niedziela, 7 sierpnia 2016

POLICKÉ STĚNY I PIEKŁO




     Znów zawitałem w Góry Stołowe, to czysta przyjemność. Tym razem chciałem pospacerować po zachodnich labiryntach Broumovských stěn oraz przejść wzdłuż malowniczego, jak wynikało z mapy, potoku Piekło.
    Zacząłem w Pasterce, pod Szczelinką, przy której są miejsca parkingowe.

    Główną drogą wiodą szlaki więc zielonym i żółtym podążam z nimi na północ. Pasterka to może nie tyle wioska na końcu świata, jak niektórzy opisują, co raczej miejsce na uboczu krańca Polski, gdzie czas płynie inaczej, o czym zaświadcza tablica pamiątkowa (z błędami językowymi) z minionej epoki: "DLA UPAMIĘTNIENIA 35 ROCZNICY POLSKIEJ RZECZPOSPOLITEJ LUDOWEJ ORAZ POWROTU NA PRASTARE ZIEMIE PIASTOWSKIE TABLICĘ WMUROWAŁY KZKB-RADKÓW  TRANSBUD-WARSZAWA  22 lipiec 1979".

    Kawałek dalej przechodzę nad Piekłem czyli potokiem płynącym przez Pasterkę a mającym swe początki na północnym stoku Szczelińca Wielkiego. Niektóre źródła podają nazwę Żydawka ale to ten sam potok. Niestety wody w nim mało. Ostatnie lata były suche a zimy prawie bezśnieżne.

    Na rozdrożu szlak żółty odbija w prawo kierując się w stronę zielonego budynku schroniska Pasterka.

   Na następnym rozdrożu zielony ucieka w lewo, ale za to stamtąd pojawia się niebieski, którego czepiony pędzę na krańce Pasterki.

    Nareszcie. Gdzie asfalt się kończy zaczyna przygoda. Zanim nastąpi wejście do lasu jeszcze rzut oka na Hejszowinę.

    Szlak zmierza na północ, lekko pod górę, w stronę granicy. Po drodze jest gdzie odpocząć, choć na razie nie ma po czym.

    Tuż za wiatą jest krzyżówka z z jakimś słupem. Myślałem, że to może stary drogowskaz, ale nie jest opisany. Być może to stary słup graniczny.

    No właśnie, jakieś dwieście metrów dalej niebieskim szlakiem jest granica, wzdłuż której wiedzie interesująca trasa pomiędzy skałkami. Niektóre słupki graniczne są dosyć pomysłowo usytuowane.

    Tak docieram do dawnego turystycznego przejścia granicznego, skąd dalej szlak niebieski odbija od granicy w głąb Czech.

    Stary drogowskaz w skale przy drodze informuje o kierunkach; na Gwiazdę lub Hejszowinę.

    Machovský kříž to węzeł szlaków z altanką jak również stary XIX-wieczny krucyfiks. Przebiegają tędy szlaki: niebieski i czerwony.

    Obecny krzyż stoi tu od 1859 roku, choć prawdopodobnie miał swojego poprzednika. Z tyłu widnieje co prawda data 1886, ale jest to rok renowacji krzyża z płaskorzeźbą Matki Boskiej na cokole. Związane z tym miejscem są także legendy z wojny trzydziestoletniej. Jedna z nich mówi, że pochowani są tutaj szwedzcy żołnierze.

    Z rozdroża ruszam w dół oboma szlakami na zachód. Tuż przed rozcestnikem znajduje się studánka U Zabitého. Woda jeszcze płynie.

   Na rozdrożu natomiast biegnący z dołu szlak zielony skręca pod górę lecz ja idę jeszcze kawałek dalej, do krzyżówki U Zabitého.

    Tu zostawiam szlaki wschód-zachód i przeskakuję na żółty południe-północ. Zaczyna się poważna wspinaczka dodatkowo utrudniona luźnym, kamienistym gruntem.

    Po około kilometrze wędrówki żółtym szlakiem, drogą co chwilę zmieniającą kierunek, wchodzę na teren Narodowego Pomnika Przyrody Polické stěny.

    I znowu mozolne podejście stokiem góry aż do Sowiego Zamku, gdzie jest skupisko różnorakich skał.

    Soví hrádek to formacja skalna trochę poniżej szczytów góry Signál. Typowy krajobraz i klimat Gór Stołowych czyli pięknie i przyjemnie.

    Dalej różnice wysokości nie są znaczne, więc idzie się spokojnie wśród skalnych tworów.

    Przybierają one różnych kształtów a wyobraźnia przywodzi podobieństwa do czegoś znanego. Ten obiekt pewna Czeszka określiła jako "pyj".

    Inna skałeczka przypomina mi bolida z lat czterdziestych XX wieku.

    Moją uwagę zwraca też "wydziobana" skała.

    Szlak co chwilę zmienia kierunek i przeprowadza slalomem między ciekawymi skałkami. Po drodze znajduje się jeszcze Bludiště. To nie jeden labirynt ale obszar, gdzie znajduje się kilka miejsc ze ścieżkami lawirującymi między skałami.

    I dalszy przegląd skałek. Zaciśnięta dłoń.

    Miejscami trasa prowadzi chodnikiem lub przeciska się między blokami, co uatrakcyjnia przejście.

    Kolejną atrakcją tej okolicy jest Junácká vyhlídka, do której trzeba niewiele odbić od szlaku.

   W drodze na punkt widokowy mam wrażenie, że ktoś z góry mnie obserwuje. To oczywiście Tuleň czyli foka.

   Dojście do vyhlídky jest miłym dodatkiem do samego widoku z niej.

    Widok jest przede wszystkim na południe, co oznacza, że oczom ukazuje się Hejszowina oraz Skalniak.

    Na wschodzie, tuż tuż Božanovský Špičák.

    Z vyhlídky żółty szlak doprowadza do kolejnego węzła a jest nim Pánův kříž. Szlaki rozchodzą się stąd w różnych kierunkach a swoją nazwę miejsce zawdzięcza metalowemu krzyżowi na piaskowcowym cokole z herbem broumowskich benedyktynów.

    Od Pańskiego Krzyża puszczam się w dół kilkoma szlakami ale najważniejszym dla mnie było trzymać się zielonego. Właśnie przy nim stoi chatka i jest miejsce na biwak.

    Zaraz za nią opuszczam szlak i szeroką drogą schodzę do żółtego i ponownie podczas tej wędrówki jestem na rozdrożu  U Zabitého.

    Od krzyżówki idę dalej żółtym na południe. Przy drodze znajduje się paśnik a za nim w tle Signál, na którym byłem.

    Na samym paśniku zwierzęta demonstracyjnie napisały, iż są głodne. To niemy krzyk lasu.

    Po kilkuset metrach dochodzę do dużego wirażu przy granicy państwa.

    Jest tu skrzyżowanie z miejscem do odpoczynku.

    Jest też stary drogowskaz wskazujący drogę do Machova oraz Božanova i Pasterki.

    Tą pierwszą drogą prowadzi żółty szlak, ta druga idzie wzdłuż granicy. Ja wybieram trzecią, która widnieje na mapie ale tutaj jej nie widać; w górę potoku. Właśnie na tym ostrym łuku drogi przepływa pod nią (a właściwie powinien przepływać) potok Stekelnice. Koryto jednak jest suche.

    Po polskiej stronie potok ma nazwę Piekło a w niektórych mapach jest także Żydawka, choć po czeskiej stronie jest potok Židovka, którego to początek jest zaś po polskiej stronie i nazywa się Graniczna. Straszny jest bałagan, lecz ja obstaję przy Piekle i Stekelnice.     Wszedłem do lasu już po polskiej stronie i ścieżka sama się znalazła. Wiodła pod górę wzdłuż koryta potoku, w którym miejscami woda płynęła.

    Niesamowite miejsce, klimatyczne i tylko szumu wartko płynącej wody mi brakowało. Głęboki jar otoczony skałami tworzącymi kaskady i gdyby tak potok żwawo płynący... Kiedyś, gdy ilość wody była wystarczająca musiało być tu niesamowicie. Na pewno teraz to nie jest uczęszczane miejsce.

    Raz wodę widać, raz jej brak. Naprawdę szkoda. Wychodząc już z jaru na mniej stromy teren, gdzie woda powinna spokojnie płynąć, widać biedne koryto.

    Po wyjściu z lasu znalazłem się w znanym sobie miejscu, na krańcu Pasterki przy stodole, gdzie już byłem na początku tej wycieczki.

    Dalej asfalt prowadził już mnie z powrotem pod Szczelinkę. Od czasu do czasu zaglądałem do Piekła jak tam sytuacja z wodą. Coś tam płynie ale słabiutko.

    Mam nadzieję, że zima będzie choć trochę śnieżna bo z wodą krucho, nie tylko zresztą tutaj. W wielu miejscach, które odwiedziłem i porównując z dawnymi latami wody jest zdecydowanie mniej a niektóre źródełka zanikły.




2 komentarze:

  1. Super. Prawie identyczną trasę robiliśmy jesienią 2011 roku. Na Sovim Hradku mieliśmy jednak klimat jak z gotyckiej powieści grozy (mgła), natomiast Junacka Vychlidka przywitała nas lekkim deszczem i na dalsze widoki nie mogliśmy liczyć. Z kolei na trawersie góry Piekło też byliśmy, choć nie weszliśmy do wąwozu, a podążaliśmy wzdłuż granicy w stronę Pasterskiej Góry. Uwielbiam tamte tereny. Zamierzam tam zajrzeć ponownie, ale już wiosną bądź latem :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Stołowe zawsze są super :) Jeszcze trochę a świat zacznie się zielenić i wtedy wycieczki nabiorą dodatkowego waloru. Nie mogę się doczekać.
      Pozdrawiam.

      Usuń