Po kilkutygodniowym przestoju znów wyruszyłem na górskie ścieżki, ale żeby nie szokować nadmiernie organizmu postanowiłem zrobić coś krótkiego. Pomyślałem, że warto skupić się na jednym, niedużym obszarze, który do tej pory poznałem po łebkach i zbadać go lepiej. Na Stożku Wielkim byłem jedenaście lat temu, ale wtedy tylko zaliczyłem wierzchołek i gnałem dalej na Dzikowiec i Lesistą Wielką, nie zaprzątając sobie głowy jakimiś pobocznymi akcjami, żeby nie wydłużać i tak już trudnej wycieczki. Teraz zdecydowałem się pokrzątać po niewielkim terenie, żeby nie było za ciężko. Tak przynajmniej mi się wydawało.
Sokołowsko, jako uzdrowisko, lata świetności ma za sobą, choć życzyłbym sobie, żeby te dopiero były przed nim. Dawny Görbersdorf przyciągał znamienitych gości i był pierwowzorem szwajcarskiego Davos. Po wojnie przemianowano nazwę miejscowości na Sokołowsko, na cześć doktora Alfreda Sokołowskiego, polskiego lekarza, który przez kilka lat prowadził tu badania. I właśnie przy skwerze Sokołowskiego W Sokołowsku zaczynam lokalny górski spacerek.
W planie mam cztery wierzchołki oraz większość punktów widokowych naniesionych w mapach na stokach tychże. Na pierwszy ogień od razu idzie Stożek Wielki, na którego prowadzi szlak żółty i o ile pamiętam, jest to porządne wyzwanie. A zaczyna się niewinnie, lekkim podejściem. Po drodze zwraca na siebie uwagę oryginalna drewniana kapliczka z Chrystusem Frasobliwym, takim trochę mikrym.
W miarę zdobywania wysokości, za plecami odsłaniają się widoki na przeciwległe stoki, gdzie widać Kozi Róg, Pośrednią, Średniaka i Garbatkę.
Wiata pod Stożkiem, choć wyglądająca schludnie, nie robi wrażenia, szczególnie jeśli ma się w pamięci poprzednią rotundę z trawą na dachu.
Znad wiaty rozpościera się piękna panorama na te same wierchy co wcześniej oraz dochodzą najwyższe partie w Górach Kamiennych. Są zatem jeszcze Bukowiec, Krzywucha, Waligóra, Suchawa, Kostrzyna, Włostowa.
Widokowe eldorado kończy się po wejściu do lasu a zaczyna drugi etap zdobywania Stożka. Kilkusetmetrowe podejście jest męczące, ale znośne i doprowadza do siodełka z szeroką drogą, gdzie teren już nie jest mocno pochyły.
Kolejne metry to istna sielanka, prawie po równym jak w miejskim parku. Ten błogostan trwa jakieś trzysta metrów.
Potem następuje zderzenie ze ścianą. Niemiłosiernie ostre podejście po grubym tłuczniu trwa przez kolejnych kilkaset metrów i naszła mnie taka refleksja, że jak na przechadzkę po dłuższej przerwie, to głupio wybrałem.
Częste postoje to dobry pomysł i nie tylko ze względu na mordercze podejście, ale na wyłaniające się widoki. Można dostrzec Mieroszów, Mieroszowskie Ściany i Křížový vrch.
Po drugiej stronie Bukowiec, Waligóra, Suchawa, Kostrzyna a z każdym metrem robi się ciekawiej, bo część stoku Stożka jest mocno wykoszona.
I proszę, Kamienne jak się patrzy, nic nie zasłania, jest wystawnie.
A na północnym wschodzie Borowa ze znajomymi: Dłużyną, Małym Wołowcem, Wołowcem i Kozłem a sensacyjnie za nimi widać czubeczek Ślęży.
I jeszcze rzut oka na Adršpašskoteplické skály.
Ostatni, leśny odcinek zdobywania Bocianki jest już przyzwoity i bez większej zadyszki dotarłem do wiaty, ale to jeszcze nie szczyt.
Bocianka, czy też Bociania Góra to dawne nazwy Stożka Wielkiego a to za sprawą jego niemieckiej nazwy Gross Storch Berg. Kilkadziesiąt kroków od wiaty jest wierch.
Placyk po dawnej platformie widokowej czeka na nową platformę, może w kształcie stożka lub choćby ostrosłupa? Pasowałaby tutaj.
Ponad tymi krzakami dokoła, mógłby być nawet ciekawy widok na okolicę.
Schodzę ze Stożka i biorę się za punkty widokowe zaznaczone w mapie. Pierwszy z nich jest niedaleko szczytu, na zachodnim stoku. Trzeba przejść jakieś sto pięćdziesiąt metrów niestety z góry, żeby zobaczyć Lesistą Wielką i Stachonia. Rewelacji nie ma a pod górę nazad trzeba włazić.
Kolejny punkt widokowy jest oddalony od szlaku jeszcze dalej, bo około 600 metrów i tu jest różnie z profilem, ale więcej z góry. Na miejscu okazało się, że poprzedni punkt to był jednak cymes, bo tutaj tylko las. Poświęciłem się przeto, żeby inni nie musieli.
Czas przemieścić się na Stożka Małego, więc ponownie przechodzę przez siodło z widokiem na niego. Tutaj zostawiam szlak i dalej ruszam nieoznakowanymi dróżkami. Wielkiego wspinania na szczęście nie będzie.
Przed szczytem jednak jeszcze schodzę w bok do kolejnego punktu widokowego i tu już ścieżka oczywista nie prowadzi, więc trochę GPS-em się podparłem i wylądowałem na niedużej trawiastej półce.
A widoki? Cóż, kawałek Lesistej Wielkiej i jeszcze mniej jej sąsiadów. I znowu mapa mnie oszukała a przecież dostanie się tutaj nie było ani łatwe, ani przyjemne.
Po wygramoleniu się z miejsca quasi-widokowego wejście na wierzchołek Stożka Małego to już formalność. Nic ożywczego tu nie ma, las dokoła i tyle.
Jest tabliczka, nawet estetyczna, jak na Stożku Wielkim, ale na dłużej zatrzymywać się tu nie ma powodu, jedynie fotki wykonać i w drogę.
Przy zejściu są kolejne dwa stanowiska widokowe a to za sprawa bezdrzewia. Stok pokryty tylko trawą jest znakomitym terenem na obserwacje i trzeba to wykorzystać.
I co tutaj mamy? Kawałek Włostowej, Kozina, Kozi Róg, Pośrednia, Średniak, Garbatka, Wzgórze Katarzyny.
Drugi punkt znajduje się jakieś sto metrów na północny zachód i jest tutaj więcej przeszkadzających elementów, ale coś widać.
Da się coś wyłuskać z tego pozornie zmąconego krajobrazu. Najdalej są karkonoskie: Sklenářovický vrch i Dvorský les, bliżej Vraní hory a w nich Mravenčí vrch i charakterystyczny Královecký Špičák a jeszcze bliżej stołowogórski Róg, najwyższy w Zaworach.
Następną destynacją jest Stroma, która nagle wyrasta na mojej drodze. Wydaje się nietrudna do zdobycia, pod warunkiem, że nie trzeba będzie przedzierać się przez busz.
Dobrą wiadomością jest to, że na górę prowadzi jakaś ścieżka a mniej optymistycznym akcentem, że jest wąska i trzeba przeciskać się przez malinowy chruśniak a jak wiadomo takie krzaczki kłują.
Nagrodą za determinację jest wierzchołek, gdzie tylko trawa rośnie, bez zbędnych bolesnych zarośli a drzew także jest niezbyt dużo, zatem okoliczne widoki mogą satysfakcjonować.
Ten mało znany szczyt jest oznaczony, co jest miłą niespodzianką, bo można strzelić pamiątkową fotkę bez domyślania się, gdzie została zrobiona.
Czas poznać okoliczne pagórki, które w większości są wyższe od Stromej. Po sąsiedzku Stożek Mały a za nim ten Wielki. Tło robi Bukowiec.
Obok Bukowca znane już i podziwiane wielokrotnie podczas tej wycieczki Kamienne ze swymi sztandarowymi wierchami.
Pomiędzy Dzikowcem a Stożkiem Wielkim wyłania się hełm Chełmca.
Dzikowiec i Brzozówka.
Została mi jeszcze jedna górka do zdobycia, do której dojście jest nawet proste. Do czasu. Bo wchodząc na szczyt Głazowiska, dróżka na niego prowadząca kończy się pod drzewem a to jeszcze nie wierzchołek.
Dalej trzeba już szukać łażąc po zaroślach. Widziałem w sieci zdjęcie drzewa z przypiętą tabliczką, więc takowe próbuję znaleźć. Po złażeniu wierzchowiny wreszcie bingo. Jest ofoliowana kartka i napis na pniu czerwoną farbą.
Z drugiej strony jest i tabliczka, tak więc wierzchołek Głazowiska jest pewnie opisany.
A czy są jakieś widoczki? Raczej słabo, coś tam się przebija, ale generalnie większej pociechy z tego nie ma.
Na zbliżeniu udało się wycisnąć stołowogórskie: Dlouhý vrch i Rogala.
I to był ostatni akcent przechadzki po Masywie Stożka, zostało mi jeszcze zejście do Sokołowska i przemarsz przez wioskę z uchwyceniem jakichś ciekawych obiektów. Charakterystyczny budynek z czerwonej cegły przy ulicy Głównej 50, w stylu neogotyckim, od razu rzuca się w oczy. To dawny folwark Molkerei należący do sanatorium Brehmera (za: polska-org.pl).
Sanatorium Brehmera, później Grunwald, obecnie Międzynarodowe Laboratorium Kultury, częściowo odrestaurowane, ale jeszcze dużo pracy trzeba włożyć, by odzyskało swój dawny blask.
Dawna szkoła ewangelicka przy ulicy Szkolnej, oczywiście czerwony budynek, bo takie tym razem zwracały moją uwagę.
Chociaż obszar, po którym się poruszałem, nie był zbyt duży, to i tak wyszło 8,5 kilometra a niektóre fragmenty trasy nieźle dały mi w kość. Niemniej dobrze, że chociaż płuca skorzystały.
Od razu zatęskniłem za Kamiennymi. I za kameralnym Sokołowskiem, które mocno mnie urzekło. :) Krótka ale fajna wycieczka. Stromą i Stożka Małego, trawersowaliśmy szlakiem rowerowym, zatem na szczyty się nie pchaliśmy. W przeciwieństwie do Wielkiego, którego jak wiesz zdobywaliśmy żółtym od Unisławia. Na samo wspomnienie tego przedsięwzięcia, znów mam zadyszkę i czuję ból w kolanach. ;)
OdpowiedzUsuńŚwiadomie zdobywałem Stożka Wielkiego od Sokołowska i tę pochylnię brałem na kilka razy, bo jednak góry dla mnie robią się coraz wyższe. Jakbym próbował od Unisławia, to chyba do teraz leżałbym na tamtym stoku.
UsuńStożek Wielki pamiętam jako męczący do wejścia. Na niego wchodziłem chyba częściej od strony Unisławia Śląskiego i cały czas pamiętam tę stromą ścianę. Wiata na szczycie widzę ma się całkiem dobrze. Szkoda, że ta niżej została spalona, ale fajnie że chociaż zastąpiono ją obecnie tą małą. Jest ładna, ale nie tak praktyczna jak poprzednia.
OdpowiedzUsuńTeż zapamiętałem tę starą, okrągłą wiatę, gdzie było sporo miejsca. Obecna to tylko na krótki postój, do tymczasowej ochrony przed deszczem czy słońcem. Ale znad wiaty przynajmniej widoczki zacne, bo ze szczytu Stożka bez platformy, to słabo.
UsuńAleż cudownie, nie mogę się napatrzeć!!! Zwłaszcza widok na hełm!!!
OdpowiedzUsuńPatrzaj do woli :)
Usuń