Ponownie, jak trzy tygodnie wcześniej, swoją sudecką przechadzkę rozpoczynam w Lewinie Kłodzkim, ale trasa jest w zupełnie innym kierunku, co nie znaczy, że w nieznanym, gdyż niespełna rok wcześniej startowałem stąd na Feistův kopec i pierwsze cztery kilometry tej, pokrywa się dokładnie z ówczesną.
Czarny szlak mnie tu przywiódł ostatnim razem, czarny zatem mnie stąd zabiera w dalszą podróż. Po wyjściu z rynku pędzę na południe pod prąd Klikawy, mijając trzy zbiorniki utworzone na niej.
W Lasku Miejskim rozstaję się z Klikawą przy kaplicy Jana Nepomucena, ale nie na stałe. Jeszcze będę miał z nią do czynienia podczas tej wycieczki.
Przed kaplicą zaparkował również niezwykły pojazd; Hepcio, zainspirowany samochodem Lloyda i Harry'ego z filmu "Głupi i głupszy". Ten należy do stowarzyszenia "Zawsze Kolorowo".
Żeby było szybciej, drogę krzyżową za kaplicą biorę krótszą drogą, pomijając większość stacji, które dokładniej poznałem na zeszłorocznej wyprawie.
Kolejne znane mi miejsce to skrzyżowanie szlaków nad Laskiem Miejskim. Ładne stąd są widoki, głównie na północ.
Na trasie jest również kaplica w Jerzykowicach Małych, choć właściwie to jeszcze w lesie, jakieś dwieście metrów od zabudowań.
Nad Jerzykowicami Małymi znowu jest okazja do obserwacji okolicy z góry. Najbliżej jest Grodziec a wyróżnia się w tle również długi Skalniak.
Pańska Góra Zachód - do tego miejsca moja wycieczka pokrywa się z zeszłoroczną, dlatego nie rozwodziłem się nadto nad opisem miejsc, gdyż dokładniej zrobiłem to we wpisie "Feistův kopec". Od teraz jednak będę kroczył po nieznanych mi dotąd ścieżkach.
Czarny szlak biegnie dalej granicą trawersując Pańszczycę i wspinając się na Pańską Górę, lub jak wolą Czesi - Panský kopec. O ile po polskiej stronie krajobraz jest leśny, o tyle po czeskiej występują piękne zielone łąki i widoczki są niczego sobie.
To naprawdę piękny odcinek szlaku z widokami na Góry Orlickie i Pogórze Orlickie. Cicho, bezludnie, komfortowo.
Pierwszą osobą, jaka spotkałem na szlaku był cyklista delektujący się atmosferą i widokami. A to już Panský kopec, którego wierzchołek jest po stronie polskiej.
Na Pańskiej Górze jest sporo kamiennych placów, na których bywający tu wędrowcy układają piramidki. Ja takiej potrzeby nie poczułem. Na nieboskłonie króluje Orlica.
Szczyt Pańskiej Góry z Orlicą w tle. Bardzo przyjemne miejsce, przestronne, według mnie świetne na rozbicie namiotu.
Przy zejściu z góry, kontynuując wędrówkę czarnym i zielonym szlakiem, widać to, co niedostępne z wierzchołka a mianowicie północny krajobraz z charakterystycznym profilem Gomoły.
Pańska Góra Wschód - tu rozchodzą się szlaki, na dalszą podróż wybieram czarny, nadal biegnący granicą.
Jednak w którymś momencie muszę zostawić szlak i dalej iść wzdłuż granicy, aby dotrzeć do miejsca, które jest głównym celem tej eskapady. Robię to przy słupku III/129.
Miejscem, do którego tak bardzo dążę, to najwyżej położony punkt gminy wiejskiej Lewin Kłodzki. Znajduje się on pomiędzy słupkami 128/3 - 128/2 i wynosi ok. 828 m n.p.m. Miejsce to znajduje się na stoku dwuwierzchołkowego bezimiennego wzniesienia, ale obszar na którym się znajduje nazywa się Hraniční les.
Pędząc dalej podług granicy, czekała mnie jeszcze niespodzianka a był nią krzyż pokutny, nie wiadomo jednak dokładnie z którego wieku. Ukryty wśród krzewów borówek, ale oznaczony.
Po chwili dobijam do Autostrady Sudeckiej w miejscu dawnego przejścia granicznego Olešnice v Orl. horách - Čihalka/Duszniki-Zdrój. To jest skrajny punkt mojej wycieczki, teraz będę wracał do Lewina.
Po czterystumetrowym asfaltowym odcinku, łapię szlak czarny i z powrotem włażę do lasu na węźle "Rozdroże nad Kozią Halą".
Chwilkę podreptałem szlakiem a potem rzuciłem się w nieznane, odbijając na jakąś ścieżkę naniesioną na mapę. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, niestety dróżka w pewnym miejscu zabrnęła w niezwykle grząski teren, nasiąknięty niemożliwie i musiałem obchodzić teren szukając suchego. Po prostu trafiłem na obszar źródliskowy Klikawy.
Kilka nitek zaczynających niedaleko swój bieg łączy się tutaj ze sobą tworząc początki Klikawy, z którą już wielokrotnie miałem okazję się spotkać na wielu jej odcinkach, nawet na końcowym już w Czechach.
Podmokłe podłoże i zwarte miejscami zarośla wygnały mnie na pobliską łąkę, gdzie znalazłem dróżkę, która zawiodła mnie znowu nad potok a potem już poszło.
Złapałem w lesie zielony szlak a z nim już będę szedł przez dłuższy dystans. Oczywiście w towarzystwie Klikawy, z której biegiem prowadzi trasa.
Wyszedłszy z lasu trafiam do Zimnych Wód. Okazuje się, że w tej osadzie znajduje się tylko jeden dom, po lewej stronie drogi. Kiedyś ta osada (daw. Kaltwasser) posiadała wiele gospodarstw na północnym stoku Pańskiej Góry, czyli powyżej tego jedynego, które pozostało i ciągnęły się aż do wysokości 750 m n.p.m. a przecież wierzchołek Pańskiej Góry leży na 782 metrach n.p.m.
Natomiast wszystko, co po prawej stronie drogi, to administracyjnie już Jawornica. A tu ładna sudecka chałupa.
Od czasu do czasu zaglądam do Klikawy i cyk... jakiś wodogrzmocik się trafia a to dla mnie magnes jak pieron.
Kolejny z rozproszonych budynków jest już oficjalnie w Jawornicy. Zaraz za nim zaczyna się asfalt, choć ze względu na stan, raczej nie jest udogodnieniem dla pojazdów.
Wartą odnotowania jest też kaplica MB w Jawornicy, pochodząca z 1714 roku, wzniesiona dla upamiętnienia zarazy z 1713.
I tak dodreptałem z powrotem do Lewina a konkretnie do Lasku Miejskiego, gdzie ponownie widzę kaplicę Nepomucena.
Mijam znów trzy zalewy lecz tym razem z drugiej strony.
Widzę kościół Michała Archanioła, więc to już prawie centrum, gdzie zaparkowałem samochód. W tle góra Szubieniczna.
Tak więc żegnam się z Lewinem, chyba na dłuższy czas, bo w następnych kilkunastu wycieczkach nie mam go w planie.
W sumie 15 przyjemnych kilometrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz