poniedziałek, 28 kwietnia 2025

WZGÓRZA DOBRZENIECKIE 2

 


    W drugiej odsłonie włóczęgi po Wzgórzach Dobrzenieckich zaplanowałem sobie ich najwyższe partie. I tu pojawił się szkopuł, co do przynależności niektórych wzniesień do tych wzgórz. Sprawdziłem kilka źródeł i są rozbieżności, jedne twierdzą, że najwyższa jest Kopka, inne, że Stolniczka. Niektóre lokują Stolniczkę w Wysoczyźnie Ziębickiej, ale moim zdaniem nie bardzo pasuje do jej charakteru. Na wszelki wypadek miałem zamiar odwiedzić obydwa szczyty, żeby mieć wewnętrzny spokój. A zacząłem w Sieroszowie przy cmentarzu, bo jest miejsce parkingowe. Niedaleko stoi kościół św. Michała Archanioła pochodzący z XVI wieku, dobry punkt orientacyjny, widoczny z daleka.

    Pierwsze metry pokonuję wąska, asfaltową drogą wiodącą do Baldwinowic, lecz oczywiście tam nie dotrę, bo wcześniej zmienię kierunek. Czeka mnie słoneczna przechadzka ze sporą dawką przestrzeni.

    Ruchu kołowego nie ma żadnego, przez co mogę skupić uwagę na pięknym otoczeniu. Po lewej widzę Kopkę, swoje pierwsze zadanie, ale będą ją brał bardziej od północy, gdyż wolę dostać się tam szlakiem niż jakimiś nieprzewidywalnymi ścieżkami.

    Po północno-wschodniej stronie wzrok przyciąga bujny las i nie jest to tylko zwykły las, ale Muszkowicki Las Bukowy, rezerwat przyrody, który brałem pod uwagę przy planowaniu trasy, ale kilometrowo mi się nie spinało. A nad lasem wystają grzbiety Wzgórz Strzelińskich; Kopy Nowoleskiej, Gromnika i Kalinki.

    Za plecami kościół w Sieroszowie  oraz złotogórskie: Skalní vrch i Borówkowa, na horyzoncie.

    Z przeciwka wychodzi mi na spotkanie szlak niebieski i skręca w kierunku Kopki. Skoro przebiega tędy szlak, to musiała być tu kiedyś jakaś ścieżka, ale że była zbyt blisko pola, to została zaorana i stała się częścią rolniczego areału. Trudno, trzeba iść po roli.

    Po trzystu metrach było już wejście do lasu a tam dróżka, na szczęście wyraźna, choć wcale nie taka wygodna, bo najpierw zarośnięta a potem z potężnymi koleinami. Jeszcze przed szczytem znajduje się spory plac, jednak z turystycznego punktu widzenia nic on nie wnosi a mógłby, gdyby postawiono tutaj jakąś wiatkę.

    Szlak nie wchodzi na wierzchołek, lecz przebiega obok starego wyrobiska, nad którym znajduje się najwyższy punkt wzgórza, toteż odrywam się na chwilę od niego, aby doświadczyć wierchu. 

    Kopka (383 m n.p.m. - daw. Thielau Kuppe) chyba bardziej znana jest pod nazwą Cierniowa Kopa.

    Wyrobisko, jak również oczko wodne znajdujące się w nim, są ujęte w starych niemieckich mapach. Teren jest mocno zarośnięty, więc nie penetruję go, wiosna ze swoją obfitą szatą roślinną choć piękna, to utrudnia eksplorację niektórych miejsc.

    Na zachodnim stoku Kopki znajduje się podobny plac jak na wschodniej i jeszcze coś: drzewo. A konkretnie sosna kryzowana, jedyna w swoim rodzaju.

    Nie jest to jednak żaden gatunek sosny, ale rzadko spotykana forma, charakteryzująca się odginaniem kory w miejscu okółków gałęzi. Wygląda to bardzo ciekawie.

    Z leśnej fauny, to oprócz słyszalnego ptactwa spotkałem padalca lubiącego ryzyko, bo jak inaczej można określić gada narażającego się jako łatwy łup, leżąc niemrawo na środku drogi, zamiast przedzierać się w gąszczu traw.

    "Rozdroże pod Cierniową Kopą" to skrzyżowanie szlaków, gdzie przesiadam się z niebieskiego na czerwony, by dalej pędzić na południe. Przydałaby się tu jakaś wiata lub choćby ławunia.
 
   Pola rzepaku to tutaj normalny obrazek, a że jest okres kwitnienia, to wszędzie jest żółto i aromatycznie. Idąc wzdłuż takiego pola mam do towarzystwa niezliczoną chmarę latających owadów, całe szczęście niegryzących, ale odgonić się nie sposób. Nawet łapią się w kadrze na tle nieba, obok malowniczego rzepaku i znanych już najwyższych wierzchołków Wzgórz Strzelińskich.
 
    Pewien odcinek szlaku przebiega asfaltem, ale za to bez latających paskudztw. Moją uwagę zwrócił budynek schowany nieco w lesie, a właściwie malunek na nim, przedstawiający jelenia św. Huberta, albo rozszerzoną etykietkę Jägermeistera.

    Zbliżając się do Stolca (mam na myśli oczywiście wioskę), wychodzi się na wzniesienie nad nim i stąd można już czerpać widoki w ten piękny, bezchmurny dzień. Góry Bardzkie Grzbiet Zachodni przechodzi w Góry Sowie a to, co je łączy, albo dzieli, to wyraźna szczerbinka w ciągu pofałdowanego horyzontu, czyli Przełęcz Srebrna.

    Dalszy ciąg Gór Sowich z najwyższymi egzemplarzami a bliżej widać co wyższe elementy zabudowań Ząbkowic Śląskich.

    Jest także Stolniczka, na którą powinienem jakoś się dostać, ale w jaki sposób, na ten temat mapa milczy.

    I jeszcze Góry Złote z Jawornikiem Wielkim, zza których wyglądają Śnieżnik i Czarna Góra oraz Góry Bardzkie Grzbiet Wschodni.

    Po drugiej stronie drogi wychylam się zobaczyć Leśniaka, którego również mam w planie.

    Ponapawałem się krajobrazami, to już mogę schodzić do wioski. Jej dwuznaczna nazwa jednoznacznie nawiązuje do mebla, na którym zasiada władca, zresztą od tej staropolskiej nazwy tronu pochodzi stolica, jako siedziba władcy. Dawna niemiecka nazwa wsi to Stolz, więc fonetycznie się zgadza choć nie znaczeniowo, ale etymologia i tak jest słowiańska.

    Łączone szlaki nie przechodzą jednak główną drogą, lecz omijają ją od zachodu polami, mimo tego i tak je zostawiam, żeby dostać się na Stolniczkę. Idąc skrajem lasu szukam doń dobrego dostępu, ale z marnym skutkiem. Poniżej mam widok na Stolec z najbardziej rzucającym się w oczy kościołem. W tle głównie Góry Złote a także Wysoki Jesionik.

    Nie ma ścieżki, więc trzeba ładować się na szagę. Niestety to już nie bezlistne przedwiośnie i szuwary mocno przeszkadzają. To sygnał, że trzeba zawiesić program wzgórzowy i wracać w Sudety. Poprzez jakieś wysokie rośliny wdzierałem się w głąb lasu, by dobrnąć na szczyt. Niemiła akcja.

    Upór zakończył się sukcesem. Zgodnie z mapą, którą posługuję się podczas wędrówek, dotarłem do celu a w dodatku do drzewa jest przymocowana zafoliowana kartka.

    Stolniczka, znana też jako Góra Wapienna wznosi się na wysokość 396 m n.p.m. a jej dawna nazwa to Kalk Berg.

    Postanowiłem iść dalej grzbietem, pomimo braku jakichkolwiek ścieżek i zacząłem odnosić wrażenie, że ciągle podchodzę. Kiedy osiągnąłem kulminację z rosnącym tu rozcapierzonym drzewem, na wszelki wypadek zrobiłem zdjęcie, aby potem w domu, na chłodno, sprawdzić koordynaty w dokładniejszych mapach. I rzeczywiście, okazało się, że właściwy punkt szczytowy nie jest oznaczony i znajduje się gdzieś w okolicy tego drzewa, czyli jednak gdzie indziej, niż ten z kartką na drzewie. W takim razie Stolniczka w pełni zaliczona.

    Ale właściwie to jeszcze nie koniec Stolniczki, bo przedzierałem się na jej południowy stok, gdzie znajdują się wyrobiska po dawnym kamieniołomie wapienia. I bardzo dobrze, że tu trafiłem, bo miejsce jest świetne.

    W podnóżu ściany znajdują się dwie jamy, którym warto się przyjrzeć.

    Pierwsza jest płytka, to właściwie tylko wnęka, ale daje cień i schronienie w razie deszczu. Można też rozpalić tu ognisko.

    Druga to już prawdziwa jaskinia, w takiej to i Janosik mógłby zamieszkać. W mapie można wyczytać, że jedna nazywa się "Schronisko w Stolcu" a druga "Jaskinia w Stolcu". Oczywiście nie próbowałem przeciskać się ciasnymi szczelinami, albo na kolanach i zaglądać w trudno dostępne miejsca, aż tak nie eksploruję jaskiń.

    Z zewnątrz też to przyjemnie wygląda, miejsca na piknik jest dużo.

    Jest tu jeszcze jedno wyrobisko, ale chyba bez żadnych pieczar, więc tylko z daleka rzuciłem okiem i obiektywem.

    Obok Stoleckich Skałek przebiega szlak żółty, więc się nim zabieram do Stolca, a że przestrzeni wokół mnóstwo, to jak nie łapać krajobrazów? Góry Bardzkie z Szeroką Górą, Ostrą Góra i Kalwarią.

    A następnym moim górskim celem jest Leśniak, po drugiej stronie Stolca.
 
    Wcześniej jednak trochę starszych stoleckich budowli, jak np. kościół św. Jana Nepomucena z początków XX wieku, do którego prowadzi wiele schodów, jak na jakąś wieżę widokową.

    Przy kościele jestem tylko przelotem, bo zaraz za kościołem znajduje się ruina wieży widokowej z XIX wieku, która mnie tu przyciągnęła.

    Budowla w ruinie a okolica zapuszczona, okrążam budynek słabą ścieżką w dżungli, szukając jakiegoś wejścia, ale wszystko zamurowane. Prawie wszystko, bo ktoś jednak wyrąbał otwór w zabudowanym wejściu, tylko że jego wielkość nie jest bez znaczenia.

    Ciekawość wygrała i po złożeniu się jak scyzoryk wtargnąłem do środka. No cóż, szkoda, że zniszczona, bo popatrzyłoby się z góry, ale na ratunek już pewnie za późno.

    Nie tylko w górę pnie się ta rotunda, bo na dole, na samym środku, znajduje się głęboka studzienka, głęboko kopana. I teraz rozumiem, dlaczego wejścia są zamurowane, wpadnięcie do takiej niezabezpieczonej studni mogłoby skończyć się tragicznie.

    Zostawiam Stolec i ruszam na Leśniaka, ostatnią zaplanowaną górkę. Na podejściu widoczek na kościół i Bardzkie w tle.

    Południowy widok to raczej płaskie tereny za to horyzont górzysty, bo są tam Góry Opawskie, Góry Złote i kawałek Wysokiego Jesionika, ale jakieś takie blade. A te bliższe pagórki znajdują się nad zbiornikami Topola i Paczkowskim, ale nie mają imion.

    Aby przejść przez wierzchołek Leśniaka musiałem opuścić szlak, ale dróżka była w porządku i z dotarciem w okolicę szczytu nie było problemu. A sam wierch z daleka rzucał się w oczy ofoliowaną kartką na drzewie, która mocno odbijała promienie słoneczne. Z dróżki było do niej kilkadziesiąt kroków.

    Kartkę przymocował ten sam ktoś, kto zrobił to na Stolniczce. Leśniak zwany też Modrzewiem ma 385 m wysokości n.p.m. a jego dawna nazwa to Lär Berg. Jest co prawda niższy od Stolniczki, ale wyższy niż Kopka.

    Pora wracać do Sieroszowa, lecz nie lasem a polami, dróżką pośród łanów rzepaku, w słońcu, także po miękkiej, zielonej trawie i z przyjemnym wiatrem w coraz rzadszych włosach.

 

    I widać już wieżę kościoła w Sieroszowie oraz kilka wiejskich zabudowań, więc kres już blisko.

    W samej wsi, po drodze, są jeszcze mury, dużo murów. Za nimi teren z Pałacem Opatów Henrykowskich. Solidnie się odgrodzili.

    I ponownie jestem pod cmentarzem, blisko kościoła, gdzie już czekał na mnie mój wiosenny prześladowca, czyli opryskiwacz.

    Wiosna, ze swoją bujnością rozepchała się na dobre, więc pora na jakiś czas zostawić Wzgórza Niemczańsko-Strzelińskie, bo coraz trudniej poruszać się w lasach poza szlakami. Resztę wzgórz zostawiam sobie na koniec roku i może początek przyszłego. A teraz w Sudety.

 
 
 
 





4 komentarze:

  1. Podoba mi się ten Twój wzgórzowy cykl. W końcu temat niszowy, a my na wyjazdach też raczej koncentrujemy się na wyższych sudeckich pasmach. Choć za niedługo, planuję przedreptać też dawno nieodwiedzane Wzgórza Łomnickie i Karpnickie. :)
    Wracając do wycieczki, to ogromnie miło ogląda się takie okoliczności przyrody, jak kwitnące rzepakowe pola, magicznie współgrające z idealnym błękitem nieba. Też już doświadczyłem tego na żywo i wrażenie jest niesamowite. :) Cieszę się, że zawadziłeś o stoleckie skały, wszak jest to taka mała lokalna atrakcja, choć jeszcze niezbyt rozreklamowana. Niektórzy śmiałkowie zapuszczają się do tamtejszych wyrobisk, choć skarbów raczej nie znajdują. Przynajmniej na razie. ;)
    Czekam na kolejną relację, domyślam się że tym razem z wyższych gór? Ja zaś odezwę się jeszcze do Ciebie, przed naszym letnim wypadem w Sudety Zachodnie. Kto wie, może uda się jakoś zgrać i "połączyć siły" na szlaku?
    Pozdrowionka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, następna relacja już z Sudetów, trochę wyższych i bardziej męczących, ale tylko przy podchodzeniu :) Wzgórza zostawiam sobie na mniej zarośnięta porę roku. Teraz ziemia kłodzka, ale nie tylko, żeby monotonii nie było.
      Czyli latem Sudety Zachodnie, to mogą być Izerskie i Karkonosze jak też Rudawy i Kaczawskie. Może się uda spotkać.

      Usuń
  2. Aaaale fantastyczna wyprawa!
    Świetna ta sosna, nie miałam pojecia o istnieniu takiej odmiany.
    Padalce uwielbiam.
    Faktycznie tych owadów sie trochę załapało w kadr ;p
    Fantastyczne ujęcia rotundy w góre i w dół.
    Przez takie chaszcze (chęchy jak ja mówię) to jest cięzko, ale jak sie potem wspomina!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda robi swoje, do tego wiosenna wielobarwność i jest miło. Niestety te chaszcze utrudniają penetrację i muszę poczekać, aż ich nie będzie, żeby wrócić we wzgórza.

      Usuń