sobota, 24 czerwca 2023

SZPICBERG

 


     Który to już raz Włodzicka Góra? Tym razem jednak był to pomysł Wojtka, który wraz z Izą zawitał w Sudety i w ramach spotkania zaproponował wspólną przechadzkę właśnie na tę górę. Nie chodzi wszak jedynie o nią, ale o okolicę obfitującą w piękne krajobrazy, z których słyną Wzgórza Włodzickie. Zatem... start odbył się na przystanku kolejowym Świerki Dolne, skąd uczepieni żółtego szlaku, ruszamy na czternastokilometrową pętelkę. Pierwsze kroki kierujemy ku staremu, zalanemu kamieniołomowi. Włodzicką obchodzimy od północy, po mokrej trawie a należy wspomnieć, że pogoda raczej nie rozpieszcza. Chmury nisko uwieszone nad Włodzicką Górą, nie wróżą niczego dobrego.

    Znad Świerków Górnych widok na grzbiet graniczny Gór Kamiennych z Czerniną i Słoneczną Kopą, pod którymi znajduje się dawne wyrobisko kopalniane.

    Świerki Górne, kościół św. Mikołaja z połowy XVIII wieku. Jest przy szlaku, więc warto go udokumentować.

    Innym, wartym odnotowania budynkiem w Świerkach, jest dawna strażnica WOP, tuż przed kamieniołomem. Pochodzi on prawdopodobnie z 1920 roku.

    Północne stoki Czerniny i Słonecznej Kopy były niegdyś dostarczycielem melafiru, na szczęście już od ponad dekady natura powoli odbiera, co jej zabrał człowiek.

    Ruszamy na Dworki, w siąpiącym deszczu, zostawiając za sobą kamieniołom, którego zielone wały z dala wyglądają jak jakiś kopiec.

    Włodzicką Górę teraz oglądamy od zachodu i z tej strony wygląda łagodniej niż z dala, z tym charakterystycznym szpicem. A obok niej Pisztyk, taki mało wyrazisty.

    Po przeciwnej stronie, w granicznym pasie Gór Suchych, wystają Głowy, czyli jedna góra o finezyjnej nazwie, górująca od zachodu nad Dworkami.

    Po przejściu  przez Dworki, stojąc na górnym krańcu Krajanowa, można poprzez dolinę Mątwy wypatrzeć odległe pasma ze Śnieżnikiem na widnokręgu, czego mogłem doświadczyć będąc tu dwa lata wcześniej. Niestety teraz pogoda psuje trochę dobrą zabawę.

    Podejście pod Pardelówkę nie jest szczególnie uciążliwe, bo i przewyższenie nie jest zbyt duże, ale mimo wszystko im wyżej, tym ciekawiej zmienia się horyzont. Za plecami dwie góry graniczne: Wysoka i poznana już wcześniej - Głowy.

    Z południowego stoku Pardelówki widoki również mogłyby być pełniejsze, ale nie ma co narzekać. Sowie i Bardzkie można dostrzec a to już przy tych niskich chmurach dużo.

    Przez Bytkowice wdrapaliśmy się na grzbiet, którym wiedzie malowniczy szlak zielony. Ten zaprowadzi nas już na Włodzicką w pięknym otoczeniu niezasłoniętych krajobrazów. Góry Sowie w pełnej krasie od Grabiny, przez Rymarza, Słoneczną, Kalenicę, Żmija, po Popielaka, a bliżej Gruntowa i Włodyka.

    Przy dróżce łany zbóż z ubarwiającymi ich monochromatyzm chabrami. I niebo zaczyna się z lekka przecierać, dając nadzieję na trochę słońca.

    W lesie, ginie w powodzi innych podobnych sobie, nie przykuwając tak swojej uwagi, jak pojedynczo, stojąc samotnie na łąkach. Mówi wtedy: zobacz, jakim jestem niezbędnym elementem pięknego krajobrazu. Drzewo.

    W oddali Góry Sowie, ale te bliskie wzgórza także efektownie się prezentują, jak np. Czerwień, niezbyt znany wśród włodzickich pagórów.

    Gruntowa na tle Grabiny. Widać, że część wierzchołka jest bezdrzewna i dzięki temu widoki stamtąd są równie piękne, co ze Wzgórz Włodzickich. Wiem, bo byłem.

    Zbliżamy się do głównego celu naszej wyprawy z coraz śmielszą kompanią słoneczka.  Ten profil góry jednoznacznie uzasadnia dawną jej nazwę, mianowicie Spitz Berg, czy też polskie nazwy oboczne jak własnie Szpicberg lub Góra Szczytowa.

    I ciągle tej wędrówce towarzyszą wspaniałe widoki, głównie na Sowie. Jest Sokół, obie Sowy, Grabina, Rymarz a bliżej Gontowa i Gruntowa. Szczególnie te z głównego grzbietu są łatwo rozpoznawalne.

    Pisztyk, trzecie pod względem wysokości wzniesienie Wzgórz Włodzickich. Pod samotnym jaworem resztki po kapliczce.

     Pisztyk to fonetycznie spolszczona nazwa dawnej wsi Fichtig, znajdującej się na tych terenach, która po wojnie, zanim się wyludniła, nosiła nazwę Sośnina. Sporo jest tu jeszcze po niej śladów, głównie resztek murów i fundamentów. Przy jednych takich znajduje się nowa, gustowna ławka, na której nie dość, że można spocząć po trudach wycieczki, to jeszcze wypada raczyć się z niej zacnymi krajobrazami. Góry Suche do oglądania.

    Zdobywając Włodzicką Górę od południa, najsampierw trafia się na półkę skalną z punktem widokowym i krzyżem. Z jednej strony widać dolinę Włodzicy w Ludwikowicach Kłodzkich. Przy odrobinie szczęścia można przyuważyć sunący szynobus na przecudnej linii z Wałbrzycha do Kłodzka.

    I panorama na Sowie, ze znanymi już bardzo wierchami, bo kolejność ich się nie zmienia.

    Wreszcie clou tej przechadzki, wierch z nową-starą wieżą widokową. Jakoś tu bardzo przestronnie i jasno.

    Ano dlatego tak jest, bo chmury się znacznie rozstąpiły i przede wszystkim dlatego, że wokół wieży wykoszono sporo drzew. Przez pewien czas musiałem oswajać się się z tą nowa rzeczywistością Włodzickiej Góry, bo inną ją zapamiętałem. A już z wysokości podziwialiśmy okolicę.  Z północnej strony Suche, od Szpiczaka, przez "czworaczki waligórskie" po Borową w Wałbrzyskich i Włodarza w Sowich.

    Po wschodniej, za Wzgórzami Wyrębińskimi, znany już łańcuszek sowich wierchów, ale teraz w blasku słońca.

    Południowe krańce Gór Sowich również są zauważalne, choć jeszcze kilka lat temu drzewa ograniczały taka możliwość.

    A widoki na zachód to już zupełne novum, kiedyś stąd nieosiągalne a teraz, oprócz granicznych Suchych, Stołowe można zobaczyć, ze Szczelińcem i Koruną.

    Dla niezorientowanych są pomoce na ciasnym tarasie wieży, dzięki którym można pobawić się w detektywa i sprawdzić swoją spostrzegawczość.

    Jeszcze jedno ujęcie wieżuni z krużgankiem, tym razem od północnej strony.

    Kiedyś, dawno temu, funkcjonował na stokach Włodzickiej kamieniołom, którego pozostałością są ruiny magazynów kruszywa.

    Po opuszczeniu lasu pozostało tylko zejście łąkami do Świerków, ale w trawie po pachy. Całe szczęście, że nie zaczęliśmy tej wycieczki od wejścia na Włodzicką, bo przemoczyłoby nas nieludzko, a tak trawsko zdążyło już wyschnąć. No i pysznymi poziomkami po drodze można się częstować.

    I to już koniec tej pochmurno-deszczowo-słonecznej wycieczki.