niedziela, 19 lipca 2015

DOOKOŁA STUDNIČNÍ HORY I DWÓCH STAWÓW




              Bardzo rzadko się zdarza, bym bez zaplanowania trasy, choćby z grubsza, wyruszył na górską wycieczkę. Tym razem jednak tak się stało, wiedziałem jedynie, że będę w Karpaczu. Tak więc trasa tworzyła się spontanicznie i była uzależniona od mojego samopoczucia i ciekawości.
           Rondo z Rezydencją Biały Jar było zaczątkiem wyprawy w Karkonosze.

   Najprostszą drogą pod górę, w stronę szczytów, była ta wzdłuż wyciągu kanapowego, którego dolną stację minąłem dość szybko.

    Po przeanalizowaniu mapy postanowiłem, iż pierwszym moim celem będzie Dziki Wodospad. Ulicą Olimpijską dotarłem nad Łomnicę.

     Wodospad nie jest naturalny, to zapora dla niesionego rumowiska skalnego (rumoszu) podczas wezbrania na skutek opadów, zbudowana w latach 1910-1915. Nie znaczy to jednak, że jest przez to mało atrakcyjny.

     Kawałek dalej na ulicy Olimpijskiej złapałem szlak zielony i wraz z nim wkroczyłem na Drogę Bronisława Czecha.

     Pnąc się coraz wyżej zatrzymuję chwilę przy punkcie widokowym na dolinę Plasawy, potoku będącego dopływem Łomnicy.

   Podchodząc wyżej docieram do drogi biegnącej z Karpacza Górnego ze szlakami: żółtym i niebieskim. Przez chwilę profil trasy łagodnieje a na horyzoncie pojawia się grzbiet z Równią pod Śnieżką i Smogornią oraz z kotłami.

   Kilkaset metrów dalej jest Stara Polana, teren, przy którym niegdyś znajdowały się schroniska. Teraz jest tu wyraj i węzeł szlaków rozchodzących się w trzech kierunkach.

    Niebieski na lewo idzie nad Mały Staw, zielony prosto na Słonecznik nad Kotłem Wielkiego Stawu, żółty w prawo także na Słonecznik ale przez Pielgrzymy. Wybrałem ten ostatni.
 
    Najpierw podmokłą łąką po podestach, które prowadzą coraz wyżej.

    Po minięciu lasku po prawej ukazuję się ciekawa grupa skałek, to Koci Zamek. Znajdują się one poza terenem Karkonoskiego Parku Narodowego.

    Przed kolejnym wejściem w las, na wysokości 1100 m.n.p.m. można już dobrze ogarnąć okolicę wzrokiem i dostrzec m.in. Strzechę Akademicką no i oczywiście Śnieżkę.

    Z porannego słoneczka zostawały tylko wspomnienia, robiło się ponuro i w każdej chwili można było spodziewać się deszczu. Nie byłem jednak jedynym osobnikiem na szlaku, ruch był znaczny, więc jakoś tak raźniej mi się zrobiło. Dotarłem w końcu na Pielgrzymy, trzy duże grupy skalne.

    Sięgając wzrokiem spod skał na południe widzę kolejną, na stoku Smogorni czeka na mnie Słonecznik.

    A pod nosem mam siedlisko wełnianki.

    Z Pielgrzymów na Słonecznika także prowadzą podesty. Coraz wyżej, coraz piękniej.

    Kiedy wygramoliłem się już na Srebrny Upłaz, dopiero z wysokości zobaczyłem jaka ta pogoda jest porąbana. Na niebie niemal jak na ziemi: granica państwowa jest granicą ciemnych chmur. Nad Polską paskudnie, nad Czechami przejaśnienia. Przy Słoneczniku spory ruch i gwar. Jedni turyści się posilają inni fotografują. A jest co podziwiać.

    Z okolic skały są piękne widoki na Kotlinę Jeleniogórską. Srebrnym Upłazem przebiega szlak czerwony (GSS) i nim właśnie dalej będę kontynuował wędrówkę w stronę Śnieżki.

    Kolejne metry wycieczki prowadziły nad Kotłem Wielkiego Stawu.

    Oczywiście kawałek dalej jest Kocioł Małego Stawu ze schroniskiem Samotnia. Piknie.

    Na szerszym planie widać Strzechę Akademicką i naturalnie Śnieżkę. Ona w Karkonoszach jest wszędzie.

    Dotarłszy do rozdroża Równia pod Śnieżką zastanawiałem się gdzie iść dalej. 

     Skusiła mnie Luční bouda, do której prowadzi żółty szlak dojściowy przez granicę państwa.

    Po prawej stronie widać wierzchołek góry nr 2 Karkonoszy i całych Sudetów - Luční horu (1555 m.n.p.m.).

     Po lewej zaś góra nr 3: Studniční hora (1554 m.n.p.m.).

    Luční bouda to nie jest schronisko górskie, to górski hotel i browar, z cenami oczywiście hotelowymi. Nie mając czeskiej waluty zakupiłem piwo za polską, a przelicznik tu wysokogórski. Za piwo warte 50 koron zapłaciłem 10 zł. Szczęście, że nie skorzystałem z łaźni piwnej.

    Obok hotelu przepływa potok, którego źródła wybijają niedaleko stąd. To Biała Łaba.

    Pierwszym moim zamysłem, po nabraniu sił przy piwie, był powrót do szlaku czerwonego, ale go porzuciłem. Drugą, bardziej nęcącą koncepcją był marsz po niebieskim, Ścieżką Edukacyjną Dziedzictwa Epoki Lodowcowej, przez torfowisko i źródło Úpy do Domu Śląskiego. Ale wygrała trzecia opcja, tj. spacer po czerwonym w głąb Czech, niestety po lepkim asfalcie. Słońce, które zagościło na niebie, topiło co prawda miejscami nawierzchnię, ale też na szczęście uprzyjemniało wycieczkę.

    Prawie na przełęczy Modré sedlo, pomiędzy Studzienną Górą a Łączną Górą, stoi kapliczka. Jest to Pomnik Ofiar Karkonoszy.

    Wewnątrz, na tablicy są nazwiska osób "pochłoniętych" przez góry.

     Na wschodnim stoku Łącznej Góry widoczne są rzopiki. Zresztą na Studziennej też są.

    Szlak czerwony doprowadza do siodła pomiędzy Luční horou a Zadní planinou, gdzie znajduje się Chata Výrovka. Po drodze widok na Czarną Górę.

    Przy Výrovce krzyżują się szlaki. Czerwony idzie dalej na południe a ja muszę już myśleć o drodze powrotnej do Karpacza bo kilometrów jest sporo jeszcze do zrobienia. Wybieram zatem zielony w kierunku Pecu pod Śnieżką. Tak więc ciągle idąc (niestety) asfaltem docieram do ośrodka rekreacyjnego Richtrovy boudy.

    Tutaj szlak zielony się kończy (lub zaczyna) a przechodzący tędy czerwony, idący z Pecu, robi nawrót i z powrotem biegnie do Pecu inna drogą. Wybieram tę na Modrý Důl z chwilowym widokiem na Růžovou horu.

    Schodzę stromym zboczem do doliny, jak wskazuje nazwa - niebieskiej, gdzie przebiega droga łącząca Pec i Modrý Důl. Tu zostawiam szlak czerwony, gdyż odchodzi stąd żółty łącznik i nim dalej maszeruję przekraczając Modrý potok.

    Modrý důl to dolina pomiędzy Studzienną Górą a Szerokim Grzbietem ale także osada, gdzie znajdują się stare, drewniane i urocze zarazem chałupy. Piękne miejsce.

     Żółtym łącznikiem docieram do kolejnej doliny, tym razem jest to Obří důl, którym płynie Úpa.

    Wzdłuż rzeki wiedzie szlak niebieski asfaltową drogą i nią zaczynam podchodzić nareszcie w kierunku północnym czyli Karpacza. Niedaleko od drogi na głazie znajduje się pamiątkowa tablica poświęcona pamięci Karla Kaviny, czeskiego botanika, współzałożyciela Karkonoskiego Parku Narodowego (w Czechosłowacji). Przy tym obelisku po śmierci zostały rozrzucone jego prochy.

    Nieco wyżej, przy tej ruchliwej, spacerowej drodze, znajduje się Bouda pod Sněžkou, gdzie oprócz noclegu i wiktu można zażyć sauny.

    Niedaleko "budy" pasą się owce kameruńskie. Prawie afrykarium.

    Na końcu asfaltowej drogi stoi kapliczka z 1873 roku. 

    Od tego miejsca zaczyna się konkretne podejście stokami Różowej Góry i Śnieżki. Gdy docierałem do dawnej kopalni zrobiło się nieciekawie pochmurno. Zanosiło się na deszcz. Przy szlaku znajdują się pozostałości kuźni natomiast wejście do sztolni jest niżej w stoku.


    O ile perspektywa zmoknięcia wydawała się niemiła ale do zniesienia, o tyle coraz głośniejsze grzmoty nie napawały mnie spokojem. Burza w górach, a do tego w otoczeniu drzew, nie jest tym, czego tu szukam. Stanąłem więc w miejscu, okryłem się "przeciwdeszczowcem" i czekałem. To było długie 15 minut.

    Zaniosło się, lało i grzmiało, że świata nie było widać. Emocje jak na rosyjskiej autostradzie.

     Burza w końcu przeszła i ponownie wyszło słoneczko. lekko zmoczony ruszyłem dalej, a że wiatr wyżej dął nieco mocniej, schnięcie następowało szybko. Dotarłem nad wodospady Rudného potoka.

    Przy wodospadzie znajduje się zabytkowa stacja pomp wodnych z 1912 roku.

    Trochę wyżej przy szlaku jest krzyż poświęcony Stefanowi Dixowi, kierownikowi nieistniejącego już schroniska Obří bouda, który zaginął w lawinie w 1900 roku.

    Gdy przekraczałem granicę i zbliżałem się do Domu Ślaskiego usłyszałem jakieś wołanie.
Okazało się, że grupa młodych turystów krzyczała w moją stronę "kierowniku!" machając przy tym rękami. Chodziło o zrobienie im zdjęcia, co zresztą uczyniłem. Taka refleksja mnie naszła: nie pierwszy raz, podczas moich wędrówek, ktoś obcy zwraca się do mnie "kierowniku", natomiast w Czechach zdarzało się, że ktoś pytając o drogę zwracał się do mnie "szefie". Wygląda na to, że mam aparycję kierownika Sudetów i szefa  Krkonošsko – jesenické subprovincie.

    Spod Domu Ślaskiego ruszyłem czerwonym i niebieskim szlakiem na zachód, zostawiając Śnieżkę za plecami. Dziś jej nie odwiedziłem.

    Przy Spalonej Strażnicy zostawiam czerwony i zostaję na niebieskim. Gdybym poszedł jeszcze jakieś 300 metrów czerwonym, zrobiłbym pełne okrążenie wokół Studniční hory. Taki tour.

    Schodziłem z grzbietu na północna stronę Karkonoszy podziwiając świat z wysoka.

    W Strzesze Akademickiej wzbogaciłem umęczony organizm węglowodanami i ruszyłem dalej niebieskim.

    Po krótkim zejściu trafiłem do kotła.

    Kocioł Małego Stawu ze schroniskiem Samotnia to uroczy zakątek.

    W drodze powrotnej do Karpacza zajrzałem jeszcze pod Domek Myśliwski z 1924 roku, należący do KPN obiekt pełniący rolę edukacyjną.

    Zbliżając się do Starej Polany zauważam coraz większy ruch na szlaku. Moją uwagę zwraca pewien młody mężczyzna idący topless z kobietą, której pewnie ma zaimponować jego ciało, niewątpliwie mozolnie rzeźbione w siłowni, jak również niebanalne tatuaże i czyste, białe, markowe buty na cienkiej podeszwie. Co on tutaj robi? Z pewnością to nie jest jego naturalne środowisko, chyba, że to nowy trend: górski  lans.

    I tak niebieskim szlakiem wpadam do Karpacza Górnego przechodząc obok drewnianego  kościoła Wang.

    Pędząc do Karpacza mijam jeszcze jedną ciekawą acz kontrowersyjną budowlę: hotel Gołębiewski.

    Po ponad ośmiogodzinnej przechadzce kończę, niezwykle zmęczony, swój żywiołowy pobyt w Karkonoszach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz