I znowu przyszedł maj, więc po przedgórskich wycieczkach pora wrócić na łono Sudetów. A skoro powrót, to gdzieżby indziej, jak nie na ziemie kłodzką. Ta wycieczka różni się tym od innych, że podczas niej nie zdobywam żadnego górskiego szczytu, co najwyżej przełęcz.
Zeszłoroczna powódź pokrzyżowała mi plany i musiałem przerwać swój hybrydowy marsz wokół tego regionu. Aby kontynuować, potrzebowałem dostać się na przełęcz Dział i w związku z tym na start wybrałem Stary Gierałtów, zatrzymując się na parkingu pod świetlicą wiejską "Trzy Siostry".
Dotarcie na przełęcz wybrałem szlakiem żółtym, ale najpierw muszę do niego dojść, przez kilometr idąc główną drogą, gdzie ruch samochodowy może nie jest wielki, ale jednak jest a chodnika brak.
W Goszowie chwytam szlak żółty wchodzący na Bialską Pętlę, przekraczam Białą Lądecką i zaczynam właściwy marsz na przełęcz. Po lewej ponownie Góra Wilcza, tylko z innej strony.
Najpierw lekko, potem trochę stromiej, ale cały czas asfaltem. Wraz z dystansem zabudowania rzedną, ale nadmiaru górskich widoków się nie odczuwa. Gdzieś tam na południowym zachodzie wyłania się Czarna Góra.
Przy ostatnim gospodarstwie szlak zostawia Bialską Pętlę i dalej prowadzi już typowymi, górskimi dróżkami, coraz stromiej. Za plecami widok na Sowią Kopę i Siniaka.
Szlak wiedzie doliną Popówki przez las i wielką niespodzianką dla mnie okazały się pozostałości zabudowań, co oznacza, że mieszkali tu kiedyś ludzie.
Sprawdziłem w starych mapach i rzeczywiście, była tutaj kolonia Młynowca Pfaffensteig (pol. Popów, Popków). Ostatni z budynków zachował się nawet w sporym kawałku, jedna z kamiennych ścian jest nad wyraz wysoka.
Nie łaziłem po całym obszarze osady, całkowicie wyludnionej w latach 80-tych XX wieku, tylko zaglądałem do tych ruin, co są bliżej drogi.
Podejście daje się we znaki, no ale nie ma takiej stromizny, która by się kiedyś nie skończyła. Ta dochodzi do szerokiej drogi zwanej dawniej Stein Strasse, która dalej trawersuje Gołogórę, owszem, ciągle pod górę, ale już nie tak mocno. A w leśnych ostępach odpoczywają sobie maszyny, z pewnością po ciężkiej pracy w tygodniu, w końcu niedziela.
Leśne okienka co jakiś czas pozwalają na wyjrzenie na zewnątrz, taki widok jest jak łyk zimnej wody gaszący pragnienie. W oddali gdzieś tam Sowie i Bardzkie a bliżej Sowia Kopa i Siniak widoczne z wyższej perspektywy i do tego Jawornik Wielki.
Bliziutko natomiast jest widoczna zalesiona strona Łyśca, choć jak wiadomo z jego szczytu są przecudne panoramy.
Docieram w końcu do najwyżej położonego miejsca tej wycieczki, przełęczy Dział (921 m n.p.m.), gdzie można wreszcie rozsiąść się jak człowiek i dać odpocząć mięśniom po ciągłym napięciu.
Po północnej stronie przełęczy jest kolejna krzyżówka a tu spotykają się Kobyliczny Dukt i Bialska Pętla. Podczas poprzedniej mojej bialskiej wyprawy, to tutaj rozstałem się ze swoją trasą, więc teraz czas na kontynuację.
Jeszcze tylko przez kilkaset metrów szlak wiedzie Bialską Pętlą, lecz bez żalu zostawiam ten popękany asfalt na rzecz Starej Drogi Kresowej, mimo, iż znowu jest pod górę.
Stara Droga Kresowa (daw. Grenzweg) przeciska się między Gołogórą i Łyścem a Siekierzą. W 2020 roku byłem na dwóch pierwszych i muszę przyznać, że Łysiec jest fenomenalnym miejscem, niestety tym razem muszę go pominąć. Siekierza jest znacznie bliżej i niżej, ale z kolei nie zauważyłem do niej dostępu, zatem nie próbuję nawet pchać się w gąszcz. Minąwszy przesmyk otwierają się przede mną północne strony a w nich Borówkowa oraz poniżej Królówka, Trojak i Karpień.
Narzekam przeważnie na asfaltową nawierzchnię, ale jest chyba coś od niej gorszego, jak nierówna, kamienista droga, na której spod stóp uciekają kamienie i do tego na tyle stroma, że trzeba uważać, aby nie skręcić kostki.
O ile dostęp do szczytu Siekierzy (Gołogrzbietu) jest utrudniony, o tyle północny, opadający jej grzbiet jest łatwo osiągalny i zawiera coś atrakcyjnego. Grupa skał zwanych Trzema Siostrami prawie że zmusza do zejścia ze szlaku i wdrapania się na ten grzbiet, aby podziwiać znacznej wielkości formy. Byłem tu we wspomnianym wcześniej 2020 roku, ale że nie jest daleko od szlaku, to teraz też wstąpiłem. Na tę pierwszą skałę, zwaną Pierwszą Siostrą lub Rzepichą, wówczas się wspiąłem, lecz tym razem darowałem sobie.
Druga i Trzecia Siostra są oddzielone od Pierwszej a ja robię rundkę wokół nich zaczynając od wschodniej strony. Druga Siostra alias Libusza posiada dziesięć dróg na górę, oczywiście jeśli ktoś ma liny.
Na Trzecią Siostrę vel Olgę wspinała się młodzież, jedną z dwudziestu jeden dróg na górę z tej strony.
Przechodzę na zachodnią flankę i znowu oglądam Drugą, ale z innej pozycji, gdzie znajduje się piętnaście dróg na górę.
Ścieżynką wśród krzewów borówek wracam pod Pierwszą Siostrę i próbuję jeszcze wypatrzyć za nią Braciszka, leżącego na północnym krańcu skał. Wole z daleka, bo po krzakach nie chce mi się łazić.
Było miło, lecz czas wracać na szlak. Ale miło jeszcze będzie, bo po wyjściu z lasu horyzont się rozszerza. Tu Czernik i Koniczek, graniczne wierchy.
Bardziej na północ również Góry Złote, z Królówką, Trojakiem, Karpieniem, Górą Kadzielną i Koniczkiem a z tyłu nieśmiało wygląda Jawornik Wielki.
Trochę niżej, łąki na zboczach doliny robią klimacik. W dole Stary Gierałtów a po drugiej stronie wzmiankowane już wcześniej niektóre wierzchołki Gór Złotych: Królówka, Karpień, Bukowa Kopa, Czernik.
Na przeciwległym zboczu wychwytuję maszt telekomunikacyjny. Po co? Ano będę koło niego przechodził w dalszej wędrówce.
Bo mimo iż jestem w Starym Gierałtowie, to jeszcze nie zamierzam kończyć wycieczki. Białą Lądecką przekraczam mocno zużytym mostkiem z innej epoki i w ten sposób zostawiam za sobą Góry Bialskie i wdzieram się w Złote.
Trafiłem chyba w centralny punkt wioski, bo jest parking, boisko piłkarskie oraz remiza strażacka i porządna Wiata pod Bocianem.
Nie idę dalej szlakiem, ale pcham się od razu pod górę, mijam poznany już maszt i znad niego patrzę, co zostawiłem za sobą. Przyjemny landszaft bialsko-śnieżnicki, gdzie gwiazdami są: Siekierza, Gołogóra, Łysiec, Góra Wilcza, Śnieżnik i Młyńsko.
Pięknymi, przestronnymi łąkami kieruję się w stronę lasu, by odzyskać kontakt ze szlakiem a ten łapię przy krucyfiksie na rozdrożu.
I jeszcze przed lasem haust przestrzeni z innego kierunku niż śnieżnicki i bialski, czyli kierunek złoty; Czernik a w oddali Czartowiec i Łupkowa a jest także Czernica.
W lesie niewiele się dzieje, po prostu obchodzę sobie Kłóbkę dookoła, zostawiając w pewnym momencie szlak. Mam już zaplanowaną następną wycieczkę i właśnie trafiam na dróżkę, miejsce, skąd następnym razem pojawię się tutaj a będzie to Wądroże Gierałtowskie.
Trochę obawiałem się tych nieoznaczonych dróżek wokół Kłóbki, że wywiodą mnie w jakieś zarośla, ale okazało się, że jest bardzo OK. Szeroko, pewnie, bez niemiłych niespodzianek. I tak spod Mamczynej Góry ruszyłem już w dół do Starego Gierałtowa robiąc ostatnie, finiszowe metry, tak jak lubię, łąkami. Po drugiej stronie przyswojone już wierchy jak Góra Wilcza i szpiczasty z tej perspektywy Łysiec.
I znów jestem w Dolinie Górnej Białej Lądeckiej, nad stawem w Starym Gierałtowie. Zdaje się, że jest prywatny.
Jeśli ktoś jest ciekaw miejsc, których byłem blisko a do nich nie zajrzałem, jak np. Łysiec, to zapraszam do mojego wpisu sprzed kilku lat TUTAJ.
Super wyprawa!
OdpowiedzUsuńPiękne widoki z tych "lesnych okienek".
Ilez odcieni zieleni na tym zdjęciu z masztem!
Opuszczona wioska bardzo ciekawa.
Oprócz asfaltu i umykajacych spod nóg kamieni warto jeszcze narzeknąć na błoto po kostki, po którym się jedzie nie tylko na butach. ;p
Dzięki. Wyszukiwanie w lesie miejsc o potencjale widokowym odbywa się u mnie niejako automatycznie, podświadomie. Kiedy widzę jakąś przerwę w drzewostanie od razu tam podchodzę, czy aby czegoś miłego dla oka nie widać.
UsuńO tak, błoto też nie jest tym, co lubię na drodze, szczególnie przy stromych zejściach :)
No i ładnie! Trasa prawie identyczna jak nasza latem zeszłego roku, tyle że uskuteczniona w drugą stronę. Tyle że my jednak zajrzeliśmy na Łyśca, który widokami naprawdę nas zachwycił. :)
OdpowiedzUsuńTeż zaintrygowały mnie te ruiny w dolinie Popówki i też dowiedziałem się o dawnym przysiółku Pfaffensteig. Ileż to jeszcze podobnych, zanika gdzieś w sudeckich uroczyskach...
Łyśca ominąłem, bo nie pasował mi do trasy, zbyt daleko w bok i przede wszystkim mocno pod górę, ale mam w pamięci piękne panoramy z niego i oczywiście zdjęcia. Zgodnie ze swoim planem zostawiam Bialskie, robię Złote, potem Bardzkie i kończył będę w Sowich, zatem czeka mnie jeszcze kilkanaście wycieczek po ziemi kłodzkiej.
UsuńJak się dzisiaj spotyka takie ruiny w ciemnym lesie, to to trudno uwierzyć w jak trudnym terenie żyli niegdyś ludzie, ale stare fotografie pokazują, jak bardzo inny był wówczas krajobraz, o dziwo mniej było lasów a więcej łąk i pól.