niedziela, 27 października 2019

CZARNY LAS




   Czarny Las jest niewielkim pasmem należącym do Gór Kamiennych, będącym łącznikiem pomiędzy Górami Kruczymi i Pasmem Lesistej. Jego najwyższy wierzchołek mierzy 660 m n.p.m., zatem nie jest szczególnie wysoki. Niektóre źródła podają, że składa się z dwóch części: północnego pasma Chojniaka i południowego właściwego, z Czubą. Jednak w Monitorze Polskim z 1949 roku, w rozporządzeniu Ministra Administracji Publicznej o przywróceniu i ustaleniu nazw miejscowości i obiektów fizjograficznych, ta północna część jest przypisana do Obniżenia Leska, czyli Kotliny Kamiennogórskiej. Przez jego obszar przebiega długodystansowy szlak E-3, co znaczy, że jest raczej częściej używany turystycznie, bo przez południowy nie wiedzie żaden. Dlatego uznałem, że to może być ciekawe i odkrywcze doświadczenie, toteż ruszyłem w tamtą stronę z Czarnego Boru.

    Po drodze mijam źródełko w postaci rury wystającej ze skarpy, skąd cieknie woda. Przypuszczam, że woda ta musi mieć jakieś niezwykłe właściwości, ponieważ stało przy nim dwóch niemłodych mężczyzn i nabierało do kilku butli ten życiodajny płyn. Wdałem się z nimi w krótką rozmowę, która w dużej mierze była monologiem, gdyż jeden z nich był bardziej nastawiony na nadawanie niż odbiór. Człowiek z typu tych, który wszędzie widzi zagrożenia, wrogowie (bliżej niezdefiniowani) tylko czyhają, by go podstępnie wykończyć, stąd nie wierzy zatrutej kranówie i przyjeżdża tutaj po wodę. Przestrzegał mnie także przed grasującą w okolicy pumą, którą ponoć pokazywali w telewizji. Hmmm... Chciałbym poznać skład chemiczny tej wody.

    Wchodząc na grzbiet, trudno odmówić sobie postoju na północnym stoku Czuby, gdyż łapiąc oddech można uchwycić również widoki. Pierwsze, co rzuca się w oczy to oczywiście Trójgarb jak na dłoni.

    Ze znanych górek, bardziej na zachód widoczny jest Krąglak.

    Natomiast z zachodniej strony, trochę powyżej siodła pod Czubą, widać karkonoską konstelację.

    Wierch Czuby nie jest nadmiernie zadrzewiony za to porośnięty trawą, więc tu także można zaznać przyjemności podziwiania krajobrazu. Zresztą dawna nazwa góry (Guckel Berg - 660 m n.p.m.) świadczy o tym, iż kiedyś również była dobrym punktem widokowym.

    Na wschodzie Chełmiec i Mniszek a na horyzoncie wybija się Borowa.

    Nie sposób pominąć Trójgarbu, który wciska się przed oczy jak tylko może.

     Karkonosze przesłonięte laskiem, ale na południowym zachodzie widać Góry Krucze z m.in. Královeckým Špičákem, Szeroką i Świętą Górą.

    Z Czuby ruszam grzebieniem na północny zachód i najpierw wchodzę na bezimienną górę mierzącą 648 m n.p.m. Bezimienna była ona także za Niemca a szkoda, bo wyróżnia się na tle innych w okolicy. Co prawda na szczycie są lekkie zarośla utrudniające obserwację, ale schodząc przeciwległym stokiem można już poić wzrok panoramą Karkonoszy i Rudaw Janowickich.

    Po zejściu z góry do siodła z przekaźnikami, widok na Trójgarb i Chełmiec.

  Kolejnym wzniesieniem na drodze jest... no właśnie, co? Większość map podaje Jastrzębią Górę z wysokością 612 m n.p.m., ale sprawdziłem to w Messtischblatt oraz Monitorze Polskim z 1949 roku i wychodzi na to, że ta górka także jest bezimienna. Owszem, znajduje się w Czarnym Lesie szczyt o tej nazwie, lecz położony jest gdzie indziej i z inną wysokością (daw. Hohe Berg-638 m n.p.m.). Co ciekawe, w Czarnym Lesie są też dwie góry, które miały dawniej identyczną nazwę: Habichts Berg czyli w tłumaczeniu Jastrzębia Góra, ale również one znajdują się w innym miejscu a jedna z nich nosi dziś nazwę Jastrzębnik. W każdym razie najlepsze, co widać ze szczytu, to wierzchołek poprzedniej.

   I znów zejście do przełączki, jednak tym razem na tej jest znacznie ciekawiej. Bo po pierwsze; jest tu łąka widokowa z siedziskiem i paleniskiem.

    Po drugie; doprowadza tu droga o twardej nawierzchni, z Borówna.

   I po trzecie; znajduje się tu kapliczka Ildefonsa, obecnie Matki Boskiej Częstochowskiej.

    Ildefons Reuschel, budowniczy tej kaplicy, był opatem klasztoru krzeszowskiego, stąd pierwotna nazwa obiektu. Dawniej znajdował się tutaj obraz ufundowany przez rodzinę Ullrichów z Forst (dziś Borówno), będący pamiątką po śmierci ojca rodziny - Reinholda, górnika pracującego w kopalni w Gorcach. Dziś jest tu obraz MB Częstochowskiej.

    Z kapliczki ponownie podejście na grzbiet, z którego roztaczają się znane już panoramy na Karkonosze, Trójgarb czy też Chełmiec. Tutaj w dole Borówno, nad nim Chojniak a na końcu charakterystyczne trzy garby.

    Po chwili docieram nad wyrobisko dawnego kamieniołomu w Borównie. Widok piękny, bo kopalnia nieczynna i zalana a w oddali Karkonosze ze Śnieżką i Rudawy Janowickie ze Skalnikiem i Wielką Kopą.

    Pora obejść jezioro dokoła po ścieżkach rozjeżdżonych motocyklami. Myślę, że to jest dobre miejsce dla motocrossowców, zdecydowanie lepsze niż las.

    Widok na Krzeszowskie Wzgórza z Górą Ziuty i mniej wybitną Góra Świętej Anny.

    Jeszcze przed wojną kamieniołom nie zajmował aż tak dużej powierzchni. Ten zalany teren i tarasy nad nim były kiedyś górą o wysokości 640 m n.p.m.

    Podchodząc bliżej, przejrzałem się jeszcze tylko w tafli wody - niczym prześliczna nimfa - i ruszyłem w drogę powrotną do Czarnego Boru.

   Teraz już dołem, mniej widokową dróżką, przez Czarny Las (daw. Forst Berge), który aż tak bardzo czarny to nie jest. Gęste, zwarte młode świerki sąsiadują z tymi już dorosłymi, co ukazuje ciekawy kontrast.

     Na skrzyżowaniu pod Jastrzębnikiem zmieniam kierunek marszu. Znajduje się tutaj zbiornik retencyjny, który swoim wyglądem raczej nie zachęciłby do skorzystania z kąpieli. 

    Zasila go bezimienny potok, w górę którego przemieszczam się dalej. Jest on krótki, wątły, z niewielkim przepływem wody, ale mimo tego miał dawniej swoją nazwę a mianowicie Der schwarze Graben. Trzeba jednak przyznać, że ładnie prezentują się jego krzywizny.

    I znów trafiam pod Czubę, tym razem na siodło po wschodniej stronie. Z dołu widać trawiasty stok oraz trochę pni pozostałych po wycince. Kiedyś zatem było tu sporo drzew i aż dziw, że nie zasadzono nowych, jak to często bywa.

    Po przeciwnej stronie przełęczy jest podłużna góra, która wabi mnie oznaczonym w mapie punktem widokowym. Jakaś ścieżka tam prowadzi, więc wdrapuję się na grzbiet i podążam w zaznaczone miejsce a tam ekskluzywny łapacz widoczków.

    A co oferuje z poziomu swoich szczebli ów konstrukcja? Najbliżej właściwa Jastrzębia Góra, nieco z tyłu Gawroniec i Mielnik, jeszcze dalej Dzikowiec i Lesista Wielka a najdalej Borowa z sąsiadami.

    Czarny Bór w dole a nad nim Chełmiec i Mniszek.

    Widoczny jest także Boguszów.

   Ponieważ góra, na której się znajduję, jest dwuwierzchołkowa, wypadałoby podejść na ten drugi - północny. Obecnie wzniesienie nie posiada polskiej nazwy, ale nie było zawsze bezimienne. Zwało się dawniej Mittel Berg, czyli "pośrednia góra". Niestety z północnego wierchu widoki są słabe, jedyne co widać to kawałek Skalnika i Wielką Kopę w Rudawach Janowickich.

    Wracając do Czarnego Boru ponownie znalazłem się obok  "cudownego"źródełka, gdzie w jego pobliżu znajduje się kapliczka milenijna.

     Ostatnia prosta to kilkaset metrów ulicą Leśną i rzut na taśmę w Czarnym Borze.
 
 




niedziela, 20 października 2019

BARDZO KRUCZO




    Jesień. Niedziela. Lubawka. Ulica Przyjaciół Żołnierza - półkilometrowa aleja wyprowadzająca z miasteczka, bogato obsypana złotem, które mieni się w promieniach słońca jak w baśniowym skarbcu.

    Na krańcu tej ulicy kończą się zabudowania, otwiera przestrzeń a za polami wyrastają Góry Krucze z Kruczą Skałą na pierwszym planie.

    Po drugiej stronie Święta Góra, dla odmiany nie zasnuta chmurami, ale tę zostawiam sobie na inną okazję.

    U podnóża góry zostawiam szlaki, by móc dojść do Podlesia (Ulanowic), gdzie znajduje się mój pierwszy cel wycieczki. Najpierw jednak mijam kościół polskokatolicki Matki Bożej Wniebowziętej, który od likwidacji parafii w 2015 roku jest zamknięty.

   Za kościółkiem w las wcina się łąka i to po niej pod górę zaczynam wreszcie wejście w Góry Krucze. Podchodzę pod skocznię narciarską, gdzie najpierw napotykam na przeciwstok, służący do wyhamowania skoczków po wylądowaniu.

    Wdrapując się wyżej jestem już blisko zeskoku a po lewej stoi zielona, nowa wieża sędziowska. Ostatnia modernizacja obiektu była w 2016 roku, ale zawody, które miały się tu odbyć (zimowa Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży), zostały odwołane z powodu braku śniegu.

    Na górę wchodzę po metalowych schodach, których stopnie są od siebie tak bardzo oddalone, że - mimo iż jestem wysoki - muszę mocno zadzierać nogi. Jak w Kingsajzie.

    Zanim wgramolę się na belkę startową, zaglądam oczywiście do wieży. A tu proszę, jest podłączona instalacja elektryczna, są gniazdka i świetlówki. Brakuje tylko grzejników.

    Widoczność z wieży jest dobra, bo i wyjście z progu można obserwować, i lot nad bulą, i lądowanie telemarkiem.

    Można też rzucić okiem na okolicę.

    Oficjalną nazwę skocznia otrzymała przy okazji jej otwarcia po modernizacji a dokonał tego  m.in. mistrz olimpijski Wojciech Fortuna. Jednak ze wszystkich ludzi związanymi w Polsce ze skokami narciarskimi, najbardziej pasowałby mi tutaj Łukasz Kruczek.

    Wreszcie stanąłem na rozbiegu. Tzw. punkt konstrukcyjny tej skoczni wynosi 85 metrów a jej rekord należy do Czecha Antonína Hájka, który w 2003 roku osiągnął 97,5 metra. Co ciekawe, w tym samym roku skakał tutaj jego rówieśnik Kamil Stoch.

   Najwyżej skoczni jest miejsce, gdzie zawodnicy czekają, aby usiąść na belce. Potem już tylko poklepać uda, poprawić gogle, sprawdzić zapięcia i jazda.

   Nad skocznią przebiega droga, która w kierunku zachodnim wyprowadza na długi grzbiet z prowadzącym nim szlakiem zielonym.

    Kontynuując krucze klimaty, docieram do rezerwatu Kruczy Kamień czyli obszaru ochrony przyrody nieożywionej.

    Główną przyczyną założenia tego rezerwatu w 1954 roku, były Krucze Skały, masyw skał wulkanicznych, kończący się kilkudziesięciometrowym urwiskiem na zachodnim stoku góry Krucza Skała (daw. Rabenstein-684 m n.p.m.). Najwyższy punkt skał jest dobrze oznaczony, natomiast wierzchołek góry jest w zupełnie innym miejscu.

    Ale cóż z tego, skoro z zadrzewionej kulminacji niewiele widać, za to ze szczytu skał widoki są wspaniałe.

    Na północy Święta Góra, na horyzoncie Rudawy Janowickie ze Skalnikiem i Wielką Kopa a w dole Lubawka.

    Na zachodzie Karkonosze ze znanymi wierzchołkami. Z przodu długi grzbiet Łysociny, który nie jest w stanie całkiem zasłonić wyższych karkonoskich szczytów; Studniční hory i Śnieżki a także Czarnej Kopy i Czoła.

    Znacznie bliżej znajduje się Zadzierna położona nad Jeziorem Bukowskim - zbiorniku retencyjnym na Bobrze.

    Z niższej półki skalnej widok na Dolinę Miłości (daw. Tal der Liebe) otoczoną przez cztery góry: Bógdała, Szeroką, Polską Górę i Sępią Górę.

     Jak pokazują stare mapy, na Kruczej Skale istniał kiedyś pawilon, który oprócz walorów widokowych, dawał turystom schronienie. Śladu już jednak po nim nie ma, jest za to skromna ławeczka doznań estetycznych.

    Z Kruczej Skały na południe prowadzi zielony szlak, trawersując trójwierzchołkową górę Starzec (daw. Der alte Berg). Ponieważ nie ma znaczących przewyższeń, droga łagodnie dociera do przełęczy Rozdroże Trzech Buków (daw. Recks Buche).

    Jedno z wzniesień odchodzących od przełęczy nazywa się Widok a jeśli zestawi się to z dawną niemiecką nazwa Aussicht oznaczającą to samo, pierwsze co na myśl przychodzi to jakiś dobry punkt obserwacyjny z wysokości. I faktycznie, kiedyś był punkt widokowy na zachodnim stoku góry, ale dziś jest ona cała pokryta lasem świerkowym, więc nawet nie próbuję się tam dostać, bo też żadnej ścieżki od wschodu w tamtą stronę nie ma.

    Z Widoku schodzę do kolejnej przełęczy o dość oryginalnej nazwie Krzyżówka BHP. Nie mam pojęcia skąd ta nazwa się wzięła, wiem natomiast, że kiedyś nazywała się Genofeva Platz a po wojnie została przemianowana na Rozdroże i taka jest oficjalna nazwa tego węzła leśnych dróg.

     Oprócz wiaty turystycznej znajduje się tu również stela św. Huberta ufundowana przez kamiennogórskie koło łowieckie.

     Z krzyżówki ruszam czerwonym łącznikiem, schodząc powoli  do doliny. Z braku innych atrakcji podziwiam zdecydowanie wyróżniający się na tle roślin świat fungi.

    Do doliny schodziłem w jednym celu. Chciałem zobaczyć źródło Raby, potoku spływającego z Gór Kruczych do Lubawki. Niestety miejsce skąd powinna wypływać woda jak i koryto, którym powinna płynąć, są suchutkie.

    Raba swą nazwę wywodzi - podobnie jak wiele innych tutejszych miejsc - od kruka, gdyż dawniej ten potok zwał się Raben Graben. Gdzie ta woda? Schodząc doliną wzdłuż miejsca po Rabie docieram do zbiornika retencyjnego, w którym woda się znajduje. Niestety jak widać, świeża nie dopływa.
               
    Jakby klęski było mało, to na dodatek leśny spokój zakłócają motocykliści jeżdżący gdzie tylko się da. Pierwszy raz ich spotkałem przy skoczni, teraz rozjeżdżają strome zbocza doliny.

    Zaglądając co jakiś czas do potoku wreszcie natrafiłem na wodę, jednak trudno uznać, żeby ona płynęła.

    Po wyjściu z lasu Krucza Dolina się rozszerza, zamiast sosen pojawia się łąka, przez którą dalej prawie płynie Raba.

    Teren ten spróbowałem poobserwować z nieco wyższego poziomu. Chciałem zobaczyć miejsce, w którym Miłość wpada do Raby. Tak jak anemiczna Raba, Miłość przy niej równie słaba.

    Za to Krucze Skały z parteru pokazują swój ogrom. Odsłonięte ściany, ostańce i grzędy skalne, rozciągnięte na długości około dwustu metrów, muszą robić wrażenie.

    A koryto, którym powinna płynąć Raba, znowu puste. Po drodze te resztki wody, które niosła jeszcze kilkaset metrów wcześniej, gdzieś się zapodziały.

    Powoli opuszczam Góry Krucze, choć tylko fizycznie, bo wzrokiem i myślami nadal jestem tam jeszcze obecny.

    Spojrzenie na Kruczą Skałę i punkt widokowy z ławeczką na skałach, skąd rozpościerają się piękne krajobrazy, czego mogłem doświadczyć kilka chwil wcześniej.

    I polną drogą wracam po płaskim do Lubawki, kończąc nacechowaną kruczym duchem wycieczkę.

    Z dróżki widok na Karkonosze.

    Finisz w Lubawce.