piątek, 15 września 2023

PRZEŁĘCZ MIĘDZYLESKA - POD OPACZEM

 


   Przełęcz Międzyleska to taka swoista cezura w mojej wędrówce wokół ziemi kłodzkiej. Kończę tu marsz na południe i rozpoczynam zmierzanie na północ, na przeciwległy kraniec ziemi kłodzkiej, oczywiście zahaczając po drodze o zaplanowane wcześniej ważne punkty. Teraz kierunek Masyw Śnieżnika, a więc dużo bardziej wymagające góry niż Bystrzyckie.

    I już widzę w oddali te tysięczniki, co na poniektóre będę się niebawem wspinał z mozołem, lecz najpierw łagodny spacer, właściwie jeszcze Kotliną Kłodzką, gdzie dużo przestrzeni i w miarę płasko.

    Za plecami zostawiam dawne drogowe przejście graniczne z budynkiem pełniącym obecnie funkcję hotelu a nad nim wystaje orlicki Vysoký kámen.

    Szpiczasty Klepáč, zwany w Lechistanie Trójmorskim Wierchem, z tej perspektywy wydaje się wyższy niż inne, sąsiednie wzniesienia. Niestety nie dane mi będzie nim zawładnąć, gdyż mój plan nie obejmuje tego wierzchołka.

    Rozglądam się wokół ciesząc przestrzenią i próbuję wyłapywać odległe, pofalowane kontury. Bystrzyckie i orlickie garby a w nich Bochniak, Anenský vrch, Czerniec i Jagodna. 

    Czeskie przestworza oferują widoki na orlickie, w większości mało znane wierchy, m.in. Na planiskách, Prostřední vrch, Suchý vrch, Bouda.

    O wiele bliższą mnie górką jest Urwista ze swym płaskim wierzchołkiem. A na dole krańcowe zabudowania Boboszowa.

    Kolejny rzut oka na daleki horyzont, bo warunki na to pozwalają, a tam najbardziej wyróżnia się Graniczny Wierch, czy też Zadní hraniční vrch. Moja poprzednia wycieczka przebiegała przez ten wierzchołek. Co ciekawe, według polskich źródeł, szczyt znajduje się w Górach Bystrzyckich, ale według czeskich - w Orlických horách.

    W wielu miejscach pas graniczny jest solidnie zarośnięty i trzeba sobie wybrać stronę tych zarośli do marszu. Lepsza ścieżka jest po polskiej, ale zobaczywszy w mapie piktogram obiektu po czeskiej stronie, przedarłem się tam na oględziny krzyża. Spodziewając się jakiejś finezyjnej sztuki sakralnej, srodze się rozczarowałem.

    I znowu łypnięcie na czeską zawartość Sudetów; Hanušovická vrchovina i jej najwyższy przedstawiciel - Jeřáb.

    Wydeptana w trawie ścieżynka wiedzie po równości łąkami, od kępy do kępy i taki, prawie bezwysiłkowy marsz, gdy nie trzeba łapczywie pobierać powietrza, pozwala cieszyć się otoczeniem. Jedynie, czego mi tu do szczęścia brakuje, to wielobarwnych polnych kwiatów dekorujących łąki, ale nie można mieć wszystkiego zawsze i wszędzie.

    Żeby jednak nie było zbyt gładko, trafia się również bujniejsza trawa rosnąca na bardziej podmokłym gruncie. Ale i to da się przejść.

     I dla odmiany krajobraz z lekka afrykański, przypominający nieco sawannę i wcale nie trzeba wiele fantazji, by wyobrazić tu sobie geparda ścigającego gazelę.

    A gdzie indziej, w oddali, wystaje na tle Urwistej coś na kształt czubka wieży kościelnej, ale pewności nie mam, bo odległość spora a wzrok już nie taki ostry jak w latach świetności.

    I powoli zbliżam się do prawdziwych gór a pierwszą, którą mam teraz najbliżej jest Opacz. Chociaż z tego miejsca widać dwa wierzchołki, w rzeczywistości ma ich bodaj pięć.

    Kawałek dalej zaczyna się już teren leśny, skąd coraz trudniej o widoki, ale nie będą one niemożliwe. Rozdroże pod Uboczem to furtka do Masywu Śnieżnika i punkt zwrotny tej wycieczki. Wspinanie na górę zostawiam sobie na następny raz a tymczasem wybieram chwilowo szlak czerwony prowadzący do Pisar.

    Widząc taką nieruchomość jak ta, w mojej głowie rodzą się dla niej dwa zastosowania; albo punkt widokowy, albo stołówka. Lub oba naraz. Tym razem ta druga opcja jest bardziej.

    Czy to z gruntu, czy z ambony, wielkiej różnicy nie widać, pejzaże podobne i poznane już wcześniej, czyli czeskie Góry Orlickie.

    Szlak skręca do Pisar, ale ja zostaję w plenerze, gdzie można tarzać się w przestworzach a gdzieniegdzie sterczy jakieś poważnej wielkości pojedyncze drzewo, jak np. ta lipa.

    A to, co wydawało mi się wcześniej z daleka wieżą kościelną, okazało się całą budowlą, przy której właśnie przystanąłem. Zwykła, polna kapliczka. A tam za nią w tle: Wysoczka, Goworek,Puchacz, Souš a także Kopalniana Góra i zasłonięty kapliczką Opacz.

    W dalszej trasie polna dróżka chwilowo zmienia charakter, dla mnie na gorszy, bo źle się idzie po takim tłuczniu. No ale jeżdżą tędy czasem samochody, czego byłem świadkiem, co znaczy, że to jakaś droga dojazdowa.

    I za chwilę znowu sawanna, baobaby a w tle masiv Kilimandžára.

    Co ciekawego można jeszcze zobaczyć z tej równiny? Na przykład jest klasztor Hora Matky Boží nad Králíkami a za tło robi Jeřáb.

    W końcu widzę znany mi już budynek na granicy, tak więc ta płaska sudecka przygoda zaraz się zamknie. Tylko 11 km i to po niewymagającym terenie, ale od następnej wycieczki zaczną się góry.



 



  






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz