niedziela, 9 kwietnia 2017

WOLARZ I SMOLNA




   Jeszcze nie całkiem zielono, ale trawa już gdzieniegdzie limonkowa i pąki na drzewach się zawiązują, do tego słońce wyglądające co jakiś czas zza chmur, więc jak tu nie nabrać chęci na górski spacer, który jest dobrym pomysłem na aktywne spędzenie  niedzieli. Padło na Góry Bystrzyckie a konkretnie dwie góry, na których jeszcze nie byłem i nadszedł czas by to zmienić.
  Nie pierwszy raz wyruszyłem z Polanicy-Zdroju, ale jest to dogodne miejsce do wyjścia w północną cześć Gór Bystrzyckich. Będąc tu już enty raz nie szukałem miejscowych atrakcji, lecz jak najszybciej chciałem uwolnić się od cywilizacji, zatem szybkim krokiem podążałem na południe, by znaleźć się na ulicy Kruczkowskiego, przecinającej tory kolejowe.

    Dalej jest coraz bardziej pod górę aż na kraniec drogi asfaltowej, gdzie mieści się Ośrodek Sportowo-Wypoczynkowy "Rzemieślnik".

    Przy nim pojawia się od strony Piekielnej Doliny "Szlak Serduszkowy", z którym przez chwilę będę współpracował.

   Nareszcie las, śpiew ptaków, szum drzew, czasem szmer potoku. Po kilkuset metrach zostawiam serduszko i ciągle idąc szeroką leśną drogą dochodzę do rozdroża przy potoku Rogoziniec, gdzie spotykam szlak czerwony.

    Jeśli chodzi o potoki to jeden miałem ze sobą. Zdziwiła mnie nieco etykieta, którą ozdabiają szczyty chyba himalajskie a przecież wydobywana jest w nieodległym Gorzanowie. Ach ten marketing.

    Trzymając się czerwonego szlaku wkroczyłem w końcu na szczyt. Punktem kulminacyjnym góry jest skrzyżowanie.

    Znajduje się przy nim skromna ławeczka pod świerkiem i tabliczka na tymże. Nazwa Wolarz (także Wołowa Góra, daw. Ochsenberg) pochodzi prawdopodobnie od wyglądu góry z daleka, który przypominać ma grzbiet leżącego woła.

    Wolarz ma podawaną różną wysokość, w zależności od źródła. Na tabliczce podana jest 852 m n.p.m., na wielu mapach również, ale na "Sygnaturze" jest 856 m n.p.m. Myślę, że przyczyną tej rozbieżności może być mapa "Geoportalu" a konkretnie interpretacja jej. Na mapie rastrowej ewidentnie widać, że podana wysokość (852) dotyczy punktu pomiarowego, który nie jest tym najwyżej położonym. Po poziomicy można jednak wywnioskować, że najwyższy punkt góry jest w innym miejscu (właśnie w okolicy skrzyżowania) i wysokość 856 jest bliższa prawdy.

    Wierch Wolarza przecina także szlak czarny, stosunkowo nowy, tak więc zostawiam czerwony biegnący do schroniska "Pod Muflonem" i południowym stokiem schodzę z grzbietu "woła".

   Tym sposobem znalazłem się na Zajęczej Ścieżce, którą jednak chwilowo zostawiłem, aby dojść w jedno miejsce. Na mapie zaznaczona jest jakaś skała i zapragnąłem ją zobaczyć a na odbicie kilkuset metrów szeroką drogą można sobie pozwolić.

    Na niektórych mapach przy tej skale figuruje nazwa Piekielny Labirynt i początkowo myślałem, że odnosi się właśnie do niej.

    Jak się okazuje, Piekielny Labirynt to skomplikowana sieć dróg w tej okolicy, co ponoć może spowodować zagubienie się. Wróciwszy do Zajęczej Ścieżki jeszcze przez chwilę podążałem czarnym szlakiem na południe, by pożegnać się z nim przy potoku Rogoziniec a potem zmienić kierunek marszu na zachodni, powoli podchodząc trawersem po północnym stoku Smolnej.

    Tak jak tego oczekiwałem, w końcu znalazłem dróżkę biegnącą w kierunku szczytu. Od północnego zachodu prowadzi prościutko.

   Podejście nie jest forsowne, to raczej najłagodniejsza droga na wierch Smolnej. Moje zdumienie budzi mebel znajdujący się w środku lasu. Brakuje tylko telewizora.

    Kawałek wyżej jest punkt obserwacyjny, być może to stąd pochodzi siedzisko.

    Mijałem także trochę dziwną ambonę myśliwską. Myślałem, że jest zniszczona albo w trakcie budowy, ale było tu tego więcej.

    Droga wywiodła mnie w końcu na niewielką polanę, gdzie dało się wyczuć, że jest to najwyższy punkt góry.

    Pozostało mi odszukać jakiegoś znacznika, słupka geodezyjnego, który jest w mapie określony znakiem topograficznym. Chwila łażenia i jest.

   Dawne miano Smolnej (870 m n.p.m.) to Ptasia Góra, pochodząca z tłumaczenia niemieckiej nazwy Vogelberg. Z górą i okolicą związana jest legenda o Jaśku-Ptaśku (Vogelhannes). Jest to psotny duch pewnego oberżysty, który grasuje po tych terenach, myli drogi wędrowcom i robi inne psikusy. Niestety go nie spotkałem. Za to na szczycie, nieopodal słupka jest oczko wodne o ciemnej barwie, być może Ptasiek się w nim kąpie. 

    Ze szczytu nie musiałem wracać tą samą drogą, którą tu trafiłem, ponieważ jest też jeszcze jedna ścieżka, tym razem schodząca stokiem na południe. Jest ona bardziej stroma,  a wychodzi na wprost dużego paśnika.

    Niedaleko, przy tej samej drodze stoi drugi paśnik, co mogłoby być asumptem do nazwania traktu "Wypasioną Drogą".

    W bezpośredniej bliskości Smolnej nie ma żadnego szlaku, ani pieszego, ani rowerowego, dlatego trzeba dobrze orientować się w terenie, lub używać GPS-a. Przyczepiony do drogi z paśnikami obrałem kurs na wschód, chociaż z czasem zmieniała ona kierunek trawersując Smolną by przy wzniesieniu Wietrznik dobić do Zajęczej Ścieżki (Haselweg). O tym, iż jest to Zajęcza Ścieżka można się dowiedzieć na jej końcu (lub początku), gdzie spotyka się z Zieloną Drogą.

    I właściwie Zieloną Drogą miałem już tylko dotrzeć do Przełęczy Sokołowskiej mijając bokiem Fort Fryderyka usytuowany na jednym z wierzchołków Kamiennej Góry.

    I pewnie bym minął, gdyby nie ścieżka podstępnie wabiącą mnie na górę. Uległem.

   Byłem tu dwa lata temu, dlatego nie miałem w planach odwiedzenia fortu, ale że był blisko to wdrapałem się na skały. Miejsce to upodobali sobie wspinacze, którzy często goszczą tutaj.

    Niewiele zostało z tej małej budowli (7x30 m), która nie odegrała żadnej militarnej roli (za dolny-slask.org.pl ).

    Jak mi się jednak wydaje, najbardziej znanym miejscem na tych skałach jest pamiątka po "Śmiałym skoku Ponzela" w 1887 roku. Pewien ekscentryczny tokarz, August Ponzel, założył się z kolegą, że skoczy ze skał na świerka rosnącego poniżej. Jakby to dzisiaj określono, był trochę zrobiony, więc hamulce nie działały jak należy, toteż wykonał skok i w dodatku go przeżył, choć był poturbowany. Skacząc wygrał zakład i tym samym pęto kiełbasy i butelkę wódki Uran. Sam Ponzel podobno dożył słusznego wieku. Swoją drogą, ten Uran, to ciekawa nazwa alkoholu.

    Wróciłem do zielonego szlaku, który wyprowadził mnie z lasu obok leśniczówki.

     Zbliżając się do Przełęczy Sokołowskiej mijam hacjendę, której dwa lata temu tu jeszcze nie było. Jedyne co pamiętam to betonowe słupy. A dziś? Przytulny domek oraz pałacyk, który chyba będzie pełnił rolę hotelową. A wszystko szczelnie oddzielone murem jak USA od Meksyku.

    Nieco niżej dom w stylu góralskim z pięknym widokiem na Polanicę.

    Poprzednim razem, gdy tędy szedłem, zwróciła moją uwagę architektura stosunkowo nowego kościoła MB Królowej Pokoju. 

    Tym razem zajrzałem do środka i muszę przyznać, że jest efektownie.

    Kolejne białe plamy na mojej mapie wypełnione. Jest jeszcze multum takich miejsc w Sudetach, gdzie mnie nie było. Z tych, co poznałem jedne są ciekawe, inne mniej, ale zawsze to jakieś doświadczenie, bo do jednych z chęcią będę wracał za jakiś czas a do niektórych niekoniecznie. W każdym razie Bystrzyckie są OK (no może niektóre leśne drogi są zbytnio przerośniete) a Polanica-Zdrój dobrym punktem wypadowym.







niedziela, 2 kwietnia 2017

OKOŁOKALENICOWE ŚCIEŻKI



 
   Tęsknota za ciepłem i słońcem sprawiła, że gdy tylko w dzień wolny od pracy niebo okazało się łaskawe, postanowiłem krótkotrwale zaludnić sobą lasy Gór Sowich, zresztą tak samo jak znaczna część społeczeństwa, która wpadła na ten sam pomysł w tym samym czasie. Przekonałem się o tym na Przełęczy Jugowskiej, którą obrałem jako dogodny punkt wypadowy. Samochodów wzdłuż drogi co niemiara i trudno się dziwić, nie trzeba płacić za parking.

    Pomyślałem sobie, że skoro tylu obywateli znajduje się na szlaku, to ja pospaceruję mniej uczęszczanymi drogami, choć wcale nie opustoszałymi. Przekroczyłem zatem bramę lasu.

   Zacząłem od szlaku rowerowego, który prowadził drogą trawersującą najpierw górę Rymarz.

     Mijałem Rymarza i przed twarz narzucała się góra Słoneczna, której to nazwa była adekwatna do widoku. Właśnie świeciło w oczy.

   Obydwie góry oddziela od siebie przełęcz Zimna Polanka jak również potok spływający od niej na północ jarem między wierchami.

    Tutaj można odpocząć i pomyśleć, gdzie dalej iść, gdyż drogi się rozchodzą. Oprócz mnie postój mieli zbierający się w dalszą podróż cykliści, których na szlaku spotykałem dosyć często. Pewnie spragnieni wiosny jak ja.

    Spośród dwóch wariantów dalszej trasy wybrałem lewy - biegnący w dół i trawersujący kolejną górę a zwie się ona Korczak. Droga dochodzi do rozdroża (przełęczy), które na niektórych mapach jest błędnie podane jako Trzy Buki. Trzy Buki znajdują się jakieś czterysta metrów dalej, to miejsce z niemiecka mieni się  Mühlscher Fichte.

    Z tablicy usytuowanej przy skrzyżowaniu dowiedziałem się o której godzinie poszczególne ptaki świergolą. Na przykład taka pokląskwa daje czadu o 2:40. Kiedy więc śpi?

    No i właśnie po przebyciu czterystu metrów niebieskim szlakiem, trafiam na przełęcz Trzy Buki ergo Hemmhübel Buche.

    Tutaj niebieski krzyżuje się z żółtym i jest kilka opcji jeśli chodzi o dalszy przebieg wędrówki.

   Przy rozdrożu znajduje się żółty, mało interesujący krzyż oraz tablica poświęcona ks. J. Popiełuszce.

    Jest też wyraj, gdzie można odprężyć zdrożone ciało lub w razie potrzeby schronić się.

    W dalszą drogę ruszyłem żółtym szlakiem wiodącym nad doliną Ciemny Jar i trawersującym kilka wzniesień, wśród nich Wronę i Chmielinę. Nawet przez chwilę myślałem wdrapać się na tą pierwszą, ale jednak zrezygnowałem uznając, iż nic ciekawego mnie tam nie czeka.

    Miejscami są widoczki na okoliczne góry, tu uchwycony m.in. Popielak.

    Ponieważ nie interesował mnie marsz dalej żółtym do Bielawy, więc gdy droga zmieniła zdecydowanie kierunek puściłem się ścieżką po stoku aż dotarłem do potoku Bielawica płynącego Ciemnym Jarem.

    Tu złapałem szlak niebieski i szeroka leśna droga prowadziła mnie w miarę łagodnie pod górę doliną Ciemny Jar.

    Sugerując się nazwą spodziewałem się głęboko wciętej doliny z wysokimi, stromymi zboczami oraz aury tajemniczości. Nic z tych rzeczy. Wrażenia na mnie nie zrobiła. Zaciekawiła natomiast mnie niebanalna ławeczka przy szlaku: "Turysto, doceń czas wolny".

    Niedawno pojawił się nowy szlak, właściwie kontynuacja zielonego z Kamionek, która doprowadza do Bielawskiej Polanki. Z Ciemnego Jaru odbija wzdłuż Bielawicy obchodząc Końską Kopę. Na wielu mapach jeszcze go nie ma.

    Ja jednak twardo stąpałem po niebieskim i ponownie zawitałem na przełęcz Trzy Buki. Tym razem nie zatrzymywałem się dłużej jeno przemknąłem szybko, przesiadając się na szlak żółty biegnący na Zimną Polankę.

    Zbliżając się do przełęczy można było zauważyć tlące się jeszcze ognisko. Ktoś chyba ogrzewał Zimną Polanę.

    Po intensywnym podejściu na przełęcz należał mi się odpoczynek. Przysiadłem więc na ławce i ciesząc okolicznościami przyrody uzupełniałem energię.

   Używa się się dwóch wersji nazwy przełęczy, Zimna Polana i zdrobniale Zimna Polanka, choć ta pierwsza jest oficjalna. Niemcy określali to miejsce Kaltes Plänel lub w niektórych mapach Kalter Plan.

    Szlak żółty, którym tu doszedłem przyłącza się na polanie do czerwonego biegnącego z Przełęczy Jugowskiej i razem wdrapują się na Słoneczną (Sonnen Koppe). Ta część mojej wędrówki wiedzie popularną trasą, więc trudno się dziwić, że co rusz napotykam kogoś na niej.

    Słoneczna to już przedpokój Kalenicy, dalej  jest łagodnie. Przelotny deszcz nieco mnie zaskoczył, ale trwał niezbyt długo i nie wpłynął znacząco na komfort przechadzki. Przy Słonecznych Skałkach opad ustał.

   Na wszelakich mapach widać obok siebie zaznaczone dwie grupy skał: Słoneczne Skałki i Dzikie Skały.

    Nie wiem skąd się wzięło takie rozróżnienie, gdyż na starych mapach jest tylko Sonnenstein czyli Słoneczne Skałki, które zresztą nadawały nazwę całemu wierchowi. Podobno niegdyś Kalenica zwała się Kuh Berg, ale nie znalazłem starej mapy z tą nazwą a dokopałem się do 1881 roku. Dopiero później, w 1933 roku, gdy postawiona została wieża imienia Hindenburga na szczycie, zaczęto mówić o górze Turm Berg. A po naszemu Kalenica, nazwa wzięta z budownictwa, ale co tu mówić - pasuje. Zresztą w Monitorze Polskim z 1949 roku Kalenica została przemianowana z Sonnenstein a nie z Kuhberg.

    Wieża Hindenburga to jakaś odmiana dla wszechobecnych wież Bismarcka. W Polsce jakoś nie ma tradycji nadawania patronatu wieżom widokowym. Może i dobrze, bo często takie honorowanie ociera się o politykę.

    Na najwyższej platformie miłym dodatkiem jest opis panoramy widzianej ze szczytu. Pomaga to w orientacji i obserwacji.

   Na północy Słoneczna, Rymarz, Kozia Równia, Wielka i Mała Sowa.

    Bardziej na zachód widoczne Szpiczak oraz Waligóra w Górach Suchych.

   Na południu mniej znane szczyty sowiogórskie m.i. Malinowa i Szeroka.

    Na wschodzie Bielawa widoczna za Wroną i Chmieliną, których stokami już podczas tej wycieczki maszerowałem.

    Przydałoby się jakieś malowanie wieży, bo powoli sama zmienia barwę na rudą.

   Z Kalenicy nogi zawiodły mnie na Żmija. Wprawdzie obydwa szlaki przed szczytem omijają górę, ale jest na rozdrożu drogowskaz i wyraźna ścieżka dojściowa. Trzy lata temu, gdy tu wędrowałem, nie było jeszcze tabliczki zachęcającej do wejścia na Ottenstein (dawna nazwa). A warto.
  Zachodni stok Żmija nie jest zadrzewiony, dzięki czemu mamy przyjemność podziwiania krajobrazu z Jugowem. To miejsce służy także paralotniarzom za pas startowy.

    Na północnym skraju wierchu znajduje się charakterystyczna skała, chociaż właściwie widać tylko jej interesujący czubek.

   Z dołu, z drugiej strony wygląda trochę inaczej i widać, że jest znacznych rozmiarów.

    Nieco niżej, na wąskim grzbiecie południowego krańca wierzchowiny jest tego więcej. Tutaj znajduje się skupisko skałek.

    Niegdyś znajdował się tutaj punkt widokowy, co można potwierdzić oglądając stare fotografie i ryciny na dolny-slask.org.pl .

    A co widać ze skały? Przede wszystkim Popielak a za nim Szeroka i Malinowa. Niżej dolina Poidło.

   Ze Żmija zawędrowałem na Bielawska Polanę, przełęcz pomiędzy Kalenicą i Popielakiem. W takich miejscach często są miejsca do odpoczynku, nie inaczej jest i tutaj.

    To także węzeł szlaków, skąd można udać się w wielu kierunkach. Podobnie jak w przypadku Zimnej Polany, używa się także zdrobnienia.

   Na dalszą drogę wybrałem szlak rowerowy, szeroką szutrową drogę trawersującą zachodnie stoki masywu Kalenicy.

    To idealna droga na przyjemny, niemęczący spacerek. Widoków niestety nie ma ale przytrafiają się malownicze potoki spływające stromymi jarami.

    No może nie do końca brak widoczków, bo bliżej Przełęczy Jugowskiej droga przecina stok narciarski z wyciągiem i stąd widać Polanę Jugowską, która w słoneczne, ciepłe weekendy bywa zapełniona miłośnikami leżingu i grillingu.

   Wiosenny rozruch zrobiony, wkrótce następne wycieczki w coraz lepszych, mam nadzieję, warunkach atmosferycznych. A kończę, gdzie zacząłem - na Przełęczy Jugowskiej.