Machov to przygraniczna czeska miejscowość w Górach Stołowych, lub Broumovské vrchovině, położona w dolinie potoku Żydawka i jego dopływów, pomiędzy Broumowskimi Ścianami a Skalniakiem, zwanym w Czechach Borem. Broumovské stěny mam już rozpoznane, ale południowa strona Machova nie była przeze mnie jeszcze odkryta, a patrząc w mapę, nęcąco wyglądały szlaki biegnące łąkami po stokach. Z Machova jednak nie pcham się od razu na stoki, najpierw dokonuję przemarszu przez miasteczko z bardzo ciekawą, historyczną zabudową, ale pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to Machovský Šefel, zalesione wzniesienie po drugiej stronie Židovky, takie "stołowokształtne".
Po przekroczeniu granicy w Ostrej Górze, najpierw jest Machovská Lhota, należąca administracyjnie do Machova i już przejeżdżając przezeń zwracały moją uwagę co niektóre budynki. Idąc teraz wzdłuż głównej ulicy wyłapuję takie fajne odświeżone chatki sudeckie, z nowymi dachami.
Jest Židovka, ani ona szeroka, ani bystra, przypomina raczej rów melioracyjny, choć jej rola była kiedyś istotna, gdyż oddzielała Machov i Nízkou Srbskou. To, co po lewej to Machov a po prawej Nízká Srbská. Dziś ta druga jest częścią Machova.
Zdarzają się również chałupy pokryte eternitem, choć to wynalazek XX-wieczny, więc jeśli chata jest starsza, pierwotnie musiała być kryta czymś innym, prawdopodobnie strzechą.
Uczepiony szlaku zielonego uciekam z głównej drogi w boczną a potem jeszcze bardziej w bok, po trawie, w ciekawym miejscu, przechodząc pod progiem i oknami czyjegoś domu, ale tak prowadzi cesta.
Krótka wspinaczka przez lasek i już widzę dalszą swoją trasę Na Horce. Wzdłuż tego grzbietu będę wędrował przez następnych kilka kilometrów, otwartym terenem.
Podchodząc coraz wyżej, robi się coraz ładniej. Nízká Srbská w dole a dalej widoczny Bezděkov nad Metují z kościołem św. Prokopa jako najbardziej wyrazista budowla.
Marsz ku górze powstrzymuje strzałeczka kierująca na łąkowy trawers. Tego typu słupki z oznaczeniami szlaku spotykam tu kilkakrotnie w miejscach, gdzie nie ma drzew ani niczego, na czym można pomalować znak.
Teraz już nie muszę się oglądać za siebie, żeby podziwiać krajobraz, bo mam go po prawej. Na horyzoncie Teplické skály a w nich Čáp, Supí skály oraz Kraví hora a także najbardziej dający się zauważyć Ostaš.
Za Rezem wystaje Hradiště, jest też Žaltman a tło stanowią słabo widoczne Karkonosze z częścią swego dworu, w tym najwyżej postawioną arystokracją i samą władczynią.
Zaczyna się krótki pas zarośli a w nich ukryta socha Madony. Bardzo ciekawa, pokaźna figura z 1879 roku. Z tyłu na cokole jest informacja o fundatorze.
Wąska ścieżka wśród wysokiej trawy prowadzi coraz wyżej, ale bez gwałtu, idzie się przyjemnie i do tego jest słonecznie lecz nie upalnie. Lubię takie klimaty, przywołują one obrazy ze szkolnych rajdów i obozów wędrownych w latach 80-tych.
Po minięciu zarośli znowu otwierają się piękne panoramy na północ a takie sceny przyjemnie nastrajają, dodają energii.
Tak się złożyło, że przy szlaku mam wieżę widokową Na Větrné horce i w takiej sytuacji żal nie skorzystać i ukraść z niej trochę krajobrazów.
Obiekt oddano do użytku w sierpniu 2020 roku, ma ponad 18 metrów wysokości, górna platforma jest na 14 metrze a wiedzie na nią 74 kręcone schody. Ponieważ jest zadaszona chroni przed deszczem oraz daje przyjemny cień w cieplejsze (jak ten) dni, w które również rozsądne działanie wiatru nie jest bez znaczenia. Ogólnie mówiąc jest przyjemnie.
Na północy Bezděkov nad Metují a za nim na horyzoncie ładnie widać kontury najwyższych partii Gór Kamiennych: Włostowa, Kostrzyna, Suchawa, Waligóra i Ruprechtický Špičák. Jest też grzbiet Broumowskich Ścian.
Całkiem na wschodzie najprężniej stoi Skalniak a właściwie jego część zwana Błędnymi Skałami. Poniżej, wtopiona w stoliwo Bukowina, na której wkrótce będę. Widać też kawałeczek Szczelińca Wielkiego.
I jeszcze południowy widoczek, gdzie głównie Pogórze Orlickie. U dołu widać drogę, którą za chwilę będę wędrował.
Wracam na szlak, schodzę do wioski i - jak mi się wydaje - od razu do centrum, bo pierwsze co napotykam to gospoda Na Kopci.
Niedaleko jest też kościół a po drugiej stronie skrzyżowania siedziba władz gminy dzieląca budynek ze strażą pożarną. Vysoká Srbská ma niespełna 300 mieszkańców, ale historię dość długą, pierwsze wzmianki są z 1406 roku. Są dwie wersje dotyczące pochodzenia nazwy, jedna mówi, że przesiedlono tu Serbów Łużyckich w 1408 roku a druga, że pochodzi od sierpa, co zresztą jest zawarte w niemieckojęzycznej nazwie Hoch Sichel a w herbie gminy widnieją dwa takie narzędzia.
W wiosce kończę marsz na zachód i zmieniam kurs na południe, tym samym przeskakuje na inny szlak. Podglądam teraz wieżę z drogi, którą obserwowałem chwilę wcześniej z jej szczytu na "wietrznej górce".
Stając na rozdrożu straciłem pewność co do dalszej trasy wędrówki. Zakładałem wcześniej trzymanie się czerwonego szlaku aż do osady Závrchy, ale teraz wpadłem na inny pomysł i nastąpiła zmiana decyzji. Nie będę schodził w dolinę do osady Sedmákovice a pójdę drogą rowerową na Žďárky.
Teren nadal jest otwarty i ciągle mogę zachwycać się otoczeniem. Kłosy zboża kłaniając się oznajmiają, że wkrótce żniwa a w oddali rysują się w słońcu Bukowina i Błędne Skały.
A ten bliski grzbiet, to właściwie dwa grzbiety: Bartoňova hora i Bluszczowa. Wyglądają zachęcająco, ale niestety tam mnie nogi nie zaniosą.
Žďárky tylko muskam, bo łapiąc w nich żółty szlak od razu wychodzę z wioski i trafiam na leśną dróżkę trawersującą od południa górę Borek. Gdzieś tam wyżej jest wierzchołek, ale nie jestem nim zainteresowany, bo stromo i gęsto.
Wzdłuż szlaku płynie Strouženský potok, po naszemu Pstrążnik, za którym znajdują się pozostałości dawnej kopalni węgla, tzw. důl Vilemína i osada Doly, funkcjonującej pod koniec XIX wieku aż do 1904 roku, ale dojście tam wiedzie zupełnie inną drogą. Przy mojej ścieżce jest kapliczka, do której po stoku prowadzą schody.
Z napisu wnioskuję, że powstała ona w 1831 roku za sprawą Františka Beneša. Mnie ucieszyły ławki wokół kapliczki, gdzie wygodnie mogłem odsapnąć i spokojnie oddać się konsumpcji prowiantu.
Do kapliczki droga miała łagodny profil, za kapliczką zaczęło się mocniejsze podejście, które wcale nie kończy się na osadzie Závrchy.
Obecnie w osadzie znajduje się dwadzieścia domostw, choć wiele z nich jest letniskowych. Dojechać tu nie jest łatwo, droga dojazdowa jest nieutwardzona i wąska. To właśnie w takie miejsca Czesi uciekają w weekendy i dni wolne. Najbliższa cywilizacja jest pół kilometra stąd, ale to już w Polsce, w Pstrążnej.
Przy skrzyżowaniu rośnie Bohadlova lípa, 160-letni pomnik przyrody o wysokości 22 metrów i niespełna czterech metrach w obwodzie.
Zostawiam ten przytulny zakątek i ruszam dalej czerwonym szlakiem, który prowadzi do Machova. Po drodze widok od południa na grzbiet, oddzielony doliną Brlenki, którym wcześniej wędrowałem.
Na rozdrożu, przytwierdzone wysoko na drzewie, znajduje się coś jak drogowskaz proponujący wybór kierunku a nad nim śmigło samolotu. Ktoś zadbał o wyjątkowość miejsca.
No i skusiła mnie ta strzałeczka w prawo na Končiny, szczególnie, że droga wygląda przyzwoicie. Kilkadziesiąt kroków dalej zaskoczył mnie widok czegoś raczej niespotykanego w lesie, na odludziu. To "Skřítek", czyli swego rodzaju bawialnia dla dzieci, zawierająca lalki, pluszaki, samochodziki i inne zabawki. Miejsce jest opisane i według informacji zamieszczonej na skrzyneczce, ogródek ten założyli Jakub i Tomáš w 2000 roku.
Dalej dróżka dostarczyła mnie do granicy i wzdłuż niej dotarłem do drogi wiodącej do osady Končiny, na końcu czeskiego cypla wcinającego się w terytorium Polski. To jedyna droga dojazdowa od czeskiej strony. Za plecami ładny widoczek, gdzie za czeskimi Stołowymi wystają Góry Kamienne od Lesistej Wielkiej po Waligórę i Ruprechtický Špičák.
Główne skrzyżowanie w osadzie Končiny. Pięćdziesiąt metrów stąd jest granica i za nią Pstrążna. To naprawdę jest czeski koniec świata.
Przez cypel przebiega szlak niebieski i to nim dalej wędruję przez osadę, zatrzymując się na krótki odpoczynek przy jednym z przyjaznych turystom gospodarstw, gdzie są ławki.
Gospodarz, oprócz doceniania miejsca, w którym mieszka, niewątpliwie ma jeszcze poczucie humoru przejawiające się w treści wywieszonych tabliczek. W tym przypadku mam wrażenie, że dworuje sobie z różnego rodzaju miejsc, które podkreślają swoją wyjątkowość; "zupełnie nieistotne miejsce w skali europejskiej".
Druga tabliczka poważnie oznajmia o znajdującym się tu parku narodowym.
Niewątpliwą ozdobą przy posesji jest figurka krtka, ale nie tego "ach jo" z kreskówki, lecz górnika.
Ruszam dalej i nie ma zmiłuj, cały czas jest pod górę. Szlak wchodzi do lasu, a właściwie przecież do "parku narodowego", ale nawet w lesie są jeszcze jakieś zabudowania. Szedłem tędy w 2019 roku i pamiętam w dole niezamieszkały, niszczejący dom. I tu niespodzianka, ktoś go naprawia i wygląda to nieźle.
Po intensywnym podejściu wygramoliłem się na wierzch Bukowiny - wzniesienia, jak również Bukowiny Kłodzkiej, będącej częścią Kudowy-Zdroju, zatem formalnie jestem w mieście. W miejscu przy drogowskazie stała kiedyś spora wiata, ale teraz widzę, że teren jest zaanektowany przez prywatnego inwestora a po altanie nie ma już śladu.
Przez pół kilometra będę szedł po polskiej ziemi i - jak na ironię - teraz to jest droga przez polski cypel, bo pogranicze cyplami stoi. Bukowina (702 m n.p.m.) nie jest zalesionym obszarem lecz łąką, skąd można wychwytywać widoczki. Nie napieram jednak w wysoką trawę, tylko z drogi łapię krajobraz w stronę Karkonoszy.
Po wyjściu z lasu znów łechtają oczy piękne przestrzenie. Tym razem to jest czeska Bukovina (622 m n.p.m.), ale nie dzika łąka a murawa w otoczeniu wspaniałych widoków.
Co za wspaniałe miejsce, nie wypada przejść obojętnie obok, lecz warto ugrzęznąć tu na dłuższą chwilę i napawać się okolicznościami.
Oprócz ław znajduje się tu "lipa nowego stulecia" posadzona przez uczniów w setną rocznicę powstania republiki, w październiku 2018 roku. Jest też dřevěný lahváč, chyba jako symbol czeskiego szacunku dla złotego trunku.
Panorama północno-zachodnia pomaga w rozeznaniu się co do obiektów w oddali, są Teplické skály, Ostaš, Police nad Metují i Góry Kamienne, ale to tylko jeden kierunek.
Nad Machowem; daleko Góry Kamienne od Dzikowca po Jeleniec i Rogowiec a tuż-tuż dolina, w której schowany jest Machov.
Niechętnie, ale jednak zostawiam to wyborne miejsce i rozpoczynam proces schodzenia do Machova. Z każdym metrem widać coraz więcej miasteczka; kościół św. Wacława.
Na stoku znajdują się skocznie narciarskie i pomyślałem, że jeśli będzie jakaś ścieżka odchodząca od szlaku, to wejdę tam od góry, ale mimo, iż jest to kilkadziesiąt kroków, to na drodze stoi areał gęsto rosnących ostów, więc nawet nie próbuję.
Szczęście mnie jednak nie opuściło, gdyż kawałek dalej była ścieżka w stronę skoczni i tak oto mogłem się cieszyć z przebywania na szczycie największej.
Kompleks składa się z sześciu skoczni, ale nie są to jakieś duże obiekty jak na skocznie i posiadają igelit, zatem można też latem sobie poskakać.
A jak już jestem na dole, to znaczy, że zbliża się koniec tej przyjemnej wycieczki, bo spod skoczni na parking jest już tylko trzysta metrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz