poniedziałek, 27 kwietnia 2020

BABI KAMIEŃ




       Ostatnimi czasy, kiedy wędrowałem po Górach Sowich lub w ich okolicach, kilkakrotnie załapała się w mój obiektyw pewna niepozorna górka znajdująca się nad Walimiem. Zerknąłem więc w mapę, by pozyskać nieco więcej informacji na jej temat i dowiedziałem się, że na swoich leśnych stokach ukrywa ona dwie nazwane skały, tak więc pojawił się pretekst do wyjścia w odwiedziny na Babi Kamień.
     Wyruszam z Głuszycy, przechodząc obok jednego z ostatnich symboli włókienniczej tożsamości miasteczka. Komin po dawnych zakładach "Meyer Kauffmann Textilwerke AG", po wojnie ZPB "Piast", służy dziś jako maszt przekaźnikowy operatorom telefonii komórkowej.

    Podchodząc łąkami na stoku Jedlińskiej Kopy, mam za plecami widok na część Głuszycy i górski parawan po zachodniej stronie.

     Im wyżej, tym panorama staje się bardziej imponująca. Na horyzoncie znane i mniej znane wierzchołki: Kopiniec, Raróg, Ostoja, Słodna, Szpiczak, daw. Distel Berg ("ostowa"), Dzikie Turnie, Gomólnik Mały, Jeleniec, Rogowiec, Jeleniec Mały, Jałowiec Mały, Jedliniec, Borowa.

    Krótki postój, poprzedzony dwuipółkilometrowym podejściem, zafundowałem sobie na Przełęczy Marcowej. Miejsce jest przystosowane do turystycznego biesiadowania i wiem, że nawet niektórym wędrowcom posłużyło za noclegownię, choć wydaje mi się, że w tym lokalu mogą pojawić się przeciągi.

    Idąc w stronę Walimia, trawersuję północny stok Włodarza. Na jego szczycie znajdują się skałki, z których próbowałem kiedyś wyłapywać krajobrazy i zastanawia mnie, czy od czasu, gdy byłem tam ostatni raz, zmieniło się coś w temacie widoków.

    Po wschodniej stronie Włodarza wyłaniają się widoki na Masyw Ślęży, choć nie są to rozległe panoramy a raczej okienka leśne.

    Mam również okazję dostrzec wierzchołek celu tej wędrówki, niecałe trzy kilometry ode mnie.

    Są w zasięgu wzroku również Wielka i Mała Sowa, czyli królowa i wicekrólowa Gór Sowich, po terytorium których tak ochoczo stąpam.

    Choć okolica pozornie wydaje się zwyczajna, to jednak taka nie jest, gdyż głęboko pod powierzchnią kryją się podziemia kompleksu "Włodarz". Widzialnymi oznakami poniemieckich tajnych obiektów są nieliczne resztki jakichś fundamentów i niewielkie żelbetowe budynki. Schodząc z Włodarza natrafiam na taki oto "domek".

    Leśniczówka raczej to nie jest, bo wnętrze jakieś surowe a więcej pomieszczeń kryje się poniżej poziomu podłogi.

    Niestety ciemności egipskie uniemożliwiają penetrację a o czołówce jakoś nie pomyślałem, bo nie spodziewałem się takich zakamarków w czasie tej wycieczki. Został mi jedynie flesz w aparacie, by rozświetlić mroki przeszłości i zaspokoić częściowo swoją ciekawość.

    Z lasu schodzę do Jawornika, czyli Jugowic Górnych, za którym widać grzbiet zasłaniający cel mojej wyprawy. To Dział Jawornicki i Stankowa.

    W drodze do Walimia przystanąłem zażyć cienia i pokrzepić organizm strawą, zmniejszając tym samym nieco ciężar plecaka. A działo się to wszystko pod Wawelem.

    Taką przynajmniej nazwę podaje mapa dla tej górki.

    W Walimiu przecinam dróżkę, która była niegdyś torowiskiem Kolei Walimskiej (daw. Wüstewaltersdorfer Kleinbahn). Ostatni pociąg towarowy przejeżdżał tędy w 1975 roku. Jeszcze później wrócę na te tory.

    W Walimiu jednak się nie rozgaszczam lecz przechodzę na drugą stronę doliny Walimki i podchodzę pod Górę Jasia, na której stoku stoi schowane w kępie drzew mauzoleum dawnego walimskiego przedsiębiorcy Christiana Schneidera. Wejście do tego obiektu jest zamurowane. Niestety nie jest on zadbany i szanowany.

    Kawałek wyżej zaczyna się widokowy odcinek trasy. Idąc zielonym szlakiem można się sycić okolicznymi krajobrazami. Za plecami Moszna, Jaworek i Włodarz.

    By nie było zbyt idyllicznie, znaczna część szlaku wiedzie asfaltem. Przechodzi on poniżej wierzchołka Góry Jasia (612).

    Następnie mija Wichrowe Wzgórze (598), na którym znajduje się sad z pięknie obsypanymi kwieciem drzewami.

    Dalsze krajobrazy także odwracają uwagę od niekomfortowej nawierzchni, na której na szczęście i tak ruch jest minimalny. Na horyzoncie obie Sowy.

    Z drugiej strony, pomiędzy Boreczną i Zabójczą, widać Ślężę.

    Jednak prawdziwie piękne panoramy czekają na pastwisku przy podejściu od wschodu na Babi Kamień. Tutaj Masyw Ślęży jest dużo lepiej wyeksponowany.

    Wielka Sowa, Mała Sowa, Sokół.

    Moszna, Jaworek i Włodarz.

   Po wejściu do lasu zacząłem szukać jakiejś dróżki w rejon pierwszej ze skał, tzn. Sępika. Oczywiście żadne drogowskazy tam nie prowadzą, więc nieco intuicyjnie przemieszczałem się po stoku Babiego Kamienia, ale dzięki GPS-owi dotarłem na miejsce.  Od północy skała nie sprawia wrażenia wysokiej, lecz jej południowa, odsłonięta strona, pokazuje swoje potężniejsze oblicze.

    Trudno sobie dziś wyobrazić, że dawniej przechodził blisko szlak i skała była atrakcją turystyczną, gdyż teraz nawet ścieżka tu nie doprowadza. Wdrapując się na szczyt Sępika  (daw. Geierstein) można częściowo dopatrzyć się dalszych widoków, chociaż drzewa starają się jak mogą uniemożliwić obserwację.

    A jedyne, co dobrze widać, to stok Małej Sowy i Sokoła oraz Ostra, we wnętrzu której znajdują się podziemia kompleksu "Rzeczka".

    Sto pięćdziesiąt metrów nad Sępikiem jest droga leśna, którą można się zabrać w stronę drugiej skały. Po drodze widok m.in. na Bukowca, Borową, Suchą i Wołowca.

    Ponieważ dróżka nie prowadzi ani do skały, ani na szczyt, jestem zmuszony w dogodnym miejscu odbić na stromy stok i piąć się z nadzieją na zdobycie wierzchołka. Niestety na sam szczyt nie docieram, gdyż grzbietem góry przechodzi ogrodzenie (być może pod prądem, ale nie sprawdzałem) a jej najwyższy punkt znajduje się za nim, na prywatnym terenie.

    Pozostało odszukać kamień na stoku, gdzieś poniżej wierzchołka. Spacerując tak po lesie natrafiłem na drzewo z czeczotą. Wygląda to tyle kształtnie, co oryginalnie.

    W końcu od góry nachodzę na tytułową skałę, która - jak w przypadku Sępika - nie robi początkowo większego wrażenia, przypomina raczej rumowisko skalne.

    Dopiero gdy stanie się na krawędzi i spojrzy w dół, można stwierdzić, że to wierzchołek skały. Być może kiedyś były z niego dobre widoki  na okolicę, ale teraz drzewa robią swoje. Mimo wszystko na horyzoncie można wyróżnić Ruprechtický Špičák, Gomólnik Mały, Jeleniec oraz Borową i Suchą.

    Z dołu natomiast można ocenić wielkość skały. Dawniej zwała się ona Hexenstein czyli "kamień czarownic", zatem Babi Kamień można by interpretować jako kamień nie jakiejś tam zwykłej baby, lecz Baby Jagi.

    Z Babiego Kamienia schodzę do Walimia - Sędzimierza i po przekroczeniu Walimki wdrapuję się na dawne torowisko Kolei Walimskiej.

    Dziś jest to dróżka spacerowa, kiedyś biegła tędy zelektryfikowana linia kolejowa z Jugowic do Walimia długości 4,7 km. Ruch pasażerski ustał w 1959 roku, po czym rozebrano trakcje elektryczną a ruch towarowy obsługiwały później parowozy oraz lokomotywy spalinowe, aż do 1975 roku.

    I tak dochodzę do Jugowic, gdzie niedaleko za wiaduktem Walimka wpada do Bystrzycy a ja kończę sudecką słoneczną wycieczkę.












11 komentarzy:

  1. Fajna, słoneczna wycieczka, po której znów zatęskniłem za Górami Sowimi. :) Eksplorowane przez Ciebie tereny są mi w większości znane, choć jednak bezpośredniej okolicy tytułowego kamienia nie miałem okazji spenetrować. Szkoda, że ktoś pozbawił schron na Przełęczy Marcowej tylnej ściany. To idealny obiekt na wiating. Teraz niestety stracił trochę na użyteczności. Kojarzę też ten obiekt na Włodarzu, ale jeszcze z mojej pierwszej eskapady po "Riese", prawie...20 lat temu. Tyle że wtedy z tego co pamiętam, był mocno uświniony i zaniedbany. Dobrze że niektóre rzeczy zmieniają się na plus. :)

    P.S. Ciekawe czy zgadniesz, jakie pasma wziąłem na celownik podczas jesiennego tripu? ;)

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością na Babi Kamień dociera niewielu wędrowców, gdyż trzeba włożyć w odszukanie skałek trochę sił i poświęcić nieco więcej czasu. Nie są one podane na tacy.
      Co do wiaty na Przełęczy Marcowej, to wydaję mi się, że ona taka jest od zawsze, ze ścianą była bodaj poprzednia.
      Zgadywanka? No cóż, wybór jest duży, ale skoro piszesz w liczbie mnogiej to może Bystrzyckie i Orlickie?

      Usuń
    2. Pudło! Akurat nie ta część. Szczegóły przekażę Ci w mailu. :)

      Usuń
  2. Fajna trasa. I zdjecia piekne.
    A latarka w telefonie by nie pomogła w tych zakamarkach?
    Wlasnie chodząc w tym roku po Karkonoszach zastanawiam się jak to jest, że ciężaru jedzenia w brzuchu nie odczuwa się tak jak wtedy, gdy ono jest w plecaku. ;) i to samo, a nawet bardziej, dotyczy wody. :D
    To drzewo... kształtna kobitka. :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widoki niczego sobie a przecież te górki nie są wysokie.
      Za latarkę w smartfonie odpowiada to samo światełko co za flesza i trochę z niego korzystałem, ale niewygodnie, bo ręka jest zajęta a przy czołówce to już pełen komfort.
      Jedzonko w brzuszku, w przeciwieństwie do plecaka, zamienia się w energię, dlatego to jest najlepsze miejsce dla niego:)
      Ja tam kobitki w całości nie widzę, ale co poniektóre elementy...

      Usuń
  3. a mnie zainteresowały kolory i nie wiem czy to jesień, czy wiosna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest zdecydowanie wiosna, zieleń nadal taka niewinna, dużo też błękitu i niewiele jeszcze ciepłych, żywych barw, gdyż większość kwiatów czeka na swój czas by eksplodować.

      Usuń
  4. Wiata na Przeł. Marcowej rzeczywiście przewiewna. Gdy spałem tam przy ulewie z wiatrem, to z jednej strony ławy były całe mokre.

    Kolejna sudecka ciekawostka odkryta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety, tę wiatę stawiali chyba z myślą o tymczasowym schronieniu a nie na nocleg.
    Obecnie w Sudetach coraz trudniej wyszukać miejsca, gdzie nie będzie ciasno i dlatego coraz częściej wyszukuję potencjalnie ciekawych miejsc poza szlakami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziwne, że nigdzie w artykule nie wspomniałeś, że obie skały objęte są ochroną jako pomniki przyrody. Wg mnie to dość ważny aspekt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie pominąłem taką informację (nie celowo) i choć akurat dla mnie stanowi to ciekawostkę, rozumiem, że dla niektórych, bardziej dociekliwych wędrowców, może to być argument zwiększający atrakcyjność obiektu, coś jak certyfikat jakości.

      Usuń