niedziela, 28 maja 2017

DOLINA BIAŁEJ ŁABY



   Nawet Karkonosze mogą być fajne, jeśli tylko wybierze się odpowiednie miejsce i czas. Chodzi głównie oczywiście o ilość osób na szlakach, ich nadmiar trochę zaburza górską atmosferę. Najpopularniejsze punkty zwykle są oblegane i tam właśnie jest gwar oraz tłumy, czego staram się unikać, choć nie zawsze się udaje. Tym razem miałem szczęście.
   Szpindlerowy Młyn jest znanym czeskim ośrodkiem narciarskim, ale ja zawitałem tu późną wiosną a do tego po raz pierwszy i raczej nie ostatni. To świetne miejsce jako baza wypadowa w Karkonosze, stąd można wyruszyć we wszystkie ich strony i zobaczyć ciekawy kawał Gór Olbrzymich. Przez miasteczko przepływa jedna z większych rzek europejskich - Łaba, której początki znajdują się właśnie w Karkonoszach.
  Zacząłem pod dolną stacją wyciągu na Medvědín. Po drugiej stronie Łaby i parkingu widać Železný vrch w Kozich Grzbietach. Niestety tutejszy parking do tanich nie należy.

    Przechodząc drewnianym mostkiem nad pozornie leniwą Łabą, łapię niebieski szlak, którego dosyć długo będę się trzymał.

   Zasuwam w górę rzeki asfaltową dróżką, ciesząc oczy widokiem już wartko płynącej wody.

    O tak! Pogoda wpisała się w świetny nastrój dnia. Może trochę zbyt ciepło, ale za to soczyście i słonecznie. Przy drodze, ukryty nieco w lesie, stoi řopík, czyli element przedwojennych czechosłowackich umocnień.

   Zaraz za bunkrem szlak się rozdziela i dalej biegną dwa niebieskie. Trochę dziwne z tą kolorystyką, ale w Czechach to nic niezwykłego. Wybieram ten biegnący Doliną Białej Łaby.

    A Biała Łaba wpada do Łaby z lewej, trochę poniżej mostu. Na horyzoncie Přední Planina (1198 m n.p.m.)

    Okolice zbiegu Białej Łaby z Łabą nazywane są Dívčí lávky czyli Dziewczęce Kładki. Jest tu w pobliżu kilka mostków.

   Przy moście jest skrzyżowanie i rozcestník U Dívčí lávky, co daje możliwość wyboru dalszego wariantu trasy.

   Nie muszę się jednak zastanawiać gdzie iść, gdyż z góry mam zaplanowaną drogę. Zabieram się oczywiście niebieskim, do którego dołączają: żółty i zielony. Zabudowania powoli się kończą i zaczyna szum wody, lasu, śpiew ptaków oraz krzyk dzieciaków zabranych przez rodziców na wycieczkę.

    Po dwustu metrach szlak żółty odpada, tzn. na rozdrożu Pod Pevností ucieka na stoki góry Pevnost i dalej do Petrovy boudy, budowanej już na nowo po pożarze.

    Po następnych kilkuset metrach spaceru wzdłuż Białej Łaby jest kolejne rozdroże, Pod Jeleními boudami, przy Červeném potoce, który wpada właśnie tutaj do Białej Łaby.

    W oddali, na Czerwonym Potoku, można dostrzec wodospad. Takich widoków spodziewam się więcej podczas tej wycieczki.

   Chwila nie minęła i już jest następny: Velký vodopád,  najbardziej znany wodospad na Białej Łabie, mający cztery metry wysokości.

   Trochę ludzi jest na szlaku, ale to nie są tłumy, jest przyzwoicie. Przy drodze ławeczka zachęcająca do kontemplacji w pięknej scenerii.

     Droga jest co prawda asfaltowa, czego nie lubię, ale oznaczona jako przyjazna dla osób na wózkach, więc nie mam z tym problemu. Wręcz przeciwnie, dostrzegłem i uświadomiłem sobie wreszcie pozytywy takich nawierzchni w górach.

    Co pewien czas wpada do Białej Łaby jakiś potok, ale co ciekawe tylko od strony głównego karkonoskiego grzbietu. Mijałem Červený potok, potem Černý potok, teraz dopływa Hřímavá bystřina.

   Kawałek wyżej kolejny wodospad - Velký skok. Nie jest zbyt wysoki (2 metry), ale jego otoczenie sprawia, iż jest interesujący.

    Można do niego podejść bardzo blisko, gdyż zanim woda spadnie z progu, płynie po granitowej płycie, na której można się też rozłożyć niczym gad, z czego skrzętnie korzystają wędrowcy.

    Kilkadziesiąt metrów w górę rzeki widać jeszcze jeden spadek, ale nie jest on ujęty w żadnej mapie. Zaraz będę bliżej niego przechodził.

     Właściwie to co chwilę coś się dzieje z wodą na tej Białej Łabie. Kapitalnie.

    Następnym wodospadem naniesionym na mapę jest Balvanový vodopád. Aby go zobaczyć trzeba zejść z drogi w las po wąskiej ścieżce.

    Coś mi się jednak wydaje, że to nie o ten wodospad chodzi. Gdy już po wycieczce szukałem w sieci informacji, zacząłem mieć wątpliwości. Wprawdzie ten wodospad ze zdjęcia jest ukazywany przy haśle 'Balvanový vodopád' a na mapach wskazany w tym właśnie miejscu, to jednak coś mi tu nie gra. Przede wszystkim nazwa, która wywodzi się od głazu (balvanu) zaklinowanego nad potokiem. Głaz ten został zabrany przez wodę w powodzi 2006 roku. Natomiast ten wodospad z fotografii nie wygląda na naturalny. Z informacji na 'vodopady.info' wynika, że Balvanový vodopád jest kaskadowy i ma nachylenie 30 stopni, co nijak ma się do tego ze zdjęcia, który ma blisko 90 stopni. Są też dwa zdjęcia, w tym archiwalne z balvanem, na których widać zupełnie inny wodospad. Grzebiąc w mapach znalazłem sto metrów wyżej, z drugiego krańca placu zabaw, jakiś spadek wodny. Może to tam jest ten właściwy?

    Spod wodospadu ścieżka zawiodła mnie na dziecięcy plac zabaw.

    Kolejny wodospad pominąłem, gdyż Dlouhý vodopád znajduje się w dole, do którego zejście jest strome i nie zauważyłem tam żadnej ścieżki. Do tej pory droga prowadziła prawym brzegiem Bílého Labe, za moment nastąpi przejście na drugą stronę tego niezwykłego potoku.

    Po chwili kolejna atrakcja - Plotnový vodopád. Podobno ten pięciometrowy wodospad jest wdzięcznym obiektem dla miłośników fotografii.

   Łagodna droga kończy się przy ujściu Diabelskiej Strugi do Białej Łaby, gdzie znajduje się Bouda Bílé Labe.

    Stąd dalej można już tylko iść żółtym na Przełęcz Karkonoską, z powrotem do Szpindlerowego Młyna, albo niebieskim ciągle wzdłuż Białej Łaby. Naturalnie podążam nadal niebieskim, który przestaje iść dnem doliny a wspina się trawersem po jej zboczu.

   Bílé Labe zostaje coraz niżej w dole, ale za to za plecami odsłaniają się nietuzinkowe obrazy. Wielki Szyszak (Vysoké kolo) na horyzoncie.

    W tej dzikiej części Údolí Bílého Labe jest znacznie więcej progów, lecz odległość nie pozwala przyjrzeć im się bliżej.

    Idąc w górę Białej Łaby, ostatnim wodospadem - slajdem zaznaczonym na mapie jest Lavinová peřej. Jest to stopień na odcinku ponad stu metrów, o nachyleniu 13 stopni, utworzony z granitowych płyt. Niestety ze zbocza dobrze go nie widać.

     Ale nad głową mam coś podobnego, tylko bez wody i z innym nachyleniem.

   Po drugiej stronie doliny wznosi się Stříbrný hřbet czyli Smogornia a właściwie jej część zwana Čertovo návrší.

    Jest co podziwiać, ten niebieski szlak jest poprowadzony naprawdę piękną okolicą z atrakcyjnymi widokami. Na widnokręgu nie widać już Wielkiego Szyszaka a Zlaté návrší.

    W dole malownicza Biała Łaba.

    Po przeciwnej stronie doliny, między Stříbrným a Čertovým návrším, spływa  bardzo stromym jarem Stříbrná bystřina, napotykając na swej drodze kaskady. Z dala słabo to widać, ale przy zbliżeniu fajnie wygląda.

    Pnąc się coraz wyżej zostawiam za sobą wysoką roślinność regla górnego i przez kosodrzewinę wychodzę na najwyższe piętro Karkonoszy. Tu już nic nie zasłania widoków.

    W końcu byłem już na tyle wysoko, by dostrzec powoli wyłaniający się karkonoski szczyt szczytów.

    Wprawdzie to koniec maja, ale miejscami jeszcze na stokach czuć styczniowe klimaty.

    Już prawie na równym terenie szlak niebieski łączy się z czerwonym, o czym informuje rozcestník U Luční boudy. Przed obliczem natomiast staje sama Luční bouda w otoczeniu Śnieżki i Studniční hory.

     Biała Łaba przepływa obok Luční boudy, tylko z tej drugiej, mniej reprezentacyjnej strony.

    Na tej wysokości dolina jest już płytka a woda płynie jeszcze pod śnieżną czapą.

    Na całej długości budynków hotelu, jakieś sto metrów, potok jest przykryty i nie widać go wcale.

    Niestety dalsza wędrówka w górę Białej Łaby aż do źródła, czy też źródeł, jest niemożliwa, gdyż nie wiedzie tam żadna oznakowana droga a jest to teren parku narodowego i takie wycieczki są zabronione dla przeciętnego zjadacza chleba.

    Chwilkę przysiadłem, przy hotelu, do którego można dojechać od czeskiej strony transportem prywatnym dla gości. Widok busa w tej okolicy zdumiewa, ale cóż, to nie jest zwykłe schronisko.

    Luční bouda to także węzeł szlaków, więc spotkać tu można niemałą gromadę turystów zatrzymujących się na strawę i odpoczynek. Ja jednak zbyt długo tu nie zabawiłem i ruszyłem w dalszą, ale już powrotną drogę do Szpindlerowego Młyna. Teraz po lewej miałem drugi najwyższy szczyt Karkonoszy, którym jest Luční hora.

    Wróciwszy do rozdroża, gdzie łączą się dwa szlaki, tym razem podążyłem czerwonym, drogą zwaną Stará Bucharova cesta.

    Na stoku Luční hory pozostał plac po obiekcie, który spłonął w 1938 roku. Była to Rennerova bouda.

    Bouda została zbudowana w 1797 roku przez braci Rennerów, co nie podobało się ich krewnym z Luční boudy obawiających się konkurencji. Początkowo była to letnia chatka. Od 1832 roku stała się majątkiem rodziny Buchbergów i była schronieniem dla wypasających bydło w okolicy a także dla turystów. W 1880 roku nastąpiła rozbudowa i powstały pokoje gościnne, później była kolejna rozbudowa, aż w roku 1936 wykupili ją bracia Bönisch z Luční boudy, co zakończyło rywalizację. W 1938 roku  chata spłonęła i mimo próby odbudowy nie udało się już przywrócić dla świata tego obiektu.

    Zwięzła historia tego schroniska jest na tablicy przy szlaku.

    Jest tu także Rennerova studánka, źródło wody pitnej spływającej z Luční hory. Myślę, że to źródełko miało niebagatelne znaczenie przy ustalaniu miejsca budowy Rennerovy boudy. W końcu dostęp do wody to podstawa.

    Idąc czerwonym szlakiem oczywiście nie sposób nie cieszyć się przestrzenią wokół, jest pięknie a słońce tylko nasila przyjemne doznania. Na nieboskłonie dominuje Wielki Szyszak, widać za nim budynek dawnego schroniska przy Czarciej Ambonie, który obecnie pełni rolę przekaźnika.

    Najbliższe wzniesienie to Krakonoš (1421 m n.p.m.), wchodzący w skład Kozich Grzbietów.

    Znajduje się na nim punkt widokowy, ale trzeba odbić ze szlaku jakieś dwieście metrów. Jednak warto.

   Tym punktem widokowym jest ławka z tablicą pomagającą rozeznać się w pięknej panoramie.

     Przed oczyma urokliwa Dolina Białej Łaby, którą z przyjemnością przemierzałem jeszcze kilka chwil temu a także Kotel, Zlaté návrší, Wielki Szyszak, Śmielec, Dziób, Śląskie Kamienie, Mały Szyszak.

    Kozí hřbety.

    Od Krakonoša zaczyna się schodzenie stokami Kozich Grzbietów. Z uwagi na stromiznę, nogi odczuwają nieustanne napięcie mięśniowe, co z kolei powoduje dyskomfort. Dobrze, że widoki go łagodzą.

    Po lewej kilka dolin schodzących się w jedną - Dlouhý důl, którym płynie Svatopetrský potok.

     I w te doły powoli trzeba schodzić, po kamieniach i stopniach.

    Po drugiej stronie doliny, góra Stoh (1324 m n.p.m.), na której szczyt nie prowadzi żaden szlak, ale jej północny stok służy narciarzom.

    Chwilami las zabiera widoki i wędrówka po Karkonoszach przestaje różnić się od innych sudeckich. Na rozdrożu Úbočí Kozích hřbetů odchodzi szlak żółty, który idzie prawie równolegle do czerwonego i z powrotem się z nim niżej łączy.

    Coraz bliżej widać osadę Svatý Petr, będącą częścią Szpindlerowego Młyna.

    Niemałym zaskoczeniem był dla mnie pędzący z góry strumień wody, gdyż żadna mapa nie wskazuje w tym miejscu potoku a jest to już blisko hotelu Panorama.

     Przy Panoramie jest już asfalt a to oznacza rozbrat z dziką przyrodą i przemarsz ulicami Świętego Piotra, gdzie trudno jest zliczyć ilość hoteli i pensjonatów.

    Na pewno hotel Orea Resort Horal zwraca uwagę swoimi rozmiarami, ale skoro posiada on 164 pokoje...

    Inny budynek rzucający się w oczy, ze względu na dość oryginalną architekturę, to Apartmány Zvon.

    Rozcestník Svatý Petr - hotel Horal to miejsce, gdzie spotyka się kilka szlaków, a że jest to kraniec Świętego Piotra, to w dół można dojść tylko do Szpindlerowego Młyna, dokąd zresztą zmierzam stromą, asfaltową drogą.

    Trzymając się czerwonego szlaku przechodzę obok kapliczki przy ulicy Szkolnej.

   Można by ją było nazwać " Kapliczka Santa Maria delle Grazie", ponieważ wewnątrz znajduje się fresk przedstawiający, a jakże, Ostatnią Wieczerzę. Da Vinci to jednak  nie jest. Bardzo nie jest.

    To jedno zdjęcie z hotelem Barbora w tle, pokazuje jak duże jest nachylenie drogi. Stromo jak nie wiem co.

    Na jednym ze skrzyżowań złapałem Młynarską Ścieżkę, czyli ścieżkę edukacyjną wokół centrum miasta. Zabieram się wraz z nią.

    Nazwa miasta wywodzi się od młyna w osadzie  Svatý Petr, należącego do niejakiego Špindlera, skąd prowadzono korespondencję z cesarzem o pozwolenie na budowę kościoła. Pozwolenie nadeszło na adres miejscowości Spindlermühle, a że prostowanie błędu mogło zostać uznane za obrazę majestatu, wiec tak już zostało. A Mlynářova naučná stezka zawiodła mnie na punkt widokowy.

    Znajduje się on tuż nad główną drogą biegnącą wzdłuż Łaby, na którą jest widok.

    Pozostaje mi jeszcze przekroczyć rzekę krytą, drewnianą kładką...

    ... i deptakiem z niebieskim szlakiem oraz ścieżką rowerową zmierzać pod wyciąg na Medvědín.

    Tutaj drewniany mostek wprowadza na parking.

    Spodobał mi się Szpindlerowy Młyn oraz jego okolica i myślę, że powrócę tu jeszcze wiele razy w przyszłości, bo jest gdzie łazić. A Dolina Białej Łaby warta jest przejścia.




2 komentarze:

  1. To jet to. Twoja relacja podziałała na mnie bardzo nostalgicznie. Pięć lat temu, miałem niemal identyczną aurę podczas chodzenia Doliną Białej Łaby. Tyle tylko, że poznawałem ją w nieco okrojonej formie, idąc od Przełęczy Karkonoskiej. Wspaniała sprawa. Karkonoskie okolice Szpindlerowego Młyna, warte są głębszego i bardziej wnikliwego poznania.

    Pozdrowienia i dzięki za maila :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam już plan na następny wypad do Szpindlerowego Młyna: Doliną Łaby do jej źródła. W tym roku chyba się nie uda, ale kto wie...?

      Usuń