sobota, 29 marca 2014

SOWIOGÓRSKIE 900+





       Usiadłem nad mapą, wyłuskałem wszystkie wzniesienia w Górach Sowich mające powyżej  900 m.n.p.m. i spróbowałem je połączyć w jeden ciąg, aby można było już na gruncie przejść po tej trasie na raz. Da się.
     Przełęcz Sokola czyli granica powiatów: kłodzkiego i wałbrzyskiego była miejscem początku tej sowiogórskiej wędrówki. Zacząłem podejście czerwonym szlakiem.

    Przy schronisku "Orzeł" powitał mnie Liczyrzepa zapewniając o swojej przychylności. Miałem nadzieję, że załatwi dobrą pogodę.

    Pomnik Carla Wiesena był miejscem gdzie rozstałem się tymczasowo z Głównym Szlakiem Sudeckim rozpoczynając podejście szlakiem narciarskim pod pierwszy "dziewięćsetnik". 

    Wierzchołek Sokolicy (915 m.n.p.m.) nie jest w żaden szczególny sposób oznaczony więc szukam czegoś charakterystycznego. Na pewno tym czymś jest stare drzewo przy dróżce.

   Kilka metrów po lewej od drogi znajdują się  skałki a na jednym z drzew wierzchołka ktoś komuś wyznaje miłość informując o tym przechodzących tędy.

    Po zejściu z Sokolicy odbijam na Drogę Gwarków i fioletowym szlakiem pędzę w stronę Małej Sowy po lekko grząskim podłożu.

    Momentami na drodze zdarzają się miejsca widokowe czyli to co każdy wędrowiec górski lubi najbardziej. Gdyby jeszcze widoczność była lepsza...  Sokół byłby wyraźniejszy.

    Droga Gwarków trawersuje stoki Wielkiej i Małej Sowy więc jej nachylenie nie jest duże ale nadszedł czas ją opuścić i zmęczyć się trochę podejściem pod Małą Sowę. Odbiłem w prawo nieoznaczoną dróżką docierając do żółtego szlaku a potem wraz z nim na drugi tego dnia "dziewięćsetnik" sowiogórski.

    Tabliczka z nazwą znajduje się przy szlaku jednak ja, będąc skrupulatnym, wiem, że szczyt Małej Sowy (972 m.n.p.m.) jest kilkadziesiąt metrów powyżej drogi więc próbuję go odszukać (słupek geodezyjny) wśród poszycia.  Voilà.

    Następną górą na mojej trasie był pierwszy, jedyny i ostatni "tysięcznik" tej wyprawy, którego nietrudno było dostrzec.

     Zbliżając się do Wielkiej Sowy (1015 m.n.p.m.) zauważałem coraz więcej śniegu pod stopami. Wprawdzie już topniał  ale jeszcze złośliwie utrudniał marsz ten relikt przeszłości.

     Który to już raz byłem na Wielkiej Sowie, nie zliczę, ale prawie zawsze mogę się kogoś spodziewać na szczycie. To popularna góra.

    Oczywiście będąc tutaj nie sposób sobie odmówić wejścia na wieżę nawet jeśli widoczność jest ograniczona.
   
    Za 4 złote mogę podziwiać piękną okolicę m.in. z Małą Sową.

    Na Wielkiej Sowie ponownie spotykam GSS i wraz z nim udaję się w kierunku Przełęczy Jugowskiej. Topniejący śnieg sprawił, iż dróżka, po której wiódł szlak zamieniła się w potok. Taka sytuacja.

   Z nurtem wody dobrnąłem do rozdroża a później już po w miarę suchym gruncie do Koziego Siodła czy też Czarnego Niedźwiedzia jak również nazywana jest ta przełęcz.
 
     Kozia Równia jest następną, już czwartą górą do zdobycia na mojej trasie. I tu pojawia się najwięcej wątpliwości. Szczyt (według większości map) ma ok. 930 m.n.p.m. i znajduje się kilkadziesiąt metrów na wschód od szlaku, przy którym stoi stary słupek na skrzyżowaniu.

    Złaziłem spory obszar na tej rozciągniętej wierzchowinie ale nie znalazłem żadnego znacznika geodezyjnego, same chaszcze i drzewa.

    Z map "Geoportalu" jednak można wywnioskować, że Kozia Równia ma dwa wierzchołki i ten drugi jest nieco wyższy mając 933 m.n.p.m. a znajduje się na zachód od tego pierwszego i jest mi na niego po drodze. Zostawiłem więc szlak czerwony i rowerowym ruszyłem na zachód, po drodze na moment zbaczając aby wejść na drugi wierzchołek Koziej Równi. A na nim (czy też w bliskiej jego okolicy) głaz.

    Wróciłem do szlaku rowerowego i jeszcze chwile nim podążałem aż do miejsca gdzie skręca on w lewo. Ja twardo parłem dróżką przed siebie, która powoli wynosiła mnie na górę a właściwie na "siodełko" pomiędzy Grabiną a Koziołkami.

    Najsampierw zwiedzam Grabinę (946 m.n.p.m.). Wierzchołek jest rozciągnięty, częściowo bezdrzewny ale wspaniałych widoków zeń niestety nie ma. Natomiast ze stoku i owszem.

     Na stromym zachodnim stoku jak i na wierzchołku można spotkać sporą ilość różnorodnych skałek z tą, według mnie, szczególną na szczycie, która widziana z odpowiedniej strony przypomina Sfinksa.

     Przyszedł czas na Koziołki (935 m.n.p.m.), którą to górę, będąc na Grabinie, trudno zauważyć gdyż wydaje się, że to ciągle jedno wzniesienie. Poszedłem zgodnie z mapą w miejsce gdzie mniej więcej jest wierzchołek a stok stromo opada w kierunku południowym i widać między drzewami Jugów.

     Znalazłem jakąś ścieżkę i schodziłem po stromiźnie aż natrafiłem na drogę, która trawersowała górę i doprowadziła mnie znowu do Głównego Szlaku Sudeckiego a ten do Polany Jugowskiej z widokiem na Rymarza.

    Chwilę później byłem już na Przełęczy Jugowskiej gdzie przyglądałem się oryginalnej mapie turystycznej.

    Nie zamierzałem zaglądać do "Zygmuntówki" więc z przełęczy wstąpiłem na szlak rowerowy idący szeroką leśną drogą, by dojść nim do czerwonego nieco wyżej i podchodzić dalej na Rymarza (913 m.n.p.m.)  aż do stacji zwrotnej wyciągu narciarskiego. Ponieważ szlak nie prowadzi na szczyt góry to z tego miejsca postanowiłem ów szczyt zaatakować.

    Najpierw wąska ścieżką dostałem się na polanę skąd widoki były niczego sobie.

    Potem przeciskałem się przez gęste zarośla do dróżki przechodzącej blisko wierzchołka a następnie przez iglasty las dotarłem na szczyt, na którym niestety nie znalazłem żadnego znacznika. Tylko ogrodzony teren z choinkami.
  
    
     Do szlaku schodziłem wzdłuż ogrodzenia, które miejscami leżało.

     GSS dalej prowadził na przełęcz Zimna Polana. Przyjemne miejsce. Tu dołącza szlak żółty.

    Następną górą do zdobycia była Słoneczna (949 m.n.p.m.), przez którą przechodzą obydwa szlaki. Jest tu gdzie usiąść i odpocząć po kilkuminutowym podejściu.

    Ostatnim "dziewięćsetnikiem" do zdobycia była Kalenica (964 m.n.p.m.), po Wielkiej Sowie chyba najbardziej znany i popularny szczyt Gór Sowich, pewnie ze względu na wieżę widokową, której platformę widać już z daleka ponad drzewami.

    Ale jeszcze zanim tam dojdę mijam Słoneczne i Dzikie Skały. Ponieważ wyobraźnia intensywnie pracuje to jedna ze skałek przypomina mi orła lub innego drapieżnego ptaka.

    I wreszcie Kalenica. Jest wiata i przynajmniej wejście na wieżę jest za darmo. Mam nadzieję, że jeszcze długo.

    Większość szczytów w Sudetach jest zalesionych, szkoda więc, że wież i platform widokowych jest tak mało w stosunku do wierzchołków, bo właśnie podziwianie widoków ze zdobytych gór jest esencją wędrówek.

      Słoneczna.

    Schodząc już z Kalenicy nie mogłem oprzeć się pokusie wejścia na jeszcze jedną górkę, która co prawda miała poniżej 900 m.n.p.m. ale była tak blisko, że postanowiłem tam zajrzeć,  na chwilę schodząc ze szlaku na ścieżkę prowadzącą na szczyt.

    Żmij (887 m.n.p.m.), bo o niego chodzi, przyciągnął mnie słoneczkiem, którego promienie wpadające do lasu tworzyły piękne kompozycje świetlne.

    Na wierzchołku Żmija tkwią skałki, które wyglądają jakby ktoś celowo je tutaj w ten ukośny sposób ułożył.

   Na południowo-zachodnim stoku znajduje się polana, która jest pasem startowym dla paralotniarzy. Widoki z niej piękne, ale przy dobrej pogodzie.

    Powróciwszy do szlaków czekało mnie już tylko zejście. Na Bielawskiej Polanie odczepił się czerwony i już tylko żółtym mknąłem w dół.

     Kiedy byłem już blisko Pniaków czekała mnie jeszcze jedna atrakcja a mianowicie około dwumetrowej wysokości wodospadzik na jednym z potoków.
  
    Kawałek dalej widać już pierwsze zabudowania więc zaraz będę w Jugowie kończąc tym samym wyprawę ze zdobywaniem wszystkich szczytów Gór Sowich mających powyżej 900 m.n.p.m. Zajęło mi to około siedmiu godzin.



2 komentarze:

  1. Bardzo dobre i przydatne opisy gorskich tras , mam nadzieje ,ze beda mi kiedys przydatne.
    Moze juz wkrotce.

    OdpowiedzUsuń