niedziela, 29 maja 2022

WIETRZNIK - WIECZNOŚĆ - DROGA STANISŁAWA

 


    Głównym celem tej eskapady jest Wietrznik, kolejny obowiązkowy wierzchołek na mojej trasie dookoła ziemi kłodzkiej. Za najdogodniejszy punkt startu uznałem Pokrzywno, osadę u podnóża Kamiennej Góry w Górach Bystrzyckich.

    Idealnym miejscem parkingowym okazał się plac przed klasztorem, skąd można zabrać się w góry Regionalnym Szlakiem Serduszkowym.

    Od razu robię rozeznanie okolicy pod kątem widocznych wierchów, póki jeszcze nie jestem w lesie. Na południu wyraźne dwa garbiki; Łomnicka Równia i Rówienka a między nimi odznaczająca się przełęcz Łysina. Będę tam.

    Podchodząc na Przełęcz Sokołowską mijam rozsiane posesje Pokrzywna i co jakiś czas coś zwraca moją uwagę. Dosyć często widuję, szczególnie we wioskach, wywieszone polskie flagi, ot tak, bez okazji. Tym razem jednak obok polskiej, powiewała dolnośląska, co nieczęsto się zdarza.

    Innym ciekawym detalem, jaki zaobserwowałem, to ozdobna tarcza herbowa na wysokim ogrodzeniu jednej z posiadłości.

    Oczywiście nie omieszkuję też łapania widoków tam, gdzie one występują. Tutaj okno na Góry Bardzkie Grzbiet Zachodni.

    Tuż przed całkowitym zanurzeniem się w  leśnych ostępach, zatrzymuje się na chwilę w Gaju - przysiółku osady Pokrzywno. Nikt tutaj już nie mieszka, jest tylko jeden zniszczony budynek i teren piknikowy z ławami, a że ja w zasadzie dopiero zacząłem wędrówkę, to nie zdążyłem się zmęczyć ani zgłodnieć, więc długo tu nie zabawiam.

    Przechodząc pod Granicznymi Skałami trudno nie pokusić się o wdrapanie na górę celem oględzin resztek Fortu Fryderyka, budowli, która nie odegrała żadnej ważnej roli militarnej. Ale kawałek historii jest.

    Inskrypcja wyryta w skale upamiętnia "śmiały skok Ponzela" z 1887 roku. Chodziło o zakład, w którym rzeczony Ponzel, lokalny tokarz, miał wykonać skok ze szczytu skał na niżej rosnącego świerka. I wygrał ten zakład, choć nie bez konsekwencji zdrowotnych. No ale jakich to głupot nie potrafi zrobić człowiek pod wpływem alkoholu?

    Docieram wreszcie pod Wietrznika, na trawers jego północnego stoku. Muszę przyznać, że z tej strony robi wrażenie jego stromizna.

    Wierzchołek biorę od zachodniej strony, przeskakując na Zajęczą Ścieżkę. Droga ta przebiega przez jego rozległą wierzchowinę i trudno jest tak na oko zlokalizować najwyższy punkt.

    Z pomocą przychodzi mapa i GPS, ponadto przypięta jest do drzewa w celach informacyjnych ofoliowana kartka. Nie wróżę jej jednak długiego żywota.

    Wietrznik jest najwyżej położonym terenem w gminie miejskiej Polanica-Zdrój, dlatego był tak ważnym punktem na mojej trasie. Różne mapy podają wysokość w okolicach 760 m n.p.m., ale jest to wysokość z punktu pomiarowego przy skrzyżowaniu. Wierch Wietrznika (daw. Veten Berg), wg. Geoportalu jest na wysokości 766 m n.p.m.

    Z Wietrznika przedostałem się do Zielonej Drogi mocno trawiastym skrótem. I choć w mapie droga się urywała w rzeczywistości zawiodła mnie tam, gdzie chciałem.

    Przy Zielonej Drodze mały postój się należy, bo są ku temu warunki. Zatem posilam się w ciszy, otoczony lasem a wokoło ani żywej duszy. Nikoguśko jeszcze nie spotkałem. I nie żebym narzekał, chwalę się.

    Przed wejściem na Wieczność, wysoko na drzewie przymocowana jest jakaś kapliczka ze świętym obrazkiem a nad nią dodatkowo krucyfiks. Odnoszę wrażenie, że te świątki porozwieszane w różnych miejscach Gór Bystrzyckich mają co najmniej zrównoważyć tę "złą" siłę tkwiącą w niektórych tutejszych diabolicznych nazwach, jak np. Biesiec, Piekielnica, Kłobuk, Piekielny Labirynt, Smolna.

    A sama Wieczność to arcynudna droga, prosta jak dzida i z braku zmieniającego się krajobrazu wydaje się, że nie ma właściwie końca.

    Są jednak wyjątki, takie jak występujące sporadycznie kamienie, co w minimalnym stopniu, ale jednak, urozmaica wędrówkę.

    A niektóre kamienie nawet mówią. Ten jest pamiątką na okoliczność budowy drogi Die Ewigkeit, zwanej także Spätewalder Ewigkeit, od wioski  Spätewalde, czyli dzisiejszego Zalesia. Powstała ona w czasach Fryderyka Wilhelma II (jego monogram jest tu wyryty) i łączyła leśnictwa w Pokrzywnie (Nesselgrund) i właśnie w Zalesiu, stąd inicjały ówczesnych leśnych urzędników królewskich na tym kamieniu, od łowczych, przez nadleśniczego po leśniczego (za W. Brygier "Ziemia Kłodzka. Przewodnik).

    Do końca Wieczności nie docieram, zawracam przy skrzyżowaniu z Grzybową Drogą i przez okolicę przełęczy Łysina przeskakuję do Drogi Stanisława. Sama przełęcz nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale warto ją odnotować.

    Droga Stanisława to dukt zbudowany w latach 1933-34 i wtedy nosiła imię inspektora leśnego Friedricha Wredego. Polska nazwa jest ukłonem w stronę Stanisława Chowaniaka, przewodniczącego Komisji Rozwoju Ziemi Kłodzkiej w latach 60-tych XX wieku.

    Kiedyś widoki z drogi, na Kotlinę Kłodzką i przeciwległe pasma, były oszałamiające. Niestety dzisiaj las zakrywa sporo piękna i trzeba miedzy drzewami szukać jakichś prześwitów.

    Kawałek od drogi znajduje się grób Wredego, w środku lasu. Dobrze, że mimo wszystko dotrwał do dzisiejszych czasów, bo przecież różnie były traktowane po wojnie poniemieckie miejsca pamięci.

    Jednemu miejscu muszę poświecić trochę więcej uwagi. To miejsce odpoczynkowe przy potoku Duna Górna. Jakiś obłąkany miłością kochaś postanowił tutaj uzewnętrznić swoje uczucia względem niejakiej Moniki, przy pomocy farby.

    Festiwal uwielbienia nie skończył się bynajmniej na wiacie. Ława pod nią także odczuła niepohamowaną namiętność pisarza.

    Tablica informacyjna również stała się transparentem pożądania mężczyzny ugodzonego strzałą Erosa.

    Drzewu także nie przepuścił, niech świat się dowie. Ciekaw jestem, czy owa Monia, wie, że jej  adorator jest takim brutalnym romantykiem. W niektórych kręgach istnieje pogląd, że łobuz kocha najmocniej.

    A dołem płynie sobie Duna Górna i milczy, choć z pewnością widziała sprawcę tej miłosnej masakry czerwoną farbą.

    To, co na pierwszy rzut oka wygląda jak rondo, to niezwykle ostry wiraż, którego prawa część to kontynuacja Drogi Stanisława a lewa - początek Zielonej Drogi.

    I ponownie Pokrzywno, zatem wycieczka ma się ku końcowi. Wychodzę z lasu i chwytam krajobrazy. W oddali śnieżnickie konstelacje.

    Jeszcze trochę Gór Złotych i Bialskich.

    I rzut oka na klasztor Chrystusa Króla w Pokrzywnie, sprzed którego zabieram się już do domu, po zrobieniu 14,5 kilometra.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz