sobota, 1 czerwca 2019

ROGOZINIEC




 Olśniony wrażeniami ze swej poprzedniej wycieczki wzdłuż Bogoryi, zapragnąłem więcej. Pomyślałem sobie, że inne potoki - mniej znane - także dostarczą mi ekscytujących przeżyć. Nie wiedzieć czemu, wybór padł na Rogoziniec, krótki potok spływający z Gór Bystrzyckich do Bystrzycy Dusznickiej. Prawdopodobnie przesądziło o tym stare zdjęcie widziane w sieci i - co się z tym wiąże - moje wyobrażenie przebiegu takiej wycieczki. Piękne kaskady, woda rozbijająca się o skały, meandry, bystry nurt, mnóstwo żyjątek w krystalicznie czystej wodzie: tego tutaj nie będzie. Tym razem szczęścia nie miałem, gdyż mieć nie mogłem, ponieważ przed tą wyprawą kilka dni ziemia deszczu nie widziała, więc o intensywności biegu nie było co marzyć. Mimo wszystko wylądowałem w Polanicy-Zdroju, skąd wyruszyłem na poznawanie nieznanego, wzdłuż Bystrzycy Dusznickiej, wchodząc do Piekielnej Doliny.

   Po około dwóch kilometrach dreptania chodnikiem w kierunku Szczytnej, jest miejsce, gdzie do Bystrzycy wpada Rogoziniec. Słabo to z drogi widać, gdyż duża ilość zarośli zasłania ostatnie metry potoku.

Dzieje się to naprzeciw wiaduktu kolejowego, pod którym przepływa Rogoziniec. Jest tu także dróżka wchodząca do lasu, równolegle do potoku.

To właśnie fotografia z tego miejsca, zrobiona na początku XX wieku a znaleziona na polska-org.pl, zachęciła mnie do poznania Rogozińca. Efektowny wiadukt, wybrukowana droga i miła dla oka kaskada, wyglądały niczym witryna sklepu zabawkowego a ja poczułem się jak mały chłopiec przed nią. Musiałem tam wejść.

  Niewiele jest informacji w sieci na temat Rogozińca, głównie dwa źródła przedstawiają jakieś konkrety, tzn. wspomniana wcześniej "polska-org.pl" z historycznymi i bardziej współczesnymi zdjęciami oraz "Wikipedia", która podaje zwięzłe i - delikatnie mówiąc - nieprecyzyjne informacje. Są jeszcze mapy, ale te także nie są w tym temacie dokładne. Pora zatem poszerzyć zasób wiedzy w tym temacie.
  Dawna, niemiecka nazwa potoku brzmi Eich Floss, spotkać można czasem Eichwasser, czyli prawdopodobnie odnosząca się do drzewostanu, jaki kiedyś musiał dominować w tej okolicy.  Dziś tutaj dębowo raczej nie jest. Potok płynie przez mieszany las, wąskim strumieniem między kamieniami.

   Kiedyś na Rogozińcu znajdował się staw pstrągowy, niestety nie uchował się do dzisiaj, pozostały po nim jedynie ślady. Dróżka wzdłuż potoku była także traktem spacerowym dla polanickich kuracjuszy, co można wywnioskować ze starych rycin i fotografii.

    Muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś bardziej emocjonującego, szczególnie progów, znacznych spadków wody, niestety niczego takiego nie dostrzegłem, choć próbowałem wychwytywać głośniej szumiące miejsca. Czasami gdzieś w zaroślach coś zabulgocze, ale to tylko niewielkie spady.

    Mimo niskiej atrakcyjności samego potoku, to i tak górski spacer leśnymi ścieżkami jest bardzo przyjemny, bo oprócz szmeru wody, na taki pozytywny nastrój składa się wiele bodźców, jak szum drzew, śpiew ptaków i zapach lasu. A tymczasem ścieżka towarzysząca strumieniowi dobija do większego skrzyżowania.

    Główna droga tędy przebiegająca jest przedłużeniem polanickiej ulicy Kruczkowskiego, ale ona mnie nie interesuje. Nie interesuje mnie także szlak czerwony biegnący na Wolarza. Trzymając się potoku podchodzę nieoznakowaną dróżką, mając oko na to, co dzieje się w korytku. A dzieje się niestety nie zawsze dobrze, bo oprócz naturalnych przeszkód, jakie ma do pokonania woda, istnieją sztuczne, nie bardzo komponujące się z otoczeniem.

    Dróżka doprowadza pod ujęcie wody, znajdującego się w rozwidleniu konfluencji, czyli miejscu połączenia potoków.

    To właśnie przy ujęciu wąziutka Wijka (daw. Ranser Floss) wpada do Rogozińca. Miejsce nie jest piękne; dużo tu chaszczy, porozrzucanych wyciętych gałęzi, jakieś takie rozorane.

    Dalej, blisko potoku nie prowadzi żadna droga, zatem trzeba przez pewien dystans maszerować w sporej odległości od niego. Myślałem nawet przez chwilę, aby śledzić bieg strumienia, ale byłby to istny tor przeszkód, więc zrezygnowałem z tego pomysłu. I tak przecież po kilkuset metrach ponownie nasze drogi się schodzą, i to w przyjemniejszych okolicznościach.

   Szukając ciągle jakichś ciekawych zdarzeń na Rogozińcu, natrafiłem na kaskady, a raczej kaskadeczki, gdzie woda anemicznie pokonuje różnicę poziomów. I to jest najciekawsze jak dotąd miejsce na tym potoku.

    Jest jeszcze jedno "widowisko" na Rogozińcu, ale kawałek dalej. To wodospad, jeśli można tak określić spadek zapchany gałęziami o wysokości mniej więcej metra.

    Ciekawie wygląda dróżka, której środkiem biegnie pas choinek. Za kilka lat przejście tędy będzie niezwykle ciekawym wyzwaniem.

    Po przekroczeniu Rogozińca kieruję się w stronę zdecydowanie bardziej uczęszczanej drogi, którą wiedzie szlak czarny - a jakże - na Wolarza.

    Czarnym jednak idę tylko do skrzyżowania z Zajęczą Ścieżką, bo dalej nam nie po drodze.

   Przy skrzyżowaniu jest miejsce, gdzie Rogoziniec zasilany jest dwoma innymi, krótkimi ciekami, ale w sumie to dość mizernie wygląda.

    Skoro podjąłem się sprawdzenia tego konkretnego potoku, to będąc konsekwentnym muszę dotrzeć do jego źródła. A według map, znajduje się ono gdzieś pomiędzy Smolną a Wolarzem. Wiedzie tamtędy droga, wzdłuż której płynie przez pewien odcinek Rogoziniec.

    Z każdym metrem strumień staje się coraz węższy, wątlejszy, aż prawie niewidoczny w bujnej trawie. Niestety dla mnie, nitka idąca wzdłuż drogi zanika, natomiast ta żywsza ucieka w gęstwinę na stoku Smolnej.

    Licząc na rychłe odnalezienie źródła, przedzierałem się przez chaszcze myśląc sobie z lekkim pożądaniem o przydatności takiego instrumentu jak maczeta. Dotarłszy do miejsca, gdzie mniej więcej mapy wskazują początek Rogozińca, przekonałem się, że to jeszcze nie tutaj.

    Na szczęście tuż za gęstwą lasu wyłania się łąka, czy raczej polana, która w części pokrywa się z dawną Dinter Wiese, czyli prawdopodobnie współczesną Ptasią Łąką. Strużka prowadzi na jej południowy kraniec.

    Zaraz za wykrotem, z lekka tarasującym drogę, jest podmokły teren przypominający babrzysko, skąd wypływa na powierzchnię woda. Oto i źródło Rogozińca.

    I teraz kilka wyjaśnień. Źródło nie znajduje się pod szczytem Wolarza na wysokości ok. 830 m n.p.m., lecz na północnym stoku Smolnej (Ptasiej Góry, daw. Vogel Berg) na wysokości ok. 793 m n.p.m. A w związku z tym, że początek biegu potoku znajduje się jakieś 120 metrów dalej niż jest to ujęte w mapach (Geoportal), to jego długość wynosi ca. 4,4 km.
   Jeszcze jedna ciekawostka w kontekście Ptasiej Łąki. Otóż według jednej z legend (opisanej w pracy W Brygiera i T. Dudziaka "Ziemia Kłodzka. Przewodnik") , pochowano na niej ciało nieznośnego karczmarza zwanego Vogelhannes, którego duch płata figle ludziom znajdującym się w obrębie Smolnej. Najwyraźniej kiedy ja tu przebywałem, Ptasiek w tym czasie zajęty był kimś innym, bo jak wytłumaczyć fakt, że nic dziwnego mi się nie przytrafiło?
  W pobliżu łąki, ale już w granicach lasu, rozpościera się biały dywan, rozjaśniający stłumione leśne barwy. To kwitnący czosnek niedźwiedzi, lubiący wilgoć, jak i cień.

    Misja wykonana. Powracam do Zajęczej Ścieżki i powoli kieruję się do Polanicy. Droga przebiega przez Wietrznik, którego wierzchołek jest najwyżej położonym punktem na terenie gminy Polanica-Zdrój a jest to około 765 m n.p.m.

    Dobijając do Zielonej Drogi Zajęcza Ścieżka kończy swój bieg. Intryguje mnie jednak nazwa tej drogi, która na starych mapach widnieje jako Haselweg, czyli bardziej pasowałoby "orzechowa" bądź "leszczynowa", gdyż "Hasel" według różnych słowników to właśnie ta roślina, natomiast zając po niemiecku to "Hase", więc w tym przypadku droga nazywałaby się 'Hasenweg".

    Dalej już znaną sobie drogą obok Kamiennej Góry (bez jej zaliczenia), schodzenie do Polanicy z widokami na Góry Bardzkie.

    I przez Sokołówkę do kurortu.
 
    Z pewnością nie była to bardzo emocjonująca wędrówka, ale miała w sobie walor odkrywczy i poznawczy a wiele z informacji uzyskanych empirycznie, trudno by było odnaleźć we wszystkowiedzącym Internecie, czego próbowałem. Tak więc bogatszy o nowe doświadczenie mogę poczuć satysfakcję i stwierdzić, że atrakcja czai się wszędzie, nawet w pozornie nieciekawym miejscu, tylko trzeba umieć ją dla siebie wydobyć.








7 komentarzy:

  1. Piękna wycieczka. :)
    Muszę jeszcze wrócić do tych zdjęć w domu bo na telefonie to za małe. Ale już widzę, że widok na Góry Bardzkie bardzo mi się podoba. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całą pewnością nie była to wycieczka widokowa, stąd większość zdjęć jest w leśnej scenerii, ale taki był zamysł. Zresztą Góry Bystrzyckie właśnie takie są, dużo lasów, rozciągnięte, zadrzewione wierzchołki, no może poza paroma wyjątkami. Ale za to ile uspokajającej zieleni!

      Usuń
  2. piękna łąka i babrzysko :)
    bjuti :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten szyld, z nieszablonowym napisem nad polanickim salonem piękności, wzbudził moje zainteresowanie do tego stopnia, że postanowiłem go sfotografować i jeszcze na dodatek wrzucić na bloga. Znaczy to, że dobrze spełnia swoją rolę przykuwania uwagi. Będąc tak blisko jednak nie skorzystałem z szansy na wypięknienie, po prostu brakło mi tajmu.

      Usuń
  3. Od razu z nostalgią wspomniałem październik 2018r. :)

    I proszę...znów Twoje detektywistyczne zapędy, zaowocowały fajną i ciekawą wycieczką. Gratuluję. Pewnie dla wielu, takie latanie po krzaczyskach pozbawione jest sensu i logiki, ale ja to kupuję. Szczególnie, jeśli dotyczy to tak spowitych ciszą i spokojem rejonów, jak Góry Bystrzyckie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele moich wycieczek zaczyna się od: ciekawe co tam jest? Reszta to już tylko konsekwencja tego zainteresowania. W tym przypadku z takim skutkiem, że obecnie mój wpis na blogu jest jednym z niewielu zbiorów wiarygodnych informacji, dotyczących Rogozińca, jakie można znaleźć w sieci. Choć z drugiej strony patrząc, co może kogoś obchodzić jakiś nic nieznaczący potok gdzieś tam w górach, i po co szukać o nim informacji?

      Usuń