czwartek, 3 maja 2018

SŁUP I KORTUNAŁ



    Trzeci maja a ja trochę z przymusu, naprędce sklecam wycieczkę w okolicach Nowej Wsi Kłodzkiej. Zawsze to jakaś górska włóczęga na świeżym powietrzu a nie kiśnięcie w zamkniętym pomieszczeniu.

   Góry Bardzkie rzadko odwiedzam, gdyż nie uważam je za atrakcyjne, oczywiście według swoich subiektywnych kryteriów. A już szczególnie Grzbiet Zachodni wydaje mi się nudny, bo niby co tu jest do oglądania? Patrząc w mapę trudno wybrać jakieś interesujące punkty, żeby je połączyć i zrobić z tego sensowny wypad. Jednak spróbowałem.
  Na początek spacer drogą z Nowej Wsi do Srebrnej Góry. Na szczęście tylko półtora kilometra do wiaduktu.

    Dalej, po wdrapaniu się na górę, można iść dawnym szlakiem Kolei Sowiogórskiej aż do stacji  Silberberg Festung pod tzw. Czerwonym Mostem.

    Wyjście na niego z wąwozu jest strome, ale są poręcz i schody.
 
    I tak oto srebrnogórski most staje się moją bramą w Góry Bardzkie.

   Most powstał w 1903 roku, podczas budowy Kolei Sowiogórskiej, aby można było dostać się do wapienników po drugiej stronie wąwozu. Wisi on 20 metrów nad dnem i ta wysokość bardziej z góry robi wrażenie.

   Z mostu Główny Szlak Sudecki wprowadza w Góry Bardzkie, chociaż jeszcze w XIX wieku nie istniało takie pasmo. Grzbiet Zachodni przynależał wówczas do Gór Sowich natomiast Grzbiet Wschodni był częścią Gór Złotych. Później sam Grzbiet Zachodni nazywany był Warthaer Gebirge.

    Nie oczekiwałem tutaj wież widokowych, platform, ba, nawet szczytów, z których rozciągają się panoramy. Po prostu dużo lasu i sporo leśnych dróg - tego się spodziewałem.

     Na mapie można zauważyć jakieś nic nie mówiące nazwy w środku lasu a przecież jeśli czemuś przydano jakąś, to musi się z tym wiązać jakaś historia. Zaintrygował mnie m.in. Czeski Las, przez który przechodziłem. Okazuje się, że była tu dawniej kolonia Wojborza - Böhmischwald, licząca kilka gospodarstw. Śladu już po zabudowaniach nie ma, ale pozostałością po osadzie są Polana Klauza oraz Polana Makowiak. Zszedłem ze szlaku nieco, aby zobaczyć tę pierwszą.

    Ładne, zielone miejsce w środku lasu. Ze starych niemieckich map wynika, że stały tu trzy budynki. Na południu widać Kortunał.

   Z polany powracam do szlaku czerwonego dróżką przez gęsty, ciemny las. I straszny.

     Miłą niespodzianka były chwilowe widoki podczas dalszego marszu. Srebrnogórskie forty widziane od południa.

    Dalszy, na Warownej Górze, znajduje się już w Górach Sowich i jest celem wielu wycieczek, co można dostrzec na wierchu owego.

    Bliższy i mniejszy Fort Ostróg jest mniej znany i znajduje się w Górach Bardzkich. Kto wie, czy nie jest to największa atrakcja Grzbietu Zachodniego?

    Na siodle przed górą Stróża, której oficjalna nazwa brzmi Grodnia (tak właśnie po wojnie przemianowany został Wach Berg - 638 m n.p.m.), jest rozdroże. W tej okolicy powinna znajdować się Polana Makowiak, lecz polany nie ma, bo zarosła drzewami. Śladów po Böhmischwaldzie, gdzie było kilka zabudowań, także brak. Bez dłuższego postoju można zatem obrać dalszy kierunek wycieczki.

     Mógłbym iść czerwonym lub żółtym, ale wybieram drogę bez szlaku, idącą blisko wierzchołka Grodni. Na drzewach są jednak ślady jakichś oznaczeń, chyba narciarskich.

    Po drugiej strony góry kolejna przełęcz z rozdrożem, jest ono w formie ronda. Jeśli wierzyć mapom, to stąd na południe ciągnie się pasmo Gór Jaworskich, około czterokilometrowy grzbiet pomiędzy dolinami potoków Wilcza i Jaśnica.

    Co kawałek jest tu jakieś wzniesienie, większość bez nazw, więc napomknę jeszcze tylko o Wilczej Górze, blisko wierchu której przechodzi droga i ta bliskość spowodowała moją chęć wejścia nań. Niestety nic ciekawego nie da się napisać o tej górze, poza tym, że zarośnięta, dawniej zwała się Grosse Wiltscher Berg i mierzy 663 m n.p.m.

    W końcu droga lawirująca pomiędzy pomniejszymi wierchami doprowadza pod pierwszy cel tej wycieczki - górę Słup, nazywaną też czasem Paździorą, która zwabiła mnie mapowym widokiem ruin fortu na szczycie. To najwyższe wzniesienie Gór Jaworskich i drugie pod względem wysokości Grzbietu Zachodniego (667 m n.p.m.).

    Od północnej strony idzie na górę mało wyraźna, ale widoczna trawiasta dróżka, której w mapach nie ma. Jest w tychże za to inna, wchodząca na wierzchołek od wschodu i tam też pognałem.

    Jak się okazało dróżka ta była początkowo zawalona drzewami, by w późniejszej fazie zaniknąć. Kilkadziesiąt metrów przedzierałem się przez chaszcze, lecz w końcu stanąłem na szczycie.

    To nie jest dobra pora na odwiedzanie pozostałości starych budowli. Roślinność maskuje to co w ziemi i trudno jest cokolwiek dojrzeć. Najlepsza jest do tego bezlistny sezon. Ale skoro już tam byłem, to porozglądałem się w poszukiwaniu jakichś śladów. Można uchwycić kontur budowli po biegnącym wale dokoła i to w zasadzie tyle.

    Fort na górze Hupprich powstał w 1790 roku, podobnie jak wiele innych w okolicy, ale szybko stał się bezużyteczny i został opuszczony przez pruskie wojsko. Też go opuściłem, północnym stokiem.

    Z siodła pod górą Słup dobrze widać nieodległy drugi cel tej wyprawy, oddalony w linii prostej o jakieś półtora kilometra.

    Kortunał znajduje się po drugiej stronie nie takiej znowu płytkiej doliny Jaśnicy.  Mimo, iż mapy nie pokazują żadnej drogi spod Słupa po zachodnim stoku, to jednak taka droga istnieje i jest szeroka, co zresztą widać na zdjęciach lotniczych. Tą też drogą schodzę w dolinę docierając do Jaśnicy. Ten dziesięciokilometrowej długości potok jest lewym dopływem Nysy Kłodzkiej.

    Po drugiej stronie potoku jest już Kortunał. Drogę na górę wybrałem tak, aby przejść obok krzyża naniesionego na mapy.

    Na mapie z 1883 roku krzyż jeszcze nie widnieje, ta z 1934 już go pokazuje. Tabliczka na obecnym informuje, że został on poddany renowacji w 1998.

    Po kilkusetmetrowym podejściu osiągnąłem siodełko z polaną, która dawniej miała swoje miano: Eibel Wiese czyli Cisowa Łąka. Znajduje się ona między dwoma wierzchołkami o niegdysiejszych nazwach Exzellenz Plan oraz Völken Plan. Ten pierwszy o wysokości 653 m n.p.m. obecnie nie nosi żadnego tytułu, ten drugi to według wszelkich dostępnych map Kortunał - najwyższy szczyt Grzbietu Zachodniego z wysokością 675 m n.p.m.

    Jednak w Monitorze Polskim z 1949 roku stoi wyraźnie, że góra Völken Plan o wysokości 679 zostaje przemianowana na... Włóczek. Współczesne mapy pokazują Włóczka siedemset metrów na południe od Kortunału, z kotą 632 m n.p.m. Czy w późniejszym czasie coś się zmieniło, tego nie jestem w stanie stwierdzić, choć wiele godzin poświęciłem na poszukiwaniu informacji w internecie. Zastanawiałem się także nad etymologią słowa "kortunał" i nic nie mogłem znaleźć. Ani w polskim języku nie ma takiego lub podobnego słowa, ani w staropolskim, ani w obcych językach (głównie niemieckim) nie znalazłem podobnie brzmiącego, ani nawet w gwarze łowieckiej. Być może to pochodna nazwy własnej. Mam zagwozdkę. Tak czy owak na górę i tak się wspiąłem.

    Jak można się było spodziewać, żadnej tabliczki z nazwą na szczycie nie zastałem. Ułożyłem za to kupkę z kamieni.

    Widoków także prawie żadnych, no może jedynie trochę na zachód i północ.

    Ze szczytem wiąże się również historia XIX-wieczna. Podczas prób z nową bronią, zginęło tu w listopadzie 1869 roku czterech pruskich żołnierzy, gdy wybuchł jeden z pocisków moździerzowych.

     Schodząc północnym stokiem widać nieopodal, tuż za drogą, jeszcze jedno wzniesienie, ale chyba jest ono uważane za część Kortunału. A jest niewiele niższe.

    Droga pomiędzy wierzchołkami schodzi do skrzyżowania pod Grodnią (Stróżą), gdzie przechodzi także czerwony GSS. Przy krzyżówce stoi figura ponętnej Diany, rzymskiej bogini łowów.

    Odnowiona statua oraz doklejona tablica na postumencie uświetnia jubileusz siedemdziesięciolecia koła łowieckiego w Nowej Rudzie. Zastanawiam się, co jest starsze: posąg czy koło?

    W dziewiętnastowiecznych mapach, po drugiej stronie drogi, widać budynek, prawdopodobnie leśniczówkę. Późniejsze mapy już go nie nanosiły. Geoportal wskazuje jakieś ruiny.

    Pozostało już tylko schodzenie szlakiem, drogą zwaną niegdyś Ascher Grund, wzdłuż bezimiennego potoku, na którym przy leśniczówce zostały utworzone zbiorniki.

    I główną drogą przez Czerwieńczyce do Nowej Wsi, ze szpiczastą górą Jarotą przed sobą.

   Już po wycieczce tak przeglądam wykonane zdjęcia i widzę dużo zieleni, lasów, dróżek leśnych a mało widoków i ciekawych miejsc oraz obiektów. Takie też są Góry Bardzkie, szczególnie Grzbiet Zachodni, dlatego być może mało jest tu szlaków turystycznych. Jednak jest coś, co przykuło moją uwagę, gdy przeglądałem mapy. Na zachodnich stokach masywu znajduje się dużo źródełek. Jakby trochę o nie zadbać, wyeksponować i połączyć jakimś szlakiem mogłyby stać się atrakcją regionu, może nie na skalę Jesionika, ale wystarczającą, aby przyciągnąć turystów. Oczywiście, jeżeli te źródełka jeszcze wybijają, bo ostatnimi laty natura skąpiła deszczu i sporo z nich pozanikało.
   A na koniec rzadki już widok w sudeckich wsiach.

 


4 komentarze:

  1. Bardzo zróżnicowana wyprawa, od asfaltu po chaszcze. ;)
    Świetna ta figurka Diany, u nas to jednak raczej spodziewałabym się kapliczki z Matką Boską, a tu taka odmiana. ';)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również podoba mi się ta figurka stojąca w środku lasu. Co do samej postaci, którą przedstawia, to nie mając pewności nie napisałem tego w poście, ale myślę, że stoi tam już od czasów przedwojennych i to robota niemieckich łowczych. Nasi myśliwi postawiliby Huberta, lub co najwyżej Eustachego. Świętych, się rozumie :)

      Usuń
  2. No i proszę. W najmłodszym sudeckim paśmie, można z powodzeniem wcielać się w rolę terenowego detektywa :) Imponuje mi Twoja dążność do rozwikłania zagadek poszczególnych kulminacji, miejsc i obiektów, jakie napotykasz na swojej drodze. Niewielu dziś tak skrupulatnych wędrowców. Bardzkie pociągają mnie właśnie, jako potencjalna przestrzeń do obcowania z krajobrazem mało komercyjnym i znacznie zapomnianym. Wiem że oszałamiających widoków tam nie uświadczę, ale perspektywa spokojnej i nienarażonej "na wrzask" wędrówki sprawia, że coraz częściej myślę o tym paśmie. Ostatnio ponownie "dotknąłem" tego w Górach Bystrzyckich i wydaje mi się, że ten czynnik już na dobre stanie się dominujący, podczas wszystkich moich sudeckich eskapad.

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Bardzkie są górami typu "na majówkę", gdy większość popularnych miejsc jest oblegana. Tutaj raczej nie grozi przeludnienie, bo nie ma wież, zjeżdżalni, kebabu, wyciągów i nie można sobie zrobić "selfika" na tle czegoś znanego lub efektownego. A ja właśnie w takich mało atrakcyjnych okolicznościach lubię szukać czegoś głębiej, bo wszystko ma swoją przyczynę i historię. Dla jednych ciekawość to pierwszy stopień do piekła, dla innych, w tym mnie, ciekawość jest źródłem wiedzy. Podobnie jak Ty Wojtku, jestem taki "ciekawiec świata".

      Usuń