Długo był moim wyrzutem sumienia, bo od dawna zamierzałem pojawić się na jego szczycie, ale zawsze coś nie pozwalało tego zrobić. Przeważnie było to inne miejsce, wybrane zamiast niego a on biedny ciągle czekał w schowku, na zaś. W moim niczym nieuzasadnionym przekonaniu, było dużo więcej ciekawszych miejsc niż Krąglak. W końcu jednak trzeba było uderzyć pięścią w stół i zdecydowanie po męsku powiedzieć sobie: no nie wiem, może teraz? I jak powiedziałem, tak znalazłem się pod kościołem św. Rodziny, pochodzącym aż z XV wieku.
Z informacją, gdzie to jest, wstrzymałem się do drugiego zdjęcia, na którym wiata przystanku autobusowego krzyczy prosto w twarz: w Gostkowie k...a, a gdzie?
Na Krąglaka prowadzi co prawda szlak zielony, ale wizytę na jego wierchu zostawiam sobie na deser. Najpierw połażę po innych, północnych górkach masywu a tam zaciągnie mnie początkowo szlak czarny, wyprowadzając ze wsi asfaltem.
Tereny na północ od Gostkowa są niczego sobie, odsłonięte pagórki połyskujące w promieniach słońca zachęcają do wędrówki wśród nich. Na pierwszy ogień idzie Kokosz, wzniesienie z wyraźną, atrakcyjną, plackowatą łysiną na szczycie, którą można już dostrzec z daleka.
Szlak wreszcie podchodzi w kierunku Kokosza, polną dróżką wśród nieużytków. Pomiędzy wieloma różnymi roślinami na łące, wyróżnia się wrotycz, co to go kleszcze podobno nie lubią. Ponieważ się nie znam, profilaktycznie z lekka się natarłem.
W końcu dochodzę do punktu, z którego jest na czym oko zawiesić. Góry Wałbrzyskie widziane od północy i także trochę Kamiennych a w tym gronie m in. Trójgarb, Chełmiec, Dzikowiec, Lesista Wielka jak również bliższe wierzchołki Masywu Krąglaka po drugiej stronie Gostkowa, czyli Borowiec, Szyja i Otok.
Na zachodzie przede wszystkim Krąglak a w oddali Rudawy Janowickie z Wołkiem. Gdyby ta ambona na wzgórzu sprawiała chociaż wrażenie w miarę bezpiecznej, to pewnie bym się tam udał, ale widząc jej pochylenie mam obawy, czy akurat ze mną na pokładzie, nie uległaby jeszcze poważniejszej awarii.
Kokosz już blisko, a widząc jego wierch jestem pełen nadziei na co najmniej przyzwoite panoramy, mimo widocznych wysokich drzew.
Po wschodniej stronie ładnie prezentujące się wzgórza, lecz większość z nich, poza Łysicą, nie ma nazwy, nawet te wybijające się.
Czas na atak. Plan był sprytny, dróżką trawersującą Kokosza od południa miałem zamiar osiągnąć najwyższy punkt i stamtąd rozejrzeć się za jakąś ścieżką na górę, bo z reguły tak się zdarza. No i plan się sprawdził, jednak tylko do połowy, bo na górę ścieżki widać nie było. Pozostało wejście na rympał, na szczęście przez las świerkowy, dzięki czemu chaszcze nie stawały mi na drodze. No i dotarłem.
Poruszanie się po szczycie nie nastręcza trudności, nie ma zarośli, grzbiet niewątpliwie jest rozjeżdżony jakimś ciężkim sprzętem, na całej długości.
I znów widok na Góry Wałbrzyskie i Kamienne, lecz tym razem z wyższego poziomu a co się z tym wiąże, to pole widzenia jest lepsze.
Po przeciwnej, północnej stronie góry, dużo niższe wierzchołki Gór Wałbrzyskich, w tym najbardziej zauważalna Młynarka.
Z drugiego krańca grzbietu Kokosza widok na Rudawy Janowickie z Wielka Kopą, Skalnikiem i Wołkiem a blisko po lewej Krąglak, a po prawej Pustelnik, czyli następny szczyt do odwiedzenia podczas tej wycieczki. Widoczne, choć słabiutko, są również Karkonosze ze Śnieżką.
I jeszcze zanim zejdę z Kokosza, rzut oka na szczyt z perspektywy jego zachodniego stoku. Kokosz okazał się interesującą górką.
Teraz kierunek Pustelnik, ale trochę naokoło. Po drodze widok od północy na zdobytego przed chwilą Kokosza oraz Trójgarb.
Pustelnika zdecydowałem się zdobyć od wschodu, mając nadzieję, że ścieżka wiodąca na szczyt, naniesiona w mapie, jest co najmniej średniej jakości i bez przeszkód. No i nie było źle, dało się jakoś iść mimo wysokiej trawy.
Co prawda szczyt Pustelnika znajduje się w lesie, ale na szczęście dla łapacza widoków, część południowego stoku jest odsłonięta. Krajobraz jest znany, bo ten sam co z Kokosza, może tylko z nieco innej perspektywy, ale są Trójgarb i Chełmiec oraz Borowiec, Otok i Szyja.
Ciut wyżej, ale jeszcze przed lasem, troszkę zmieniona sceneria, bo poszerzona o Kokosza, ale bez górek masywu. I lepiej widać Kamienne.
A apogeum Pustelnika? No cóż, niewiele o nim można powiedzieć, bo niewiele tu jest do oglądania, ani tabliczki, ani znacznika, ani widoków.
Z wierchu w dół ścieżek żadnych innych, niż ta co wchodziłem, nie ma, ale żeby nie schodzić tą samą, puściłem się południowym stokiem na żywioł i jakoś dotarłem do do leśnej drogi. Przede mną do zdobycia jeszcze główny wierzchołek tej wyprawy - Krąglak.
Dosyć niespodziewanie, przy drodze napotkałem na jakieś zabudowania mieszkalne, przynależące do wsi o takiej samej nazwie jak góra, którą przed chwilą zdobyłem, czyli Pustelnik. Moje zdumienie budzi lokalizacja, na takim odludziu, gdzie nawet specjalnie dobrej drogi dojazdowej nie ma, tylko leśna, szutrowa.
Zbliżając się do Krąglaka przekraczam potok Bobrek, który początek bierze u stóp Kokosza a kończy bieg w Marciszowie wpadając do Bobra.
Szczyt Krąglaka postanowiłem zdobyć od zachodu, dlatego też najpierw wdrapywałem się na dróżkę trawersującą górę po jej północnej stronie. Z dróżki tej niewiele można zobaczyć, co najwyżej samiuśki wierzchołek bliskiej Poręby, ale już w Górach Kaczawskich.
Przez Krąglaka przechodzi jedynie szlak zielony, więc dotarcie do niego i uczepienie się, gwarantuje przejście przez wierzchołek.
Ostatnie metry przed szczytem to wąska ścieżka i gęste zarośla.
Przed wycieczką celowo nie szukałem żadnych źródeł, w postaci zdjęć, czegóż to mogę oczekiwać w najwyższym punkcie Krąglaka, gdyż chciałem być tam ze świeżym, niczym nie skażonym spojrzeniem. I zostałem zaskoczony. Spodziewałem się raczej polany, placu ze sporą ilością miejsca a tu nic. Gdyby nie deseczka przybita do brzozy, kilka metrów od ścieżki, to byłoby to miejsce niezauważalne.
To, co ciekawe na Krąglaku, znajduje się poniżej szczytu, na jego północnym stoku. Pozbawiony drzew obszar pozwala cieszyć się dalszymi obserwacjami. Góry Kaczawskie, widoczny Turzec a za nim trzy wystające szczyty Folwarcznej, Barańca i Skopca, Połom, daleko Ostrzyca, Miłek, Lubrza i Poręba najbliżej.
Po przeciwnej stronie ładnie horyzont zamyka Masyw Ślęży, czyli Wieżyca, Ślęża, Radunia i Szczytna.
Widoczne oczywiście są także bliższe pasma a w nich Trójgarb, Wielka Sowa i Chełmiec.
Jeszcze Pustelnik widziany przy zejściu z Krąglaka.
Miłym momentem jest wyjście z lasu na otwartą przestrzeń, to takie niezwykłe przejście pomiędzy dwoma światami, jak wyjście zza kulis na arenę.
I tu kończą się podobieństwa, gdyż tutaj to ten na arenie jest widzem a wszystko wokół obiektem obserwacji. Góry Wałbrzyskie, od tych niskich nienazwanych oraz Sójki, Jagodnik, Węgielnik, "Wilcze Doły", po Trójgarb i Chełmiec.
Tuż obok, po prawej, niezbyt wysoka Szyja.
Po lewej Kokosz, spenetrowany na początku tej wycieczki.
Widok otwartego, opadającego w kierunku Gostkowa grzbietu sprawił, że zamiast zejść ze szlakiem w dolinę, ruszyłem przed siebie, ciągle w asyście okolicznych krajobrazów. Oprócz różnych gór, górek i pagórków, dostrzegalne są zabudowania Wałbrzycha.
Ależ ta końcówka przechadzki jest sympatyczna. Lekko w dół, po opadającym grzbiecie i wokół mnóstwo przestrzeni.
A kiedy budynki Gostkowa są coraz bliżej, oznacza to, że wycieczka dobiega końca. 12 kilometrów z okładem zrobione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz