Główną przyczyną tej wycieczki była Czeszka. Już wiele razy rzucała mi się w oczy, gdy z daleka spoglądałem na Góry Sowie będąc po ich wschodniej stronie. Bardzo się wyróżnia, jej charakterystyczny kopulasty kształt przyciąga uwagę i przypomina wierzchołki Gór Kamiennych oraz Wałbrzyskich. Oczywiście sama Czeszka to za mało, więc poszukałem w mapie innych miejsc w okolicy Przełęczy Woliborskiej i skleiłem sobie krótką trasę. Bez szału.
Nie tylko ja wpadłem na pomysł leśnego spaceru z Przełęczy Woliborskiej. Ilość samochodów na tutejszym parkingu świadczy o pewnym zainteresowaniu okolicznymi szlakami.
Ruszam niebieskim na południe, ale po siedmiuset metrach schodzę w bok na - jeśli można tak powiedzieć - szczyt Zległego (739 m n.p.m.). W zasadzie to trudno jest określić kulminacje tej góry, ale to mało istotne, gdyż nie jest to fascynujące miejsce. Same buki i już. Dawna nazwa góry to Schlegel Berg, co w języku niemieckim oznacza m.in. młot górniczy, tzw. pyrlik, będący jednym z elementów górniczego godła.
Teraz kierunek Czeszka. Ta trochę dziwna droga w jej stronę wynika z niechęci maszerowania główną, ruchliwą drogą po asfalcie. Wolałem przemieszczać się parowami wyścielonymi liśćmi, aż dotarłem nad Zamkowy Potok.
Potok niewielki, ale dolina, którą płynie jest już znacznej skali.
Zaraz po przekroczeniu cieku, dzięki bezlistowiu, widać czaszę Czeszki.
U podnóża góry od strony drogi znajduje się duży parking. Ciekawostką jest fakt, że kiedyś na tej przełęczy znajdował się budynek, tzw. Chausseehaus, który pełnił funkcję punktu poboru opłat za przejazd drogą, taka niegdysiejsza bramka autostradowa.
Podejście pod Czeszkę zaczyna się niewinnie, trawersem, ale potem już będzie normalnie czyli stromo.
Oczywiście nie mogłem, jak każdy, wyleźć oznaczoną ścieżką, tylko zaniosło mnie trochę dalej licząc na jakieś widoczki, co skutkowało tym, że musiałem się później wspinać pomiędzy kamolami.
Na szczyt i tak dotarłem, skąd - jak przypuszczałem - będę mógł cieszyć się piękną panoramą.
Tabliczka, z nazwą przymocowana do drzewa, niestety nie wytrzymała próby czasu. Czeszka (daw. Böhms Berg - 742 m n.p.m.).
Większość wierzchołka jest porośnięta drzewami, ale po wschodniej stronie znajduje się radosny kawałek ziemi, z którego można rozejrzeć się po świecie. Aby robić to niespiesznie, sklecono tu siedzisko.
Głównym elementem krajobrazu są Ostroszowice.
Bardziej na południe następne wioski; Grodziszcze i Rudnica a nad nimi Działynia (Wacławka), najwyższa nie tylko we Wzgórzach Bielawskich, ale w całych Wzgórzach Niemczańsko-Strzelińskich.
Kierując wzrok w stronę północy nietrudno jest wytropić Masyw Ślęży a po drodze Dzierżoniów i Bielawę.
Kręcąc się jeszcze trochę po wierchu odszukałem reper - wysokościowy znak geodezyjny.
Z Czeszki stromo do przełęczy i na drugą jej stronę, wspinając się pod Zawalidrogę aż do skrzyżowania z "obserwatorium".
Góra jest dwuwierzchołkowa a jej dawna nazwa to Quer Berg czyli "poprzeczna". Za amboną jest ten niższy 761 m n.p.m. Ja wspiąłem się na wyższy (764), ale chyba niepotrzebnie, bo powiało nudą.
Spod Zawalidrogi dróżka zawiodła mnie pod Grzbiet Niedźwiedzi (daw. Bärenkamm). Najwyższy jego wierch (723) jest na wyciągniecie nogi, lecz jakoś nie poczułem potrzeby wtargnięcia tam.
Rozorany teren, błoto, wokół pełno pociętego drewna i jeden nietypowy akcent rozweselający to ponure i bezładne miejsce, będące węzłem kilku leśnych dróg i szlaku.
Z rozdroża wygramoliłem się na najwyższy jak do tej pory wierzchołek, mający 811 m n.p.m., sąsiadujący poprzez przełęcz Wigancicką Polanę z Popielakiem. Po wojnie zakwalifikowano ten szczyt jako jeden z wierzchołków Czarnych Kątów, choć w starych mapach wyraźnie widać, że Schwarze Winkelkuppen go nie obejmuje. A u nas obejmuje, bo tak oficjalnie jest napisane w Monitorze Polskim.
Wraz z Głównym Szlakiem Sudeckim idę już w stronę Przełęczy Woliborskiej, wstępując po drodze na inny wierch Czarnych Kątów (786). Tak jak się spodziewałem, nic tu się nie dzieje, ale patrząc w mapę topograficzną, można domyślić się skąd ten "Winkel" w nazwie. Zauważalnym jest, że grzbiet góry układa się w kąt zbliżony do prostego.
Po drodze jeszcze jedna zagwozdka; dlaczego tak kropkowane są niektóre drzewa?
Mijam jeszcze dwa wierzchołki góry Kobylec (daw. Gaulkuppen), z których ten niższy widnieje w mapach jako Szkapa. Słońce plus liściasta wykładzina postarały się tutaj o godny wystrój lasu.
I ponownie Volpersdorfer Plänel, czyli koniec wycieczki.
Na Przełęczy Woliborskiej funkcjonowało kiedyś coś w rodzaju schroniska, niewielki barak zwany Volpersdorfer Plänelbaude, ale po wojnie jego żywot był bardzo krótki, gdyż szabrownicy nie próżnowali.
W sumie to taka krótka wycieczka prawie bez wyrazu, jedynie Czeszka ratowała sytuację. Choć z drugiej strony każdy górski, jesienny spacer po lesie jest jednak przyjemnym przeżyciem.
Piękne to jesienne zdjęcie z cieniami drzew, piąte od góry.
OdpowiedzUsuńI piekne widoki z Czeszki.
Szkoda, że tablica dopadła. Temu misiu. ;)
Wstydziłbyś się, jak może wiać nudą na jakimkolwiek górszczycie. ;p
Fajny spacerek. Nie zawsze musi być efekt wow, czasem wystarczy jak jest po prostu ładnie. :)
Na szczęście sobie tylko leżały, więc nie musiałem walczyć z ostrymi cieniami drzew:)
UsuńZgadzam się, mimo że jednostronne, to i tak ładne widoki oferuje Czeszka.
Sam jestem ciekaw, czy to pogoda, czy też siły ludzkie tę tabliczkę sponiewierały.
Generalnie masz rację, ale zadziałał tu czynnik porównawczy i wypadł na niekorzyść Zawalidrogi.
W każdym odwiedzanym miejscu próbuję doszukać się wyjątkowości lecz nie zawsze ją dostrzegam:)
cienie drzew, widoczki i cudowna pogoda- to czysta radość!
OdpowiedzUsuńw sumie, to nie wiem,czy to nie jest najważniejsze - mieć piękną pogodę na swoich drogach i cieszyć się niepowtarzalnością sytuacji, uwielbiam taki spacerki, które dają się prowadzić spotkanymi znakami i nie muszą prowadzić do szczytów
Samo zdobywanie, czy też zaliczanie szczytów nie jest jakimś głównym celem, ale zawsze jest nadzieja na odkrycie czegoś pięknego, niezwykłego i to wyobrażenie pcha pod górę. Poza tym świat widziany z wysokości wydaje się bardziej fascynujący, spokojniejszy i po prostu lepszy.
UsuńTa wycieczka to dowód na to, że nie trzeba odbywać kilkunastu-kilometrowych tras, ażeby odnaleźć interesującą kulminację z ciekawymi widokami. Dodatkowe wrażenia estetyczne, w postaci penetrowania górskich ścieżek cudnie odmienionych jesienna impresją, stają się aż nadto wystarczające, by ruszyć Twoim śladem. Niestety, okolic Przeł. Woliborskiej jeszcze nie odwiedziliśmy. Może kiedyś?
OdpowiedzUsuńP.S. Jeszcze raz dzięki za niedzielę. :)
Jak to w każdej dziedzinie życia, nie liczy się ilość a jakość. Nie wiem, na ile znane są Ci Góry Sowie, bo może następnym razem właśnie w nie się wybierzesz?
UsuńWymieniając uprzejmości napiszę, że cała przyjemność po mojej stronie oraz dziękuję za pięknego i ostrego "sudeciarza". Pozdrowienia dla Izy:)
Po Sowich polataliśmy już trochę, ale tereny mniej więcej na wschód od Rymarza, są nam jeszcze nieznane. Oczywiście że planujemy tam wrócić, choć pewnie nie w tym roku.
UsuńPozdrowienia przekażę, zaś ostry "sudeciarz" niech służy prawdziwemu Sudeciarzowi. :)
W zeszłym roku jesienią mnie też zaniosło na ten szczyt.
OdpowiedzUsuń"Oczywiście nie mogłem, jak każdy, wyleźć oznaczoną ścieżką, tylko (...) musiałem się później wspinać pomiędzy kamolami." - Hehe, miałem identycznie ;) Też się później wspinałem między krzakami i kamieniami na szczyt, bo poszedłem ścieżką za bardzo w prawo/prosto, zamiast odbić w lewo w górę.
Ta ścieżka trawersująca górę fajnie wyglądała, wydawało się, że może jakoś dogodnie doprowadzić na szczyt. Niestety okazała się ślepą uliczką:)
UsuńDokładnie, na końcu zarosła krzakami i drzewami, więc by się nie cofać poszliśmy prosto w górę :)
Usuń