niedziela, 6 października 2024

ZEMSKÁ BRÁNA

 


    Początki bierze na stoku Zbójnickiej Góry w Górach Bystrzyckich, przepływa przez Torfowisko pod Zieleńcem i przez blisko trzydzieści kilometrów wytycza granicę polsko-czeską, by w pewnym miejscu oderwać się od niej i odtąd płynąć już tylko w Czechach. To oczywiście rzeka Dzika Orlica, a miejsce - Zemská brána. Czymże jest owa Ziemska Brama? Jest to brama do czeskiej ziemi, głęboko wcięta dolina Dzikiej Orlicy z przełomami wśród skał. Znajduje się tu rezerwat o tej samej nazwie a prowadzi po nim ścieżka edukacyjna. Wraz z Izą i Wojtkiem postanowiliśmy pozwiedzać to klimatyczne miejsce, zaczynając od początku, czyli na kamiennym moście z przełomu XIX i XX wieku

    Mieliśmy sporo szczęścia trafiając w odpowiedni moment. Nurt jest bystry a wody dużo, co w efekcie powoduje, że odbywa się tu rzeczne widowisko.

    Most został wybudowany w latach 1900-1903 a w latach 2004-2005 został całkowicie zrekonstruowany, tzn. rozebrany kamień po kamieniu a następnie ponownie złożony. No i ładnie to wygląda.

    Potężna skała przy wejściu, która jest niejako ościeżą bramy, to Skalní masiv Říční vyhlídka. 

    Ten brunatny, efektowny kolor, woda zawdzięcza temu, że przepływa w górnym biegu przez torfowiska a dodając do tego skały w korycie i złote barwy jesieni, tworzy się nad rzeką obraz romantyczny.

    Znad samego brzegu szlak zabiera wysoko, pomiędzy skałami i robi się chwilowo jak w Górach Stołowych.

    W takim wrażeniu utwierdzają różne formy skalne górujące nad brzegiem rzeki. Jest ładnie, nastrojowo, plastycznie.

    Nie da się jednak długo iść z dala od rzeki, coś ciągnie do koryta; może ten szum, może te bystrza a może wszystko po trochu.

    Na drugim brzegu stoi poważna skała, którą chciałoby się bliżej poznać i nie ma się co martwić, bo zaraz tam będziemy.

    Pašerácká lávka (Przemytnicza Kładka) przenosi na druga stronę Dzikiej Orlicy. Nazwa ta nawiązuje do dawnego procederu, którym trudnili się lokalsi chcący zarobić trochę krajcarów. Przemycano z Prus głównie cukier, tytoń i naftę. 

    A na skale, którą podziwialiśmy z drugiego brzegu, znajduje się miejsce pamięci poświęcone dwóm wioślarzom, których ukochana rzeka przyjęła w swe ramiona.

    Kamienny most i Przemytnicza Kładka, to aż do Klášterca nad Orlicí jedyne przeprawy łączące brzegi, chyba żeby jeszcze uznać bród, ale przy takiej wodzie to nie jest dobra opcja.

    Na obu zboczach doliny rozsiane są różne bunkry będące częścią czechosłowackich fortyfikacji, które - jak wiadomo z historii - na niewiele się zdały. Jednym z takich schronów jest pěchotní srub "Na potoku", nie trzeba szukać go po krzakach, bo jest przy szlaku.

    Obiekt jest otwarty, ale mroczne wnętrze i bałagan nie zachęcają do penetracji, wystarczy zajrzeć tylko za próg i zrobić zdjęcie w ciemno.

    Ledříčkova skála to kolejna atrakcja przy szlaku, choć właściwie historia z nią związana jest o wiele bardziej pasjonująca. Gdzieś w tym skalnym masywie znajduje się jaskinia, która w pierwszej połowie XIX wieku była schronieniem pewnego zbójnika, coś między Janosikiem a Rumcajsem. Nazywany był właśnie Ledříčkem a to dlatego, że nazywał się Leder. Był synem krawca i żył sobie biednie, aż został powołany do wojska i... zdezerterował. Ukrywał się w tutejszym lesie żywiąc głównie tym, co zebrał, ale to było trochę mało. Z czasem więc zaczął rabować, raczej zamożniejszych. Fantami i pieniędzmi, które kradł, dzielił się z biedotą, przez co zyskał w ich oczach duże uznanie. Trwało to jakieś dwadzieścia lat, aż pewnego dnia okoliczni mieszkańcy znaleźli go martwego leżącego na ziemi pod skałą. Ponieważ jaskinia była na wysokości i aby się do niej dostać wspinał się po drzewie, przypuszczalnie za którymś razem noga mu się powinęła i spadł.

    A z biegiem, rzeka wydaje się łagodniejsza, już nie widać rwącego nurtu i tak wielu bałwanów rozbijających się o kamienie, za to jest szersza, jakby dostojniejsza.

    Z pierwszym zabudowaniem kończy się rezerwat. Chata nie wygląda na zamieszkałą, ale na zdewastowaną także nie. Miejsce na zamieszkanie i piękne, i straszne.

    Niewiele dalej jest ośrodek rekreacyjny, zamknięty na głucho, chyba tylko latem żyje a przecież jesień też potrafi być piękna. Przypuszczalnie organizowane są tu jakieś obozy młodzieżowe. I dotąd dochodzi już asfalt.

    Mimo iż rezerwat został za plecami i twarda droga stopy ugniata, to nadal jest przyjemnie wędrując wzdłuż Dzikiej Orlicy, bo są skały, las i przełomy.

    Na krótkim odcinku, równolegle do rzeki, znajduje się kanał, który być może zaopatruje w wodę jakiś zakład. Zaczyna się on przed jazem, którego nie mogliśmy zobaczyć, bo droga szła dalej od Orlicy a jeden z jego końców ponownie zasila rzekę, efektownym wodospadem.

    Klášterec nad Orlicí i wreszcie bezpieczna przeprawa na drugą stronę. Teraz będzie można wracać i to nieznanymi ścieżkami.

    Po drugiej stronie czeka podejście, podczas którego widać przeciwległe zbocze doliny, zwane Dědkárna, ukrywające sporo skalnego kontentu.

    Samotny domek na leśnej polanie jest zaskakującym obrazkiem, gdyż znajduje się z dala od innych zabudowań, nie wiadomo nawet czy posiada jakieś media, bo linia energetyczna przebiega znaczny kawałek stąd, drogi dojazdowej nie widać a chałupka nie wygląda na opuszczoną. Może ktoś ucieka tutaj od świata?

    Z jesiennego kolorytu brakowało jak dotąd tylko czerwieni, na szczęście i ta barwa znalazła się w lesie w postaci pewnej rodzinki.

    Pora zejść ponownie w dolinę, nad samą rzekę, niech nas ścieżka prowadzi a las niech sobie pachnie.

    I znów blisko rwącego nurtu rozbijanego o skały. Samo patrzenie na to zjawisko sprawia przyjemność i odpręża.

    Ten brzeg Dzikiej Orlicy jest bardziej dziki, nieucywilizowany, ścieżki nie są tak wyraźne a czasem trudno przystępne, zarośla znacznie ograniczają dostęp do widoku rzeki, jak na przykład do znajdującej się na środku wyspy. Bardzo ciekawe miejsce, na które nie zwróciliśmy uwagi idąc tamtą stroną. Wystarczy ją zająć i ogłosić niepodległość.

    Raz blisko, raz daleko i wysoko nad wodą, ta różnorodność odróżnia ten, od przeciwnego brzegu, gdzie jednak bliskość była mocniejsza.

    O! Jest bunkier po drugiej stronie, ten, który z grubsza poznaliśmy empirycznie. Na tym zboczu, gdzie się znajdujemy, również jest mnóstwo tego typu obiektów, ale pochowane są gdzieś w zaroślach.

    Skałek też nie brakuje, choć większość jest zasłonięta bujną roślinnością, więc tylko te wyraźne przy drodze warto uchwycić.

    Černý potok wpadający do Dzikiej Orlicy od wschodu, jakby to Orlica miała jeszcze za mało wody. Dzieje się to przy poznanym już wcześniej brodzie.

     Kładkowe déjà vu, jakbym już to kiedyś widział. I ponownie przechodzimy na drugi brzeg, ale po to, żeby było inaczej i nie wracać tą sama drogą.

    Z dala już od rzeki, trafiamy pod coś w rodzaju schroniska, niestety nieczynnego. Orlická chata u Rampušáka, czyli u ducha Gór Orlickich, takiego lokalnego Liczyrzepy.

    Spory to obiekt, ale można odnieść wrażenie, że słabo wykorzystany.

    I na koniec sporej wielkości kolumna Trójcy Świętej, przy głównej drodze, ale na odludziu. Robi wrażenie.

    A kiedy ponownie jesteśmy przy kamiennym moście, to już wiadomo. Koniec. Krótko, bo tylko 8,5 kilometra, ale za to klimatycznie. Aura chmur nie szczędziła, jednak opadów nie było, co już wystarczy, żeby było sympatycznie.