W dość krótkim czasie ponownie zawitałem w Karkonosze, lecz tym razem trzymałem się szlaków, ponieważ większość trasy wiodła po terenach Karkonoskiego Parku Narodowego. Na punkt wyjścia obrałem Jagniątków z dużym parkingiem przy drodze, nieopodal Muzeum Miejskiego „Dom Gerharta Hauptmanna” - domu literackiego noblisty, który dokonał w nim żywota w 1946 roku.
Po uczepieniu się pobliskiego szlaku niebieskiego, docieram nim do bram KPN-u, które są zarazem wrotami lasu.
Szlak pokrywa się z Koralową Ścieżką i prowadzi pod górę w stronę Śmielca. À propos: ciągle zachodzę w głowę, co powodowało ludźmi zmieniającymi po wojnie nazwy obiektów fizjograficznych z niemieckich na polskie, że Hohes Rad przemianowali na Wielki Szyszak a sąsiedni Grosse Sturmhaube na Śmielec?
Koralowa pnąc się coraz wyżej, przecina drogi o finezyjnych nazwach: Pierwszą Drogę, Drugą Drogę oraz Trzecią Drogę.
Ścieżka przebiega w pobliżu wierzchołka Koralowej Góry, która udekorowana jest Paciorkami. Niestety z dróżki niewiele widać, skały ledwo przebijają się między drzewami.
Na szczęście jeden z Paciorków znajduje się przy drodze po lewej stronie i do tego stanowi dobry punkt widokowy.
Widoczne są niższe partie Karkonoszy z Czołem i Grabowcem oraz Rudawy Janowickie ze Skalnikiem na horyzoncie.
Patrząc w stronę Głównego Grzbietu można zobaczyć wystający wierzchołek, to chyba Śląskie Kamienie.
Część dalszej trasy przebiega po nienaturalnym podłożu, ale uważam, że ten rodzaj nawierzchni jest uzasadniony w podmokłym terenie. Poza tym spacer taką dylówką w górach ma swój osobliwy urok.
I tak docieram do Rozdroża pod Śmielcem na wysokości blisko 1130 m n.p.m. Tutaj powstrzymuję parcie ku górze i przesiadam się z Koralowej Ścieżki na Ścieżkę nad Reglami ze szlakiem zielonym. Stromizny nie będzie.
Chociaż ścieżka zwie się "nad reglami", to jednak w rzeczywistości nie zawsze przebiega nad górną granicą lasu, co ma swoje minusy w postaci braku widoków. Czasem coś tam prześwituje miedzy drzewami, ale generalnie jest z tym słabo.
Zamiast podziwiać przestrzenie położone poniżej, dużo lepiej widzę to, co wyżej a dokładniej dawną Schneegrubenbaude (obecnie RTON). Jego widok będzie mi towarzyszył przez znaczną część wycieczki. Szkoda, że ten budynek nie pełni funkcji, do jakiej był pierwotnie przeznaczony.
Ze ścieżki widoczny jest również inny bardzo dobrze znany wierch. Szrenica w linii prostej oddalona jest o niecałe pięć kilometrów.
Rozdroże pod Wielkim Szyszakiem - stąd można rzucić okiem na Szklarską Porębę i Góry Izerskie nad nią.
Wreszcie wysokie drzewa zostawiam za sobą i ścieżką wśród kosodrzewiny docieram pod Duży Kocioł Śnieżny (daw. Grosse Schneegrube). To nad nim góruje budynek dawnego schroniska przy Czarciej Ambonie. Dla Czechów ten wierch to Vysoká pláň.
Być może, gdyby Niemcy podczas II wojny światowej nie urządzili tutaj stacji radiolokacyjnej, to po wojnie nikt nie wpadłby na pomysł zrobienia tu przekaźnika i hulałoby nadal schronisko. Patrząc z drugiej strony, jeśliby był tu obiekt turystyczny, to pewnie z racji tak atrakcyjnego położenia cieszyłby się sporym zainteresowaniem i byłby niemożebnie oblegany. Mimo wszystko, jednak te maszty tu nie pasują.
Im bliżej kotła, tym wrażenie on robi większe. Na jego dnie znajduje się kilka stawów, ale tylko dwa z nich są stałe, pozostałe są okresowe. Właśnie jedno takie jasnozielone miejsce czekające na wodę widać w dole. To Młaka.
Nieopodal znajdują się te dwa "czynne" stawy, które łatwo można dojrzeć. Ścieżka ze szlakiem idzie w tamtą stronę, więc będzie można ich doświadczyć.
Przejrzysta woda, w tafli której odbija się błękit nieba, limonkowe od porostów kamienie oraz dojrzała zieleń okolicznej kosówki a także górska cisza z rzadka przeszywana jakimś ptasim odgłosem, tworzą harmonijny zestaw kojący, przy którym można się całkowicie odprężyć.
Drugi ze Śnieżnych Stawków (daw. Kochelteichel) posiada podobne właściwości. I miło jest popatrzeć, gdy w wodzie nie pływają żadne śmieci, co niestety nie zawsze jest takie oczywiste na górskim szlaku.
Duży Kocioł Śnieżny z perspektywy stawów.
Dopełnieniem tego sielskiego krajobrazu jest koloryt niewielkiej fauny wypatrzonej w porę pod potencjalnie brutalnymi stopami wędrowca. To słońcolubny motyl rusałka żałobnik, wygrzewający na ziemi swoje stare kości.
Na północ od stawów wystaje górka Ostroga (daw.Spornhübel), obok której przebiega dalsza trasa wycieczki Ścieżką nad Reglami.
A po przeciwnej stronie Mały Kocioł Śnieżny.
Widoczny z dróżki jest także Śmielec.
Trawersująca Łabski Szczyt ścieżka nie jest nadto przyjazna piechurom, gdyż wyścielona jest niewygodnymi w marszu kamolami. To nie jest z mojej strony marudzenie, lecz artykułowanie fizycznego dyskomfortu.
Zadośćuczynieniem za to utrapienie są widoki, w tym na Szklarską Porębę.
I Szrenica jakby coraz bliżej.
Jednak plan tej wycieczki nie obejmuje tego wierzchołka. Może i szkoda, ale będzie pretekst na kolejną wyprawę w Karkonosze.
W dole natomiast widać inne schronisko, przy którym za chwilę się znajdę. Jest to jedno z najstarszych schronisk w Karkonoszach.
Schronisko "Pod Łabskim Szczytem" (daw. Alte Schlesische Baude) znajduje się na Hali pod Łabskim Szczytem a krzyżują się tutaj wszystkie możliwe kolory szlaków, co sprawia, że miejsce jest często odwiedzane. No i widoki nie do pogardzenia.
Bardzo fajnie spod schroniska widać wyłaniającego się z lasu wieloryba. Borówczane Skały znajdują się jakieś osiemset metrów stąd, jednak żaden szlak tam nie prowadzi, więc chcący się tam dostać muszą odbić z niebieskiego w bok a myślę, że warto.
Niestety moja marszruta nie przewiduje odwiedzin w tym miejscu, gdyż obieram szlak czarny na dalszego swojego przewodnika a ten wiedzie mnie w innym kierunku, przecinając na swojej drodze m.in. Bystry Potok. Tymczasem latem, w warunkach suszy, nazwa ta brzmi dość przewrotnie.
Już poza terenem KPN-u szlak przechodzi nad Płócznikiem, lecz obecnie porwanie przez nurt raczej tu nie grozi, ponieważ koryto jest jak dowcipy Karola Strasburgera.
Narzekałem wcześniej na pewien fragment Ścieżki nad Reglami, że niewygodny, kamienisty. Jednak - jak się okazało - tamto to był perski kobierzec w porównaniu z tym, co zastałem na prostym jak dzida półkilometrowym odcinku. Ktoś ewidentnie zadbał o to, aby ta droga była cierpieniem. To takie alegoryczne ujęcie autostrady do piekła.
Szczęśliwie mordęga trwała tylko kilkanaście minut i dalej było już normalnie. Szlak prowadzi wzdłuż Szklarki zostawiając ją za mostkiem, z którego widać, jak słabowity jest potok.
Prócz naturalnych form skalnych, można od czasu do czasu podziwiać te tknięte czyjąś fantazją. Ktoś poświecił swój czas i chyba sporo energii, aby krajobraz nie był zbytnio schematyczny.
Wciąż lojalny wobec czarnego szlaku podążam nim do Jagniątkowa, pomimo wielu kuszących propozycji ze strony innych szlaków. Ostatnim metrom tej wycieczki towarzyszy płynący spokojnie potok Brocz (daw. Bratsch).
Wraz z nim dobijam do drogi łączącej Jagniątków z Michałowicami, akurat pomiędzy dwiema gminami. Ciekawostką jest fakt, iż Jagniątków był kiedyś przez pewien czas częścią Piechowic, ale od 1998 roku przynależy do Jeleniej Góry.
A w Jagniątkowie krzyczy pensjonat nawiązujący nazwą do jednego z etapów dzisiejszej wycieczki.
I jeszcze jeden rarytas, niedaleko Domu Hauptmanna: ławkrąg. Być może tu zapadają decyzje istotne dla losów całego świata.
I tym tajemniczym akcentem kończy się moja kolejna sudecka przygoda.
Czysta klasyka, którą można wdrożyć ruszając z Jagniątkowa, Michałowic czy nawet Szklarskiej (choć wtedy od innej strony). Koralowa ścieżka, to jeden z moich ulubionych szlaków w zachodnich Karkonoszach, a Paciorki, to grupa skalna, z której nie raz w błogostanie kontemplowałem tamtejsze widoki. Dziś już, coraz bardziej ograniczone.
OdpowiedzUsuńSzkoda że pomału zaczyna "brakować" w górach wody. I to nawet takich ja Karkonosze, które raczej obfitowały w jej nadmiar a nie deficyt. :(
Borówczane Skały odwiedź koniecznie. Z bliska robią jeszcze większe wrażenie, a dodatkowo, to naprawdę jedna z takich karkonoskich "pustelni". :)
Trudno czymkolwiek zaskoczyć spacerując po terenie KPN-u, gdyż poruszać się można tylko w ograniczony sposób. Trochę teraz żałuję, że nie trafiłem na Borówczane, ale przy planowaniu trasy nie brałem ich pod uwagę a że są poza terenem parku narodowego i omijają je (jak na razie) szlaki, toteż z pewnością nie są nadmiernie wizytowane i w związku z tym - jak piszesz - można zaliczać je do "karkonoskich pustelni", co bardzo mi odpowiada. Ale co się odwlecze to nie uciecze.
UsuńCoś pięknego. :)
OdpowiedzUsuńPrzedreptałam wszystkie te ścieżki, ale nie za jednym zamachem, tylko fragmentami.
Parę wspomnień wywołanych Twoim wpisem:
1. Raz skręciła w Drugą Drogę, zamiast Trzecią. "Bunkrów nie było, ale też było..." ;)
2. Pamiętam jak zeszłam do Jagniątkowa, a zobaczyłam tablicę "Jelenia Góra". Pierwsza moja mysl była "Dobrze, że nie Węgry". ;p
3. Koralowa Ścieżka kojarzy mi się głównie z mijaniem w niezłym tempie turystów idących w przeciwna stronę. :D
4. Popieram w pełni Twoje artykułowanie dyskomfortu. :D :D :D
Piękny motyl. Ale go uchwyciłes. :)
Borówczane Skały to moje marzenie. :)
Nie mam żadnych wątpliwości, że te wszystkie ścieżki są Ci dobrze znane, w końcu Karkonosze to Twoja miłość ;)
UsuńFaktycznie dziwnie trochę wygląda nazwa dużego miasta na takich peryferiach, bo Jelenia kojarzy się z zabytkową zabudową, osiedlami i parkami a tu takie wiejskie klimaty.
W górach, jak to w górach, raz szeroko, raz ciasno, czasem stromo, innym razem twardo i miękko na zmianę, ale wydaję mi się, że jeżeli człowiek ma na coś wpływ, to powinien robić tak, żeby ułatwiać innym życie a nie utrudniać. Mam na myśli niektóre ścieżki oczywiście.
Podobne te motyle są bardzo płochliwe, tym większa moja radość z uchwycenia go w obiektywie.
Sądząc z mapy, uważam, że nie jest trudno dostać się na Borówczane Skały, bo prowadzą tam ścieżki, zatem... podejmij wyzwanie. Naturalnie w odpowiednim czasie :)
łał! to jeden z niewielu motyli jakie znam, gościł kiedyś u mnie w ogrodzie,
OdpowiedzUsuńnazywam go Rusałka Zgniłe Jabłko:) ciekawe, że lubi też przebywać w Karkonoszach.
ten szlaczek do Łabskiego, po kamolach jest okropny, ja tam tracę równowagę i raczej będę go omijać,
ale Jagniatków to mnie korci od ubiegłego roku.
Ciekawe czy w tym roku będą otwarte granice w Karkonoszach - świat się może zmienić :(
Spośród motyli występujących w Sudetach akurat "Zgniłe Jabłko" nie jest dla mnie pospolitym widokiem. Najczęściej spotykanymi są rusałka pawik i przeplatka atalia. Co ciekawe, niedawno właśnie w Jagniątkowie rozmnożono kilkaset niepylaków apollo, których w Sudetach nie było od ponad dwustu lat, z zamiarem wypuszczenia na wolność. Niestety żadnego nie widziałem.
UsuńCo do nawierzchni szlaku; trawestując słynne powiedzenie Piłsudskiego o Polakach, można stwierdzić: okolica wspaniała, tylko ścieżka ch...wa ;)
Mam cichą nadzieję, że jesienią spadnie zagrożenie a tym samym reżim sanitarny i będzie już można przemieszczać się swobodnie. Ale to w dużej mierze zależy od obecnego zachowania społeczeństwa, nie tylko w Polsce.
wyszukałam tego niepylaka - piękny! apollo lubi lądować na rozchodniku:)
Usuńmoże i zagrożenia miną ale strach przed ludźmi pozostanie,
do tego już się przyzwyczaiłam i ma wreszcie sensowne uzasadnienie:)
teraz zamiast wyciągnięcia ręki będzie okrzyk: "na odległość kija nie podchodź",
ciekawy czas, a czy zgodnie ze zwyczajem będziemy łamać okrzyki i zakazy?
reżim, reżimem byle nie wystraszył ludzi na kolejne 200 lat, bo powrócą motyle ale ...
Rozchodnik powiadasz? Jeśli chodzi o kwiaty, to w tej kwestii jestem ignorantem, jednak uwielbiam, kiedy podczas moich wędrówek różnokolorowe kwiecie przyozdabia przestrzeń wokół.
UsuńStrachu przed ludźmi nie odczuwam, jedynie niechęć do tłumów. W zasadzie większość moich dotychczasowych wycieczek wygląda jakby były w czasie kwarantanny.
Jestem dziwnie spokojny, że za jakiś czas sytuacja wróci do normy oraz pewny, że ludzie nie wyciągną wniosków z obecnej sytuacji na przyszłość.