Zanim zaplanowałem sobie przechadzkę po Wzgórzach Ścinawskich, myślałem, że są one nieciekawe, wręcz nudne. Swoje tak proste wyobrażenie o nich tkwiło gdzieś w mojej podświadomości być może dlatego, iż przechodziłem wielokroć ich fragmentami i nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Tym razem postanowiłem im się przyjrzeć bliżej, przemierzając pasmo wzdłuż, możliwie najciekawszą trasą, według mnie naturalnie.
Rzeka Ścinawka wytycza północną i wschodnią granicę Wzgórz Ścinawskich i oczywistym punktem wyjścia był Tłumaczów. Spod barokowego kościoła św. św. Piotra i Pawła z 1661 roku, od razu zaczęło się pod górę.
Asfaltowa droga łączy Tłumaczów z Radkowem a wiedzie nią szlak żółty. Świeżutka zieleń i wiosenne kwiecie uprzyjemniały wędrówkę, zwłaszcza, że na ten "wystrzał" z utęsknieniem czekałem całą zimę.
Im wyżej, tym ładniejsze krajobrazy oko radowały.
Niestety ten sielankowy obrazek zaburzył widok znajdujący się nieco wyżej. Kopalnia melafiru.
Zostawiając szlak szedłem skrajem kamieniołomu wspinając się na górę Gardzień, ciągle jeszcze istniejący najwyższy wierzchołek Wzgórz Ścinawskich.
Góra praktycznie jest dostępna tylko z jednej, południowej strony. Prawie trzy lata wcześniej byłem tutaj z wizytą i pamiętam, że oaza zieleni zajmowała większy obszar. Parafrazując ks. Jana Twardowskiego: "Śpieszmy się kochać góry...".
Od styku kopalni z zielenią po zachodniej stronie a szczytem jest jakieś sto kilkadziesiąt metrów wąską ścieżką, jeszcze wśród drzew.
Sądząc po krajobrazie, na sam szczyt jednak buldożery docierają.
I właśnie drogą wytyczoną przez spycharkę schodziłem wzdłuż hałd kruszywa aż do łąki, po której przeskoczyłem do dróżki prowadzącej na sąsiednią górę: Nową Kopę.
Być może już wkrótce to Nowa Kopa będzie najwyższym wzniesieniem Wzgórz Ścinawskich ze swoim 549 m.n.p.m. (Gardzień 556 m.n.p.m.), tak więc warto ją było zdobyć. Wzgórze jest zalesione więc panoram nie należy się spodziewać. Dróżka łagodnie przeprowadza przez wierch.
Nie jest łatwo ot tak stwierdzić gdzie znajduje się kulminacja ale trochę powęszyłem i znalazłem w poszyciu, kilkadziesiąt kroków od drogi, stary granicznik, który być może umiejscowiony jest na szczycie.
Kawałek dalej znajduje się wał usypany z kamieni.
Kolejne metry mojej wędrówki wiodły stromym, południowym stokiem wzgórza aż znalazłem się na śródleśnej łące, za którą płynie potok.
Myślałem sobie; potok jak potok, nie jest szeroki, łatwo się przeprawię. Faktycznie, szeroki nie jest ale wysoki i owszem. Niewielki i wcale niezbyt wartki ciek wodny płynie sobie głębokim wąwozem, którego nijak nie idzie przeskoczyć. W polskich mapach jest bezimienny i wpada nieopodal do Piekła, natomiast w niemieckich mapach widnieje jako Höllengraben czyli innymi słowy - piekielny rów.
Po znalezieniu dogodnego miejsca do przeprawy przeskoczyłem strużkę i po stromym brzegu wygramoliłem się na dróżkę przystrojoną kwiatuszkami.
Byłem na północnym stoku Kamionki a moim życzeniem było znaleźć się po jej przeciwległej stronie, w miarę sprawnie. Droga tam wiodła mnie przez polanę bogatą w dziewięćsił, który rósł obficie sobie tutaj, jednak jeszcze nie kwitł.
Po przejściu przez wierzchołek Kamionki schodzę do doliny Piekła czyli potoku, którego niemiecka nazwa brzmiała Schlagwasser, co oznacza deszczówkę. Trzymając się polskiej nomenklatury, można stwierdzić, iż droga prowadzi przez Piekło.
Woda malowniczo meandruje przez las, co można lepiej zaobserwować podchodząc trochę wyżej.
Wyszedłem w końcu z lasu na otwarte przestrzenie i, jak się później okazało, cienistego chłodu drzew już nie zaznałem do końca tej wędrówki. Następnym wzgórzem na mojej drodze był Ptak, łagodny, odkryty wierzchołek obsiany zbożem, z którego pięknie widać okolicę.
Na zachodzie Szczeliniec Wielki i Radków w dole.
Na południu Wambierzyce z bazyliką.
Nieco bliżej Ratno Dolne z ruiną średniowiecznego zamku.
Ze wzgórza kieruję się w stronę zamku, o którym pierwsze wzmianki pochodzą z XIV wieku jednak za datę jego narodzin uważa się rok 1505, gdy w zasadzie został zbudowany od nowa. Obecnie obiekt jest w opłakanym stanie.
Na tyłach zamku znajdują się różne budynki: mieszkalne i gospodarcze, większość jest opuszczona ale zamieszkane też są.
Można tu odnaleźć historyczne pamiątki - popegeerowskie.
Zamek jednak wygląda o wiele gorzej niż okoliczne budynki.
Do głównej drogi z zamku prowadzi aleja lipowa.
Nad drogą do Wambierzyc znajduje się wiadukt kolejowy z początku XX wieku, którym przebiegała linia kolejowa ze Ścinawki Średniej do Radkowa tzw. Heuscheuergebirgsbahn.
Linia została zlikwidowana w 1987 roku a rozebrana w 1999. Szkoda.
Dalej ruszyłem trasą, którą przebiegał kiedyś Główny Szlak Sudecki na odcinku z Wambierzyc do Ścinawki Średniej. Jakiś czas temu tę część szlaku przeprowadzono trochę inaczej (PTTK Strzelin). I uważam, że teraz jest lepiej. Tak czy owak do obecnego szlaku dotarłem polami rzepaku po śladach traktora i znalazłem się na Rozdrożu (439 m.n.p.m) - niewielkim wzgórzu nad Wambierzycami.
Okoliczne pejzaże bardzo przypadły mi do gustu.
Z Rozdroża szlak schodzi do Wambierzyc, ale ja idę w innym kierunku. Moim następnym celem jest wieża widokowa w Suszynie, której wierzchołek widzę już z Rozdroża, lekko schowany za Ptaszycą.
Polami docieram do asfaltowej drogi pomiędzy Wambierzycami a Raszkowem. Z niej także sceneria jest urocza. W oddali widać wieżę (już) wspinaczkową w Słupcu.
Przez Raszków docieram do Suszyny, a dokładniej do jej przysiółka Mrówieniec, którego niemiecka nazwa brzmi Finkenhübel (wzgórze ziębowe), tak samo jak wzniesienie, na którym stoi wieża widokowa.
I wreszcie wieża "Suszynka", dostępna dla turystów od końca 2014 roku.
Solidna, murowana wieża z pięknymi widokami z jej wierzchołka. Za darmo.
Panoramy są zadowalające i obejmują cały widnokrąg wokół wieży.
Przemknąłem przez Suszynę i kierowałem się na południe idąc polną drogą otoczony piękną przestrzenią.
Przechodząc obok Czeskiego Wzgórza postanowiłem zajrzeć nań z ciekawości. Podchodząc mijam tron króla wzgórza.
Samym wierzchołkiem wzgórza biegnie rów, który jest zarośnięty, a w nim trochę różnych śmieci.
Z drugiej strony wzgórza widok m.in. na Bożków.
Im dalej na południe tym Wzgórza Ścinawskie łagodnieją, stają się coraz niższe ale mimo tego pięknie wzbogacają krajobraz.
Polnymi dróżkami dochodzę do Ruszowic, gdzie w oczy najbardziej rzuciły mi się pokolorowane przydrożne krzyże.
W kolejnej wiosce - Piszkowicach efektu przydaje odnowiona elewacja kościoła św. Jana Chrzciciela.
Jednak bardziej znanym obiektem w Piszkowicach jest niszczejący XVII-wieczny pałac, znajdujący się w parku.
I tak powoli dobiegała końca moja dość długa wycieczka po Wzgórzach Ścinawskich w Dzień Flagi RP.
W sąsiednich Bierkowicach jest przystanek kolejowy więc tam kończę przechadzkę.
Mile rozczarowały mnie Wzgórza Ścinawskie, to była bogata wycieczka. Myślę, że znacznie więcej jest tu interesujących miejsc ale niestety nie sposób wszędzie zajrzeć w ciągu jednodniowej wyprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz