Miałem mały problem z nadaniem tytułu tej wycieczce, bo miejsca, po których się poruszałem nie są szczególnie znane, może poza Spaloną. Padło na leśną drogę, którą przez dłuższy dystans wędrowałem oraz potok płynący wzdłuż szlaku. A tak w ogóle jest to znów przechadzka po leśnych dróżkach bez większych szans na dalekie krajobrazy, bo to kontynuacja przejścia wokół ziemi kłodzkiej. Zatem zaczynam w Spalonej przy schronisku Jagodna, gdzie rano są jeszcze miejsca parkingowe.
Blisko kilometr muszę przedreptać Autostradą Sudecką zanim wejdę na leśne dukty niezakłócone pojazdami mechanicznymi.
Szybkim, trawiastym skrótem dotarłem do szlaku, który przeprowadza przez Przełęcz Spaloną, a że teren jest dość równy, to trudno nawet odczuć że jest tu jakieś siodełko. W tej okolicy jedynie złamane drzewo przyciąga uwagę. Jest jeszcze jedna przełęcz niedaleko o identycznej nazwie tylko w innym szyku. Jest to Spalona Przełęcz.
Dosyć często zdarza mi się trafiać na miejsca z ławami wtedy, gdy ich nie potrzebuję, natomiast jak szukam siedziska, gdzie mógłbym na spokojnie zająć się konsumpcją, to akurat takich nie ma. Tak jest i tym razem przy skrzyżowaniu, gdzie szlak przecina drogę leśną zwaną Smołówką, na którą się przesiadam.
Tak jak nie czuć przełęczy, tak też nie czuć wzniesień, jednak one tu są, tylko takie trochę plaskate. Tu za rozstajem, choć tego nie widać, jest kulminacja Bronisza, ale z poziomu 715 trudno zadzierać głowę na 720. Jednak pozostałe stoki tego zwodniczo płaskiego wierzchołka są zauważalnie strome.
Nudną Smołówką nie idę do końca, lecz korzystam z okazji pojawienia się ścieżki skracającej drogę o ponad kilometr. Ta dolina jest o wiele ciekawsza, ma w sobie aurę tajemniczości.
Ląduję na drodze łączącej Lasówkę z Młotami, przeprawiając się przy okazji przez potok Czerniak, ale to była formalność. Droga nie jest ruchliwa, chociaż ktoś tam nieraz przejedzie, komu nie zależy na równej nawierzchni.
Tam, gdzie wpada Czerniak do Bystrzycy, jest przy moście spory plac parkingowy i miejsce na piknik. Wydaję mi się, że to miejsce pomyślane bardziej dla grzybiarzy niż turystów, bo ze szlakami w okolicy krucho.
Dalej moja trasa wiedzie przez chwilę w górę Bystrzycy, dzięki czemu mogę obserwować fertyczny bieg tego potoku, co sprawia mi niemałą satysfakcję, ale w końcu jego nazwa zobowiązuje. Jakaż to odmiana od leśnej monotonii.
Pół godziny później byłem już na Pionierskiej Linii przebiegającej przez Suchą Górę, która - wbrew nazwie - górą nie jest a zboczem.
Pionierską Linią docieram do miejsca zwanego na niektórych mapach Rondem. I faktycznie rondo jest, aż by się chciało podriftować hulajnogą. Droga oplata leśny skwer i można z niej udawać się w kilku kierunkach.
A mój kierunek to ten, gdzie spotkam szlak zielony, by kontynuować swoje przygody. I spotkałem go, przy skrzyżowaniu ze stołówką, w otoczeniu przerzedzonego lasu. Po blisko jedenastu kilometrach należy mi się jakiś odpoczynek i zimna przekąska.
Kilkaset metrów w górę szlaku muszę zrobić, aby połączyć poprzednią wycieczkę z tą i zachować ciągłość. A potem zielonym już prosto przed siebie, po stromym Kuźniczym Zboczu w dolinę Krzemieńca.
Na jakieś widoczki ze zboczy nie ma co liczyć, wszędzie drzewa. Wyjątkowo można dostrzec wierzchołek niedalekiej Zamkowej Kopy.
I ponownie podczas tej przechadzki trafiam w dolinę Bystrzycy, tym razem na "przedwioszcze" Młotów.
Tu zaczyna się droga Augusta Klichego, nazwana tak przed wojną na cześć lokalnego nadleśniczego. Pozostała do dzisiaj pamiątka w postaci tablicy, znalezionej jakiś czas temu w lesie. Obecnie droga polskiej nazwy nie posiada.
Dawna Kliche Weg łączy Młoty ze Spaloną i widać, że kiedyś była pokryta asfaltem, który dziś pozostaje już w bardzo okrojonej formie.
Drodze towarzyszy potok Przerębla i jest to najfajniejsza rzecz, jaka przytrafia mi się podczas tego wypadu. Taki niepozorny, a pełen wigoru i niespodzianek.
Kompletnym zaskoczeniem, dla mnie, było odkrycie na nim wodospadu, ukrytego gdzieś wśród mchu i paproci. Magiczne miejsce.
To cudo tak mnie pochłonęło, że nie chciałem się stąd ruszyć. Obfotografowałem, sfilmowałem, pocmokałem i jednak ruszyłem dalej.
Przerębla, zwana także Szklarką, ze względu na dawną nazwę Glaser Bach, swoje źródło ma w okolicy schroniska Jagodna a kończy swój tok w Młotach, wpadając do Bystrzycy po zaledwie czterech kilometrach jakże efektownego biegu.
Ten potok niejako uratował moją wycieczkę, bo właściwie nic ciekawego nie działo się do tej pory na trasie i o ile samotna wędrówka przez lasy ma wiele zalet, w tym wyciszenie, to nie za bardzo jest co opisywać.
Na tejże Przerębli, już w Spalonej Dolnej, znajduje się zbiornik retencyjny, przy którym aż chce się usiąść i opuszczając wzrok patrzeć w niebo.
A jest gdzie spocząć, bo obok znajduje się zagroda piknikowa z ławami. Wszystko z myślą o turystach. Jak miło.
Dalej szlak przeciąga przed leśniczówką Piaskowice. Kiedy piszę tę relację już wiem, że obecnie przy leśniczówce stoi Kamienny Wacław, "brat" Szarego Człowieka (Strażnika Wieczności). Niestety ta moja wyprawa odbyła się kilka miesięcy przed odnalezieniem posągu.
Zielony w dalszym biegu kumuluje się z innymi, akurat przypadkowo przebiegającymi tędy szlakami, dzięki czemu zrobiło się bardzo kolorowo.
Już jestem przy Spalonej, ale jeszcze nie zmierzam w stronę schroniska lecz przecinam Autostradę Sudecką, jak tego chce szlak żółty.
Bo chodziło mi o dojście do krzyżówki Płaskiej Ścieżki z Pylistą Drogą, bowiem to jest wspólny punkt tej i następnej wycieczki. Przy tym skrzyżowaniu jest nieśmiała ławeczka, jakby nieco schowana.
Rzut oka na Pylistą Drogę, która ma tu swój jeden koniec, a którą będę przez jakiś czas kroczył w czasie następnego spaceru. Na pewno nazwa nie jest adekwatna do aktualnego stanu tej ścieżki.
I Płaską Ścieżka wracam pod schronisko.
A tu parking napakowany jak pociąg w Bangladeszu. Dlatego lepiej być tu w miarę wcześnie.
W sumie niemało, bo około 18 kilometrów, ale niezwykle trudna do opisania trasa, bo na taką długość, to niewiele się działo; ani szczytów, ani widoków, ani zbyt wielu przykuwających uwagę obiektów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz