Ta część Gór Bardzkich już dawno mnie korciła, gdyż była białą plama na mapie moich sudeckich przechadzek. Nie oczekiwałem przeto jakichś imponujących doznań, wiekopomnych odkryć, czy oszałamiających widoków. Po prostu liczyłem na zwykły spacer na świeżym powietrzu z zaspokajaniem własnej ciekawości odnośnie kilku miejsc.
Przez Wojbórz, z którego wyruszyłem, przepływa potok Jaśnica, będący lewym dopływem Nysy Kłodzkiej. Przekraczam go kładką zawieszoną dobrych kilka metrów nad nim.
Kawałek dalej jest już teren popegeerowski, gdzie znajduje się wpisany do rejestru zabytków dwór z drugiej połowy XVI wieku, wzniesiony przez rodzinę von Tschischwitz. To, że obiekt jest wpisany na listę konserwatora zabytków, nie oznacza, że ktoś o niego dba.
Nad głównym wejściem widnieje herb jednego z właścicieli a mianowicie rotmistrza Jana Wawrzyńca Degnera von Degnerhaimba, stąd litery I.L.D.V.D.R. i rok 1668.
Oprócz dworu, znajdują się tu jeszcze inne zabudowania, moją uwagę szczególnie zwrócił pewien budynek gospodarczy postawiony z kamienia.
Zostawiam Wojbórz i ruszam na podbój Garbu Golińca, którego pierwszy punkt programu od razu nasuwa się przed oblicze. Czerwony Szaniec i Czerwone Wzgórze są już bardzo blisko.
W drodze na Czerwony Szaniec podziwiam z daleka Grzbiet Wschodni Gór Bardzkich, od Kalwarii, poprzez Ostra Górę, Szeroką, Kłodzką Górę po Jedlaka.
Zdecydowanie wybija się ponad wierzchołek wieża widokowa na Kłodzkiej Górze, co świadczy o tym, że widoki z niej, przy dobrej pogodzie, muszą być konkretne.
Podejście na Czerwony Szaniec nie jest jakoś szczególnie trudne, lecz dreptanie skrajem pola nasiąkniętego wodą po opadach, kiedy przykleja się do butów czerwona, gliniasta ziemia, zwiększając tym samych ich masę, to już jest pewna uciążliwość. Na szczęście część mojej uwagi pochłaniają widoki na okolicę ze stoku wzgórza. Grzbiet Zachodni z Włóczkiem i Kortunałem oraz Słupem.
Obydwa grzbiety Gór Bardzkich i Wojbórz.
Kościół św. Jerzego w Wojborzu.
I wreszcie Czerwony Szaniec, czyli dawny fort a właściwie to, co po nim pozostało, ukryty w leśnej kępie. A zostało niewiele, wały ziemne i fosa wokół.
Fortyfikacja ta, powstała pod koniec XVIII wieku, nie miała żadnego znaczenia strategicznego, gdyż okazała się bezużyteczna.
Po sąsiedzku wyrasta kolejna górka, też czerwona, ale sporo wyższa. Sam jej szczyt mało mnie interesował, natomiast w jej stoku znajdowało się wyrobisko dawnego kamieniołomu, więc był powód do odwiedzin Czerwonego Wzgórza.
Za plecami widok na Czerwony Szaniec a w tle Bardzkie m.in. z kopulastą Kalwarią.
Dotarłszy pod wyrobisko, najpierw zapragnąłem wdrapać się nad nie. Ponieważ na górę biegła ścieżka, większych problemów nie było.
Z góry czarujących widoków nie ma, wysokie drzewa wydajnie zasłaniają krajobraz, ale udało mi się znaleźć dogodne miejsce, skąd widok na kotlinę i góry po jej drugiej stronie są dosyć dobre, ze szczególnym uwzględnieniem Gór Stołowych i Jagodnej w Bystrzyckich.
Z dołu natomiast, widoki na najwyższe partie ziemi kłodzkiej, niestety szczyty zasnute są chmurami i nawet nie widać, gdzie się kończą.
Wewnątrz wyrobiska dużo zieleni, świadczącej o nieczynności kopalni, ale największym zaskoczeniem jest dla mnie kolor kamienia, którego tu pozyskiwano. Nazwa tego wzgórza sugerowałaby, że powinno być tu czerwono a jednak jego barwa jest inna. Stara, niemiecka nazwa tegoż, także nawiązuje do koloru (Rothe Berg, Roter Berg).
Tuż pod ściana urwiska, w kupce kamieni tkwi krucyfiks. Nie mam pojęcia dlaczego akurat tu on się znajduje, mogę jedynie się domyślać.
Następne kroki skierowałem w stronę najwyższego wzniesienia garbu a jest nim Goliniec. Po analizie dostępnych źródeł, doszedłem do wniosku, że jest to trójwierzchołkowe wzgórze, którego najwyższy wierzchołek nazywany jest Wysoką (daw. Hoh Berg-525m). Nie bez trudności wdrapałem się na sam szczyt, bo nie prowadzi tam żadna ścieżka. Musiałem przedzierać się przez chaszcze, by na wierzchołku uznać, że to nie miało sensu, gdyż ani stąd nie ma widoków, ani nie ma tu wiele miejsca nawet na postój, tak zarośnięte.
Schodząc, musiałem odnaleźć jakąś dróżkę, która biegłaby na drugą stronę garbu i potem już z górki na pazurki. Tak wylądowałem nad Huberkiem, przysiółkiem Święcka, pięknie położonym na zachodnim stoku Golińca, czyli Hohbergu. Zresztą właśnie Huberek to spolszczona fonetycznie nazwa osady Hohberg. Słońce rozepchało się na niebie i swym blaskiem dopełniało przepiękny obraz okolicy z Kotliną Kłodzką i Górami Stołowymi po drugiej stronie. Nic, tylko usiąść i pławić się w okolicznościach przyrody.
Po łące zaś przechadzał się bociuś w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Po prostu istny sielankowy, wiosenny obraz.
I kolejne widoczki z drogi w Huberku. Góry Orlickie z Orlicą, Góry Stołowe ze Szczelińcem Wielkim, Bożanowskim Szpiczakiem i Koruną oraz część Kotliny Kłodzkiej z udekorowanymi kwitnącym rzepakiem polami.
Bardziej na południe widać kawałek Masywu Śnieżnika z Goworkiem, Puchaczem, Trójmorskim Wierchem i Urwistą, jest Suchý vrch w Orlickich oraz Jagodna i grzbiet Bystrzyckich, zza których nieśmiało wyglądają najwyższe szczyty Orlickich.
Jagodna na zbliżeniu.
Powrót do Wojborza, po lewej dróżka wiodąca najprawdopodobniej na nieodległy wierzchołek Łysej Góry, będącej także częścią Garbu Golińca, ale skoro z tej perspektywy nie wygląda zbytnio na łysą (czytaj: bez szans na jakiekolwiek krajobrazy z góry), toteż szkoda mi tracić czas i energię na dojście tam.
Północna strona garbu, skąd widoczne są najwyższe góry Grzbietu Zachodniego Gór Bardzkich, czyli Kortunał i Słup.
Niespodziewanie mogłem także ujrzeć wierzchołek wieży wyciągowej szybu dawnej kopalni węgla w Słupcu a obecnie wieży wspinaczkowej.
Jeszcze rzut oka na Wschodni Grzbiet, gdzie m.in. Łaszczowa, Ostra Góra, Gajnik, Szeroka, Kłodzka Góra.
I Śnieżnik.
Goliniec widziany z drogi prowadzącej do Wojborza.
Na koniec wojborski kościół na tle bardzkiej Kalwarii.
W sumie około 10 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz