czwartek, 20 czerwca 2019

PODGÓRNA I MYJA




         I znów przyciągnęły mnie potoki, ale dobrego nigdy za wiele. Wszakże są one istotnym elementem górskiego krajobrazu i potrafią fascynować nie mniej niż szczyty, szczególnie wtedy, gdy ich bieg jest niespokojny i można to obserwować z bliska przez znaczną część wycieczki.
     Tym razem odwiedziłem Karkonosze, ze szczególnym uwzględnieniem dwóch potoków, spływających niemal równolegle spod Śląskiego Grzbietu na północ. Większość trasy, jaką zaplanowałem, przebiegała poza szlakami, co nadawało jej momentami nieco dzikiego charakteru.
    Punktem wyjście była Przesieka (daw. Hain), wieś malowniczo położona przy zejściu dolin Czerwienia i Podgórnej. W górnej części wsi, w zakolu drogi, stoi nowy, niewielki kościół Miłosierdzia Bożego, spod którego wyruszam na karkonoską przygodę.

    Główną atrakcją Przesieki jest wodospad na potoku Podgórna, trzeci co do wysokości wodospad w Karkonoszach. Kiedyś nazywał się Hainfall, po wojnie przemianowano go na Wodospad Bystrego Potoku (co można sprawdzić na mapie z lat 50-tych XX wieku) a obecnie najczęściej nazywany jest Wodospadem Podgórnej. Tam też skierowałem swoje pierwsze kroki. Najpierw podejście na Złoty Widok a potem strome zejście do Doliny Podgórnej.

    Drewniana kładka przerzucona przez potok jest chyba najlepszym punktem obserwacyjnym całego wodospadu, mimo iż przed nim znajduje się platforma widokowa.

    Dziesięciometrowej wysokości wodospad składa się z dwóch kaskad a całość znajduje się w pięknym otoczeniu skał i drzew. Miejsce to upodobali sobie miłośnicy morsowania, którzy w tej chłodnej wodzie hartują swoje ciała zimą, ale latem cieplutka ona także nie jest. W kotle eworsyjnym prawie przez cały czas ktoś zażywa kąpieli.

    Z trudem udało mi się zrobić zdjęcie, gdy akurat nikt się tutaj nie pluskał.

    Górną kaskadę można podziwiać z bliska, z punktu widokowego usytuowanego po lewej stronie potoku.

    Powyżej wodospadu znajdują się pomniejsze kaskady a nad nimi kolejny basen.

    Trzymając się cały czas Podgórnej, powoli oddalałem się od wodospadu i zgiełku. Cały ten natłok ludzi i sposób, w jaki niektórzy się zachowują, powodował, że chwilami odnosiłem wrażenie, jakbym nie znalazł się wewnątrz atrakcji przyrodniczej a w parku rozrywki. Kolejne kaskady nie były już osaczone, tylko czasem pojedynczy wędrowcy przystawali, by przez chwilę napawać się klimatem.

    Podgórna jest potokiem o długości 12 km, ze źródłem pomiędzy Małym Szyszakiem a Tępym Szczytem i uchodzącym do Wrzosówki tuż przed Cieplicami-Zdrojem. Jednak - jak pokazują przedwojenne mapy - dawniej to nie było takie proste. Otóż od obecnego źródła do połączenia ze Srebrnym Potokiem (Silberwasser) nosił nazwę Sturmhauben Wasser, następny odcinek zwał się Mittel Wasser a dopiero po połączeniu z Czerwieniem i Kaczą - Giersdorfer Wasser (Giersdorf=Podgórzyn).

   Przechodząc zielonym mostkiem na drugi brzeg, zostawiam z żalem przyjemny bieg potoku, ale tyko na pewien czas.

    Po kilkusetmetrowym podejściu osiągam Polankę, odludne miejsce, schowane na górce w środku lasu. Znajduje się tutaj leśniczówka.

   Kilkaset metrów dalej trafiam na Drogę Sudecką a to już asfalt biegnący z Borowic i kończący się parkingiem w okolicy Skał nad Przesieką, choć cała Droga Sudecka prowadzi do Przełęczy Karkonoskiej.

    Niestety droga ta ma smutną historię, gdyż pochłonęła wiele istnień ludzkich. Przy jej budowie pod koniec lat 30-tych ubiegłego wieku, hitlerowcy wykorzystywali robotników przymusowych a w czasie wojny jeńców wojennych z Polski, Belgii, Francji i ZSRR. Po obozie pozostało niewiele śladów, natomiast świadectwem zbrodni jest cmentarz jego ofiar, znajdujący się przy drodze. Jest tu zbiorowy grób oraz tablica ku czci zamordowanych przez faszystów.

   Są także pojedyncze, bezimienne mogiły 38 jeńców, z dębowymi krzyżami.

    Drogą Sudecka dochodzę do miejsca, gdzie przecina ona Podgórną mostem, ładnych parę metrów nad nią. Tu zostawiam asfalt i schodzę na dróżkę wzdłuż potoku.

    Teraz wędrówka nabiera nieco dzikiego charakteru, gdyż wiedzie trawiastą, mało uczęszczaną ścieżką biegnącą Doliną Podgórnej, raz w mniejszej, raz w większej odległości od niej.

    W miejscach, gdzie nie widać potoku a wyraźnie słychać jego szum, przypuszczam, że coś ciekawego może się tam dziać i przedzieram się przez wąski pas zwartych zarośli, aby rzucić okiem na bystrze. A w korycie mnóstwo - tak charakterystycznego dla górskich rzek - rumoszu, dzięki któremu woda wykonuje tak miłe dla oka ewolucje.

    Interesującym miejscem na Podgórnej jest slajd, czyli spadek o niewielkim nachyleniu na znacznym odcinku, gdzie woda spływa po skalnym podłożu niczym po gładkich, kamiennych płytach.

   Żeby móc go poobserwować trzeba trochę się natrudzić i przedzierać przez chaszcze oraz stąpać po niepewnym gruncie i luźnych, śliskich kamieniach. Ale warto.

    Może ilość przepływającej wody nie powala, ale i tak jest to przyjemny widok i niezbyt częsty na potokach.

    Jeszcze wyżej wypatrzyłem ciekawe kaskady, ale dostęp do nich był tak trudny, że musiałem je fotografować ze znacznej odległości.

    I oczywiście na całym potoku mnóstwo bystrzy, które dynamizują nieruchomy obraz uchwycony na zdjęciach.

    Niestety dróżka idąca wzdłuż Podgórnej zaczęła robić się coraz ciaśniejsza, aż w końcu jej przepustowość stała się minimalna za sprawa choinek wyrosłych przez lata na rzadko uczęszczanej drodze. Był to znak, że trzeba się ewakuować zboczem doliny i ostatecznie trafić na asfalt biegnący grzbietem pomiędzy dolinami Podgórnej  i Myi.

    Na wysokości Szwedzkich Skał, w mapie, z której korzystam, była naniesiona ścieżka w dół. Niestety w rzeczywistości nic takiego tu nie ma. Mimo wszystko ruszyłem po stromym zboczu i przez zarośla dotarłem do Myi, tuż przy wspomnianych skałach.

    Już na pierwszy rzut oka widać, że Myja jest mniejszym potokiem od Podgórnej, ale charakter ma podobny. Także tutaj woda ma do pokonania  na swojej drodze mnóstwo głazów i skałek.

    Zdarzają się również niewielkie kaskady.

    Największe wrażenie jednak robią potężne, skalne formacje górujące nad potokiem. Około trzydziestometrowe ściany przywołują widoki z Gór Stołowych.

    Pomiędzy dwoma ostańcami wydeptana jest ścieżka wiodąca na górę, ale jest bardzo stromo. Warto jednak wdrapać się na wierch Szwedzkich Skał, bo chociaż rewelacyjnych widoków z nich nie ma, to coś tam zawsze widać.

    Płaskie, górne powierzchnie skał są niejako stworzonymi przez naturę tarasami przeznaczonymi dla ludzi. Niemniej brak barierek oznacza, że dla rozważnych.

    W dole cienka wstążka Myi wśród rozsypanych kamieni, które jakby wytyczały drogę górskiemu potokowi.

    Ze szczytu skał, widoczny jest na horyzoncie m. in. Słonecznik - formacja skalna na stoku Smogorni.

    Ze Szwedzkich Skał ponowne, ale już łagodniejsze i dłuższe zejście do Doliny Myi. Chwilami droga biegnie blisko nieoswojonego potoku.

   Oczywiście ciekawe miejsca nie umykają mojej uwadze, a za takie uważam wszelakie szypoty znajdujące się na Myi.

    Niestety nie zawsze można iść blisko potoku, gdyż drogi prowadzą inaczej. Ta, której się trzymałem dobiła do Drogi Chomontowej i mój kontakt z Myją na jakiś czas się urwał.

    Do cywilizacji doszedłem w Przesiece na Brzozowym Wzgórzu, gdzie znajduje się  ogród japoński Siruwia. Nie zaglądam tam, ponieważ miejsce to zasługuje na osobną wycieczkę, raczej rodzinną i trzeba by na nią poświęcić sporo czasu.
 
    Spod ogrodu szlaki i drogowskazy prowadzą do Myi, do jej najatrakcyjniejszego miejsca.

     Wzdłuż potoku, w górę jego biegu, prowadzi ścieżka do Kaskady Myi i już samo przejście tą drogą jest bardzo satysfakcjonujące, właśnie ze względu na uroczą jego naturę.

   Ilość płynącej wody nie jest jakaś imponująca, ale i tak są miejsca, przy których warto zatrzymać się przez chwilę, jak choćby wodospadzik, gdzie po skale spływa cienki jak papier strumień wody.

    Od frontu może nie jest to tak widoczne, jak z bliska.

    I wreszcie gwóźdź programu Myi, dokąd dociera większość ciekawskich, zwabionych obietnicą ujrzenia czwartego co do wysokości wodospadu Karkonoszy. Warto dać się uwieść.

    Ten pięciometrowej wysokości wodospad nie wykorzystuje obecnie całej swojej szerokości do przelewania wody a jest to skutkiem mało energicznego nurtu. Są jednak w sieci zdjęcia z dużo większym przepływem wody na tej kaskadzie, co znaczy, że przy lepszych warunkach wodnych może bywać tu bardziej malowniczo.

    Ciut wyżej znajdują się mniejsze kaskady, ale z równie dużą przyjemnością się je obserwuje.

    Kaskada Myi to cel wielu wycieczek i właściwie punkt zwrotny, ponieważ dalej już tylko wąska ścieżka i nikt już tam się nie zapuszcza. Nikt, oczywiście oprócz mnie. Ciekawość, a może nawet wścibskość pchała mnie dalej obok potoku. I znowu zrobiło się dziko.

    Jednak po kilkuset metrach i tak w końcu musiałem nawrócić i ponownie  - nie bez przyjemności - przechodzić wzdłuż Myi. Tym razem aż do jej ujścia do Podgórnej w Przesiece.
 
    Teraz trzymając się Podgórnej, wraz ze szlakami udawałem się znowu pod jej wodospad. A po drodze kolejne wodne atrakcje w postaci bystrzy i kaskad. Tutaj nieporównanie więcej wody niż w Myi.

   I tak znów trafiłem pod Wodospad Podgórnej, gdzie oczywiście nie zabrakło kąpiących się. Było ich nawet więcej niż poprzednio.

    Pętelka zrobiona, pozostał jedynie powrót do Przesieki przez Złoty Widok, obok baru o wdzięcznej nazwie.

 

12 komentarzy:

  1. Mmmmmm, wspomnienia z zeszłego lata wróciły. Wtedy widziałam pierwszy raz Kaskady Myi i Wodospad Podgórnej. A w zasadzie patrząc na Twoja trasę, to niewiele widziałam. ;) Ale chętnie tam wrócę i wszystko spenetruję.
    Podczas mojego pobytu tam nie udało mi sie zrobic ani jednego zdjęcia bez kąpiących się w Podgórnej, mimo że długo tam staliśmy. A Myja była tak samo malutka. Ale i tak wspominam te miejsca bardzo miło. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obydwie przesieckie atrakcje znajdują się jakieś osiemset metrów od siebie, do tego stosunkowo blisko parking, stąd duża ilość odwiedzających wodospady. Na szczęście dla mnie, to na nich większość kończy swoją wycieczkę w górach. Nie żebym komukolwiek zabraniał wędrować, natomiast uważam, że hałaśliwe, grupy egocentryków nie są czymś dobrym dla przyrody.
      W tej części Karkonoszy widzę dla siebie potencjał, mam już nawet pomysły na inne wycieczki w tej okolicy po miejscach, gdzie nie zdążyłem zajrzeć a że nie jest to teren KPN-u, to jest większa swoboda migracyjna.

      Usuń
  2. kolejna miła wędrówka. Kościółek w Przesiece i zielony mostek zapisały się i w mojej pamięci.
    Ten tłoczny wodospad mnie nie oczarował ale ten na Myi to by mnie zatrzymał - wygląda jak wstążka, którą woda zmienia sobie poziom i nie musi wyrywać dołów w dnie, no i nie ma ludzi, to można sobie układać swoje historie.

    Asfalty zwiedziłam błądząc samochodem i trafiłam na cmentarz :) dobrze, że był historyczny :)

    W Przesiece pierwszy raz odważyłam się sama wejść do lasu - to takie przełomowe wydarzenie:)

    Dzięki za miłą wędrówkę z jednym krokiem dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie ;) ponieważ sama wędrówka, jak też dzielenie się wrażeniami z niej daje wiele satysfakcji. Zapuszczając się w mniej popularne, czy nawet nieznane miejsca, mam poczucie jakiejś niezależności, swego rodzaju wolności. Jakże to inne niż przemarsz Głównym Grzbietem Karkonoszy, gdzie nieraz czułem się jak na deptaku w Polanicy-Zdroju.

      Usuń
    2. wczoraj przecinałam Myję szlakiem zielonym, nagrałam nawet filmik i próbowałam skrócić drogę tą ścieżką z góry do Przesieki (prowadził przez te skały) ale się wystraszyłam i wróciłam na szlak- teraz czytam, że to była dobra decyzja, bo ta ścieżka była mało czytelna jednak, a ja mało siły w nogach.

      Usuń
    3. A mnie takie nieznane ścieżki nieraz korcą, wzmagają ciekawość i zachęcają by je odkrywać a potem często żałuję, bo prowadzą na manowce:)

      Usuń
  3. Lata całe tam nie byłem. Dwa wodospady plus Szwedzkie Skały oczywiście znam, choć nie miałem okazji odbyć wędrówki, tak blisko zaznajamiając się z obu potokami. Ty zrobiłeś to nad wyraz dokładnie. :) Ale i tak miło wspominam tamten wypad. No i mieliśmy wtedy zdecydowanie więcej wody, jako że wcześniej przez prawie trzy dni dość mocno padało. Wracając wtedy do Karpacza, zahaczyliśmy jeszcze o dość mało znane wodospady Jodłówki, które po obfitych deszczach (choć sporo mniejsze) też wyglądały imponująco. Bardzo fajna wycieczka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te "mniejsze" Karkonosze nie są wcale mniej ciekawe od tych wysokich a z racji tego, iż nie są aż tak popularne, częściej może wystąpić tam element zaskoczenia, niespodzianki. A któż nie lubi niespodzianek?
      Kiedy patrzy się w mapę Karkonoszy, to widać jeszcze wiele potoków spływających na północ i każdy z nich jest potencjalnie interesujący, do tego góry,skały, doliny, tak więc sporo jeszcze jest do odkrycia na tym terenie a to oznacza mnóstwo niespodzianek na przyszłość.

      Usuń
  4. Znam troszke te tereny , ale nie bylem juz tam 30 lat.
    Droge Sudecka dobrze pamietam a szczegolnie cmentarz ofiar hitlerowskiego systemu pracy.
    Cmentarzyk utrwalil mi sie w pamieci. Na zawsze.
    Wtedy nie sptkalismy tam zadnego osobnika kapiacego sie.
    Niedaleko sa Cieplice Zdroj z basenem wiec po co niszczyc nature.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 30 lat to szmat czasu, po takim okresie niektóre miejsca trudno rozpoznać, głównie ze względu na szatę roślinną. Niegdysiejsze małe choinki dziś są dużymi świerkami a zagajniki - lasami. Sam, wracając do miejsc dawno nie widzianych, mam trudności z ich rozpoznaniem w terenie.
      Warto zatem byłoby odwiedzić ponownie Karkonosze i odświeżyć wspomnienia.

      Usuń
  5. Bylem tam w tamtym roku ....niedaleko Cieplic.
    Zwiedzilem Czarny Kociol Jagniatkowski .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sierpniu byłem w Jagniątkowie i szedłem m.in. Koralową Ścieżką do Śnieżnych Stawków, stosunkowo niedaleko Czarnego Kotła Jagniątkowskiego. Piękna okolica. Będzie oczywiście relacja na blogu.

      Usuń