdyż trzeba jeszcze pokonać 11 stopni schodami drabiniastymi, wtedy dopiero osiąga się punkt widokowy, więc twierdzenie o pięćdziesięciu schodach na taras widokowy nie do końca jest zgodne z prawdą.

    Co do wysokości obiektu, to są różne źródła, jedne podają, iż platforma widokowa znajduje się na piętnastym metrze, inne, że cała konstrukcja, podobnie jak pierwowzór, ma 14,6 metra.

    Wszystko świetnie się układało do momentu, gdy zachciało mi się panoramy z wieży. Pogoda mojej zachcianki nie rozumiała. Tyle wokół do podziwiania a tu taka złośliwość.

    Nic to, będę jeszcze tędy przechodził. Na razie pędzę szlakami na południe, przechodząc przez inny punkt widokowy na Włodzickiej, usytuowany na półce skalnej.

    Zaciszne, przyjemne miejsce z widokiem na Góry Sowie, oczywiście przy lepszej aurze.

    Piętro niżej także jest półka, może bez widoków, ale za to ze sporą ilością miejsca do biwakowania.

    Ileż to już razy chodziłem Wzgórzami Włodzickimi, ale zawsze sprawia mi przyjemność przejście otwartym odcinkiem między Włodzicką a Nową Rudą. Zobaczę, czy coś zmieniło się od mojej ostatniej tu wizyty. Najpierw łagodne podejście na Pisztyka (711 m n.p.m.). Przy samotnym drzewie ciągle sterczą kikuty po dawnej kapliczce.

    Ponieważ wierzchołek wzniesienia jest jakieś sto metrów dalej a trawa niska, postanowiłem poszukać tam jakiegoś znacznika. I znalazłem, słupek z czerwonego piaskowca.

    Zapragnąłem również zajrzeć na Pardelówkę (ok.734 m n.p.m.), drugiego co do wysokości wzniesienia Wzgórz Włodzickich. To ta leśna wyspa.

    Zanim tam dotrę, zaglądam do miejsca, z którego wiosną 2017 roku wybijało źródło, będące początkiem, jak wówczas myślałem, rzeki Włodzicy. Dziś mam trochę inne zdanie, gdyż po wielu analizach doszedłem do wniosku, iż tu znajduje się tylko początek jednej z dwóch źródłowych nitek. Jednak tę uważam za słabszą i raczej słusznie, bo jest po prostu sucha a Włodzica przecież gdzieś tam płynie.

    Postanowiłem jednak, że na temat źródła Włodzicy napiszę osobny post, więc teraz się nie tym nie będę zajmował.
Na Pardelówkę wchodziłem dróżką od zachodu a przechodzi ona przez rozległy wierch, po którym trochę się pokręciłem. Nie znalazłem żadnej tabliczki, na co po cichu liczyłem, bo niestety nikt górki jeszcze nie oznaczył.

    Na północnym skraju tej leśnej wyspy stoi ambona, z której gościnności, przez chwilę, skorzystałem.

    Wystrój wnętrza raczej eklektyczny. Przytulne, miękkie obicia przykrywające dziką surowość drewna i pozornie niespójny zestaw wypoczynkowy vintage z akcentami motoryzacyjnymi.

    Mnie jednak nie interesował zbytnio tutejszy przepych, lecz widok na okolicę. Bo niebo powoli, acz zdecydowanie się przecierało. Góry Sowie: Sokół, gdzieś tam w chmurach Wielka Sowa i jeszcze Grabina.

     I Włodzicka, na którą jeszcze raz się wygramolę, korzystając z coraz lepszej pogody.

    Tym razem nie byłem już sam przy wieży. Kilka grup, ognisko paliło się w najlepsze, jedni zbierali drewno w okolicy, inni stali przy ogniu z kijami nabitymi na wędlinę a niektórzy obserwowali świat z wysokości. Kameralnie już było, teraz zrobiło się hucznie.

    Udało mi się wcisnąć na taras i zrobić kilka zdjęć. Mała Sowa, Wielka Sowa, Grabina.

    Wielka Sowa.

    Włodarz.

   Borowa.

    Waligóra.

   I czerwonym szlakiem ponownie do Świerków.

    A tu Włodzica słabo, ale jednak płynie.

     Dziesięć kilometrów zrobione. Podsumowując: stara nowa wieża widokowa na Włodzickiej Górze obroniła się. Dobrze przemyślana decyzja spowodowała, że nie powstał tu jakiś koszmarek architektoniczny z przerostem formy nad treścią, ale postawiono na tradycję i to się chwali. Oczywiście wieża nie jest idealna, ale dobrze komponuje się z otoczeniem i nie razi. Ale to tylko moje zdanie a ja nie uważam się za autorytet w dziedzinie wież widokowych.