Wodząc wzrokiem po mapie Sudetów, można natrafić na nazwy miejscowości, których właściwie już nie ma. Ich powojenna historia przeważnie jest podobna, czyli powolne wyludnianie ze względu na trudne warunki do życia i/lub bliskość granicy a to oznaczało już przymusowe wysiedlenie. Jedną z takich wiosek jest Wrzosówka, położona na południowym stoku Borówkowej w Górach Złotych, lecz ona po wojnie w ogóle nie była zasiedlana, tym samym została zostawiona na pastwę bezlitosnego czasu. Jednak, gdy przyjrzeć się bliżej, to dziś zostało po niej coś więcej niż tylko nazwa.
Lutynia (daw. Leuthen), to mała przygraniczna wioska obok Lądka-Zdroju, która miała szczęście zostać baza wypadową podczas moich kolejnych sudeckich zmagań z nierównością terenu.
Centralnym punktem wsi wydaje się być plac w jej górnej części, przy którym znajduje się "Gościniec Lutyński"a także kapliczka z 1906 roku - wybudowana na studzience - oraz kościół pw. św. Jana Nepomucena, pochodzący z 1784 roku.
Z placyku jest widok na dolinę Lutego Potoku a na horyzoncie - wpasowana w krajobraz Czarna Góra.
Jeden z drogowskazów, opodal agroturystyki "Lutynia 13", pokazuje kierunek do Wrzosówki. Ponad dwa kilometry na północ, cały czas pod górę.
Otoczenie łąk sprawia, że widoczki z coraz wyżej położonych miejsc nie są zasłonięte i dzięki temu jest możliwość zaobserwowania Czarnej Góry i grzbietu Żmijowca.
Z innego punktu, trochę wyżej, widoczny jest oczywiście Śnieżnik, ubrany jeszcze w zimową czapeczkę.
Potok także o sobie przypomina, miłym dla ucha szumem, kiedy miejscami droga zbliża się do niego.
Miejscem, gdzie warto zatrzymać się na dłużej, jest Skalny Wąwóz. Tutaj, po obu stronach doliny, występują na pewnym odcinku pokaźne skały, niestety trochę zarośnięte, przez co nie można ich podziwiać w całej okazałości.
O tym, że warto tu przystanąć, może świadczyć postawiona facjatka z ławkami, przy której można rozpalić ognisko, jakby ktoś usilnie potrzebował, bo jest na to miejsce.
Tuż za nią, na potoku, przyjemnie huczy wodospadzik, będący dopełnieniem atrakcyjności tego miejsca.
W wąwozie znajduje się też pomnik wdzięczności psom za wierność, w postaci dwóch tablic na kamieniach, z inskrypcjami w dwóch językach: po polsku i po łacinie - "Żadne zwierzę nie jest tak wierne jak pies"- głosi jedna z nich.
Kawałek dalej są już pierwsze ślady po zabudowaniach Wrzosówki (daw. Heidelberg). Jeszcze przed II wojną światową wieś liczyła ponad dwadzieścia domostw. Do dziś zachowało się tylko kilka budynków, bodaj trzy.
Jednym z nich jest Kajówka, galeria malarska zmarłego w 1994 roku Kazimierza Hałajkiewicza. Przyjaciele nazywali go "Kaju", stąd nazwa domu, w którym mieszkał a przed wojną mieściła się w nim szkoła. Z drogi można dojść tam ścieżką, idąc najpierw kładką nad potokiem a potem pod górę.
Główna droga wyprowadza na łąki, które dawniej służyły jako pastwiska, choć na starych fotografiach widać tylko pola uprawne a zwierząt żadnych. Po wojnie, co jest wiadomym, wypasane tu były owce. Dziś, łąki, porośnięte nieco drzewami, współtworzą niezwykły klimat tego miejsca.
Wychodząc już na najwyższe piętro Wrzosówki, w oczy rzuca się biel odnowionego kościółka św. Karola Boromeusza.
Zanim jednak trafię pod świątynię, robię najpierw mały rekonesans po tej części wsi, która była najgęściej zabudowana.
Wśród kęp da się zauważyć resztki murów po dawnych budynkach a w tej okolicy było ich największe skupisko, bo i gospoda była, i szkoła, i młyn. W XIX wieku istniał już ruch turystyczny i przez Wrzosówkę przebiegał szlak na Borówkową, gdzie był punkt widokowy.
Jednakowoż współcześnie też coś tu się dzieje, bo powstaje nieśmiało nowa zabudowa. Czasy się zmieniły i miastowi szukają cichych, spokojnych miejsc, stąd też pojawiające się domki letniskowe.
Rośnie także coś większego, być może jakiś pensjonat, trudno powiedzieć, ale widoki z niego będą przednie, m in. na Czernicę w Górach Bialskich.
Gmina Lądek-Zdrój ma nadzieję zapełnić ten teren tego typu budynkami, dlatego już dawno Wrzosówka została wystawiona na sprzedaż. Ponieważ chętnego na całe 35 hektarów nie było, podzielono areał na mniejsze działki i oczekuje się inwestorów chcących tu zrobić turystyczne eldorado. Jak na razie zbyt wiele budowli tu nie powstaje a najbardziej charakterystycznym jest wciąż stary kościół św. Karola Boromeusza.
On, jak inne budynki Wrzosówki, także popadał po wojnie w ruinę, lecz zainteresowali się nim strażacy z OSP i dzięki ich staraniom kościółek został odbudowany i przywrócony do stanu używalności w 2001 roku.
Pierwszą kaplicę wybudowano tu w 1786 roku i była ona drewniana. W 1820 powstała murowana, w obecnym kształcie.
Przed kościółkiem stoi niewielka figura św. Floriana, patrona m.in. strażaków.
Pierwszy cel wycieczki mam już za sobą, pora dostać się na Vysoký Kámen znajdujący się po czeskiej stronie Gór Złotych. Po drodze na tę skalną formację jest Borówkowa. Najpierw jednak jest Biała Studnia (daw. Weisser Brunnen) na skrzyżowaniu leśnych dróg, jakieś trzysta metrów poniżej szczytu. Tutaj można odpocząć, napić się i zaopatrzyć w wodę na dalszą wędrówkę.
Po dachem, wewnątrz obmurowanej studzienki, są ławki a wystająca z muru rura dostarcza cennego orzeźwienia, szczególnie w ciepłe dni.
Przed szczytem Borówkowej czeka jeszcze jedna studzienka a mianowicie "Źródło Łucja", które - podobnie jak "Biała Studnia" - jest zadaszone i obmurowane.
W niej niestety ruchu wody nie ma, tylko stojąca, brudna substancja, jakby świeża nie dopływała a odpływ był zatkany.
Sto metrów dalej jest już Borówkowa. Piękna, słoneczna pogoda, wolna sobota, więc trudno nie spodziewać się ludzi na wierchu. Wielu ludzi.
W zasadzie góra ta nie była celem, lecz tylko stała na mojej drodze, więc powinienem przemknąć przezeń szybko, ale chęć podziwiania krajobrazu z góry zwyciężyła bez walki, więc wdrapałem się na platformę widokową. Przez chwilę głowa oderwała się od najbliższego otoczenia i chłonęła przestrzeń uwalniając endorfiny. Ostatnio byłem tu w 2015 i widoki miałem te same, okoliczne góry stoją tam gdzie stały. Na południu Masyw Śnieżnika ze Śnieżnikiem, Małym Śnieżnikiem, Czarną Górą i Suchoniem.
Na północnym zachodzie Jawornik Wielki a w tyle Góry Bardzkie z Szeroką.
A pod stopami znak czasów, czyli jarmarczne klimaty z dala od miasta. Przed kioskiem kolejka chętnych po piwo lub kofolę, jest nawet baner reklamowy jednej z sieci supermarketów.
Uciekam z Borówkowej czerwonym szlakiem, którym mam zamiar dotrzeć na Vysoký Kámen. Po drodze odbočka do źródełka.
Dwieście pięćdziesiąt metrów dalej jest rozcestnik i kolejna odbočka, tym razem już na Vysoký Kámen. To grupa formacji skalnych na szczycie i stokach wzniesienia o tej samej nazwie. Pierwsze skały można już spotkać niżej.
Na górę prowadzą kamienne schody, które były tu już najprawdopodobniej przed drugą wojną światową.
Wynoszą one na wierch potężnej skały, skąd można już podziwiać widoki z kilku miejsc, gdyż jest ona długa i wąska. Na południu Hrubý Jeseník dominuje na nieboskłonie.
W oczy bardzo rzuca się pobliska, wyłysiała góra, którą jest Pěnkavčí vrch, czyli "ziębowy wierch".
Wierzchołkiem można się przespacerować wte i wewte, gdyż ma on kilkadziesiąt metrów długości. Oprócz drzew, spotkać na nim można ciekawe formy skalne, lecz właśnie ze względu na wysoką roślinność, nie zewsząd są dobre widoki na okolicę.
Jest też coś jeszcze, tylko nie jest to dzieło natury, lecz imbecyli, którzy zaznaczyli tu swoją obecność. Niestety, po śladach można domniemać, że to rodacy nie przejawiają szacunku do przyrody, nawet będąc w gościach (bo człowiek w górach zawsze jest gościem).
Wysoki Kamień ma też swoją kulminację - wystające ponad powierzchnię skalne pięterko. Wykutymi schodkami można - nie bez wysiłku - dostać się na górę.
Na górze zbyt wiele przestrzeni nie ma, ale to miejsce ma charakter zachęcający wręcz do przycupnięcia na dłuższą chwilę.
Wybujała roślinność nie w pełni pozwala cieszyć się krajobrazem, ale co nieco widać. Na południe te same widoki co z piętra niżej, za to na zachodzie i północy widoczne są: Skalní vrch, z którym ukryta jest Borówkowa oraz bardziej na północ Jawornik Wielki, którego kopułkę widać na horyzoncie.
Opuszczam to przyjemne miejsce idąc jeszcze przez chwilę czerwonym szlakiem, który w początkowej fazie jest atrakcyjny widokowo. Za sobą zostawiam Vysoký Kámen.
Między górami przebija jakże inny krajobraz, zupełnie płaski, choć wciąż sudecki. To Vidnavská nížina.
Najbliżej widoczny jest Bílý Potok, wiejska część miasteczka Javorník.
Dalsza trasa, już bez szlaku, to blisko trzykilometrowa wędrówka leśną drogą, trawersującą zbocze doliny Hoštického potoka. Trochę nudno.
Po dość monotonnym odcinku, wylądowałem na rozdrożu zwanym Letiště, czyli lotnisko. Owszem, jest dość rozległe i pewnie dlatego ta nazwa.
Jakieś trzysta metrów od "lądowiska" znajduje się kolejne źródełko, które oczywiście jest naniesione na czeskie mapy. I mimo, iż jest mi ono nie po drodze, zachodzę tam, choćby tylko po to, by je udokumentować. Zadaszona, obudowana studzienka i informacja na froncie, że jest to "Pramen Hoštického potoka".
Niebieski szlak doprowadza do granicy w okolicach wierzchołka Młyńskej (828 m n.p.m.), jakiś kilometr od szczytu Borówkowej. Na zachodnim stoku rozciągają się łąki, schodzące aż do Wrzosówki. I do tego nieliche widoczki.
Zielony szlak, schodząc już do Przełęczy Lądeckiej, zahacza o Ostrý vrch (795 m n.p.m.), lecz nie przebiega przez jego wierzchołek. Da się jednak zauważyć ścieżkę odchodzącą ze szlaku w jego stronę, co wygląda jak zaproszenie. A warto tam zboczyć. Na szczycie czeka skałka zmuszająca wyobraźnię do skojarzeń oraz widoczki na wschodnią stronę.
Niewyrośnięty jeszcze nadmiernie drzewostan, pozwala na chwytanie dalszych krajobrazów z Biskupią Kopą i Příčným vrchem.
Szlak, zbliżając się do przełęczy, wychodzi z lasu na jasne łąki w rejonie Maselnicy (687 m n.p.m.) i przedstawia obraz masywośnieżnicki" pt. "Trzy czubki sięgające chmur", ze Śnieżnikiem, Czarną Górą i Suchoniem w tytułowych rolach.
Zamiast dojść do przełęczy, gdzie parking napchany niczym przedświąteczny Lidl z karpiem w promocji, można w ciszy i spokoju kontynuować wycieczkę łąkami, schodząc malowniczą doliną do Lutyni.
Wioska od tej strony wita kapliczką z XVIII wieku.
I to już koniec tej przyjemnej wycieczki, rozpoczętej i zakończonej w Lutyni przy Gościńcu Lutyńskim. I na koniec taka mała dygresja dotycząca właśnie różnej maści obiektów nazywanych gościńcami. Powszechnie uważa się, iż gościniec jest miejscem, gdzie przyjmuje się kogoś, ugaszcza, stąd wysyp w Polsce tego typu określeń dla różnych zajazdów, pensjonatów czy restauracji. Z pewnością nikt z autorów tych nazw nie podjął próby zajrzenia do słownika, gdzie jest definicja gościńca a mówi ona, iż jest to - krótko mówiąc - droga lub - w drugim znaczeniu - podarek przywieziony z podróży. To nie to samo co czeski hostinec oznaczający akurat zajazd, oberżę. Rozumiem, że gościniec może funkcjonować jako nazwa własna i wtedy jest OK, ale wątpię, by ktoś znając znaczenie słowa, użył go świadomie wobec własnego obiektu.
I jeszcze coś. Jak zawsze wszelkie opakowania i odpadki po prowiancie, który spożyłem podczas wycieczki, przyniosłem ze sobą do domu. Nie zostawiłem ich w górach. Niby to takie oczywiste a dla niektórych zbyt trudne.
Okolica Wrzosówki i Lutynii, trwale zapisała się w moim sercu, już podczas pierwszej wycieczki w tamte rejony, wczesną jesienią 2004r. Nie inaczej było cztery lata temu. Niezwykle miło wędrowało nam się po tamtejszych szlakach, a np. Skalny Wąwóz w dolinie Lutego Potoku, wręcz rozpalał wyobraźnię, kusząc jakąś tajemnicą. ;)
OdpowiedzUsuńWidzę że przybyło trochę nowej infrastruktury (zadaszenie Białej Studni, ładne drogowskazy w Lutynii). To cieszy. Niezmiennie natomiast nie cieszy bezmyślność pseudo-turystów na szlakach. :/
Bardzo ciekawy ten Vysoký Kámen (nota bene, chyba jedna z bardziej popularnych nazw szczytów w Sudetach), z naprawdę nielichymi widoczkami. My też chcieliśmy tam dotrzeć kilka lat temu, przy okazji odwiedzenia Travnej, jednak załamanie pogody ostatecznie pokrzyżowało nasze plany.
Pozdrówka
Wrzosówka jest pięknym miejscem w stanie takim, jak obecnie. Niestety wizja gminy Lądek-Zdrój zakłada powstanie wręcz przemysłu turystycznego z mnogością zabudowań, wyciągami i parkingami. A jak parkingi, to samochody, czyli hałas i zanieczyszczone powietrze.
UsuńBorówkowa także staje się powoli komercyjną górą. W wolne, słoneczne dni, od strony Przełęczy Lądeckiej, suną tabuny turystów mając na celu relaks w postaci pięknych widoków z wieży, zalegania na trawie i konsumpcji dobrego piwa. Fakt, to jest wspaniała perspektywa, tylko czy w takim tłumie można się relaksować na łonie przyrody? Moim zdaniem najciekawszą trasą na górę jest ta, którą ja przeszedłem, wzdłuż Lutego Potoku, przez Skalny Wąwóz i Wrzosówkę. Dużo atrakcji.
Vysoký Kámen warto odwiedzić, jeśli ktoś - jak ja -lubi skałkowe klimaty, no i miejsce wydaje się spokojne, bez nadmiaru gości.
Nepomucen jest wszechobecny w tych okolicach. ;)
OdpowiedzUsuńAle pięknie się Czarna Góra wpasowała w horyzont. :) BTW to jest trzecia góra o tej nazwie, którą poznałam. ;)
Uwielbiam potoczki i strumyczki. Luty też mi się podoba.
Te tablice dla piesków chwytają za serce...
Ileż odcieni zieleni na tym zdjęciu pastwiska... Coś pięknego. :)
Byleby ta infrastruktura nie popsuła wszystkiego łącznie z widokiem... :/
Szkoda, że ta studnia taka zaniedbana. Czesi potrafią zadbać, a my?
Dobrze, że wszedłeś na wieżę, bo widoki są niesamowite. :)
Debili nie brakuje, wszędzie po sobie znaki zostawią...
Na szczycie faktycznie bardzo zachęcająco. Posiedzieć, zjeść, napić się, poleżeć. :D
A mnie wyłysiała góra mniej zainteresowała, bardziej droga, która się tam wije. To pewnie ta, którą potem szedłeś?
Kapliczka urocza a Pramen Hoštického potoka jeszcze bardziej!
Ziemia kłodzka, jak też Dolny Śląsk, obfituje w Nepomuki, to bardzo popularny święty m.in. "antypowodziowy", co sugeruje, iż dawniej woda także potrafiła brutalnie wdzierać się w życie społeczeństwa.
UsuńRównież uwielbiam górskie potoki, co zresztą zaznaczam nierzadko, zatem staram się też obierać trasy wycieczek tak, aby choć chwilę pobyć w ich towarzystwie. Następny wpis na moim blogu będzie w dużej mierze "potokowy".
Wrzosówka jest piękna, cicha i dobrze by było, aby tak zostało.
W czasach, gdy susza dotyka coraz bardziej i widać jak wysychają źródła wody, warto by było u nas zainteresować się i zadbać o te, które jeszcze biją, niech chociaż po nich pomniki zostaną, by następne pokolenia wiedziały.
Wchodząc na Vysoký Kámen spotkałem dwóch - a jakże - Polaków, którzy wylegiwali się niczym gady na szczycie skały. Takie to fajne miejsce.