piątek, 27 maja 2016

KRÁLICKÝ SNĚŽNÍK




   Stříbrnice, mimo wiejskiego charakteru, administracyjnie są częścią Starého Města, niewielkiego miasta na Morawach. Dla odróżnienia od innych Starych Miast w Czechach, to nazywane jest też Starym Miastem pod Śnieżnikiem. A skoro pod Śnieżnikiem to znaczy, że znalazłem się we właściwym miejscu.
Sporo w okolicy jest wyciągów i tras zjazdowych dla narciarzy i pod jednym z nich zacząłem górską wędrówkę.

    Szlak niebieski wiedzie asfaltem aż pod kościół, gdzie spotyka się z żółtym.

    Żółtym będę wracał więc na górę zabieram się niebieskim, który przed świątynią schodzi z asfaltu i włazi na łąki a z tych widok już jest niezły. Po drugiej stronie drogi góra Štvanice z wyciągami usytuowanymi wokół niej na stokach.

   Na zachodzie najbardziej widoczna Tetřeví hora, miejsce startowe paralotniarzy.

   Łąki kiedyś się kończą i przychodzi pora wejścia do lasu. Przy szlaku znajdują się resztki kapliczek, trzy takie oznaczone są na <mapy.cz>. To pozostałości po dawnej drodze krzyżowej.

    Droga krzyżowa wiodła do kaplicy Marii Panny, która została kiedyś zniszczona podczas zwózki drewna. W latach 2003-2004 została wybudowana replika kapliczki.

    Przy kapliczce do niebieskiego dołącza z dołu szlak czerwony a ja razem z nimi wspinam się dalej.

    Kolejnym przystankiem w drodze na Śnieżnik był Adélin pramen czyli źródełko bardzo przydatne w upalne dni na szlaku.

    Przy nim jest tzw. přístřešek z bieżącą wodą i światłem (są świece i zapałki).

   Pnąc się wyżej szlaki dochodzą do szerokiej drogi leśnej, gdzie zaczyna swój bieg szlak żółty zmierzający w dół do Stříbrnic. Stoi tu rozcestník "Nad Adéliným pramenem".

    Mnie na razie nie interesuje ten kierunek w dół więc podchodzę dalej czerwonym i niebieskim. Po drodze minąłem Passata stojącego na poboczu jakby to było normalne. Przy samej granicy droga wykręca o 180 stopni a na tym wirażu, na styku państw rosną dwa wysokie drzewa.

    Ale to nie o drzewa chodzi lecz o to, co pod nimi. Dwóch czeskich wędrowców,  już nie młodzieńców, leżąc raczyło się piwem. Przystanąłem chwilę na rozmowę i pół godziny minęło jak z bicza strzelił. Ci przesympatyczni ludzie już od kilku dni byli w drodze, przemierzali góry i z przyjemnością wspominali swoje niegdysiejsze pobyty w Polsce, czy to w Częstochowie czy też na Mazurach. Oczywiście częstowali mnie Holbą, którą mieli ze sobą. W tej wędrówce, wydaje się, że pojęcie czasu było dla nich abstrakcją. Dla mnie niestety nie więc pożegnawszy się ruszyłem dalej zostawiając jednak szlaki czeskie przeskakując na zielony idący wzdłuż granicy. Po kilkuset metrach wreszcie ujrzałem swój cel.

    Prawie równolegle do zielonego biegnie czeski szlak schodzący się miejscami z granicznym. Będę nim wracał. Na razie wdrapuję się na Śnieżnik.

    Powyżej górnej granicy lasu wreszcie otwierają się przestrzenie. Szkoda, że pogoda taka sobie.

    Zbliżając się do szczytu już z daleka widziałem tłumy na nim.

    Zrobić zdjęcie na Śnieżniku tak aby w kadrze nie było nikogo jest jak uczesanie jeża -  niemożliwe.

   Kupa kamieni po starej wieży widokowej jest najwyższym punktem Śnieżnika toteż oblegana jest nieustannie. Wkrótce może jednak zniknie bo są już plany budowy nowej wieży - oszklonej.

   Nie będę gorszy, wlezę i ja. Widoki już mi znane i niejednokrotnie podziwiane: na południowym wschodzie zasnute Jesioniki.

   Na północy Czarna Góra.

    Na rozległym wierzchołku Śnieżnika jest wiele obiektów wzmagających ciekawość. Jednym z nich jest pewien słup, jakby piedestał jakiegoś pomnika.

    Jest to punkt triangulacyjny czyli, dla laika jak ja, punkt odniesienia w geodezji. Dla Czechów to trojmezník.

    Konni turyści także zawitali na górę.

   Niedawno grzebiąc w starych szpargałach odnalazłem swój certyfikat potwierdzający zdobycie Śnieżnika Kłodzkiego sprzed blisko 20 lat. Taka pamiątka z podpisem Zbigniewa Fastnachta. Pamiętam tamten majowy dzień, piękną wówczas pogodę i niewielki ruch na szlaku. Ach, wspomnienia...

    Czesi używają nazwy Králický Sněžník dla odróżnienia go od innego w tym kraju  Śnieżnika a chodzi o Děčínský Sněžník. W Polsce więcej Śnieżników nie ma. Przynajmniej o żadnym innym nie słyszałem a mimo to używają niektórzy wobec góry nazwy Śnieżnik Kłodzki, co odnosi się jednak do rezerwatu przyrody znajdującego się tutaj.
   Z góry zacząłem schodzić na czeską stronę żółtym, czerwonym i ścieżką edukacyjną naraz. Po kilkuset metrach dochodzę do ważnego dla naszych sąsiadów miejsca - źródła rzeki Morawy.

  A w dole oczywiście dolina tejże, płynącej pomiędzy wierchami masywu.

    Idąc dalej na południe trafia się na już legendarnego słonia. Figura słonika zdobi od 1932 roku stok Śnieżnika a została ustawiona przez grupę artystyczną Jeschker, której członkowie byli częstymi gośćmi schroniska stojącego tu kiedyś obok.

   Dlaczego słoń? Pierwotnie symbolem grupy był lilak zwany bzem ale ktoś zauważył, że kichnięcie słonia brzmi "jesch" i swój symbol zmienili.

    Schronisko, którego pozostałości jeszcze tu stoją, zostało otwarte w 1912 roku i nosiło imię księcia Jana Liechtensteina jako właściciela tego terenu. Opiekowało się nim wielu dzierżawców ale w końcu obiekt został zburzony w 1971 roku a więc dwa lata przed wysadzeniem wieży widokowej na Śnieżniku. Takie były czasy.

    Gnam dalej przed siebie w dół wchodząc w las. Na jednym z rozstajów (Franciska) żółty szlak ucieka w prawo,  ja trzymam się czerwonego.

    Trochę niżej ponownie spotykam dwóch czeskich wędrowców, którzy dopiero teraz udawali się na Śnieżnik. Dla nich czas to pojęcie względne. Tym razem rozmawialiśmy tylko chwilę. Nie wiem czemu ale pomyślałem sobie o cyklu telewizyjnym "Na rauszu przez świat".

    Kolejne kroki zawiodły mnie na siodło pod górą Stříbrnická, gdzie z tejże góry schodzi szlak niebieski i dołącza do czerwonego, którym maszeruję.

    Szlaki wspólnie omijają wierzchołek. Niby już szedłem tym stokiem idąc na Śnieżnik ale to było piętro niżej i z gorszymi widokami. A stąd widać Staré Město.

    Pod Ludmilou następuje gwałtowna zmiana kierunku marszu. Wchodzę na szeroką drogę by trafić tam, gdzie już byłem: Nad Adéliným pramenem.

    Dalej jednak kontynuuję zejście po żółtym, między innymi murowanym mostkiem, pod którym przepływa Stříbrnický potok, spływający z góry dość głębokim jarem.

    Szedłem tak sobie spokojnie szutrową drogą aż znienacka pojawił się asfalt. Jakie to czeskie.

    Docieram nim do sporej krzyżówki oznaczonej jako Návrší czyli pagórek.

    Poniżej drogi znajduje się górna stacja wyciągu orczykowego. Zimą pewnie tu jest ludniej, o ile śnieg dopisuje.

   A tuż obok stoi turystyczna chata Návrší. Śmiało tu można samochodem dojechać ze Stříbrnic.

    Pod chatą bierze początek jeszcze szlak niebieski i wraz z żółtym schodzi w dół prawie równolegle do wyciągu by rozejść się tuż przed dolną stacją wyciągu.

    Żółty dochodzi do miejsca, gdzie łączą się dwa potoki: bezimienny wpada do Stříbrnického. Nieco wyżej, na tym drugim, znajdują się nienaturalne ale efektowne kaskady.

    Dalej z biegiem potoku wkraczam do Stříbrnic.

    I przechodząc obok kościoła (kaplicy?), pod którym już już byłem, zmierzam do punktu wyjścia.

   Poniżej wyciągu, przy skręcie na Nový Rumburk, jest duży plac, gdzie można zaparkować.

    Z kilku aut, jakie tu stały, było też jeszcze jedno z Polski. A więc jakiś rodak także wybrał to miejsce na punkt wyjścia w góry. To jest dobra lokalizacja na wypad w Masyw Śnieżnika po czeskiej stronie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz