sobota, 9 maja 2020

POZA PNGS-em

 

     

    Góry Stołowe to nie tylko park narodowy, chociaż zajmuje on znaczną ich część. To także tereny nie objęte szczególną ochroną prawną, po których nie trzeba poruszać się wyłącznie wyznaczonymi trasami. I to jest ich główna zaleta, z której chętnie korzystam.
    Zostawiając auto na mocno już nabitym parkingu w Batorówku, ruszyłem w przeciwnym kierunku niż większość przybyłych tu turystów. Jeszcze nim na dobre opuściłem miejsce postoju, szutrową dróżką nadjechał Mercedes zostawiający za sobą tumany kurzu - taką miał prędkość. Miastowy wjechał na parking z przytupem, po czym wybiegła z samochodu rozwrzeszczana dziatwa zaburzając tym samym i tak już wątłą równowagę ekosystemu. Król Wrocławia przyjechał z rodziną w góry się bawić. A co? Wdychając opadający pył, przechodzę Hutniczym Mostem, oddalając się od zgiełku.

    Wzdłuż granicy parku prowadzi szlak rowerowy i to nim początkowo poruszam się na północ, po czym odbijam na nieoznakowaną drogę, aby móc przejść przez nienazwane wzniesienie. Czyżby? Okazuje się, iż dawne niemieckie mapy podają dla tej górki nazwę Hintere Heidel Berg, czyli... Tylna Borowa Kopa. We współczesnych polskich mapach rzeczona góra znajduje się  nieco dalej. Azali ktoś popełnił kiedyś błąd i tak zostało?

    Po zejściu z tej niezbyt wybitnej góry dołączam do szlaku niebieskiego z zamiarem odbicia na obecną Tylna Borową Kopę. I tu napotykam na niespodziankę, którą jest oznaczony na niebiesko szlak dojściowy. Znaczy, będzie łatwiej.

    Wędrówka tym grzbietem dostarcza miłych wrażeń, gdyż oprócz pięknej roślinnej szaty, jest on przystrojony również w różnokształtne skały o znacznych rozmiarach.
   
    I to właśnie takie klimaty są dla mnie kwintesencją Stołowych. Nie szerokie wybrukowane drogi, schody i barierki, ale wydeptane w ściółce ścieżki, paprocie, choinki i rozmaite, poruszające wyobraźnię skały, skałki i skałeczki.

     Końcowym akcentem tej dojściówki jest punkt widokowy na północnej krawędzi Tylnej Borowej Kopy. No właśnie, czy Tylnej? Według starych map jest to Vordere Heidel Berg, zatem Przednia Borowa Kopa. Coś się chyba komuś kiedyś przesunęło.
   Widoki z punktu raczej nieoszałamiające, ponieważ drzewa miejscami zasłaniają to i owo. Góry Sowie i Bardzkie na horyzoncie, widoczna jest także wieża Suszynka.

     Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził, co jest dalej. Ciekawość zawiodła mnie na skałę, do której dostępu broniła zwarta roślinność, ale po krótkiej, acz trudnej walce, udało mi się sforsować mury obronne i tym samym cieszyć z krajobrazu o niebo lepszego niż poprzedni.
 
    Dróżka na południe dostarczyła mnie do Czarnego Traktu i ponownie do niebieskiego szlaku. Po przecięciu traktu, po lewej stronie znajduje się Przednia Borowa Kopa, która jednak na starych mapach zwie się Schäfer Koppe, czyli Owczarska Kopa. Także po lewej i także na starych mapach, nieopodal drogi, zaznaczony jest jakiś pomnik (Denkmal, Denkstein). Niestety obecnie go tutaj nie ma, gdyż znajduje się w Muzeum Ziemi Kłodzkiej. Kamień ten jest poświęcony osobie o inicjałach J: L:, która zamarzła w 1802 roku (za sciezkawbok.wordpress.com).

    Dalej szlak biegnie na wschód blisko krawędzi stoliwa, przez miejsce nazwane Owczarską Kopą, choć właściwie jest to Niżkowa (daw. Nitschen Koppe), wysunięty ku wschodowi grzbiecik. Charakterystycznym tutejszym punktem jest samotna skałka.

    Punktem kulminacyjnym Niżkowej jest Niżawka, spory bastion skalny, którego górną część - dobrze już zarośniętą - można podziwiać przy szlaku, skręcającym za chwilę gwałtownie w prawo.

    Po kilkuset metrach znowu "odboczka" od szlaku, kierująca na Orlika (daw. Adler Koppe). Nietrudno w mapie dostrzec po drodze piktogram skały i nazwę Brzytwa. Okazuje się, że tych wysokich jest tutaj więcej a Brzytwa to tylko jedna z nich. Najpierw oglądam je z góry.

    Po drodze na Orlika napotykam inne, trochę mniejsze, ale bardzo malownicze skałki, które swoją formą także przykuwają uwagę.

    Na przykład taką jedną, gdyby postawić centralnie w na placu w jakimś mieście, śmiało można by wziąć za jakąś rzeźbę, pomnik. Wystarczyłoby tylko nadać mu  nazwę "Ku czci...".

    Kresem szlaku dojściowego jest skała, za którą kryją się widoki na dalszą okolicę. 

    Widok głównie na Sowie z najbardziej rzucająca się w oczy Kalenicą. Bliżej także widoczne są Góra św. Anny i Góra Wszystkich Świętych.

    Wracając zszedłem niżej, aby z dołu pooglądać wcześniej widziane skały i próbować wyodrębnić Brzytwę w tej gęstwinie kamieni. 

    I chyba znalazłem, gdyż jest tu skała o kształtach przypominających to narzędzie a właściwie jego ostrze. Cienka z profilu, u dołu węższa, szkoda tylko, że drzewa sporo dobrego zasłaniają. Aż ciśnie się na usta, że brzytwa jak się patrzy a las nieogolony.

    Następna na mojej drodze jest Płaska (daw. Plaschken Berg), góra, po wejściu na którą można się przekonać, iż jest... płaska.

    Po południowej stronie góry można zauważyć jeszcze ślady po dawnej eksploatacji kamienia. Stare wyrobisko mocno jest już zarośnięte, ale ciągle dostrzegalne.

    Trafiam w końcu na Praski Trakt, którym docieram do skrzyżowania jakieś czterysta metrów od drogi krajowej nr 8, skąd słyszę i widzę przejeżdżające pojazdy. Na szczęście nie muszę iść dalej, lecz skręcam na lewo, by dojść w jedno zaplanowane wcześniej miejsce.

    Kapliczka Maryjna Bukowej Góry stoi przy dawnym szlaku pielgrzymkowym do Wambierzyc. Postawiona prawdopodobnie w 1843 roku, choć wcześniej była tutaj ponoć podobna, również domkowa, wybudowana przez Franza Klessego, murarza z Wolan. Te, jak również inne informacje na temat tej budowli znajdują się wewnątrz kapliczki.

    A tam bogaty wystrój, sporo kwiecia, dewocjonalia, ławka, dywanik i terakota.

    Wracając przeciąłem Praski Trakt i po kilkuset metrach wstąpiłem na Drogę Zygfryda (daw. Siegfried Weg), długą i nudną prostą jak lufa haubicy.

    Dobrze, że przecina ją czarny szlak, to przesiadając się na niego zostawiłem monotonię i ponownie dotarłem na Praski Trakt a stamtąd pod tzw. Krzyż Aulicha. 

    To kolejny pomnik ukryty w lasach Gór Stołowych, ten akurat poświęcony drwalowi przygniecionemu śmiertelnie przez drzewo w 1707 roku. 

    Wróciwszy do Praskiego Traktu zmierzałem nim już do Batorówka mijając po drodze stare, czytelne jeszcze kamienie graniczne.

    A także inne dawne eksponaty turystyczne, jak na przykład kamienna sofa, choć o wygodzie raczej nie może być tu mowy. No chyba, że jeszcze bardziej mchem zarośnie.

    Po południowej stronie Praskiego Traktu, schowane gdzieś za drzewami, ciągną się na odcinku około kilometra skałki, po których miałem nawet ochotę pohasać, ale nie będąc pewnym, czy są tam jakieś ścieżki i miałbym przedzierać się przez gęstwę i w dodatku okazałoby się, iż jest tam nieciekawie, odpuściłem sobie. Może, gdyby to był początek wycieczki, to spróbowałbym. Ale nic straconego, może kiedyś będą chęci i okazja.

    I tak najprostszą drogą, asfalcianką, wróciłem do Batorówka, gdzie zakończyłem stołowogórski spacer.

    Trasa 13,5 km.



6 komentarzy:

  1. Ja dopiero zaczynam w Karkonoszach odkrywać uroki chodzenia poza szlakami. Na razie jeszcze sporo strachu temu towarzyszy, ale radość z dotarcia do wyznaczonego sobie miejsca jest nieporównywalna z niczym. :)
    Pieknie napisałeś o tym, czym jest dla Ciebie istota Gór Stołowych. :)
    Super zdjęcia, wszystkie skałki urocze. Brzytwa w nieogolonym lesie zwłaszcza. ;)
    Mnie zachwyca każdy widok z góry na góry. Nawet jak Ty piszesz, że taki sobie, to ja się rozpływam. :)
    A król Wrocławia? Może po pandemii pojedzie na Teneryfę i gór nam nie będzie psuł. Tak się pocieszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Karkonoszach, jak i w Stołowych, możliwości chodzenia poza szlakami są ograniczone ze względu na parki narodowe, ale uważam, że to dobrze, gdyż jakby puścić te oblegające góry tłumy na żywioł, mogłoby dojść do katastrofy. Co do samej istoty chodzenia poza szlakiem, to nie robię tego żeby silić się na oryginalność, ale by zaspokajać ciekawość w komfortowych warunkach. Uczucia, towarzyszącemu takim eskapadom, nie nazwałbym strachem, ale niepewnością, lecz mija ono w trakcie wędrówki zastąpione nierzadko fascynacją otoczenia, które mocno absorbuje uwagę.
      Będąc wysoko w górach, gdzie jest dostatek widoków, można sobie grymasić, natomiast siedząc w domu, tęsknie za jakimikolwiek, nawet tymi przesłoniętymi drzewami.
      Nikt nikomu nie zabrania cieszyć się z przebywania w pięknym otoczeniu wspólnych gór, ale dobrze by było, by u niektórych osób arogancja ustąpiła miejsca szacunkowi.

      Usuń
  2. Masz rację. To jest właśnie "esencja" Stołowych. Te poukrywane po lasach skalne uroczyska, niejednokrotnie bardziej fascynujące, niż wydeptane okolice Błędnych Skał czy Skalnych Grzybów. Nie żebym ujmował uroku tym obu miejscom, ale ta popularność jest dziś też niestety ich przekleństwem.

    Częściowo po przedstawionych przez Ciebie miejscach, wędrowałem na samotnym wypadzie przed prawie trzema laty. Zresztą nie omieszkałem się wtedy tym przed Tobą pochwalić. ;) Tamtego ciepłego październikowego popołudnia, w najbliższym otoczeniu Przedniej Borowej Kopy spędziłem piękne chwile. W ciszy i odosobnieniu. Jak uporam się z zaległościami, to wreszcie zamieszczę stosowną relację.

    Pozdrowionka i mam nadzieję do rychłego... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio gdzieś przeczytałem o pomyśle gmin stołowogórskich, aby zakazać wjazdu prywatnym transportem na teren parku narodowego. Z grubsza chodzi o to, aby uniknąć zmasowanego najazdu samochodowego na Karłów i okolice. Oczywiści musiałby powstać tu w zamian jakiś transport publiczny dostosowany do potrzeb ( w co wątpię), albo z buta na Szczeliniec np. z Radkowa, co nie wszystkim byłoby w smak. Zauważalnym jest, że ostatnimi laty ruch turystyczny w górach znacząco wzrósł, szczególnie w tych popularnych miejscach i dochodzi do tego, że uciekając od miejskiego zgiełku można władować się w górski zgiełk.
      Pamiętam tamten październikowy dzień (21.10.2018), kiedy wędrowaliśmy po Sudetach symultanicznie. Ty w Stołowych gdzieś przy Borowych Kopach a ja podziwiałem nową wieżę na Włodzickiej i na bieżąco dzieliliśmy się wrażeniami. Może wkrótce uda się znowu? Tylko nie na odległość.

      Usuń
  3. Spora część rejonu mi znana, bo już conajmniej dwukrotnie kręciłem się po tych rejonach. Mniej znane, ale dzięki temu spokojniejsze i cichsze. A równie piękne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastały czasy, że trzeba szukać w górach takich miejsc, aby nie trafić na czeredy hałaśliwych wojażerów. I właśnie w poszukiwaniu spokoju można nieraz trafić na interesujące pozycje.

      Usuń