sobota, 31 lipca 2021

LEWIN - PAŃSKA GÓRA - ZIMNE WODY



     Ponownie, jak trzy tygodnie wcześniej, swoją sudecką przechadzkę rozpoczynam w Lewinie Kłodzkim, ale trasa jest w zupełnie innym kierunku, co nie znaczy, że w nieznanym, gdyż niespełna rok wcześniej startowałem stąd na Feistův kopec i pierwsze cztery kilometry tej, pokrywa się dokładnie z ówczesną.

    Czarny szlak mnie tu przywiódł ostatnim razem, czarny zatem mnie stąd zabiera w dalszą podróż. Po wyjściu z rynku pędzę na południe pod prąd Klikawy, mijając trzy zbiorniki utworzone na niej.

    W Lasku Miejskim rozstaję się z Klikawą przy kaplicy Jana Nepomucena, ale nie na stałe. Jeszcze będę miał z nią do czynienia podczas tej wycieczki.

    Przed kaplicą zaparkował również niezwykły pojazd; Hepcio, zainspirowany samochodem Lloyda i Harry'ego z filmu "Głupi i głupszy". Ten należy do stowarzyszenia "Zawsze Kolorowo".

    Żeby było szybciej, drogę krzyżową za kaplicą biorę krótszą drogą, pomijając większość stacji, które dokładniej poznałem na zeszłorocznej wyprawie.

    Kolejne znane mi miejsce to skrzyżowanie szlaków nad Laskiem Miejskim. Ładne stąd są widoki, głównie na północ.

    Na trasie jest również kaplica w Jerzykowicach Małych, choć właściwie to jeszcze w lesie, jakieś dwieście metrów od zabudowań. 

    Nad Jerzykowicami Małymi znowu jest okazja do obserwacji okolicy z góry. Najbliżej jest Grodziec a wyróżnia się w tle również długi Skalniak.

    Pańska Góra Zachód - do tego miejsca moja wycieczka pokrywa się z zeszłoroczną, dlatego nie rozwodziłem się nadto nad opisem miejsc, gdyż dokładniej zrobiłem to we wpisie "Feistův kopec". Od teraz jednak będę kroczył po nieznanych mi dotąd ścieżkach.

    Czarny szlak biegnie dalej granicą trawersując Pańszczycę i wspinając się na Pańską Górę, lub jak wolą Czesi - Panský kopec. O ile po polskiej stronie krajobraz jest leśny, o tyle po czeskiej występują piękne zielone łąki i widoczki są niczego sobie. 

    To naprawdę piękny odcinek szlaku z widokami na Góry Orlickie i Pogórze Orlickie. Cicho, bezludnie, komfortowo.

    Pierwszą osobą, jaka spotkałem na szlaku był cyklista delektujący się atmosferą i widokami. A to już Panský kopec, którego wierzchołek jest po stronie polskiej.

    Na Pańskiej Górze jest sporo kamiennych placów, na których bywający tu wędrowcy układają piramidki. Ja takiej potrzeby nie poczułem. Na nieboskłonie króluje Orlica.

    Szczyt Pańskiej Góry z Orlicą w tle. Bardzo przyjemne miejsce, przestronne, według mnie świetne na rozbicie namiotu. 
     
    Przy zejściu z góry, kontynuując wędrówkę czarnym i zielonym szlakiem, widać to, co niedostępne z wierzchołka a mianowicie północny krajobraz z charakterystycznym profilem Gomoły.

    Pańska Góra Wschód - tu rozchodzą się szlaki, na dalszą podróż wybieram czarny, nadal biegnący granicą.

    Jednak w którymś momencie muszę zostawić szlak i dalej iść wzdłuż granicy, aby dotrzeć do miejsca, które jest głównym celem tej eskapady. Robię to przy słupku III/129.

    Miejscem, do którego tak bardzo dążę, to najwyżej położony punkt gminy wiejskiej Lewin Kłodzki. Znajduje się on pomiędzy słupkami 128/3 - 128/2 i wynosi ok. 828 m n.p.m. Miejsce to znajduje się na stoku dwuwierzchołkowego bezimiennego wzniesienia, ale obszar na którym się znajduje nazywa się Hraniční les.


    Pędząc dalej podług granicy, czekała mnie jeszcze niespodzianka a był nią krzyż pokutny, nie wiadomo jednak dokładnie z którego wieku. Ukryty wśród krzewów borówek, ale oznaczony.

    Po chwili dobijam do Autostrady Sudeckiej w miejscu dawnego przejścia granicznego Olešnice v Orl. horách - Čihalka/Duszniki-Zdrój.  To jest skrajny punkt mojej wycieczki, teraz będę wracał do Lewina.

    Po czterystumetrowym asfaltowym odcinku, łapię szlak czarny i z powrotem włażę do lasu na węźle "Rozdroże nad Kozią Halą". 

    Chwilkę podreptałem szlakiem a potem rzuciłem się w nieznane, odbijając na jakąś ścieżkę naniesioną na mapę. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem, niestety dróżka w pewnym miejscu zabrnęła w niezwykle grząski teren, nasiąknięty niemożliwie i musiałem obchodzić teren szukając suchego. Po prostu trafiłem na obszar źródliskowy Klikawy.

    Kilka nitek zaczynających niedaleko swój bieg łączy się tutaj ze sobą tworząc początki Klikawy, z którą już wielokrotnie miałem okazję się spotkać na wielu jej odcinkach, nawet na końcowym już w Czechach.

    Podmokłe podłoże i zwarte miejscami zarośla wygnały mnie na pobliską łąkę, gdzie znalazłem dróżkę, która zawiodła mnie znowu nad potok a potem już poszło.

    Złapałem w lesie zielony szlak a z nim już będę szedł przez dłuższy dystans. Oczywiście w towarzystwie Klikawy, z której biegiem prowadzi trasa.

    Wyszedłszy z lasu trafiam do Zimnych Wód. Okazuje się, że w tej osadzie znajduje się tylko jeden dom, po lewej stronie drogi. Kiedyś ta osada (daw. Kaltwasser) posiadała wiele gospodarstw na północnym stoku Pańskiej Góry, czyli powyżej tego jedynego, które pozostało i ciągnęły się aż do wysokości 750 m n.p.m. a przecież wierzchołek Pańskiej Góry leży na 782 metrach n.p.m.

    Natomiast wszystko, co po prawej stronie drogi, to administracyjnie już Jawornica. A tu ładna sudecka chałupa.

    Od czasu do czasu zaglądam do Klikawy i cyk... jakiś wodogrzmocik się trafia a to dla mnie magnes jak pieron.

    Kolejny z rozproszonych budynków jest już oficjalnie w Jawornicy. Zaraz za nim zaczyna się asfalt, choć ze względu na stan, raczej nie jest udogodnieniem dla pojazdów.

    Wartą odnotowania jest też kaplica MB w Jawornicy, pochodząca z 1714 roku, wzniesiona dla upamiętnienia zarazy z 1713.

    I tak dodreptałem z powrotem do Lewina a konkretnie do Lasku Miejskiego, gdzie ponownie widzę kaplicę Nepomucena. 

    Mijam znów trzy zalewy lecz tym razem z drugiej strony.

    Widzę kościół Michała Archanioła, więc to już prawie centrum, gdzie zaparkowałem samochód. W tle góra Szubieniczna.

    Tak więc żegnam się z Lewinem, chyba na dłuższy czas, bo w następnych kilkunastu wycieczkach nie mam go w planie.

     W sumie 15 przyjemnych kilometrów.


    

  


niedziela, 11 lipca 2021

LEWIN - JELENIÓW - JARKÓW

 



    Kolejna przechadzka po Wzgórzach Lewińskich, moim zdaniem wielce atrakcyjnych. A skoro Wzgórza Lewińskie, to oczywiście Lewin Kłodzki, skąd rozpoczynam wędrówkę i tu ją zakończę. Z głównego placu, którym tu jest Plac Tadeusza Kościuszki, ruszam w kierunku wiaduktu kolejowego, wdzięcznego obiektu fotograficznego.

    Towarzyszy mi Klikawa, potok, z którym miałem do czynienia w Kudowie i jestem pewien, że jeszcze będę miał okazję się z nim spotkać w przyszłości.

    I oto jest; sześcioprzęsłowy most kolejowy nad Klikawą, drogą krajową nr 8 i ulicą Obrońców Warszawy, łączący zbocza doliny na wysokości 27 metrów. Prezentuje się imponująco.

    Ten malowniczy wiadukt, przypominający swym wyglądem dawny rzymski akwedukt, zbudowany z kamienia w latach 1903-05 przez włoskich inżynierów, ma około 120 metrów długości.

    Za wiaduktem łapię szlak niebieski, przecinam ósemkę oraz Klikawę i podchodzę pod Szubieniczną. Z wysokości widok na stronę południową z Taszowskimi Górkami.

    Po lewej stronie dróżki, w gęstwinie, kryje się wyraźna kulminacja Szubienicznej, natomiast pod ziemią przechodzi tunel kolejowy linii 309. 

    I właśnie odcinek tej linii, pomiędzy Kulinem a Lewinem, jest niemiłosiernie powywijany, jakby zaprojektowany dla zabawy, co można dostrzec patrząc w mapę. A szlak, którym idę, dwukrotnie przecina tory tej linii.

    Za torami droga przebiega środkiem wiklinowego pola. Mnóstwo młodych wierzb rośnie gęsto dookoła a na wprost Kościelny Las.

    Po minięciu wierzb, teraz przy drodze dla odmiany owocowe drzewa a dokładnie czereśnie. Niestety ich kolor mówi, że na konsumpcję jeszcze ciut za wcześnie.

    I tak docieram do Jeleniowa nad zbiornik wodny, gdzie na krótkim postoju przekonałem się, że ryby jedzą banany.

    Szlak powędrował w Góry Stołowe, ja natomiast chcę się dostać na granicę i żeby tam trafić muszę przez Jeleniów przejść (na szczęście chodnikiem) wzdłuż ruchliwej ósemki. Trochę wcześniej mijam miejscowy kościół pw. Trójcy Świętej, pochodzący z końca XVII wieku, którego krótka historia widnieje na tablicy obok schodów wiodących do niego.

    Idąc przez Jeleniów mijam także po drodze zabudowania dawnego, bo XIX-wiecznego folwarku.

    Po uwolnieniu się od głównej drogi, obieram kierunek południowy i już trzeci raz podczas tej wycieczki przecinam tory kolejowe na linii z Kłodzka do Kudowy. W oddali widoczna jest m.in. Ptasznica - góra nad Jarkowem, gdzie wkrótce mam zamiar się pojawić.

    Zanim to jednak nastąpi, docieram do węzła Nad potokiem Sejřava, który to potok - jak zaznaczałem w poprzednim wpisie - zwie się Dolskim Potokiem, a przynajmniej tak wynika z oficjalnych map Geoportali: czeskiego, jak również polskiego.

    Dalej szlaki prowadzą leśną, graniczną ścieżką i w drodze napotkać można coś, czego w lesie raczej nie spodziewamy się zobaczyć. Wygląda jak grób, ale raczej tylko symboliczny. Nawet tabliczka jest nieopisana, chociaż ktoś znicze tu zapala.
  
    Rozdroże nad Jarkowem. Na podejściu szlaki się rozchodzą, oba idą do Jarkowa, ale jeden szybciej. Wybieram dłuższą wersję. 

     I dobrze zrobiłem, bo mogłaby mnie ominąć niezwykła atrakcja a jest nią punkt widokowy na północnym stoku Ptasznicy z panoramą na północną i wschodnią stronę. Dodatkowym atutem miejsca jest wychodnia skalna, z której wierchu można podziwiać te zacne krajobrazy. Pod pewnym kątem wierzchołek jednej z wystających skał przypomina mi wynurzający się z wody łeb rekina.

    Od strony odkrytej stoku, część lica skały jest odsłonięta, co dobrze widać, gdy się zejdzie po stromiźnie nieco niżej.

     Najfajniejsze są jednak widoczki. Brak wysokich drzew w okolicy skały, pozwala cieszyć się sporym zakresem horyzontalnym. Najbardziej na wschód widoczny jest Lewin Kłodzki, za nim wystający stożek Gomoły, jest cały grzbiet Grodźca a nawet Kopa Śmierci i Narożnik.

    Bardziej na północ Skalniak i Krucza Kopa.

    I rzut oka na Kudowę-Zdrój a w oddali wyróżnia się wierzchołek w czeskiej części Gór Stołowych - Ostaš.

    Z Ptasznicy zejście do Jarkowa. Na wprost sterczy Gomoła z ruinami zamku Homole i podestową drogą na górę, jako atrakcja turystyczna.

    Jarków najbardziej znany jest z ogrodu japońskiego, a że przechodziłem obok i nie zauważyłem tłumów, to skusiłem się na wizytę. To bardzo klimatyczne miejsce.

    Najważniejszą rolę w takim ogrodzie, poza roślinnością, pełnią woda i kamienie. Istotne także są różnego rodzaju posągi i pagody.

    Odświeżony psychicznie wracam do Lewina. Jak zawsze, zwracam uwagę na stare, poniemieckie przydrożne kapliczki, krzyże i inne świątki, szczególnie jeśli maja w sobie walor artystyczny. Akurat jeden taki, spotkany przy drodze, przykuł moją uwagę tym, że jest uszkodzony. Postaci na krzyżu brakuje rąk.

    I pewnie nie wspomniałbym o tym, gdyby nie następny krucyfiks, kilkaset metrów dalej, gdzie Jezusowi także brakuje tychże kończyn. 

    Ostatnie metry przed Lewinem, szlak prowadzi łąkami i jest to piękny, przestrzenny odcinek, taki, jakie lubię.

    I na tym pustkowiu, zewsząd otoczona polami i łąkami, stoi kolumna maryjna z 1884 roku. Podobna stoi na rogu lewińskiego rynku.

    I właśnie w rynku, czyli na Placu Tadeusza Kościuszki, kończę tę ponad jedenastokilometrową wędrówkę.