Rok powoli zbliża się do końca, najlepszy sezon na wędrówki już za plecami, więc przełączam się na tryb zimowy. Zrobiłem mały przegląd tegorocznych wycieczek i wyszło mi, że nie byłem jeszcze w Górach Wałbrzyskich. Sowie, Kamienne i Wałbrzyskie są corocznie dla mnie niejako obowiązkowe, jak kawa i wuzetka w "Misiu", bo mam je na wyciągnięcie nogi. Że Wałbrzyskie, to postanowione, ale gdzie mnie dawno nie było lub w ogóle? Jest jeszcze wiele takich miejsc, ale wybrałem bezpieczna opcję, bez większych szaleństw po krzakach, choć niezupełnie. Niby okolica mi znana, ale jednak miejsca nowe. Osią tej przechadzki jest przełęcz Szypka (daw. Schipka Pass) i wokół niej dzieją się te przygody w Narodowe Święto Niepodległości.
Kamieńsk, czyli wysoko położona część Jedliny-Zdroju, z racji dogodnego położenia, stał się oczywistym punktem wyjścia, chociaż mogłem zaczynać też z wałbrzyskich dzielnic. Jest to również dobry starter na Borową, której wierzchołek widać za plecami Suchej.
Borowa i w ogóle okoliczne wysokie szczyty nie będą tym razem przeze mnie zdobywane. Tylko raz przekroczę 700 m n.p.m. i nie będzie to wcale kulminacja góry. A rozpoczynam od podejścia ulicą Górniczą, widząc przed sobą lekko wyłysiały profil Wołowca.
Zanim zacznę cieszyć się górskim powietrzem, trzeba przejść przez mur spalin wydobywających się z kominów tutejszych domostw. Aż zatyka. Przez pół kilometra muszę się zmagać z cywilizacją, zanim stanę przed bramą do lasu. A potem już tylko mocno pod górę, razem ze szlakiem zielonym.
Siodło pomiędzy Małym Wołowcem a Dłużyną, tzw. Rozdroże pod Małym Wołowcem, jest kresem krótkiego, acz mozolnego podejścia. Jestem na grzbiecie i tymże na razie będę wędrował.
Dłużyna (daw. Der lange Berg) nazwę swą zawdzięcza z pewnością swej charakterystycznej cesze, a mianowicie podłużności. Jej wielowierzchołkowy grzbiet ciągnie się rogalowo od miniętego właśnie rozdroża, aż po przełęcz Szypka, czyli przez około kilometr.
Na głównym, ergo najwyższym wierzchołku, jest oznaczenie góry. Druga, metalowa tabliczka zaświadcza o przynależności wzniesienia do Drabiny Wałbrzyskiej.
Listopad w większości pozbawił drzew listowia, mimo to gęstość lasu i tak nie pozwala nadmiernie cieszyć się widokami z Dłużyny. Wyłapuję między konarami jakieś kształty i próbuję je zidentyfikować. Trudno jednak jest określić góry, które są bezimienne, ale na jedną z nich na pewno będę właził.
Jeszcze przed przełęczą jest miejsce warte zatrzymania, bo lekko wykoszone i dzięki temu jest wgląd poprzez Dolinę Szwajcarską na Niedźwiadki a także Ptasią Kopę i Lisi Kamień.
Przełęcz Szypka. Byłem tu jedenaście lat temu, tylko szedłem w przeciwnym kierunku zaliczając wtedy Wołowce i Kozła oraz Borową, trasą dzisiejszego szlaku czarnego, którego wtedy jeszcze nie było. Dlatego teraz będę chodził tam, gdzie wówczas nie byłem.
Z przełęczy muszę odbić nieco od głównego grzbietu, by dostać się na pewną górkę, tak ze zwykłej ciekawości. Najpierw czerwonym szlakiem a potem po tropach.
To naturalnie Okrągła (660 m n.p.m.), taka boczna górka, niby bez gęstego zarostu, jest nawet polana, ale widoków zeń żadnych. Za to niebo coraz śmielej pięknie się odsłania.
Po raz drugi nachodzę przełęcz, będącą istotnym węzłem turystycznym w tym rejonie. Słońce rozświetliło przestrzeń i uwypukliło z ponurej już jesieni jeszcze trochę przyjemnych barw. Od razu zrobiło się cieplej, w powietrzu i na sercu.
Spośród kilku możliwości dalszej wędrówki, wybieram akurat jedyną drogę, którą nie prowadzi żaden szlak, dlatego, że biegnie nadal grzbietem. I to jest dobra decyzja, przynajmniej na początku. Dróżka wynosi mnie na grzebień nie krótszy niż Dłużyna, posiadający według mapy cztery bezimienne wierzchołki. Pierwszy z nich, ten najwyższy (ok. 666 m n.p.m.) dysponuje świetnymi walorami widokowymi.
Ładna panorama na zachodnią stronę, ze znanymi wierchami na horyzoncie, jest m.in. Stożek Wielki, Lesista Wielka, Dzikowiec, Chełmiec.
Dalej ścieżka przestaje być już klarowna i trochę trzeba się nakombinować, wystarczy jednak trzymać się linii grzbietu. Drugi z wierzchołków nie oferuje niczego specjalnego, więc zatrzymuje mnie tylko do szybkiego zrobienia zdjęcia.
Trzeci również nie reprezentuje turystycznej atrakcji, dodatkowo jest bardziej zabałaganiony niż poprzedni, na szczęście da się jakoś iść.
Czwarty też nijaki, przynajmniej ścieżka na nim jest wyraźniejsza, ale w sumie co cały czas las. Dłużyna jednak była ciekawsza.
Są jednak jakieś elementy rozweselające, takie jak skałki. Niby nic wielkiego, ale jakoś tak przyjemniej zrobiło się w terenie.
Doszedłem na kraniec grzbietu, gdzie zaczyna on bardziej opadać. Trzeba tu się zatrzymać, bo fragment jest bezleśny i zakres widokowy spory. Nie jest to miejsce dla mnie wielką niespodzianką, gdyż w mapie jest naniesione jako punkt widokowy, zatem spodziewałem się tego. Dużo przestrzeni po północnej stronie, ale to jest akurat ta mniej górzysta strona a jeszcze chmury na horyzoncie robią swoje.
Na wschodnim kierunku jest już górsko, bo widać inną część Gór Wałbrzyskich z Palczykiem, Klasztorzyskiem i Szerzawą a w dole wałbrzyska dzielnica Rusinowa. Powinno być jeszcze widać Ślężę, ale pułap chmur zabrania.
Ponadto ujawnia się sowi krajobraz z Wielką i Małą Sową.
I to tyle grzbietowania, teraz będzie trawersowanie. Schodzę niżej i zachodnimi stokami wracam w stronę przełęczy. Najpierw szlakiem rowerowym, usłanym liśćmi i to tak poważnie. Nie da się iść po cichu, bo trzeszczy i chrzęści, ale na swój sposób jest to urocze.
Potem szlakiem pieszym niebieskim i po raz trzeci jestem na przełęczy Szypka. Spocznę sobie wreszcie, bo to jedyne miejsce z dzisiaj odwiedzanych, gdzie jest stół piknikowy.
Na Rozdroże pod Dłużyną trafiłem wąską ścieżką z przełęczy, ale za to dwoma szlakami idącymi kawałek wspólnie. To początek szerokiej drogi, która jest alternatywą dla szlaku biegnącego grzbietem. Ja akurat podczas tego spaceru korzystam z obu możliwości, bo każda z nich oferuje coś innego.
Trawers Dłużyny przebiega nad nieczynnym kamieniołomem, którego z drogi właściwie nie widać. To, co jednak jest najciekawsze, znajduje się nad drogą, czyli platforma widokowa, której zainstalowanie w tym miejscu było bardzo dobrym pomysłem.
Widok z platformy ładny, choć już znany, ponieważ ten sam widnokrąg obserwowałem wcześniej już z grzbietu, z minimalnie innej perspektywy; Stożek Wielki, Lesista Wielka, Dzikowiec, Chełmiec - to tylko niektóre, ale najbardziej znane wierchy. Przy lepszej widoczności powinno być widać Karkonosze, lecz cóż...
Wchodząc w szczegóły można wyróżnić jeszcze na przykład kawałek Wałbrzycha z Kolegiatą NMPB i św. Aniołów Stróżów.
Chełmiec i Trójgarb a w dole wieża nadszybowa szybu Staszic.
Nie wszystkie drzewa jeszcze straciły swoją odzież, niektóre paradują w złotych kreacjach, w świetle słonecznego reflektora.
Wracam na szlak i pędzę trawersem dalej na południe. Zatrzymuję się i fotografuję miejsce nijakie, bo cóż ciekawego tu jest? Ano pod ziemią przechodzą tędy dwa tunele linii kolejowej 286, pod Małym Wołowcem.
A to już zachodni stok Wołowca i potężna skała nad drogą. Pewnie z góry jest dobry widok - pomyślałem - ale niemożebnie stromo też jest. Wygrała odwaga oraz brawura i ruszyłem po ścieżce na wierch skały.
I to jest właśnie miejsce, w którym przekraczam 700 m n.p.m. Zapowiada się miły pejzaż na znany już kierunek zachodni, ale co z tego, że znany ?
Zaciekawiła mnie jedna rzecz na znajdującym się tutaj krzyżu. Jest on opleciony kablem i nie wiem, czy jakiś prąd tu dochodzi i go oświetla, bo źródeł światła nie widać.
Warto było się tu z trudem wspinać, gdyż widoczek jest przedni. Panorama na Wałbrzych.
Pobliska Zamkowa Góra z ruinami zamku Nowy Dwór, ukrytymi gdzieś w gęstwinie drzew.
Dworzec Wałbrzych Główny, który stracił na znaczeniu i już nie jest najważniejszym przystankiem wśród innych wałbrzyskich.
Był Wołowiec, to teraz trawers Kozła i widok na królową Gór Wałbrzyskich, jej najdorodniejszy - północny stok.
Jest większe pole widzenia, jest zdjęcie. Każde takie miejsce wykorzystuję na utrwalanie krajobrazu. Gdzieś tam w tle wystaje Dzikowiec z nowo budowaną, już drugą wieżą widokową.
Zbliżam się do Przełęczy Koziej, gdzie często obiera się strategię ataku na Borową, ale ja nie będę przez nią przechodził. Powrót do Kamieńska zaplanowałem nie popularną Pokrzywianką, ale południowym trawersem Kozła i Wołowca, bo to dla mnie novum.
Całkiem fajna droga, lekko z górki i ze zbocza doliny lepiej wszystko widać. Na przykład dwie sąsiadki, Sucha i Borowa, ta pierwsza jakoś rzadko odwiedzana, ale też żaden szlak tam się nie wtacza i nie ma wieży widokowej.
Wgląd w inny kierunek, na Kamienną. Często wpadała mi w obiektyw podczas wielu wycieczek, lecz jeszcze nie miałem okazji na jej podbicie. Może to jest pomysł na jeden z krótkich, zimowych spacerów?
A tu Wołowiec, ten stromy stok robi wrażenie. Szczęście, że nie muszę na niego teraz wchodzić.
Poprzez dolinę Jedliny jest - trochę zepsuty przez chmury - widok na Masyw Włodarza. A przy Pokrzywiance powstaje coraz więcej nowych budynków. Oczywiście przy lokalizacji budowy, widok nie jest bez znaczenia, przecież każdy chciałby, wyglądając przez okno, napawać się krajobrazem.
Jeszcze trochę wolnego miejsca jest na jakąś chałupę i może za jakiś czas komuś się ono spodoba, bo jest niezłe.
I tak po dołączeniu do Pokrzywianki, do Kamieńska prowadzi mnie już asfaltowa arteria. A jakby ktoś pytał, to nazwa Pokrzywianka nie pochodzi od tego, że droga jest pokrzywiona, tylko dlatego, że dawniej znajdująca się przy niej kolonia zwała się Nesselgrund, czyli chodzi o pokrzywę. A na koniec XX-wieczny kościół Wniebowzięcia NMP w Kamieńsku.
W sumie niecałe 10 km.