piątek, 31 października 2025

SZYNDZIELNIA - WOJCIECHOWICE - BOGUSZYN

 



    I znów na trasie wokół ziemi kłodzkiej. Ostatni raz w tym roku, bo aż do wiosny właściwej projekt wchodzi w stan hibernacji, natomiast ja w bezlistnym okresie będę szukał w Sudetach krótkich przygód. Poprzednio przybiłem stempel na Kukułce i tu, pod Domem Krawca, zaczynam wycieczkę, której część trasy pozytywnie mnie zaskoczyła a nawet zauroczyła. 
 
    Rzut oka z Kukułki na przestworza z Kotliną Kłodzką i zamykające ją od zachodu góry: Bystrzyckie i Stołowe.

    Schodzę niżej po to, aby za chwilę wspiąć się na widoczną górkę a jest nią Szyndzielnia, to jakiś kilometr niezbyt intensywnego marszu.

    Szyndzielnia to zalesione wzniesienie, więc zanim wdepnę w las, łapię widok na Góry Sowie i Grzbiet Zachodni Gór Bardzkich.

    Ostatnie metry przed szczytem to niewidoczna dróżka usłana liśćmi, bo na drzewach już niewiele zostało.

    Szyndzielnia (daw. Focke Berg-430 m n.p.m.) to najwyższy wierzchołek gminy miejskiej Kłodzko, innymi słowy, to najwyżej położone naturalne miejsce w Kłodzku, dlatego też musiałem się tu znaleźć.

    Główną atrakcją góry jest bez wątpienia wieża, a właściwie resztka ceglanej wieży widokowej, pochodzącej prawdopodobnie jeszcze z XIX wieku, o wysokości około 20 metrów.

    O ile z zewnątrz budowla jakoś jeszcze wygląda, o tyle środek jest próżny, pozbawiony jakichkolwiek elementów konstrukcyjnych, taka pusta rura. A kiedyś pewnie schody kręcone wiodły na górę.

    Żółty szlak schodzi do Mariańskiej Doliny, którą płynie potok Jodłownik, ale "mariańskość" odnosi się do pobliskiego wzgórza, na które za chwilę będę się wdrapywał.

    Wzgórze Marii to kalwaryjne wzniesienie, na które prowadzą stacje drogi krzyżowej. Podejście długie nie jest, ale strome, w zależności od wariantu trasy, bo można drogą krzyżową zakosami albo dzida od razu na górę, krócej lecz intensywniej.

    Na wierzchołku sporo się dzieje, w centralnym punkcie plateau stoi kolumna maryjna z 1875 roku, jest dużo ławek i dwa budynki, jeden to kaplica a drugi - dawna pustelnia.

    Pierwsze, co stanęło na Mariańskiej Górce (jak również nazywane jest to wzniesienie) to kaplica, bo już w 1717 roku. Nie mogłem jednak zajrzeć do środka, bo zamknięta.

    Do pustelni, której początki to już XIX wiek, dostępu nie ma w ogóle, gdyż wszelkie otwory w niej są zamurowane. Oczywiście gdybym usilnie pragnął, to dostałbym się jakoś do środka, ale nie było takiej potrzeby, bo przez szparę dostrzegłem ogromny nieład w środku.

    Po zejściu w dolinę jeszcze jeden stary budynek, bardzo już podupadły dawny dworek. Chyba nic z niego nie będzie.

    Przechodzę na drugą stronę doliny i zaczyna się trzykilometrowe, spokojne podejście lokalnym szlakiem. Za sobą mam dwie zdobyte górki, Szyndzielnię i Wzgórze Marii.

    Wchodzę na Graniczną Drogę, mijam ostatnie przydrożne zabudowania i się zaczyna. Piękne przestrzenie wokół, aż przystaję co chwilę. Po wschodniej stronie Szeroka Góra, Kłodzka Góra, Jelenia Kopa, Grodzisko, Jedlak, Obszerna i Szyndzielnia; wszystkie mam już za sobą.

    Po drugiej stronie drogi Garb Golińca, niewielkie bardzkie pasmo a także Góry Sowie.

    Za plecami Góry Bystrzyckie.

    Twarda nawierzchnia się kończy, i dobrze, a szlak ciągle podchodzi odsłaniając coraz dalsze krajobrazy dokoła. Zmierzam w stronę widocznego, łysawego Kłapacza a oprócz niego są najważniejsze w grzbiecie od Ostrej Góry, przez Gajnik, Szeroką Górę po Kłodzką Górę z wyraźnie wystającym na niej badylem, czyli wieżą widokową.

    Widok pola z nieskoszoną, suchą kukurydzą każe zadać pytanie: dlaczego? No ale nie jestem rolnikiem i nie znam się na na agrokulturze, więc może jest jakiś sensowny powód. A za kukurydzą poczciwy obrazek z Górami Stołowymi i Bystrzyckimi.

    Żałuję, że moja trasa nie wiedzie w przeciwnym kierunku, wtedy schodząc miałbym te przestworza przed sobą i cieszyłbym michę non stop a nie tylko przy postoju.

    Chociaż jezdni nie widać, to czerwona ciężarówka świadczy, że jest tam droga i to krajowa "ósemka", z którą wkrótce będę miał kontakt. A w tle sporo ciekawego, bo jest Włodzicka Góra, Garb Dzikowca, sowie szczyty jak Niczyja i Sokół oraz Grabina a nawet Kalenica a także kawał Gór Bardzkich z Masywem Kortunału i Górami Jaworskimi. 

    Jestem już blisko Kłapacza, na jego zachodnim stoku a zza niego wygląda Kłodzka Góra. Już za chwilę szlak zmieni kierunek i skończy się ten emocjonujący jego odcinek.

    I zejście w dolinę z ostatnim spojrzeniem przed siebie na daleki krajobraz z Grzbietem Zachodnim.

    Dnem doliny płynie sobie Dębinka, choć słowo płynie nie oddaje tempa powolności tego potoku.

    Przełęcz Bardzka to tylko drogowskaz na tym szlaku, bo właściwa przełęcz znajduje się jakieś dwieście pięćdziesiąt metrów na północ od tego miejsca.

    Jest wreszcie "upragniona ósemka" z ruchem o sporym natężeniu. Szczęśliwie można iść wzdłuż niej, ale w przyzwoitej odległości i po trawie, aż do miejsca, gdzie trzeba będzie ją przeciąć.

    Bezpiecznie przedostałem się na drugą stronę i znalazłem się w Boguszynie, wsi rozwleczonej na dość dużym obszarze, gdzie stare domy kontrastują z nowoczesnymi. Mnie jednak bardziej interesują krajobrazy, bo są ładniejsze. To także Góry Bardzkie, gdzie są m.in. Kortunał, Słup, Wilcza Góra, Klimek, Leszek, Brzeźnicka Góra. W okolicach kilku z nich będę w przyszłości się obracał, tzn. mam w planie przejście tamtymi terenami.

    Pod Dębową Górą jest punkt zwrotny. Stąd będę kontynuował marsz następną wycieczką, ale już w przyszłym roku, jeśli oczywiście zdrowie pozwoli. Trasę wstępnie mam już opracowaną, choć nie w szczegółach, dojdę tu od Ławicy i będę gnał w kierunku wierzchołka Dębowej Góry. Nie wiem jeszcze tylko, czy będę odwiedzał szczyt, czy go ominę, wyjdzie w praniu. A kolejny mój punkt, do którego dążę, jest niezwykły, inny niż wszystkie dotąd.

    Ciąg dalszy przejścia przez Boguszyn. Oj stawia się tu budynki, nie tylko jednorodzinne, bo miejsce jest ciekawe, niby równo, ale z ładnymi widokami.  

   O, właśnie między innymi takie widoczki będą mieli z okien lokatorzy.   

    I ja też mam widoczki schodząc niżej, na Bardzkie oczywiście od Ostrej Góry po Grodzisko.

    Wydobywam się z Boguszyna i przeskakuję ponownie przez "ósemkę", by powrócić do punktu wyjścia, ale przede mną jeszcze kawałek ciekawej drogi.

    Tak trafiam do Jurandowa, dzielnicy Kłodzka, skąd ulicą Graniczną pnę się znowu coraz wyżej, aż za ostatnimi budynkami przekształca się w Graniczna Drogę. A budynków powstaje coraz więcej, niektóre są jak dawne dworki, innych przy wejściu strzegą lwy.

    Samotne drzewo na wzgórzu to miejsce, gdzie znajduje się XIX-wieczny krzyż pamięci ofiar epidemii cholery a także resztki cmentarza cholerycznego, lecz to nie mój kierunek, wiec tam nie dojdę.

    Mój punkt docelowy to ten pomiędzy tymi dwoma wzniesieniami; Kostrą i Szyndzielnią.

    Czeka mnie jeszcze kawałek drogi przez Wojciechowice, Mariańską Doliną nad Jodłownikiem.

    I zgodnie ze szlakiem podchodzenie łąkami, z których jeszcze można łapać miłe pejzaże.

    A przy drodze z Wojciechowic do Jaszkówki stoją tarasowo domki letniskowe Kukułka Resort.

    Miejsce jest ciekawe, na zachodnim stoku Kostry z widokiem na spore połacie kłodzkiej ziemi.
    
   Pod Domem Krawca to początek  i koniec wycieczki. Ostatniej tegorocznej z cyklu wokół ziemi kłodzkiej. Teraz wchodzę w tryb zimowy.    

    

 
 
    
 
 
 
 

    

poniedziałek, 20 października 2025

PRZEŁĘCZ KŁODZKA - KŁODZKA GÓRA - KUKUŁKA

 


   Dziewięć lat to spory kawał a wydaje się, jakby to było niedawno. Właśnie wtedy, w 2016 roku, ostatni raz szedłem z Przełęczy Kłodzkiej na Szeroką Górę i Kłodzką Górę. Na pewno wiele zmieniło od tego czasu, szczególnie na Kłodzkiej, bo jak wiadomo ustawiono tam niebosiężną wieżę widokową a ja odkładałem wizytę na niej aż do tego momentu, bo wiedziałem, że nastąpi.
   Zaczynam przygodę w Górach Bardzkich i od razu wspinam się na jej najwyższe partie, bo w zasadzie inaczej nie wypada.

    Tak jak myślałem, w dzień powszedni tłoku tu nie ma, kilka samochodów na parkingu a przy wieży (a szczególnie na niej) nie spodziewam się tłumów. Aby jednak dotrzeć do celu, trzeba przebrnąć przez kilka pomniejszych szczytów a nie jest to gładkie zadanie, bo trzeba się wysilić na stromych stokach. Pierwszym wzniesieniem po drodze jest Podzamecka Kopa (daw. Pass Berg-615 m n.p.m.). Najwyższy punkt nie leży na szlaku, więc trzeba odbić kilkadziesiąt kroków w boczną dróżkę.

    Jest tu tabliczka z nazwą i nie wróżę jej świetlanej przyszłości, pewnie za jakiś czas ulegnie degradacji.

    Dalej będzie coraz wyżej, ale najpierw Przełęcz Podzamecka, przy której krzyżują się różne drogi i jest w czym wybierać. Ja jednak konsekwentnie trzymam się szlaku.
    
    W drodze na następny wierch, kawałek XVIII-wiecznej historii, czyli kamień graniczny Opactwa Cystersów w Kamieńcu Ząbkowickim (za Ścieżką w bok).

    Kolejna kulminacja na trasie, tym razem znacznie wyższa góra od poprzedniej: Grodzisko (daw. Burggraben Berg-733 m n.p.m.). Drzewo z tafelką jest kilkanaście kroków od szlaku, ale łatwo dostępne, aby można było bezproblemowo je sfotografować na pamiątkę.

    Nie da się nie zauważyć kolorów jesieni, co przy tak pięknej, słonecznej pogodzie zachwyca. Po kolejnej górce, kolejne siodło, tym razem nienazwane, ale warte zauważenia, bo stoi na nim centralnie dumne drzewo, chyba klon.

    Wchodząc na następną górkę dostrzegam ścieżynkę odbijającą nieco od szlaku, więc ciekawość zwyciężyła i dróżka doprowadziła mnie do karpy widokowej.

    Soczyste barwy jesieni w kontraście do bladego horyzontu, to jak dwa różne światy; Kotlina Kłodzka i za nią przede wszystkim Góry Stołowe ze swym największym stołem.

    Jelenia Kopa zdobyta (daw. Hirsch Koppe-748 m n.p.m.). Ledwo przeszedłem dwa kilometry a to już trzeci szczyt zaliczony, ale to zasługa tego, iż w Bardzkich gęsto jest z wierzchołkami.

    Tabliczkę na pierwszy rzut oka trudno dostrzec ze ścieżki, bo jest wysoko i zasłaniają ją gałęzie iglaka, trzeba się trochę porozglądać.

    Była góra, jest siodełko, tym razem przełęcz Trzy Granice (daw. Drei Grenzen). Stąd można za sto metrów dojść do szlaku żółtego i nim na wieżę, ale moja droga wiedzie najpierw na Szeroką Górę.

    Wchodząc na Kłodzką Górę, nie wypada nie zajrzeć na Szeroką Górę, chociaż jej wierzchołek znajduje się poza ziemią kłodzką. W końcu to jednak najwyższa góra w Bardzkich.

   Szeroka Góra (daw. Der breite Berg-766 m n.p.m.) jednak jest górą graniczną, z tym, że granica powiatów znajduje się na jej zachodnim stoku.

     Znacznie się tu przerzedziło od ostatniej mojej wizyty, przez co na pewno mogę zobaczyć więcej niż poprzednio. Na południowym wschodzie m.in. Borówkowa i Jawornik Wielki.

    Bardziej płaskie wschodnie tereny, gdzieś tam hen daleko wystają Wzgórza Strzelińskie.

    Widok w kierunku Masywu Ślęży a pod nosem bardzkie pagórki, m.in. Kalwaria, Kurzyniec, Wysoki Kamień, Góra Mała.

    Jak już wcześniej wspomniałem, przez zachodni stok Szerokiej Góry przebiega granica ziemi kłodzkiej, w tym gminy wiejskiej Kłodzko i właśnie gdzieś na nim jest najwyższy punkt tejże gminy. Próbowałem odszukać ten obszar przy pomocy Geoportalu i wyszło mi, że jest to mniej więcej 758 m n.p.m. w trudno dostępnym rejonie z niską roślinnością.

    No to teraz atak na priorytetowy cel tej misji, tak po sąsiedzku. Oczywiście jest nim góra, wieża niejako przy okazji.

    Kłodzka Góra (daw. Glatsen Koppe-757 m n.p.m.) to najwyższy wierzchołek gminy wiejskiej Kłodzko, stąd też znalazła się na mojej trasie.

    Ta imponującej wysokości, smukła wieża widokowa, została oddana do użytku w 2020 roku, jej wysokość to 35 metrów a platforma widokowa na trzydziestym metrze zapewnia przyzwoite doznania. Aby się na nią dostać trzeba pokonać 166 krętych stopni.

    Ta wysokość robi wrażenie, wybija się znacznie ponad czubki drzew.  Bliżej nieba wiatr ma więcej do powiedzenia i atakując konstrukcję swoim zimnym porywem, staje się kompozytorem niezwykłej melodii, słyszanej nawet na dole. Niestety dla ciała to nie jest miły powiew, na szczęście czapka i rękawice załatwiają sprawę. Wszedłem tu w dobrym momencie, gdyż akurat byłem sam, więc mogłem oddać się w pełni podziwianiu krajobrazu. Ostra Góra blisko, w głębi Ślęża a po lewej Góry Sowie z Wielką Sową i Kalenicą.

    Pod nosem Szeroka Góra.

    Widok w kierunku Śnieżnika z nim samym jak również innymi gwiazdami masywu, są Bialskie, Złote z Borówkową i Jawornikiem Wielkim a nawet Keprník. A te dwie pobliskie wypukłości, to Jelenia Kopa i Grodzisko.

    A tym opadającym grzbietem, z Jedlakiem i Obszerną, będę za chwilę schodził w stronę Kłodzka. Na horyzoncie Orlickie, Bystrzyckie, Stołowe.

    I jeszcze Kamienne, Wałbrzyskie, Sowie, bo z wieży widać daleko, jeśli pogoda pozwala, być może nawet Karkonosze, ale nie dziś.

    Całkowicie sam na górze nie byłem, bo znalazło się się tutaj kilkoro zdobywców koron po pieczątkę, a także spora grupa wojskowa, pluton jak nic. Kiedy zszedłem z wieży już nikogo nie było.

    Z Kłodzkiej Góry schodzę żółtym szlakiem, jak zwykle próbując wyglądać poza las tam, gdzie nadarza się okazja. Widok południowy na Grodzisko i Podzamecką Kopę i oczywiście na Śnieżnik i jego towarzyszy.

    Nie mogłem powstrzymać się przed sfotografowaniem skupiska falującej trawy, poddającej się działaniu wiatru.

    Kolejny wierzchołek podczas tej przechadzki to Jedlak (daw. Tannen Koppe/Tannen Berg-659 m n.p.m.). Niczym szczególnym się nie wyróżnia, dobrze, że jest wizytówka na drzewie w zaroślach, więc można to uwiecznić w celach statystycznych.

    Próba widokowa ze stoku Jedlaka, raczej nieudana, ale lepiej nie będzie.

    Dalej szlak przechodzi przez Obszerną, choć nie przez wierzchołek, który jest gdzieś w tyle za tabliczką, ale uważam, że nie ma co się tam fatygować. A tak właściwie, to Góra Obszerna urzędowo zwie się Oględa (daw. Überschaar Berg-573 m n.p.m.).

    I bardzkie szczyty głównego grzbietu z innej perspektywy: Ostra Góra, Gajnik, kawałek Szerokiej Góry, Kłodzka Góra, Jelenia Kopa.

    Szlak nie wchodzi na następne wzniesienie, którym jest Kostra (daw. Jachel Berg-502 m n.p.m.), lecz przed szczytem opada po stoku. Jakoś nie mam ochoty włazić tam na górę, choć często mam takie pokusy, tym razem wystarczy mi zdjęcie w necie z tabliczką na jej szczycie.

    Kukułka - to określenie miejsca jak również dawna nazwa zajazdu, który dziś zwie się Dom Krawca, nawiązującą do pierwotnej nazwy obiektu: Schneiderbaude.

    Administracyjnie Dom Krawca leży w Wojciechowicach i tam też będę szedł w następnej wycieczce. A na razie spod Kukułki, jeszcze w Jaszkówce, podziwiam krajobrazy.

    Droga z Jaszkówki do Wojciechowic jest wielce widowiskowa, bo jest z niej widok na zachodnią stronę a tam jest sporo do oglądania.

    Kłodzko.

    Szyndzielnia. Mimo, iż to blisko, zostawiam ją na następny raz, a jest w moim planie. Daleko Stołowe a są także Wzgórza Ścinawskie ze Ścinawką i Nowa Kopą.

    Zmierzając już z powrotem w stronę Przełęczy Kłodzkiej cieszę oko pejzażem; w oddali głównie śnieżnikowo a uwagę zwracają dwa szpiczaste szczyty, Czarna Góra i Igliczna.

    Przydrożna kapliczka przykuła mój wzrok ponieważ obraz wyróżnia się mozaiką wykonaną z drobnych, różnokolorowych kawałków ceramicznych, niczym puzzle.

    Dwustumetrowy odcinek trasy musiałem pokonać drogą krajową 46 (nie ostatni raz), na której panuje obłędny ruch kołowy, ale niestety to był mus. Pierwsze możliwe zejście z drogi i uciekam w las na dróżkę trawersującą grzbiet z Jedlakiem, którym wcześniej maszerowałem. W tle Ptasznik i Szkudła w Górach Złotych, tego pierwszego zaatakowałem w poprzedniej wyprawie.

    Kręta dróżka biegnie nad Podzamkiem i aby nieco sobie ulżyć, postanowiłem skrócić trasę schodząc przypadkową ścieżką do wsi. Po raz kolejny przekonałem się, że mapy nie pokazują ogrodzonych terenów prywatnych i musiałem zmierzyć się z leśnymi zaroślami, ale jak to prawie w każdej bajce bywa, koniec okazał się szczęśliwy, gdyż znalazłem się ostatecznie na drodze w Podzamku. A na wprost Podzamecka Kopa.

    I tak przez wioskę dotarłem ponownie do ruchliwej drogi przy przystanku autobusowym. Dalej nie ma zmiłuj.

    Ostatnie osiemset metrów to walka o przetrwanie, dlatego wąskim poboczem z zaciśniętymi zębami zasuwałem pod górę najszybciej jak się dało aż do Przełęczy Kłodzkiej, szarpany co chwilę podmuchem wielkogabarytowych pojazdów.