19 października 2018 roku nastąpiło uroczyste otwarcie odbudowanej wieży widokowej na Włodzickiej Górze. Samorządowcy, mieszkańcy, przemówienia, pokropek - tradycyjnie. Dwa dni później zjawiłem się tam ja, aby ocenić i zakosztować tej nowej, starej budowli. Bo Włodzicka, to dla mnie nie jakaś tam górka, lecz swego rodzaju symbol, gdyż w zasadzie od niej wszystko się zaczęło, to znaczy moja blogowo-górska przygoda o nazwie "Sudeciarz". Kiedyś na szczyt prowadził tylko jeden, zielony szlak, który dziś również przeprowadza przez Wzgórza Włodzickie, ale oprócz niego są dzisiaj jeszcze inne szlaki w okolicy, których wtedy nie było. A ja i tak zacząłem bezszlakowo, spod kościoła św. Mikołaja w Świerkach.
Za kościołem pnie się droga, jeszcze przez chwilę asfaltowa, w stronę Włodzickiej, do której szczytu jest niecałe dwa kilometry.
Po drodze są pastwiska stadniny "Jackowa Góra". która oferuje m.in. rajdy konne po okolicy, co, moim zdaniem, jest ciekawą formą turystyki, na pewno lepszą dla otoczenia niż głośne ujeżdżanie w lesie quadów i motocykli. Trzeba jeszcze tylko umieć jeździć konno, bo w moim przypadku nie jest to takie oczywiste.
Dróżka biegnie łąkami, zachodnim stokiem Włodzickiej Góry, skąd przy dobrej pogodzie są ładne widoki na grzbiet graniczny Gór Suchych. Jednak by znaleźć się na górze, trzeba zrezygnować z przestrzeni i w końcu wejść w las, dołączając do szlaku czerwonego.
Najsamprzód jest Rozdroże pod Włodzicką Górą, skąd czerwony schodzi nie zaliczając wierzchołka, natomiast niebieski z zielonym walą na górę.
Niedziela, godzina jedenasta pięć, jestem na szczycie. Sam. Nikogo więcej, choć przecież to nowa atrakcja. Mogę zatem w spokoju i ciszy rozejrzeć się wokół.
Oprócz wieży, pierwsze, co się rzuca w oczy, to drewniany przybytek z umywalką na zewnątrz. Nowatorskie to w górach. Niestety obawiam się, że długo w dobrym stanie może nie przetrwać, gdyż góra jest łatwo dostępna i mogą zjawić się na niej również turystyczni troglodyci.
Oczywiście przepisy p/poż. są bardzo ważne, ale sprzęt gaśniczy pozostawiony bez opieki może w nieodpowiednich rękach narobić więcej szkody niż pożytku.
Taras widokowy nie należy do pojemnych, więc tabliczka na wszelki wypadek informuje o ograniczeniach z tego tytułu. Prowadzi na niego 50 krętych schodów niezbyt szerokim korytarzem.
Ale to nie koniec, gdyż trzeba jeszcze pokonać 11 stopni schodami drabiniastymi, wtedy dopiero osiąga się punkt widokowy, więc twierdzenie o pięćdziesięciu schodach na taras widokowy nie do końca jest zgodne z prawdą.
Co do wysokości obiektu, to są różne źródła, jedne podają, iż platforma widokowa znajduje się na piętnastym metrze, inne, że cała konstrukcja, podobnie jak pierwowzór, ma 14,6 metra.
Wszystko świetnie się układało do momentu, gdy zachciało mi się panoramy z wieży. Pogoda mojej zachcianki nie rozumiała. Tyle wokół do podziwiania a tu taka złośliwość.
Nic to, będę jeszcze tędy przechodził. Na razie pędzę szlakami na południe, przechodząc przez inny punkt widokowy na Włodzickiej, usytuowany na półce skalnej.
Zaciszne, przyjemne miejsce z widokiem na Góry Sowie, oczywiście przy lepszej aurze.
Piętro niżej także jest półka, może bez widoków, ale za to ze sporą ilością miejsca do biwakowania.
Ileż to już razy chodziłem Wzgórzami Włodzickimi, ale zawsze sprawia mi przyjemność przejście otwartym odcinkiem między Włodzicką a Nową Rudą. Zobaczę, czy coś zmieniło się od mojej ostatniej tu wizyty. Najpierw łagodne podejście na Pisztyka (711 m n.p.m.). Przy samotnym drzewie ciągle sterczą kikuty po dawnej kapliczce.
Ponieważ wierzchołek wzniesienia jest jakieś sto metrów dalej a trawa niska, postanowiłem poszukać tam jakiegoś znacznika. I znalazłem, słupek z czerwonego piaskowca.
Zapragnąłem również zajrzeć na Pardelówkę (ok.734 m n.p.m.), drugiego co do wysokości wzniesienia Wzgórz Włodzickich. To ta leśna wyspa.
Zanim tam dotrę, zaglądam do miejsca, z którego wiosną 2017 roku wybijało źródło, będące początkiem, jak wówczas myślałem, rzeki Włodzicy. Dziś mam trochę inne zdanie, gdyż po wielu analizach doszedłem do wniosku, iż tu znajduje się tylko początek jednej z dwóch źródłowych nitek. Jednak tę uważam za słabszą i raczej słusznie, bo jest po prostu sucha a Włodzica przecież gdzieś tam płynie.
Postanowiłem jednak, że na temat źródła Włodzicy napiszę osobny post, więc teraz się nie tym nie będę zajmował.
Na Pardelówkę wchodziłem dróżką od zachodu a przechodzi ona przez rozległy wierch, po którym trochę się pokręciłem. Nie znalazłem żadnej tabliczki, na co po cichu liczyłem, bo niestety nikt górki jeszcze nie oznaczył.
Wystrój wnętrza raczej eklektyczny. Przytulne, miękkie obicia przykrywające dziką surowość drewna i pozornie niespójny zestaw wypoczynkowy vintage z akcentami motoryzacyjnymi.
Mnie jednak nie interesował zbytnio tutejszy przepych, lecz widok na okolicę. Bo niebo powoli, acz zdecydowanie się przecierało. Góry Sowie: Sokół, gdzieś tam w chmurach Wielka Sowa i jeszcze Grabina.
I Włodzicka, na którą jeszcze raz się wygramolę, korzystając z coraz lepszej pogody.
Tym razem nie byłem już sam przy wieży. Kilka grup, ognisko paliło się w najlepsze, jedni zbierali drewno w okolicy, inni stali przy ogniu z kijami nabitymi na wędlinę a niektórzy obserwowali świat z wysokości. Kameralnie już było, teraz zrobiło się hucznie.
Udało mi się wcisnąć na taras i zrobić kilka zdjęć. Mała Sowa, Wielka Sowa, Grabina.
Wielka Sowa.
Włodarz.
Borowa.
Waligóra.
I czerwonym szlakiem ponownie do Świerków.
A tu Włodzica słabo, ale jednak płynie.
Dziesięć kilometrów zrobione. Podsumowując: stara nowa wieża widokowa na Włodzickiej Górze obroniła się. Dobrze przemyślana decyzja spowodowała, że nie powstał tu jakiś koszmarek architektoniczny z przerostem formy nad treścią, ale postawiono na tradycję i to się chwali. Oczywiście wieża nie jest idealna, ale dobrze komponuje się z otoczeniem i nie razi. Ale to tylko moje zdanie a ja nie uważam się za autorytet w dziedzinie wież widokowych.