sobota, 18 stycznia 2014

WAWRZYNIAK, MAŁOSZ I WODOSPADZIK





     Często przeglądając mapy zatrzymuję wzrok na miejscach mało popularnych, którędy nie przechodzą żadne szlaki i trakty i zastanawiam się: co tam jest, jak tam jest ? No i dochodzę do wniosku, że nie ma przeszkód by to sprawdzić. Taka właśnie ciekawość sprawiła, że postanowiłem zbadać czy jest coś interesującego na górkach, które dobrze widać jadąc drogą wojewódzką 381 w okolicy Jedliny-Zdroju. To taki pretekst do zimowej przechadzki.
    Z Grzmiącej wyruszam w stronę Rybnickiego Grzbietu a konkretnie - góry Sajdak.

    Początkowo ulicą Zdrojową a następnie leśną drogą obchodzę Sajdaka dochodząc do wlotu tunelu kolejowego długości 380 m na linii Wałbrzych-Kłodzko.

    Drugi tunel obok nie spełnia niestety swojej roli, tory rozebrane.

      Przeszedłszy mostkiem nad torowiskiem przecinam czerwony szlak i podchodzę doliną pomiędzy Jedlińcem a Wawrzyniakiem. Trwają tu jakieś prace leśne a błoto i inne przeszkody pod nogami nie ułatwiają marszu. Ale to styczeń przecież a śniegu nie ma.

    Będąc już wyżej po swej prawej stronie widzę wierzchołek góry, której nazwa nie jest na cześć polskiego piłkarza znanego ze słynnego poślizgu w meczu z Niemcami lecz translacją germańskiej nazwy brzmiącej Lorbeer-Berg.

   Szczyt Wawrzyniaka znajduje się 668 m.n.p.m. jest zalesiony i mówiąc szczerze nieciekawy. Nie zauważyłem też żadnego znacznika geodezyjnego.

    Widoków zeń na okolicę nie ma, jedynie dzięki brakowi listowia można dostrzec Borową i Suchą.

    Zszedłem z góry i skierowałem się na północ trawersując strome zbocze Jedlińca aż znalazłem się na skrzyżowaniu u podnóża góry Małosz. Stamtąd podchodzę kilkaset metrów i jestem na przełęczy, której nazwy nie znalazłem w żadnej mapie, a miejsce to ma naprawdę wiele walorów widokowych.

     Z jednej strony Góry Sowie na horyzoncie.

     Jak się dobrze przyjrzeć to wieżę na Wielkiej Sowie widać.

    Z drugiej strony Jałowiec, górka, z której jest dobry widok na Jedlinę-Zdrój.

     Z trzeciej strony Borowa.

    No i z czwartej Małosz, na którego wchodzę.

     Mittel-Berg - to niemiecka nazwa góry, o której wierzchołku można powiedzieć tylko tyle, że jest i sięga 671 m.n.p.m.

     Wróciłem do przełęczy i zacząłem podchodzić pod Jałowca. Małosz zostawał w tyle.

    Wdrapałem się w końcu na Rybnicki Grzbiet i zatrzymałem na niewielkim siodle pod Jałowcem. Na górę jednak nie idę, byłem tam już wielokrotnie.

    Wędruję dalej grzbietem, który jest mi dobrze znany i uważam tę drogę za atrakcyjną. Po chwili dołącza z dołu szlak niebieski będący przez pewien czas moim towarzyszem. Po drodze na Jałowca  Małego zdarzają się ładne widoki m.in. na stronę południową gdzie widać Rogowiec i na horyzoncie Włodzicką Górę.

    Po przejściu przez Jałowca Małego podchodzę pod "bezimienną 764" z głazikami.

    Schodząc z góry docieram do przełęczy "Vogelhecke" pod Borową, która jak się okazuje ma polską nazwę. Na mapie "Sygnatury" widnieje Rozdroże Ptasie. Łał!

   Przy dobrej pogodzie krajobrazy są zacne i widać na zachodzie różne znane góry: Stożek Wielki, Lesista Wielka, Dzikowiec.

    A za Dzikowcem góra z prawdziwym śniegiem. Królewna.

   Robię nawrót na rozdrożu i trawersuję dróżką górę, z której niedawno zszedłem. Po pewnym czasie droga robi się utwardzona i szeroka.

    Sprowadza mnie ona na dno doliny Rybnej, płynącej wzdłuż drogi wojewódzkiej 380. Przy owej drodze po obydwu jej stronach, naprzeciw siebie, stoją skałki. Za jednymi z nich na potoku znajduje się wodospadzik.

    Może i nie zapiera tchu w piersi ale sprawia przyjemne wrażenie. Mały, skromny ale jest.


    I to w zasadzie ostatni akcent mojej styczniowej, jesiennej wycieczki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz