poniedziałek, 14 kwietnia 2025

WZGÓRZA DOBRZENIECKIE 1

 


      Dalsze moje łazikowanie po niepopularnych rejonach przedsudeckich, które konsekwentnie uprawiam. Wzgórza Dobrzenieckie zajmują znacznie większy obszar niźli poprzednie, które ostatnio odkrywałem, toteż żeby jak najwięcej móc poznać, podzieliłem sobie je na dwa razy. 
    Wieś Dobrzenice dobrze wpasowała mi się nazewniczo w tę wycieczkę, chociaż gdyby nazwa wzgórz pochodziła od tej miejscowości, to poprawnie powinno być "Wzgórza Dobrzenickie". Z drugiej strony, nazwy własne rządzą się swoimi prawami. Tak czy owak znalazłem miejsce parkingowe i ruszyłem na pętlę.

    Chociaż przez wioskę przechodziłem dość krótko, to zdążyłem sobie wyrobić zdanie o niej i o lokalsach. Z ciekawszych miejscowych budowli, to tradycyjnie w takich miejscach kościół jest godny uwagi, akurat w remoncie, rzymskokatolicki NMP Różańcowej o początkach XIII-wiecznych, ale zasadniczo to pochodzi z XVIII/XIX wieku.
 
    Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, wkroczyłem na polną dróżkę i podobnymi zamierzałem dostać się do szlaku w sąsiedniej Błotnicy.  Przecinam dawne torowisko nieistniejącej już linii kolejowej, bo kiedyś była tu kolej.

    Kłopot zaczyna się wyżej, gdy zamiast ścieżki, jest wąska zarośnięta miedza, więc dreptam skrajem pola. Przede mną wzgórze bez nazwy, ale mające ponad 300 m n.p.m., co w tutejszym środowisku nie jest bardzo mało.

    Plany musiałem modyfikować podczas marszu, bo jednak trudno będzie się dostać do Błotnicy, gdy wszędzie tylko pola i trwają na nich jakieś prace. Pozostaje iść na intuicję, bo w mapach ścieżek brak. Kieruję się zatem na to bezimienne wzgórze jedyną pewną drogą i to jest słuszna koncepcja. Ze wschodniego stoczku widok na Dobrzenice a za nimi Wzgórza Lipowe, które męczyłem podczas poprzedniej wycieczki.

    Z wierzchołka natomiast widać to, co po drugiej stronie, za polem rzepaku, a tam wieś Brochocin i grzbiety wszystkich moich następnych wzgórz: Kawia Góra, Twardziel, Kamieńczyk.

    Pierwszy będzie Kamieńczyk, do którego mam już bardzo blisko, ale droga na niego nie będzie tak prosta, jak się wydaje, bo nie mam zamiaru łazić przez środek pola, szczególnie, gdy jakiś chłop traktorem po nim jeździ i pryska.

    Szczęściem w nieszczęściu jest to, że rosnąca w polu roślinka jest jeszcze niska i idąc wąskim bezdrożem pomiędzy nią a lasem, nie muszę się ocierać, ani o nią, ani o krzaki.

    Dopadłszy do lasu złapałem wreszcie porządną dróżkę i dalej już było zdecydowanie łatwiej. Na jednym z drzew, jak to nieraz w lesie bywa, wisi kapliczka a jej lokatorem jest św. Rita, podobno od spraw trudnych i beznadziejnych. Szkoda, że dopiero teraz.
 
   Dalej to już szlakiem niebieskim na grzbiet. Po drodze mijam "formacje skalne", które być może stworzył jakiś zapaleniec zafascynowany Górami Stołowymi.

    Szlak nie przebiega przez najwyższe rejony Kamieńczyka, więc opuszczam go chwilowo, aby zajrzeć na wierzchołek a ten jest długi.

    Udało mi się w poszyciu odnaleźć słupek, bo o tabliczce z nazwą nie ma mowy, to nie są popularne tereny. A tak właściwie, to urzędowa nazwa Kamieńczyka brzmi Kamienista (341 m n.p.m. - daw. Stein Berg).
 
     Wróciłem do szlaku, żeby po krzakach nie łazić i szeroką leśną drogą pędziłem na południe, ku następnym zdobyczom. Po drodze są jednak jeszcze inne pagórki grzbietu Kamienistej, skąd widać jej główny wierch.

    W dalszym biegu szlaku otwiera się przestrzeń na wschodnią stronę i marsz staje się przyjemniejszy, bo bogatszy w widoki. W dole wieś Brochocin, dalej widać Ciepłowody a hen na horyzoncie ledwo dostrzegalne Góry Opawskie.

    A przed sobą mam dwa następne pagóry do spenetrowania; Kawią Górę i Twardziela.

    Ponieważ szlak biegnie po wschodniej stronie grzbietu, nie widać tego, co jest po drugiej, więc w dogodnym miejscu na chwilę podszedłem kilkadziesiąt kroków na szczyt wzniesienia, popatrzeć na zachód. Wzgórza Dębowe po sąsiedzku a dalej to już wiadomo; Radunia i Ślęża wyróżniające się wśród innych wierchów masywu.

    Pora opuścić szlak, bo na Twardziela nim nie zajdę. Na szczęście jest dróżka wchodząca na grzbiet, którą dojdę blisko szczytu a potem jakoś go odszukam. Trudno nie było i oto jestem przy słupku.

    Jest jeszcze coś na wierzchołku, co mnie zaintrygowało; tkwiące w ziemi wokół słupka betonowe podstawy z otworami, których naliczyłem sześć. Musiała tutaj stać kiedyś jakaś konstrukcja, może trianguł?

    Tak jak w przypadku poprzedniego wzgórza, Twardziel również nie jest oficjalną nazwą wzniesienia, choć potocznie używaną. Urzędowo jest to Ruszkowicka Góra (358 m n.p.m. - daw. Eichharte).

    Z Twardziela postanowiłem schodzić dróżką, która w mapie nagle się urywała i miałem pewne obawy, czy aby nie będę musiał przedzierać się przez chaszcze. Okazało się, że droga w lesie ma ciąg dalszy i szczęśliwie dotarłem do szlaku czarnego. A przed nosem na krzyżówce, słabo wystająca Stożna, albo jak kto woli Sośniak, wzgórze jak najbardziej dobrzenieckie, ale tam nie trafię.

    Trafię natomiast na wzgórze po przeciwnej stronie, bo tam zapowiada się ciekawiej; Kawia Góra.

    Znajduje się tam bowiem wieża widokowa i pomyślałem, że warto ją sprawdzić a nawet trzeba.

    Idąc polną drogą blisko krzewów, co chwilę słyszę szelest wynikający z ruchu jakiejś zwierzyny, najczęściej są to jaszczurki, ale w jednym przypadku był to wąż. Przyuważyłem gada jak pełzł, prawdopodobnie uciekał wyczuwając mnie. Co mnie bardzo zaciekawiło, to jego wygląd, był dość spory i miał charakterystyczne jaskrawozielone podbrzusze, czy co tam węże maja na spodzie. Sprawdziwszy w internetach wśród węży żyjących w Polsce, co to może być za typ, najbardziej podobny wydaje się wąż Eskulapa, tylko że jest on bardzo rzadki i nie występuje na tych terenach, więc czy to mógłby być on? Niestety nie zdążyłem wyjąć aparatu żeby zrobić zdjęcie, wszystko toczyło się zbyt szybko i z zaskoczenia. A może to ja za wolny jestem?

    Dotarłem wreszcie pod Kawią Górę która dawniej była eksploatowana, stąd w jej obszarze znajduje się kilka wyrobisk. Wita mnie tablica zachęcająca do wejścia w progi.

    Pierwsze wyrobisko z bogatą infrastrukturą, są ławki, stoły, kosze na śmieci i nawet basen na środku.

    Jest czarownica na miotle i zastanawiam się w jakim kontekście się tutaj znajduje. Być może chodzi o inną nazwę tej góry, czyli Łysicę.

    Z wyrobiska mocno pod górę, ale nie na dziko, bo są schody na początku a na podejściu poręcze.

    Ścieżkami dochodzi się do kolejnego wyrobiska, gdzie główną atrakcją jest porządna altana, jest również miejsce na ognisko. Ponieważ była zajęta, nie fotografowałem jej z bliska, z ludźmi w środku.

    A spod wiaty schody wyprowadzają już na wieżę widokową. Nie jest zbyt wysoka, ale samo wzgórze też nie jest szczególnie imponujące.

    Główny widok z wieżyczki to ten na pola uprawne i Ciepłowody a dalej jest mało górzysto.

    Bardziej na północ jest mocniej pofałdowany teren, są tam zdobycze poprzedniej wycieczki, czyli Wzgórza Lipowe z Bednarzem i Zarzycką Górą a na horyzoncie Wzgórza Strzelińskie m.in. z Gromnikiem i Kopą Nowoleską.

    Rzut południowy; najbliżej są pagórki Wzgórz Dobrzenieckich, które będę odwiedzał przy następnej wyprawie a w oddali Góry Złote z Borówkową i Jawornikiem Wielkim, za nimi słabiutko Masyw Śnieżnika ze Śnieżnikiem i Czarną Górą i są jeszcze Góry Bardzkie z Szeroką i Ostrą Górą.

    I zachodnie widoki, gdzie w tle dominują Góry Sowie.

    Oczywiście satysfakcja z pobytu na Kawiej Górze nie byłaby pełna, gdybym nie postarał się wejść na jej szczyt, oddalony od wieży o nieco ponad sto metrów. Aby tam dojść trzeba przejść nad kolejnym wyrobiskiem i trochę poprzeciskać się między krzakami.

    Samiuśki wierzchołek jest goły, ale szału z widokami nie ma, bo okoliczna roślinność trochę zakrywa.
 
    Jest za to reper a nie widać żadnej tabliczki, bo w sumie co mogłoby na niej być napisane? Jak już wspomniałem, Kawia Góra nazywana jest również Łysicą, ale oficjalna jej nazwa to Kawcza (339 m n.p.m. - daw. Kaffen Berg).
 
    Miłym akcentem na górce są kwiaty, dodające kolorytu tej świeżej zieleni.

    Opuszczałem wzgórze na dziko, jakimiś ciasnymi ścieżkami, przez następne, mocno zarośnięte wyrobisko i udało mi się w końcu stamtąd wydostać wchodząc ponownie na szlak. A ten wiedzie do Ciepłowód.

    Kawia Góra i wieża na niej z perspektywy wschodniej, widać, że nie jest to wybitne wzniesienie. Najwyższe we Wzgórzach Dobrzenieckich będę nawiedzał w następnej przechadzce.

    Przekręcając nieco głowę widzę Ruszkowicką Górę aka Twardziel.

    I do kompletu jeszcze Kamieńczyk alias Kamienista.

    Wieża, czy też dzwonnica kościoła w Dobrzenicach mówi, w którym kierunku powinienem podążać a za tło robi Bednarz, wzniesienie z poprzedniej wycieczki po Wzgórzach Lipowych.

    Wychodzę z pól i przekraczam Małą Ślęzę wijącą się w zaroślach, aby dotrzeć do drogi, bo to już blisko do mety.

    Jeszcze po drodze jakiś staw, ale mało dekoracyjny.

    I miałem już asfaltem ostatni kilometr pokonać, lecz postanowiłem jeszcze kawałek szlakiem obejść, co prawda dłużej, lecz omijając tę nielubianą przez nogi nawierzchnię. A z podejścia jeszcze widok na udeptane tego dnia wzgórza.

    Przejście przez Jakubów, wioseczkę na górce z miejscem do biesiadowania, tylko nie wiem czy dla wszystkich, czy tylko miejscowych.

    Widoczna już blisko wieża kościelna w Dobrzenicach, zatem koniec pierwszej części wycieczki po Wzgórzach Dobrzenieckich.

 
 
 





4 komentarze:

  1. I znów sympatycznie. Ogólnie może pasmo nie powala, ale trafiają się ciekawe akcenty, dzięki którym wycieczka nie jest aż tak monotonna. Na plus zaskoczyło mnie zagospodarowanie wyrobiska pod Kawią Górą. Zamiast chęchów i kolejnego dzikiego wysypiska śmieci, jest ciekawa infrastruktura i nawet wieża widokowa. Niewielka ale zawsze.
    A cóż takiego stało się w Dobrzenicach, że lokalsi Tobie podpadli. No chyba, że nieodpowiednio rozszyfrowałem przekaz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość tych wycieczek po wzgórzach wygląda jak szybki wypad za miasto i to wcale nie tylko do lasu, bo tego za dużo nie ma, ale także po wioskach, liczy się jednak element poznawczy. Szukając informacji na temat poszczególnych pasm, niełatwo na coś trafiałem, po prostu niewiele osób zaprząta sobie głowę jakimś przedgórzem. Zatem moje wpisy mogą innym chętnym, chociażby w minimalnym stopniu, dać jakiś ogląd, czego można się spodziewać.
      :) Miejscowi mi niczym nie podpadli, nie wchodziłem z nimi w żadną interakcję, po prostu dokonałem oceny na podstawie pierwszego wrażenia. Grupa tubylców, racząc się trunkami na środku wsi, tylko bacznie mnie obserwowała. Najciekawszy jednak był inny jegomość, który jechał niepewnie na wehikule Wigry "ileśtam", przyodziany w równie zabytkowy płaszcz i zimową czapkę, podczas gdy mi w krótkim rękawie było ciepło.

      Usuń
  2. Bardzo miła wycieczka, mimo traktorowania z opryskiem.
    Parsknełam w głos na Twój komentarz o świętej Ricie. A tak w ogóle to skąd wiesz, może sie jednak jakos przyczyniła do tego, że jednak przelazłes przez to pole ;p ;p ;p może bez niej by Ci oprysk zrobili. ;p
    Fajna ta Mała Śleża. A i z wieży widokowej całkiem ładne widoki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłem akurat na taki okres, że traktuje się rośliny pestycydami, żeby robaki nie zjadły, a że moje trasy wiodą wśród pól, to narażam się na niedogodności.
      Wybitność tych wzgórz nie jest duża, więc wieża widokowa jest uszyta na ich miarę, ale wystarczająca.

      Usuń