Prognoza na trzeci weekend stycznia zapowiadała oszałamiającą pogodę; słoneczne, bezchmurne niebo, niewielkie podmuchy wiatru i tylko temperatura oscylująca wokół zera przypominała, że to jednak zimowa pora. Skoro warunki klimatyczne a także widoczność są prawie idealne, pozostało wytyczyć sobie trasę takimi drogami, aby było jak najwięcej dalekich krajobrazów. Padło na Rudawy Janowickie i w sumie krótki, bo niespełna dziewięciokilometrowy spacer, ale za to po śniegu, co każe liczyć metry niemal podwójnie.
Droga z Wieściszowic do Rędzin pnie się po znacznej stromiźnie a w jej najwyższym punkcie, na przełamaniu, na wysokości ponad 800 m n.p.m., można się zatrzymać na podziwianie krajobrazu. W niektórych mapach miejsce to nazywane jest Przełęczą Rędzinki, ale w gruncie rzeczy nie spełnia ono definicji przełęczy, jest to raczej punkt siodłowy. Znajduje się tutaj teren, na którym parkują samochody, więc ja również przyłączyłem się do nich, aby dalej ruszyć z buta. A ruszam w stronę gór po drugiej stronie drogi, czyli Bielca i Dziczej Góry a w oddali gdzieś tam Rýchory.
Zanim jednak rozpędzę się na dobre, robię rozeznanie okolicy, bo w końcu jest to punkt mocno widokowy. Są zatem Wzgórza Bramy Lubawskiej z Zadzierną, za nią widać Janský vrch a najbardziej prężąca się góra to Královecký Špičák w towarzystwie innych z Gór Kruczych.
A bliżej jest Wielka Kopa, na której tle niknie Stróżnik zlewając się z nią.
Trasę oczywiście miałem zaplanowaną, z możliwością modyfikacji podczas marszu i zgodnie z założeniami podążałem odszukać dróżki biegnącej na siodełko między Bielcem a Dziczą Górą. Dróżkę odnalazłem, tylko że przysypaną warstwą śniegu, na którym - oprócz leśnej menażerii - jedynie moje ślady były odciśnięte. Po przejściu kilkuset metrów miałem chwilę zwątpienia, bo bardzo ciężko idzie się po stwardniałym śniegu zapadając się powyżej kostek. Upór jednak zwyciężył, odwrotu nie będzie.
Za plecami wschodnie widoki: Wielka Kopa a dalej są m.in. Wielka Sowa, Chełmiec, Trójgarb, Ślęża, Krąglak.
Na zbliżeniu swojsko wyglądający Trójgarb.
Ponownie Wzgórza Bramy Lubawskiej i Góry Krucze a także budynki Orlego Gniazda, skąd - jak widać - można mieć piękny krajobraz za oknem.
Pomiędzy Bielcem i Dziczą Górą, miłą niespodzianką były ślady butów biegnące od tego pierwszego, zatem dalej będę podążał pewniej i po czyichś odciskach. Pierwotnie w planie miałem wejście na Bielca, ale myśl o brnięciu w śniegu, mając za sobą kilkaset trudnych metrów po tym białym bagienku, odwiodła mnie od tego.
Tutaj można łapać ostatnie pejzaże, bo zaraz las, na szczęście nie na zawsze. Odbijający promienie słoneczne śnieg pięknie lśni, ale niestety również razi.
Zoomem próbuję wyłuskać z horyzontu jakieś znane wierzchołki i nawet się udaję, bo wpadły m.in. Szczelińce, Skalniak, Orlica, blizej można przyuważyć Roga i Ostaša.
I druga strona Wielkiej Kopy a tam piękny zestaw Gór Sowich, Wałbrzyskich i Suchych, bo jest Borowa, Grabina, Sokół i Niczyja, Rogowiec, Jeleniec, Turzyna, Dzikowiec, Klin, Bukowiec, Waligóra, Suchawa i Kostrzyna. Pięknie pofalowany widnokrąg.
Podejście na Dziczą Górę nie jest szczególnie trudne, jedynie żeby dostać się na szczyt, trzeba zejść jakieś sto metrów z dróżki. Naturalnie ciekawość zawiodła mnie na sam wierch, sprawdzić cóż się tam dzieje. Wnioskując z braku śladów, nie jest to często odwiedzane miejsce, choć ktoś zadał sobie trud, by je oznaczyć etykietą na brzozie. Ta góra na uboczu, bo przecież nie przebiega przez nią żaden szlak, jest trzecią co do wysokości w Rudawach Janowickich z kotą 881 m n.p.m. choć według WMS Geoportalu jest to nawet 884.
Bardziej widocznym elementem na szczycie jest baner rozpięty miedzy dwoma drzewami. Podczas robienia sesji fotograficznej na wierzchołku usłyszałem trzask gałęzi, co znaczyło, że ktoś lub coś spaceruje w pobliżu. I rzeczywiście, jakieś trzydzieści metrów od siebie dostrzegłem dzika i aby nie wchodzić niespodziewanie w jakąś interakcję, zaznaczyłem swoją obecność uderzaniem kijków, co spowodowało odmarsz nie jednego, ale - jak się okazało - stadka dzików, liczącego około 5-6 osobników. Nazwa góry zatem nie jest na wyrost, to prawdziwa Dzicza Góra (daw. Sau Berg).
"Pod Wołkiem", to rozdroże na siodle między górami, gdzie wstępuję na szlaki i skąd biorę rozpęd na następny szczyt, główną atrakcję tej wycieczki. Tu widać więcej śladów, nawet motocrossowych.
Wejście na Wołka od południa nie jest wielkim wyzwaniem, dosyć łatwo można sobie poradzić z podejściem, ale pamiętam, że gdy byłem tutaj niespełna dwanaście lat temu i zdobywałem go od północnej strony, to tamten stok dał mi w kość. Pierwsze, co mnie wita na wierchu to krzyż papieski ustawiony tu w 2005 roku.
Z wycieczki z 2012 roku pamiętam Wołka jako zarośniętego, bez jakichś ciekawych punktów widokowych a teraz patrzę i oczom nie wierzę, ile tu przestrzeni. Kosiarze dotarli i tu.
Można ponarzekać na politykę LP, ale można też korzystać z uroków okolicy, co kto woli. Na pewne rzeczy nie mam wpływu, więc ogrzewany promieniami słonecznymi, rozsiadam się w ławce i posiłkując organizm upajam się również dostępnym północno-zachodnim krajobrazem. Krzyżna Góra i Sokolik są tak charakterystyczne, że rozpoznaje się je na pierwszy rzut oka. Za nimi widać zabudowania Jeleniej Góry.
Najwięcej jednak jest Kaczawskich, bo to ten kierunek, więc wyjmuję jakieś ich fragmenty z szerokiego wachlarza: Leśnica i Łysa Góra.
Leśniak i Okole.
Folwarczna, Baraniec i Skopiec.
Zachodnia strona zasłonięta lasem, ale tam są Karkonosze, których szczyty wystają ponad drzewa a są to: Wielki Szyszak, Vysoká pláň z RTON-em i Szrenica.
Największe jednak zainteresowanie, wzbudziło u mnie coś mocno odznaczającego się na horyzoncie. Dwie wybijające się góry, jedna o bardzo ciekawym, stołowym kształcie, więc złapałem jak tylko mocno się dało, aby później sprawdzić w necie, co to za jedne. Znajdują się koło osiemdziesięciu kilometrów w linii prostej. Jedna to Landeskrone a druga to Spitzberg i Kämpferberge, wszystkie w okolicy Görlitz.
Widoczność jest świetna, tym większa przyjemność z obserwacji. Na pożegnanie jeszcze jedno ujęcie ze szczytu Wołka.
Wołek (daw. Ochsen Kopf) to czwarty najwyższy wierzchołek Rudaw Janowickich (878 m n.p.m.).
Kawałek niżej jest kolejny placyk, który zatrzymuje mnie na sesję. Z tego miejsca widoczne są obszary, które na szczycie były zasłonięte lasem. Trudno się oprzeć i przejść obojętnie.
Pierwsze, co się rzuca w oczy, to Połom a raczej już pół Połomu. W dole zwraca uwagę pokaźny budynek, jest to Wojewódzki Szpital Rehabilitacyjny w Janowicach Wielkich.
Grzbiet Wschodni Gór Kaczawskich m.in. z Żeleźniakiem i Dłużyną oraz Górami Ołowianymi.
Schodząc z Wołka przekonałem się, że ten wysoki śnieg ma także dobre strony, gdyż na większej stromiźnie skutecznie wyhamowuje rozpędzone grawitacją ciało. Dotarłem pod Małego Wołka (daw. Kleine Ochsen Berg), ale nie po to, by się na niego wspinać, lecz przejść doliną pomiędzy nim a Wołkiem, gdzie dawniej była mniszkowska (Waltersdorf) kolonia Kreuzwiese, przemianowana po wojnie na Gniewczyce. Dziś już nikt tu nie mieszka, jednakże pozostały zarośnięte strzępy po dawnym osadnictwie.
Resztki murów jeszcze sterczą, rozsadzane przez rosnące drzewa i jest tego tutaj sporo. Zerkając w stare niemieckie mapy widać, że stało tu kilkanaście budynków.
Tych widocznych drzew, zasłaniających krajobraz, kiedyś z pewnością nie było i wgląd na wschodnią stronę musiał być stąd wielce przyjemny.
Dróżka wyprowadza na wschodni stok Małego Wołka i, co najważniejsze, wyciąga z lasu wprost na "suchego przestwór oceanu".
Góry Wałbrzyskie: Truskolas, Młynarka, Pustelnik, Łysica, Kokosz oraz budynki Marciszowa.
Przyczajona Ślęża łypie zza opadającego grzbietu Łysicy.
Kamienne fale od Rogowca po Lesistą Wielką, to tylko część pięknej panoramy. Na szczycie Dzikowca odznacza się nowa wieża widokowa.
Przy dróżce jeszcze jedne ruiny, tym razem po gospodzie Kreuzschenke.
Na południe wiedzie szlak rowerowy, miejscami pozwalający cieszyć się krajobrazem, więc się cieszę i utrwalam ulotne chwile.
Z tej szerokiej gamy gór i pagórków, próbuję wydłubać jakieś smaczki i czasem się udaje. Radar meteorologiczny "Pastewnik" na Porębie.
Ujęcie z Krzyżowej Hali, w którym główne role grają Krąglak i Trójgarb.
Wielka Kopa i Stróżnik.
Docieram do asfaltowej drogi i właściwie mógłbym nią dojść już na miejsce, skąd wystartowałem, ale mając jeszcze zapas sił postanowiłem uderzyć na Przełęcz Rędzińską, toteż przeciąłem tylko drogę i czepiłem się żółtego szlaku.
Nie była to miła trasa, bo śnieg miejscami zmieniał stan skupienia i zrobiła się niefajna mieszanka rozbryzgująca pod butami.
Przełęcz Rędzińska, dużo przestrzeni i nawet niezłe widoki. Byłem tutaj w 2020 roku, ale latem. Zieleń jednak bardziej do mnie przemawia.
Widok w stronę Rędzin, do których powoli schodzę traktorowym śladem. Na horyzoncie Karkonosze, bez Śnieżki.
Dzicza Góra, jedna ze zdobyczy tej wycieczki.
W Rędzinach wpadam na asfalt i pnę się po niemiłosiernie stromej drodze. Nawet sobie sprawy nie zdawałem, że idąc tędy umęczę się bardziej niż w lesie wchodząc na Dziczą Górę czy też Wołka. Ale widoczki też są, znad samiusiej wioski.
I ostatnie spojrzenie, w kierunku Gór Kruczych. To była ultrawidokowa wycieczka, ale z założenia taka miała być, po prostu trzeba było wykorzystać pogodę i przejrzystość powietrza.
Ależ widokowa uczta. :) W każdym kierunku coś ciekawego. To oczywiście zasługa świetnej pogody, ale i dobrze dobranej trasy. Jej kawałki są mi znane z paru wyjazdów w tamte rejony, choć nie porą zimową. Myślałem że śniegu już tam znacznie mniej, ale jednak jak widać, jeszcze się trzyma.
OdpowiedzUsuńP.S. Ho ho, ściągnąłeś Landeskrone. Toż to już pod dalekie obserwacje podchodzi. ;)