środa, 3 maja 2017

TRUDNA DROGA DO ZABITEJ DZIEWCZYNY



     "Zabita Dziewczyna" to miejsce w Górach Stołowych, gdzie wieki temu rozegrał się dramat. Na starych niemieckich mapach opatrzone jest nazwą Tote Magd (terminem Magd określano dawniej w krajach niemieckojęzycznych wiejską służącą). Na polskich mapach jest to Krzyż Marty Gorgi.
    Krzyż Marty to tylko jedno z miejsc, które chciałem zobaczyć w czasie tej wycieczki, dlatego też opracowałem sobie taką trasę, by było interesujących mnie punktów więcej. Jak się okazało drogi na gruncie nie zawsze wyglądają tak dobrze jak w mapach z lotu ptaka, o czym przekonałem się nie pierwszy zresztą raz. Ale przecież "errare humanum est".
    W Batorówku przy Praskim Trakcie znajduje się parking powstały głównie z myślą o turystach odwiedzających Góry Stołowe. Oprócz miejsc postojowych jest tu sporo terenu na biwak.

     Po drugiej stronie traktu przepływa Czerwona Woda tworząc akurat w tym miejscu niewielkie rozlewisko, w którym taplają się kaczki. A wokół wszędzie mgła spowijająca Góry Stołowe, im wyżej tym gęściejsza. Jest klimat.

    Zaraz za Hutniczym Mostem jest skrzyżowanie, tu szlaki się rozchodzą i zgodnie z zamierzeniem trzymam się żółtego.

    Tuż przed następnym kamiennym mostem szlak schodzi z asfaltu na lewo i biegnie wzdłuż Czerwonej Wody płynącej malowniczym Cygańskim Wąwozem.

    Do tego mostu jeszcze wrócę, tak więc na razie nie zatrzymuję się dłużej przy nim.

    Dróżka przebiega w pewnej odległości od potoku, więc go nie widać, ale za to słychać. W pewnym momencie szmer zamienia się w łoskot, co nie uszło mojej uwadze i musiałem to sprawdzić. Ruszyłem kilkadziesiąt kroków w stronę Czerwonej Wody i ujrzałem nieduży wodospad.

    Schowany wśród drzew i skał pięknie huczy. A nie jest on naniesiony na żadną z map, ale to chyba dobrze.

   Jako miłośnik górskich potoków i wodospadów byłem zachwycony. Cała ta sceneria zrobiła na mnie wspaniałe wrażenie, cieszyłem się jak komar wędkarzami.

    Kilkumetrowy próg skalny powoduje spadek wody do kotła, z którego jest wąski odpływ między skałkami. I jeszcze ten kolor wody, nazwa potoku przecież nie wzięła się z niczego, faktycznie ma zabarwienie rdzawe (Rothwasser).

    Chwilę jeszcze poobserwowałem widowisko, ale czas jest nieubłagany i trzeba ruszać dalej.

    Przy dróżce ze szlakiem żółtym można zaobserwować ślady dawnej działalności człowieka. Znajdowały się tu niegdyś kamieniołomy, co jest zaznaczone na starych mapach.

    Na jednym z kamieni napis, jeśli dobrze odczytałem to "P Drott 1907-1913". Nie wiem o co chodzi. 

    Szlak wychodzi w końcu z lasu i dobija do asfaltowej drogi tuż przed Batorowem. Znajdowała się w nim kiedyś huta szkła kryształowego, będąca zaczątkiem przemysłu szklarskiego na tym terenie. W Szczytnej istniała szkoła adeptów sztuki szklarskiej, do której uczęszczała m.in. Irena Santor. Dzisiaj z huty niewiele pozostało.

    Blisko ruin huty jest rozdroże, gdzie spotykają się szlaki: żółty, którym szedłem i zielony idący z dołu. Obydwa razem podchodzą na Kalwarię.

    Wiele dróg krzyżowych prowadzących na górę zwiedziłem podczas swoich wędrówek, ale ta wydaje mi się z lekka dziwna.

    Zaczyna się normalnie i podchodzi coraz wyżej.

    Potem się wywija, znowu podchodzi aż wreszcie osiąga najwyższy punkt i... biegnie w dół do kaplicy św. Anny. Przyzwyczajony raczej byłem, że kulminacją jest jakaś kaplica i to ona jest najwyżej położona.

    Kaplica św. Anny pochodzi z 1770 roku a w jej wnętrzu znajduje się kryształowy żyrandol wytworzony w miejscowej hucie.

     Obydwa szlaki dalej prowadzą coraz wyżej. Zaznaczony w mapie zabytkowy drogowskaz jest na miejscu, ale w innej pozycji niż powinien. Kieruje on na Skałę Józefa.

    Doprawdy trudno określić czym jest Skała Józefa. Pierwotnie zapewne nazwa (Josephstein, Josefstein) dotyczyła konkretnej skały, z której można było podziwiać widoki. Z czasem jednak, jak to bywa w wielu przypadkach, nazwa zaczęła dotyczyć ogólnie miejsca, czy też obszaru, gdzie owa forma się znajduje. Będąc w okolicy dostrzegłem tylko jedną dużą skałę ukrytą między drzewami, ale czy to ta?

    Najczęstszym jednak motywem związanym ze Skałą Józefa jest krawędź stoliwa z widokiem na Góry Bystrzyckie, głównie dzięki przecince. Mnie panoramy ominęły, nie było mi dane oglądać pejzaży, o co zadbała mgła.

    Według Geoportalu ta rozległa wierzchowina nazywa się Hanula. Sprawdziłem jeszcze w Monitorze Polskim z 1949 roku, gdzie polską nazwę Hanula nadano w miejsce niemieckiej Josefstein. Wygląda więc na to, że w polskiej nomenklaturze wzniesienie zwie się Hanula a Skała Józefa pozostaje skałą.
    Kawałek dalej jest kolejna charakterystyczna rzeźba, która nieraz bywa także ilustracją w kontekście Skały Józefa.

    Po zejściu z Hanuli szlaki biorą rozwód. Żółty spada ze stoliwa w stronę Złotna i Dusznik-Zdroju a mi pozostał zielony.

    Szlak mija z lewej wierch Bobrówka z licznymi skałkami.

    Bobrówek to góra a Bobrówka (Biberwasser) to potok płynący przez tę część Gór Stołowych, nad którym przechodzi szlak zielony. Ciekawe czy żyły tu kiedyś bobry?

    Wkrótce szlak idzie Urwiskiem Batorowskim, ale w znacznej odległości od krawędzi. A pogoda jak z filmu grozy, tylko patrzeć jak wyskoczy jakiś szaleniec z siekierą.

    Zielony w końcu odbija w lewo i schodzi z urwiska biegnąc dalej na Skały Puchacza. Ale ja miałem plan. W mapie wyraźnie droga biegła dalej, więc zamierzałem dostać się nią do rozdroża, następnie przeskoczyć na prostopadłą i zgodnie z mapą dotrzeć w okolicę Krzyża Marty. Tyle teoria. W praktyce droga, po której kroczyłem zawalona była wiatrołomami i przeciskałem się przez tor przeszkód z nadzieją jego końca. Niestety czegoś takiego jak skrzyżowanie nie zobaczyłem i brnąłem dalej, aż stanąłem pod zalesioną górą. Wgramoliłem się na nią, bo po ściółce łatwiej się szło. Tak znalazłem się na Zbóju pełnym skałek.

    Mgła nie ułatwiała zadania i tylko GPS mógł mnie stąd zabrać. Tu nie ma żadnych ścieżek.

    Znalazłem w mapie najbliższą drogę i do niej próbowałem się dostać. Ruszyłem na szagę po stromym i nierównym wschodnim stoku pełnym chaszczy. Koszmar. Nigdy więcej. Mimo trudności dotarłem jakoś do dróżki, która w kierunku południowym usłana była przewróconymi drzewami. Już miałem dość "Wielkiej Pardubickiej" więc wbrew logice obrałem przeciwny kierunek, łaknąc przystępnych dróg. I dotarłem do takiej ze szlakiem żółtym a potem to już w stronę Kręgielnego Traktu.

   A Kręgielny Trakt to asfalt. Wolę jednak to niż dzikie stoki Zbója, gdzie można się połamać lub nadziać na wystające gałęzie a chwilami niewiele brakowało.

    Co nie udało się z jednej, może udać się z drugiej strony, szczególnie, że jest jakaś informacja. Przy skrzyżowaniu na jednym z drzew namalowany jest piktogram podpowiadający kierunek dojścia w pewne miejsce. Nietrudno się domyślić, iż chodzi o Krzyż Marty.

    Chociaż już minęło południe to warunki atmosferyczne nie uległy zmianie, nadal posępnie i trochę mistycznie.

    Dokładna lokalizacja krzyża nie była mi znana, toteż musiałem polegać na mapach, które mniej więcej określają położenie. Bardziej liczyłem na jakieś znaki i zacząłem się rozglądać dokładniej będąc bliżej pożądanego obszaru. Długo nic, aż wreszcie słabo widoczny znany mi już hieroglif na drzewie.

    Za nim zszedłem z drogi na ścieżkę i dalej prowadziły mnie zielone strzałki.

    Znalazłem się wśród grupy skałek, ale jedna była szczególna.

    Tzw. Krzyż Marty powstał w 1644 roku i jest prawdopodobnie dziełem kamieniarza z Ratna, ojca ofiary, której krzyż jest poświęcony.

    Epigraf na wykutym w kamieniu krzyżu głosi: "W roku 1628 dnia 19 marca została zamordowana w wieku 15 lat cnotliwa panna Marta Gorgi córka ślubna kamieniarza za wsi Ratno Górne. Niech Bóg będzie jej łaskaw. Chwalebnego zmartwychwstania, 1644. O Boże daj jej zbawienie".(www.karlow.pl)

    Powróciłem do Kręgielnego Traktu i zmierzałem do Batorówka. Od Kręgielnego  idzie droga łącząca go z Praskim Traktem a biegnie ona nad Cygańskim Wąwozem. Przy drodze skały.

    Zafascynowany Cygańskim Wąwozem na początku tej przechadzki, nie odmówiłem sobie ujrzeć jeszcze raz Czerwony Potok nim płynący.

    Wyżej potoku znajduje się kamienny most Auer Brücke, który oficjalnie polskiej nazwy nie ma, ale można by rzec - Niwowy Most.

    Jest zdecydowanie większy od Hutniczego Mostu (Hütten Brücke) znajdującego się wyżej Czerwonego Potoku.

    I tak dobiegła moja przygoda w Górach Stołowych w niecodziennych warunkach. Ale jakoś ta mgła pasuje mi do tych miejsc, tworząc niezwykły klimat z dreszczykiem.

 

6 komentarzy:

  1. Gratulacje. Próbowaliśmy kilka lat temu dojść do krzyża Marty od strony Urwiska Batorowskiego, ale mimo sporych chęci nasz plan spalił na panewce. Może przy kolejnej okazji spróbujemy raz jeszcze?

    Chyba na szlaki musiałeś wyjść po sporych ulewach. Takiego rozlewiska na Czerwonej Wodzie jeszcze nie widziałem. No i ten wodospad... :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. ten znicz, a właściwie elektroniczną świeczkę zapaliłem pare lat temu i tylko co pare miesięcy zmieniam baterie. sam mam trzy córki i wczuwam się w dramat jej ojca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta historia jest tragiczna, krzyż świadczy o miłości i wielkim żalu ojca. Jednak nawet w dzisiejszych czasach, spacer samotnej piętnastolatki w odludnym miejscu nie byłby dobrym pomysłem.

      Usuń
    2. I chłopcy i dziewczyny powinni chodzić bez obaw tam gdzie chcą.

      Usuń
  3. ten znicz, a właściwie elektroniczną świeczkę zapaliłem pare lat temu i tylko co pare miesięcy zmieniam baterie. sam mam trzy córki i wczuwam się w dramat jej ojca.

    OdpowiedzUsuń
  4. CZAS NA WYPRAWE ,MAM NADZIEJE ODKRYC TE MIEJSCE .

    OdpowiedzUsuń