niedziela, 14 maja 2017

JOLA




    Coś ostatnio nie mam szczęścia do tych okolic. Poprzednim razem pogoda przeorganizowała moją wycieczkę i niestety tym razem było podobnie. Plany były ambitne, ale cóż, przynajmniej zaliczyłem jeden z celów.
     Zawsze chętnie przyjeżdżam do Sokołowska, to  miejsce ma klimat, dosłownie i w przenośni, wszak to uzdrowisko. Owszem, jest trochę zapomniane, lata świetności przypadały na okres, gdy nazywało się Görbersdorf, ale widok tłumów tutaj wcale by mnie nie cieszył.

    Z Sokołowskiem związany był w młodości wybitny polski reżyser Krzysztof Kieślowski, którego imieniem jest nazwany skwer w centrum miejscowości.

    Wioska, jak i okolica, oplecione są siecią szlaków, zatem jest gdzie chodzić czy też jeździć na rowerze. Wybrałem kierunek południowy i ulicą Parkową zmierzałem lekko pod górę zacienioną alejką. Po drodze sanatorium, Dolnośląski Ośrodek Opieki Międzypokoleniowej "Biały Orzeł", dawniej sanatorium Römplera. Ten budynek, cześć kompleksu, został wybudowany w 1876 roku.

   Sanatorium położone jest w przyjemnym otoczeniu parku, w którym zwracają na siebie uwagę rzeźby.

   Jest także Asklepios, grecki bóg sztuki lekarskiej.

   Kawałek wyżej jest "Waldquelle", źródełko wody pitnej a właściwie misa, do której powinna cieknąć woda z reliefu przedstawiającego scenkę rodzajową. Niestety cieczy brak. Na budowli jest także wyryty fragment wiersza Goethego.

   W miłym, parkowym otoczeniu znajduje się również cerkiew św. Michała Archanioła, którą wybudowano w latach 1900-1901 z myślą o odwiedzających uzdrowisko Rosjanach. Różne były koleje losu tej świątyni, ale obecnie pełni swoją pierwotną funkcję.

    Gdy przechodziłem obok, akurat trwało nabożeństwo, w związku z czym miałem przyjemność przez chwilę podejrzeć bogate wnętrze jak i obrządek.

   Dla tych, którzy nie chcą przechodzić przez Sokołowsko tylko od razu pragną zanurzyć się w górskiej przyrodzie, na krańcu wsi jest parking, przed ośrodkiem wypoczynkowo-szkoleniowym "Leśne Źródło" (dawniej pensjonat "Waldenduft" - Zapach Leśny). Obecna nazwa oczywiście nawiązuje do mijanego wcześniej Waldquelle. Ta część Sokołowska była niegdyś kolonią o nazwie Büttnergrund i dolina, która dalej wiedzie wzdłuż potoku Sokołowiec Mały, także miała takową.

   A dolina jest wspaniała. Strome zbocza po obu stronach odcinają od świata nakazując iść przed siebie bitą drogą coraz to wyżej. Świetne miejsce spacerowe. Po lewej stoki Włostowej, z prawej Kozi Róg.

    Następnie po prawej pojawiają się stoki Garnca (Góralca) a na wprost widać już wierzchołek, na który mam zamiar wejść.

    "Jola" miała być jednym z wielu celów tej wycieczki. Innym miał byś Czarnek, intrygująca swą "łysiną" góra, pod którą chwilę później stanąłem na rozdrożu. W tym momencie niebo zaczęło mnie niepokoić.

   To tylko chmury, tłumaczyłem sobie, jeszcze niedawno ich nie było i zaraz pewnie też ich nie będzie. Pozytywne myślenie pchało mnie dalej aż do kolejnego rozdroża pomiędzy "Jolą", Czarnkiem i Garncem.

   Jest paśnik, który w razie czego uchroni przed deszczem, więc nieco śmielej podchodzę wzdłuż Sokołowca Małego jeszcze wyżej w stronę stoku Waligóry. A na niebie walka dobra ze złem; pół granatowo, pół błękitnie.

    Od wschodu wreszcie atakuję górę po stromym stoku. Kiedy wygramoliłem się na szczyt poczułem porywisty wiatr. Ale to jeszcze nic.

   Wierzchołek częściowo jest odsłonięty, zatem widoki z niego są niezłe. Na wschodzie  zachodni rozróg Waligóry i bardziej na północ Suchawa.

     Na północy przed Suchawą, Kostrzyną i Włostową - Czarnek, którego miałem w dalszych planach.

   Na wierchu słupek geodezyjny z liczbą 156.

    No i wreszcie nasuwa się pytanie: czym jest Jola? Widnieje ona na kilku mapach, w tym Geoportalu. Można przypuszczać, iż nie chodzi o górę, lecz prawdopodobnie o formę skalną, której niestety nie dostrzegłem. Najciekawsze jest to, że szczyt, na którym stałem w starych mapach nosi nazwę Scholzen Köppel  z wysokością 790 m n.p.m. Po wojnie przemianowano to właśnie wzniesienie na Kopicę (Monitor Polski 1949) a nie górę  oddaloną o pięćset metrów na południe z wysokością 803 m n.p.m. Dziś wszystkie mapy podają Kopicę 803 na granicy polsko-czeskiej. Takich kwiatków w mapach jest jeszcze wiele.

    Następny miał być Czarnek, ale do silnego wiatru doszły delikatne krople deszczu, co zmusiło mnie do szybkiej ewakuacji z Kopicy do paśnika, którego sobie wcześniej upatrzyłem. Jednak gdy zbliżałem się pod daszek doszły jeszcze efekty dźwiękowe w postaci grzmotów, więc przyśpieszyłem kroku i puściłem się w drogę powrotną. W takiej dolinie odgłosy burzy potęguje echo, stwarzając atmosferę grozy i jednocześnie ekscytacji.

    Zabrakło mi jakichś dwustu metrów by nie zmoknąć, ale w końcu dotarłem pod dach "Leśnego Źródła", gdzie przeczekiwałem najgorsze. Nawet ponczo na taką ulewę nie pomaga. Po burzy trafiłem jeszcze pod "Grunwald", który na szczęście jest przywracany powoli do życia dzięki Fundacji Sztuki Współczesnej IN SITU. Budynek, w którym mieściło się niegdyś sanatorium Brehmera, powstawał w latach 1862-1871. Dr Brehmer założył w Görbersdorfie pierwsze na świecie sanatorium przeciwgruźlicze.

    Chociaż Görbersdorf nazywany był  śląskim Davos, to w rzeczywistości szwajcarskie miasto wzorowało się na nim, a to za sprawą Alexandra Spenglera, pioniera leczenia gruźlicy właśnie w Davos. Obecna nazwa wioski - Sokołowsko jest uczczeniem zasług dra Alfreda Sokołowskiego, polskiego ftyzjatry (pulmunologa), który współpracował z Hermannem Brehmerem. Sporo czasu jeszcze upłynie, nim obiekt zostanie przywrócony do stanu z lat świetności.

    Uwagę moją przykuła też elewacja Biblioteki Publicznej, z pamiątkową tablicą poświęconą K. Kieślowskiemu.

   Niestety to koniec wycieczki, której plan pokrzyżowała pogoda. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz