Gór Bialskich ciąg dalszy a skoro grasuję po tym paśmie, to nie da się nie wylądować w Bielicach, wiosce na końcu świata. Poprzednia moja tutejsza wyprawa ledwie napoczęła tzw. worek bialski, zatem teraz czas na jego całkowity podbój. Po obwodzie rzecz jasna. Jak to ostatnio w Bialskich, szykuje się graniczny marsz pośród świerków, borówczysk i dodatkowo jeszcze słupków. Nihil novi.
Jakoś na grzbiet muszę wyleźć, więc ruszam pod prąd Białej Lądeckiej, bo prawie każda wyprawa z Bielic zaczyna się właśnie tak.
Będąc w temacie rzecznym, nie można pominąć spotkania Bielawki i Białej Lądeckiej, przed skrzyżowaniem i zimowym parkingiem w Nowej Bieli.
Nowa Biela to nieistniejący już przysiółek Bielic. Ostatnio byłem tu w 2017 roku i obok tablicy informacyjnej w miejscu dawnej kaplicy stał postument z krucyfiksem. Obecnie doszedł jeszcze jeden element wystroju okolicy, a mianowicie dosyć oryginalny pomnik poświęcony pamięci Andrzeja Krosty, lokalnego popularyzatora turystyki.
Po zachodnim zboczu doliny co rusz spływają jakieś potoczki zasilając Białą Lądecką. Na jednym z nich znajduje się ładny, dość wysoki wodospad, nie niosący jednak dużo wody.
Jak dotąd wędrówka jest lekka i przyjemna, toteż nie ma sensu przysiadać na odpoczynek, nawet w tak miłych leśnych realiach. Ale zaraz się zacznie.
I się zaczęło. Zielony szlak ładuje się pod górę a pierwszy kilometr nie zna litości. Oczywiście jestem na to przygotowany, ale i tak podejście zabiera sporo sił.
Po tym pierwszym kilometrze jest Dukt nad Spławami, przy którym - 150 metrów dalej - jest znany już schron turystyczny. Tam jednak nie mam potrzeby iść, bo na grzbiet trzeba pędzić dalej zielonym, przez rezerwat.
Druga część podejścia, choć dłuższa, jest mniej uciążliwa a przejście przez Puszczę Jaworową jest dużo atrakcyjniejsze niż przez zwykły las. Przy drodze, na polanie, jest miejsce, gdzie wybija Źródło Rajskie, czy też Raj. Oznaczone w mapie, w rzeczywistości także istnieje i wypluwa wodę z wnętrza ziemi tworząc mały rezerwuar, z którego woda strużką wypływa po zboczu.
Obok, na świerku, przytwierdzona jest kapliczka ze świętym obrazkiem a pod nim "Legenda o Źródle Raj", że jak niewiasta napije się wody ze źródełka, to za rok wyjdzie za mąż. Nie wiem, czy warto ryzykować.
Jeszcze po drodze jest ładna polana w puszczy i gdyby nie rezerwat, to byłoby świetne miejsce na biwak.
W końcu docieram na grzbiet, do granicy, do miejsca, gdzie poprzednio zostawiłem worek bialski. Czas na kontynuację przejścia jego obwodem.
Tu już nie ma szlaku pieszego, jedynie rowerowy i narciarski. To wystarczy. I znów, jak poprzednim razem w Bialskich, pilnuję słupków granicznych jako wskaźników, żeby nie przegapić ważnych miejsc. No i gdyby nie ta taktyka, to minąłbym Działowe Siodło, bo tabliczki żadnej nie ma na tej przełęczy a teren jest w miarę równy.
Ten z kolei słupek jest na wzniesieniu Bílé kameny i co ciekawe tutaj jest tabliczka (a nawet dwie) kilka metrów od ścieżki po polskiej stronie. Ponieważ nie ma on oficjalnej polskiej nazwy, potocznie nazywa się go Działem i ta nazwa jakoś funkcjonuje.
Na rozdrożu "Pod Działem" pojawia się na chwilę szlak niebieski, by po dwustu metrach pożegnać się z granicą i ruszyć w Czechy, na Paprsek. Wielu turystów z niego korzysta, by dostać się do czeskiego schroniska, bo tam piwo i tym podobne delikatesy w pięknym otoczeniu gór.
W zachodnim kącie worka znajduje się miejsce określone jako Pałasz i według Geoportalu jest to góra. Z pewnością nie jest to kulminacja, ale raczej polska nazwa skrawka czeskiej góry Palaš.
Jest wreszcie jakiś dalszy widoczek, co prawda skromny, ale zawsze to coś. Śnieżnik jest na tyle wielką górą, aby można było go dostrzec ponad wszędobylskimi choinami.
Rejon Travné hory to jedno z najwyższych miejsc w Górach Bialskich. Drogowskaz na uschniętym pniu zaprasza mnie na Postawną, ale że to 350 metrów w jedną stronę i do tego już tam bywałem kilka razy, to wolę coś innego.
Wolę sto metrów w przeciwną stronę, bo tam są skałki.
Gubiłyby się te skałki wśród krzewów i choinek, gdyby nie to, że są na tyle jasne i odbijają intensywne promienie słoneczne, co je wyróżnia z morza zieleni i rdzy.
Druga grupa skał znajduje się kilkadziesiąt kroków w bok. Oczywiście jedne i drugie sprawdziłem w temacie widoczności z ich wysokości.
Ponieważ Travná hora nie jest wybitnym szczytem, dlatego widoki z niej nie są oszałamiające, choć przyjemne. Śnieżnik i Czarna Góra są na tyle rosłe, że można dojrzeć ich wierchy na horyzoncie.
A w przeciwnym kierunku zdecydowanie odznacza się Brusek, kamienisty wierzchołek, na który wkrótce trafię.
Bielskie Siodło to przełęcz na wysokości 1087 m n.p.m. a rozglądając się odnoszę wrażenie, jakbym spacerował po równinach.
Jedyną anomalią w tej równinnej okolicy jest ta usypana z kamienia hałda. Tak to wygląda, choć wiadomo, że Brusek to jednak naturalne wzniesienie.
To jedna z moich ulubionych górek w Sudetach. To też chyba jedyna w worku bialskim, z której szczytu można podziwiać szerszą scenerię. Śnieżnik i Czarna Góra, to wiadomo, krajobrazowy hegemon.
Niczym grzbiet wieloryba z oceanu, wyłania się zza lasu Czernica z jedyną wieżą widokową w Górach Bialskich.
Najpełniej jednak widać wierchy Wysokiego Jesionika, wobec których Śnieżnik już nie wygląda jak sterydowy osiłek: Šerák, Keprník, Vozka.
I jeszcze Černá stráň na dokładkę.
Kiedyś górę nazywano Brunek, obecnie Brusek a jest to spolszczenie czeskiej nazwy Brousek. Pisałem o tym kiedyś, ale powtórzę, bo to ciekawe; niemieckojęzyczna nazwa góry brzmiała Wetzstein Kamm, co mniej więcej ma to samo znaczenie co Brousek, czyli "osełka".
Jeszcze słowo o wysokości, bo widniejąca na tafelce 1124 jest mocno przestrzelona. Według większości map, w tym Geoportalu, jest to 1115 m n.p.m., ciut niżej niż Postawna, będąca "bialskim Everestem" (choć faktycznie najwyższym punktem w Bialskich jest stok Travné hory w okolicy słupka III/45).
Najważniejszym jednak celem tej mojej wyprawy wcale nie był Brusek ani inna góra, lecz trojmezník na wschodnim krańcu worka a zarazem ziemi kłodzkiej. Tu jest bowiem "biegun wschodni" ziemi kłodzkiej, jednocześnie historyczna granica hrabstwa kłodzkiego, Moraw i Ślaska. Konkretnie Dolnego Śląska.
Sporym zaskoczeniem był dla mnie brak wiaty, która stała tutaj kiedyś po czeskiej stronie. Rozpadła się, została rozebrana? A była jak księga pamiątkowa, tyle wpisów poczynili w niej i na niej przebywający tu turyści i żaden z nich nie przejdzie do historii.
Gnam dalej po wschodniej flance worka bialskiego i już po dwustu metrach jestem na Przełęczy u Trzech Granic - a jakże - nieoznaczonej w żaden sposób.
U Smrku; odbicie szlaku zielonego w Rychlebské hory. Do rozcestníka przymocowana jest skrzyneczka z księgą wpisów. Sam kiedyś się do takiego zeszytu tutaj wpisałem, ale to już nie ten. Ciekaw jestem kto je wymienia i przede wszystkim co się dzieje z tymi zapełnionymi?
Po drodze mam jeszcze górkę - Smrek, zwanym Trójkrajnym, trzeba tylko trochę zejść ze szlaku w krzaki, kilkadziesiąt kroków. Są dwie tabliczki na drzewie i - jak w przypadku Bruska - wysokości również są przeholowane o ładnych kilka metrów.
Kolejnym miejscem wartym odnotowania, ze statystycznej powinności, jest Klonowiec, który znajduje się już w Górach Złotych.
Na Karkulkę (Klínový) już trochę trzeba podejść. Znajduje się tu skała i to jest jakiś konkret w tym smutnym lesie. Poczułem się zobowiązany dokonać pobieżnych oględzin.
Wdrapałem się więc na wierzch kapturka, bo jak się okazuje, po czesku karkulka oznacza właśnie takie nakrycie głowy. Z góry niewiele wciągającego widać, bo wszędzie drzewa, ale ciekawość zaspokoiłem.
Wchodzę na orbitę Pasiecznej zaczynając od najniższego z wierzchołków. Żadnych oznak życia, przyciąganie słabe i atmosfera mało przejrzysta.
Za to kolejny wierzchołek to uhuhu. Dzieje się tutaj. Sądząc po aranżacji, to o architekturę krajobrazu postarał się jakiś kombajn leśny.
Efektem ubocznym tej czystki są panoramy. Po uprzątnięciu bałaganu może tu być nawet fajny punkt widokowy. Bo po sąsiedzku Kowadło a dalej: Łupkowa, Pośrednia, Špičák i Czartowiec a za nimi Žulovská pahorkatina.
Po przeciwnej stronie Iwina i Rudawiec, czyli przeciwległy kraniec worka bialskiego a w dole Dolina Górnej Białej Lądeckiej. Uwielbiam ten górski kontrast pomiędzy iglakami a drzewami liściastymi.
Główny wierch Pasiecznej ukryty jest w lesie i to nie przy dróżce, ale mimo to postanowiłem go odnaleźć węsząc między drzewami.
Jakieś takie nieśmiałe skałki wyglądają z ziemi, ale większego wrażenia nie robią. Wiem, że poniżej szczytu, na stromym stoku, znajdują się Myśliwskie Skały, lecz mając obawę, czy da się później zejść po ludzku w dolinę a nie wracać ostro pod górę, zrezygnowałem z zamiaru odwiedzenia tego miejsca.
Pasiecznik jest oznaczony nietrwałą, zalaminowaną kartką i jak na razie to wystarczy, gdyż jest czytelna.
Od winkla na Pasiecznej odchodzi w kierunku północno-zachodnim dróżka, która w mapie, z której korzystam, nie jest ujęta. Postanowiłem zdać się na instynkt i ruszyć w dół licząc, że nagle się nie skończy.
Udało się. Dróżka dowiodła mnie do szlaku zielonego schodzącego z Kowadła i to już blisko Bielic. A na wprost Szeroka Kopa.
i jeszcze ładne ujęcie znad Bielic z Kowadłem w tle i Łupkową nieco dalej.
No to tyle, jeśli chodzi o worek bialski, blisko 16 kilometrów wydreptane, zadowolenie na twarzy wyraźnie wyrysowane, satysfakcja głęboka.
Biała Lądecka dała popalić :( :( :( naprawdę trudno uwierzyć, że to ta maleńka rzeczka...
OdpowiedzUsuńAle ciekawy pomnik!
A chcesz wychodzic za mąż? to pij ;p
Sterydowy osiłek :D :D :D
Fajny ten Brusek :)
Okropny jest widok po kombajnie, tyle drzew wyciętych. :( A potem woda się nie zatrzymuje w lesie, bo lasu nie ma, i buch - powódź. :( :( Nie pociesza nawet to, że widok się odsłonił...
Ja kiedyś ruszyłam taką dróżką i skończyła się w Mumlavie. Musiałam przełazić po kamieniach, a potem pod górę zasuwać na czworakach, tak było stromo. Ale przecież się nie wróce. ;p
To jest potęga natury, potrafi być piękna i łagodna, by zmienić się w przerażającą, śmiercionośną.
UsuńTen pomnik przykuwa uwagę i trudno przejść obok niego obojętnie.
Nie jestem niewiastą i nie wiem jak zadziała taka woda na starego żonkosia, stąd ostrożność.
Tak mi się skojarzył Śnieżnik pośród innych gór w jego okolicy.
Tak, Brusek jest fajnym i wyjątkowym miejscem.
Pozytywnym aspektem tej masakry jest to, że tylko wierzchołek został ogołocony a stoki pozostały nietknięte.
Też nie lubię wracać tą samą drogą, ale zdarza się taka sytuacja, że muszę i to mnie irytuje a jeśli jeszcze jest stromo pod górę, to już w ogóle.
Pięknie. I pomyśleć, że oprócz Bielic z początku i końca wycieczki, ostatni raz na większości tych szlaków byłem...osiem lat temu! Zgroza, jak ten czas za........! :(
OdpowiedzUsuńTo są miejsca i tereny, które chyba nigdy mi się nie znudzą. Mimo że kilka miesięcy temu nasyciłem duszę wędrówkami po Bialskich i Masywie Śnieżnika, to jednak bez mrugnięcia okiem mógłbym wkrótce znów się tam meldować. I tak jeszcze wiele razy...
Czas zasuwa. Kiedy oglądam archiwalne zdjęcia z wycieczek, to często ogarnia mnie zdumienie, że to już tyle czasu minęło a w pamięci tkwi, jakby niedawno to było. Trafiając któryś raz w znane miejsca, w większym odstępie czasu, można zaobserwować zmiany jakie zaszły w otoczeniu. A Bialskie choć fajne, to jednak niezbyt obszerne, w dwa, trzy dni można zajrzeć praktycznie wszędzie.
Usuń