niedziela, 25 września 2016

PRZEŁOMY POD KSIĄŻEM






       Zamek Książ jest znany i przyciąga do siebie masę turystów, natomiast okolice owego zamku już nie są tak popularne wśród przyjezdnych a nie są wcale mniej ponętne. Według mnie nawet bardziej, ale jako zagorzały piechur górski i miłośnik natury mogę mieć wypaczone spojrzenie. Książański Park Krajobrazowy to między innymi tereny zielone pomiędzy Wałbrzychem a Świebodzicami, zawierający mnóstwo wartych zobaczenia atrakcji. Przełomy pod Książem są jedną z nich, to rezerwat przyrody wokół dwóch płynących przez ten obszar cieków, a mianowicie rzeki Pełcznicy i potoku Szczawnik. Ta wycieczka to właśnie spacer wzdłuż nich, w jedną stronę ucywilizowaną trasą z biegiem Pełcznicy, z powrotem w górę Szczawnika dzikimi ścieżkami.
      Na punkt wypadowy wybrałem Podzamcze, dzielnicę Wałbrzycha, konkretnie parking pod Lidlem, gdzie przy okazji zaopatrzyłem się w artykuły spożywcze na drogę.

   Mogłem odszukać w pobliżu szlak niebieski i podążyć nim dalej Ścieżką Hochbergów, ale mnie interesowała Pełcznica, więc po przekroczeniu dwupasmowej ulicy Podwale skierowałem się na wschód w stronę kościoła św. Anny.

    Po dotarciu nad rzekę przytrzymałem się jej i z nurtem ruszyłem ulicą Lubiechowską.

    Jeszcze wielokrotnie będę przechodził nad nią mostkami a na razie mijam jedne z ostatnich interesujących architektonicznie zabudowań.

    Właściwa uczta zaczyna się po dotarciu do granic Książańskiego Parku Krajobrazowego, tu spotykam szlak zielony, ale chwilowo jest mi z nim nie po drodze, więc tylko go przecinam. Nie wiedzie on na razie wzdłuż rzeki a to przy niej jest najciekawiej.

   Tutaj Pełcznica wykręca się a w brodzie widać, że była tu przeprawa.

    Robi się coraz ciekawiej. Co prawda już od Szczawienka Pełcznica płynie przełomem, ale zbocza doliny po obu stronach nie były szczególnie wybitne. Od teraz jednak wąwóz zaczyna robić wrażenie.

  Na rozdrożu miałem chwilę zawahania, czy ruszyć z rzeką, czy z niebieskim szlakiem, który akurat dołączał z prawej. Wybrałem dobrze; niebieskim.

    Schody po stromym zboczu prowadzą na górę, gdzie znajduje się zamek Stary Książ a właściwie jego ruiny.

   W drogę na zamek przyłącza się chwilowo jeszcze szlak żółty, z którego potem, w dalszej wędrówce będę korzystał. Trochę wyżej jest skrzyżowanie pod Starym Książem, gdzie niebieski ucieka w lewo a stamtąd zielony prowadzi do ruin.

    Oto i one,  pozostałości pięknie położonego zamku.

    Romantyczne ruiny stylizowane na gotyk powstały pod koniec XVIII wieku za sprawą Jana Henryka VI von Hochberga, który zlecił budowę architektowi Tischbeinowi.

    Jak jednak wykazały badania archeologiczne, w tym miejscu stał wcześniej średniowieczny zamek.

   Pod koniec XIII wieku wzniósł tutaj zamek książę świdnicko-jaworski Bolko I Surowy, który przeniósł tu swoją siedzibę z Lwówka Ślaskiego.

    Po przejściu zamku pod Koronę Czeską stracił na znaczeniu, później stał się siedzibą rabusiów, aż wreszcie został zniszczony.

   Ale jeszcze zanim Bolko I wzniósł zamek, stał tu drewniany gród z IX-X wieku, tak więc historia tego mejsca jest dosyć długa.

    Tuż po II wojnie światowej zamek, czy też stylizowane ruiny, został podpalony a później pozostawiony na pastwę losu niszczał. Mimo wszystko, to co pozostało ma swoją aurę tajemniczości. Nawet jest punkt widokowy, z którego można zobaczyć Lisi Kamień, Ptasią Kopę, dalej Borową i jeszcze Waligóra się łapie.

    Za basztą jest dojście do tarasu widokowego, tzw. Placu Jana Henryka.

    W dole wąwozem płynie Pełcznica, z jednej strony tarasu w oddali widać Bukowca, Suchawę i Waligórę.

    Z drugiej strony Zamek Książ.

    Patrząc na stare fotografie można zauważyć, iż kiedyś tętniło na zamku życie. Znajdowała się tu nawet restauracja, którą odwiedzali spacerowicze. Szkoda, że tak niewiele zostało.

    Z zamku wróciłem do szlaków i dalej podążałem żółtym. To najpiękniejszy odcinek tej wycieczki. Według mnie to jeden z najwspanialszych szlaków, jakie schodziłem w Sudetach.

    Trasa trawersuje zbocze wąwozu prowadząc półką przy skałach nad rzeką . Miodzio.

    Chwilami droga przywodzi na myśl widziany w internecie słynny hiszpański szlak El Caminito del Rey, oczywiście w odpowiedniej skali.

    Kto tu nie był koniecznie musi odwiedzić te okolice, zwłaszcza dla tego żółtego szlaku, niecały kilometr a doznania niesamowite.

     Stopniowo schodząc coraz niżej, żółty dobiega końca łącząc się z zielonym. Tym drugim, którym wiedzie Ścieżka Hochbergów, będę podążał dalej wzdłuż Pełcznicy, ale na niższym poziomie czyli bliżej koryta.

   Nie znaczy to, że trasa jest mało interesująca, przeciwnie, dalej jest ciekawie.

    Kolejnym przystankiem był Łabędzi Staw a właściwie miejsce po nim. Na tablicy informacyjnej jest stare zdjęcie, na którym widać pływające łabędzie a na środku stawu wyspa.

    Na tej wyspie znajdował się grób dwóch pierwszych dzieci, synów Jana Henryka VI Hochberga. Pozostały resztki pomnika.

   Z informacji zawartych na przydrożnych tablicach można się dowiedzieć, iż kiedyś Wąwóz Pełcznicy był popularnym miejscem spacerowym i znajdowały się tutaj liczne zabudowania jak gospody czy schronisko. Zostały po nich tylko ruiny.

    Z czasem wąwóz staje się coraz szerszy, rzeka wywija ostatnie ostre wiraże i zbliża się do końca przełomu.

    Ścieżka Hochbergów nabiera charakteru. Brakuje tylko czerwonego dywanu.

    Ta aleja gwiazd doprowadza do pomnika przyrody, którym jest cis "Bolko". Drzewo liczy ok. 400-600 lat i jest najstarszym cisem w Sudetach.

    Widok pierwszych zabudowań oznacza koniec rezerwatu i bliskość świebodzickiej dzielnicy Pełcznica.

    Na mostku na ulicy Moniuszki rozstaję się z rzeką Pełcznicą. Chociaż mostek jest nad Szczawnikiem to widać jak kilkadziesiąt metrów dalej wpada on do Pełcznicy.

    Teraz czeka mnie najmniej przyjemna część wycieczki, przemarsz ulicami miasta a konkretnie Długą i Solną, równolegle do Szczawnika, którego jednak nie widać. Przechodzę obok zakładu Termet produkującego m.in. kotły gazowe. W czasach PRL-u, gdy przedsiębiorstwo należało do zjednoczenia Predom produkowano tu pistolety. Ale to tajemnica była.

    Zanim znów trafię w leśne objęcia zaglądam na Staw Poleśnicki Drugi, zbiornik wodny na Czarcim Potoku.

    Jednak to Szczawnik ma mnie dalej prowadzić, więc wchodząc do lasu próbuję dojść do potoku a pomagają mi w tym lokalne szlaki. W końcu dotarłem nad brzeg.

    Dalej już potok poprowadzi mnie w górę kolejnym pięknym wąwozem, Wąwozem Szczawnika lub także nazywanym Wąwozem Soliczanka. Po prawej stronie stromy stok góry Zwierzyniec, na którym znajdują się skałki  służące miłośnikom wspinaczki.

    Ścieżka idąca wzdłuż Szczawnika prowadzi raz z jednej, raz z drugiej jego strony co wymusza częste przekraczanie potoku. A mostków tutaj nie ma.

    Nawet przechodząc w bród można nieźle się umoczyć, toteż kicałem z kamienia na kamień ograniczając do minimum możliwość nasączenia wodą.

    Mimo tej niedogodności uznałem to za wielką atrakcję tej trasy. Warto było, zwłaszcza, że okolica równie ciekawa jak przy Pełcznicy, ale dziksza i przede wszystkim mniej uczęszczana.

    W niektórych miejscach przeprawa jakby łatwiejsza, ale czujność trzeba zachować, bo o niekontrolowany poślizg nietrudno.

    Wąwóz się kończy a dróżka wyprowadza na łąki. Znak to, że blisko już do cywilizacji.

    Niedaleko już ludzkich siedzib, ale jeszcze w pięknym otoczeniu zieleni nad Szczawnikiem, ukryte jest w zaroślach sanktuarium ortodoksyjnych wyznawców alkoholizmu, pięknie udekorowane.

    Jeszcze ostatnie przejście nad Szczawnikiem, który jednak tu traci swój wcześniejszy urok.

    I koniec wycieczki. Bardzo, ale to bardzo polecam Książański Park Krajobrazowy. Jak dla mnie jest to niezwykłe miejsce i pewnie nie raz jeszcze tu zawitam. Nawet myślę teraz o potoku Czyżynka, wzdłuż którego można się przejść do zamku Cisy. Na pewno tam zajrzę w przyszłości.







4 komentarze:

  1. Miejsce jest oczywiście od dawna na mojej sudeckiej liście, a Twoja relacja tylko ugruntowała jego pozycję :) Chciałbym tam wybrać się kiedyś oczywiście jesienią, bowiem jak widzę po drzewostanie, koloryt musi być po prostu powalający.

    Z tymi cisami to obowiązują różne wersje. "Bolko" był niby najstarszy w Sudetach, ale z czasem przychylono się do tezy, że starszy jest zarówno piechowicki, jak i ten ze wsi Bystrzyca na Pogórzu Kaczawskim. Oba wiekowo nie dorównują henrykowskiemu, ale i tak są mocno wiekowe. Tu również wpis o nich:
    http://pomniki-przyrody.odskok.pl/?p=24

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością przechadzka tędy złotą polską jesienią jest jeszcze bardziej ekscytująca :)
      Cis "Bolko" jest faktycznie nie tyle najstarszy w Sudetach, ile największy (285 cm w obwodzie). Przynajmniej tak podaj tablica umieszczona niedaleko drzewa. Są tam jeszcze informacje, iż w pierwszej połowie XIX wieku Aleksander von Humboldt szacował wiek drzewa nawet na 800 lat. Dokładne datowanie nie jest jednak możliwe ze względu na wypalone korzenie.
      Pozdrowienia z Sudetów.

      Usuń
  2. Większa część Parku Książańskiego to teren Wałbrzycha a mimo to jeszcze tam nie byłem i mieszkam w Wałbrzychu. Polecam też Park Sobieskiego też ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam Park Sobieskiego (mieszkam pod Wałbrzychem, pracuję w nim) i też uważam go za interesujący a już niedługo (chyba) Harcówka będzie piękniejsza.
    Mam jednak w planie wycieczkę niebieskim przez ten park, mauzoleum i Niedźwiadki. A jeśli lubisz spacery to koniecznie musisz odwiedzić okolice Książa.

    OdpowiedzUsuń