niedziela, 29 września 2024

MNICH

 


    Oprócz musztardy, to dwa lata nie zaglądałem do niczego stołowego, dlatego tym razem próbowałem znaleźć jakieś ciekawe miejsce do odwiedzenia w Górach Stołowych, szczególnie, że po ostatniej powodzi słychać narzekania, że turyści odpuścili sobie ten region myśląc, że on też uległ żywiołowi. Niestety kiedy sprawdzałem informacje, to okazało się, iż sporo szlaków w PNGS jest zamkniętych, zatem pozostało mi wyszperać coś poza parkiem i w ogóle poza szlakami. Padło na Mnicha. To tylko jedna góra do zdobycia, ale za to jaka duża. I nie chodzi tu o wysokość lecz długość. Sama wierzchowina rozciągnięta jest coś na około kilometr, więc nie jest to taka sobie górka a bardziej grzebień. Zajechałem tedy do Radkowa zatrzymując się na parkingu przy wlocie i już na początek napotkała mnie - raczej niemiła - niespodzianka. Parking jest płatny i do tego opłaty wcale nie są niskie. Nie bardzo rozumiem politykę rajców, którzy chcą przyciągać turystów do niezbyt popularnego miasteczka a zachowują się jak górale w Zakopanem. Przecież można w obrębie Radkowa zaparkować za darmo w wielu innych miejscach a to nie jest duża miejscowość. Mimo wszystko zapłaciłem parkomatowi z góry za nieznany czas pobytu i ruszyłem, najpierw w stronę Rynku, mijając nowy dla mnie mural. Owszem, estetyczny, ale moim zdaniem cukierkowo-patetyczny.

    Rynek mały, ale schludny, z zabytkowym ratuszem, którego początki sięgają aż XVI wieku, chociaż od tego czasu ulegał przebudowie, spaleniu, odbudowie i dobudowie.

    Opuszczając Rynek zaglądam do Zaułka Kultury, zaciekawiony zawartością tego przybytku, powstałego z ruiny kamienicy.

    Wewnątrz znajdują się fotografie atrakcyjnych turystycznie miejsc w gminie Radków.

    Na trasie mam jeszcze katolicki kościół św. Doroty, którego ewangelickie początki sięgają - podobnie jak ratusza - XVI wieku i także on w swej historii był trawiony w pożarze. Uwagę moją zwraca lekko prymitywny mural ze scenką biblijną, choć chyba bardziej odpowiednim słowem będzie fresk.

    Zostawiam centrum miasteczka i wraz ze szlakiem niebieskim udaję się na peryferie. Po chwili już widać Góry Stołowe ze swoją ikoną, czyli Szczelińcem Wielkim.

    Zmieniając kierunek marszu łapię po raz pierwszy kontakt wzrokowy ze swym aktualnym przeznaczeniem. Mnichu, idę do ciebie.

    Widok na niego bez zakłóceń jest z ulicy Leśnej, którą szlak wyprowadza z miasta w górskie rewiry. Ale to nie jedyny widok z ulicy.

    Pierwszy świątek podczas tej wycieczki. Nawet sobie jeszcze sprawy nie zdaję, jaki ich wysyp mnie czeka. Przyznać jednak trzeba, że te stare figurki mają w sobie trochę artyzmu. Tutaj MB z Dzieciątkiem.

    Po przeciwnej stronie wyrastają wschodnie krawędzie stoliwa. Ta różnica poziomów robi wrażenie.

    Czeskie wierchy Gór Stołowych: Lopota, Suchý vrch, Božanovský Špičák, Koruna a blisko widać Guzowatą nad radkowskim zalewem, tą z platformą widokową.

    Na krańcach drogi ktoś wybudował domki letniskowe zwane Wataha pod Basztami a zaraz za nimi są dwa stawy, w których można moczyć kija i prawdopodobnie coś złapać, bo jeden wędkarz siedział na brzegu i cierpliwie czekał. A może tylko chodzi o to, aby wyrwać się z domu?  W tle wystaje kawałek Mnicha niczym przód Pendolino.

    Kończy się asfalt, droga rozdziela, jedna wraz ze szlakiem pcha się na Radkowskie Skały, aby za kilkaset metrów dowiedzieć się, że tędy nie wolno, bo zamknięte. Na szczęście ja biorę się za właściwą drogę, wciskająca się między park narodowy a Mnicha.

    Tak w ogóle, to Mnich jest ciekawym obiektem, bo przynależy do Gór Stołowych, ale stoi trochę z boku, jakby uciekł tej wielkiej gromadzie płytowych gór, taki indywidualista. Jestem już blisko jego zarośniętego stoku, ale ciesze się jeszcze przestrzenią wokół. Rzut oka na Radków.

    Dolinka, którą płynie coś mizernego, oddziela Mnicha od reszty Gór Stołowych a jest to miejsce  dawnej osady Nikolausbrunnen.

    Stało tu kilka budynków, lecz śladów po nich już nie ma, pozostały mocno zarośnięte miejsca, ale nie ładuję się tam szukać nie wiadomo czego.

    Ostatnie płaszczyzny przed Mnichem, gdzie lekko się idzie i miękko, bo po trawie. Ten stożkowaty profil góry może być mylący, bo widać tylko jeden wierzchołek a według mapy Geoportalu jest ich nawet cztery.

    I spojrzenie za siebie na Radków oraz Góry Kamienne w tle, które można zidentyfikować: Klin, Turzyna, Jeleniec, Rogowiec, Gomólnik Mały, Bukowa Góra, Raróg, Bobří vrch, Červená hora.

    Nurkuję w końcu w lesie i zgodnie z planem dochodzę do skrzyżowania, gdzie jest jedna dróżka więcej niż w mapie i to akurat ta najbardziej interesująca, bo prowadząca na grzbiet góry. Trzeba to wykorzystać.

    Gładko poszło, ponieważ zachodni stok Mnicha nie jest mocno nachylony, w przeciwieństwie do wschodniego. Na wierchu jest lepiej niż myślałem, sporo światła i możliwości widokowe po wschodniej stronie góry. Drzewa na przykład nie zasłaniają Gór Bardzkich.

    Przez niewielkie okno widoczek na Wilkowca we Wzgórzach Włodzickich a za tło robią sowiogórskie Chochoły.

    Uderzam na północny kraniec, na wierzchołek określany jako główny. Ścieżka jest przyzwoita, również otoczenie świerkowo-brzozowe wydaje się sympatyczne a spodziewałem się raczej ciemnego, gęstego lasu.

    W drodze grzbietem, co jakiś czas, kokietują mnie miłe krajobrazy ze znanymi wzniesieniami, które sobie przybliżam; tutaj Rymarz, Słoneczna i Kalenica.

    I korzystając z okazji, jeszcze Kalwaria nad Bardem i Garb Golińca.

    Jest i północny wierzchołek, pomiędzy brzozą i świerkiem, nieoznaczony, ale można rozpoznać po słupku działowym. Niedaleko za choinką jest stromy stok z Kiełbasowym Lasem.

    Wysokość tego wierchu nie jest imponująca, to około 521 m n.p.m., ale ciekawe jest, że wszystkie wierzchołki Mnicha oscylują wokół tej wysokości.

    Wracam do punktu, gdzie znalazłem się na grzbiecie i teraz badam teren idąc na południe. Ścieżka już nie jest taka komfortowa a czasami w ogóle jej nie ma, natomiast jest wiele przeszkód w postaci zarośli. Mimo niesprzyjających okoliczności uparcie dążę na drugi kraniec góry, wyłapując oczywiście krajobrazy jeśli to tylko jest możliwe. Nowa Kopa we Wzgórzach Ścinawskich a za nią Grabina a także Wielka Sowa z jednej i Rymarz z drugiej strony.

    Kortunał w Bardzkich wybija się na horyzoncie a bliżej Wesoła we Wzgórzach Włodzickich. Na pierwszym planie Ciernina we Wzgórzach Ścinawskich.

    Wchodzę na kolejną kulminacyjkę, choć bez mapy trudno to wyczuć i tutaj tak, jak na poprzedniej, jest słupek działowy, ale najważniejsze, że znów są widoczki. Oprócz znanych, bo fotografowanych już wcześniej, pojawia się nowy kierunek; najwyższe Kamienne. Jest Włostowa, Kostrzyna, zasłonięta Szpiczakiem Suchawa, Waligóra, Płoniec.

    Wartą zauważenia jest również dawna wieża wyciągowa szybu a obecnie wieża wspinaczkowa w Nowej Rudzie-Słupcu.

    I jeszcze przestronny widok w kierunku Gór Sowich, z opisywanymi już wcześniej szczytami, przed którymi są Wzgórza Włodzickie i Ścinawskie.

    I wrzucę jeszcze Radków, bo fajnie go widać.

    Kolejną kulminację również trudno zauważyć, bo choć teren odsłonięty, to nierówny i niewygodny, zarośnięty niskopienną, zwartą florą tak, że musiałem go obchodzić bokiem.

    Dotarłem po chwili nad urwisko, bo okazuje się, że kiedyś eksploatowano górę i pozostało wyrobisko.

    A że znalazłem jakąś dróżkę, to poszedłem nią dalej i wyrobisko mogłem obejrzeć z dołu.

    Zostało mi dojście na południowy kraniec Mnicha i ostatnią z mapowych kulminacji a tam krzyż. Taki prosty zbity z żerdzi, obłożony kamieniami, nic ciekawego.

    Niestety zaraz za krzyżem ścieżka się urywa a stok dramatycznie nachyla i do tego mnóstwo gęsto rozmieszczonych suchych choinek. Nie ma mowy o zejściu, to byłoby szaleństwo, dlatego zawróciłem i normalną dróżką zacząłem schodzić z góry aż do wyjścia z lasu. I znów piękne przestrzenie w okolicach Górnych Wambierzyc zakończone stolowogórskimi wzniesieniami: Golec i Wabik.

    Po północnej stronie widać dalej, są zatem Góry Sowie i Bardzkie, Wzgórza Włodzickie i Ścinawskie, czyli wszystko to, co można było zobaczyć z Mnicha.

    Na widok pracującego traktorzysty przyszedł mi spontanicznie do głowy fragment utworu Perfectu: "Puste pole za stodołą, chłop zaprawia, ale jazz".

    A wyżej już nie puste pole, ale spore połacie jakiejś rośliny pastewnej, prawdopodobnie lucerny.

    Miedzami pól docieram do Nowego Światu, czyli asfaltowej drogi łączącej Wambierzyce z Radkowem. Od razu na wprost napotykam świątka między dwiema lipami; Męka Pańska, metalowy krucyfiks na bogato zdobionym cokole z datą 1822.

    I to jest zwiastun potężnej serii, która wydarzy się w drodze do Radkowa. A na razie widok na czeskie Stołowe, który będzie się przybliżał wraz z marszem.

    Trudno jest nie zwrócić uwagi na dość oryginalny stół piknikowy przy drodze, taki kamienny zestaw jadalniany, niestety może być trochę zimny dla ciała uzbrojonego tylko w spodnie.

    Tuż obok stoi kapliczka z datą 1680, lecz pewnie od tego czasu przeszła kilka modernizacji. Kiedyś rosły przy niej potężne lipy, ale już ich niestety nie ma.

    Nowy Świat - osada, ciekaw byłem, czy należy do Radkowa, czy Wambierzyc. No i się mocno zdziwiłem, bo sprawdziłem i okazuje się, że przynależy do Ratna Dolnego. Chociaż miejsce na zamieszkanie jest moim zdaniem świetne, to chyba nie wszyscy tak uważają, bo stary budynek stojący przy drodze został doprowadzony do ruiny.

    Właściwie to zostało tu tylko jedno gospodarstwo i dzielnie się trzyma, z dala od miasta i w ogóle od ludzi.

    Kolejna kapliczka przy Nowym Świecie, trochę jakby w stylu góralskim. Jest to w miarę współczesna budowla, nie ma za sobą długiej historii. Ktoś postanowił przy drodze usłanej starymi figurkami i kapliczkami dołożyć jeszcze coś od siebie.

    Są lipy, jest następny świątek, tym razem grupa figuralna "Ukrzyżowanie" z 1842 roku. Nie jest to kompletna rzeźba, gdyż brakuje pod krzyżem dwóch postaci. 

    Płaskorzeźba ze scenką ewangelijną, pochodząca z 1895 roku, to następna sakralna atrakcja przy Nowym Świecie. Teraz przy kapliczce rosną jakieś młode drzewka liściaste, ale kilkanaście lat wstecz stały tu duże iglaki, prawdopodobnie tuje. Aż dziwne, że nie lipy.

    Lipy asystują następnej figurce a jest nią kolumna maryjna, niestety nie udało mi się znaleźć w sieci z kiedy ona pochodzi.

    Figura św. Katarzyny to kolejne dzieło przy drodze.

    I wpadam do Radkowa powoli domykając rundę, jak się okazało bogatą w religijne artefakty, choć wyszło to dopiero w praniu, nie zamierzałem pierwotnie ich dokumentować.

    No to na koniec jeszcze jeden. Ten urodzaj sakralnych obiektów przy Nowym Świecie wynika z tego, że w przeszłości była to ważna droga pątnicza prowadząca do Wambierzyc, czyli ośrodka pielgrzymkowego a te świątki są wotami dziękczynnymi co bardziej zamożnych pielgrzymów.

    To jeszcze trochę Radkowa; Pośna.

    Budynek dawnej stacji kolei stołowogórskiej, bo kiedyś docierały tu pociągi. Może w przyszłości też będą?

    I jeszcze moją uwagę zwrócił duży budynek popadający w ruinę, po dawnych zakładach dziewiarskich "Rami". Szkoda go.

    I tak ze skromnej wycieczki na jedną górkę, zrobiła się duża relacja, ale tak właśnie bywa. Są wyprawy o długim kilometrażu, gdzie nie ma co opisywać po drodze, a są jak ta 11,5-kilometrowa, na  której co rusz coś ciekawego wpada w oko, czym warto się podzielić. 


    



  






4 komentarze:

  1. A ja wolę musztardę sarepską ;p
    Pewnie wzięli przykład z Zakopanego....
    Mural nie jest zły. Może nie chciałabym patrzec na niego codziennie o poranku, ale też nie powoduje bólu oka.
    Też lubię takie figurki. :)
    Mnich jaki dostojny z daleka, piekny! Ale jako Pendolino też fajny ;p :D :D :D
    Widoki z góry to ja zawsze bardzo lubię oraz podzielam Twój zachwyt nad lasem.
    Ale w koło jest wesooooooołooooo ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to wole ostrzejsze musztardy, ale czasem jak się nie ma co się lubi...
      Chciwość często jest początkiem upadku.
      Technicznie rzecz biorąc mural jest ok, ale artystycznie to klimat północnokoreański.
      Figurki lepsze niż mural, bo nie kolor jest najważniejszy.
      Tatrzański Mnich bardziej przypomina kształtem mnicha, jego szpiczasty kaptur a ten... no cóż, nawet leżącego zakonnika nie bardzo.
      Lubię brzozy, bo rozjaśniają mrok.
      Człowiek w pracy, małpa w zoo :)

      Usuń
  2. Świetnie! Ten Mnich rozpalał moją wyobraźnię przynajmniej kilkukrotnie. Ostatnio dwa lata temu, gdy obserwowałem go ze skał na Pielgrzymie. Ale choć było niedaleko, nie skierowaliśmy tam swoich kroków. Faktycznie szczyt długi, a podcięcie stoków od strony Wambierzyc, robi wrażenie. Co ciekawe, ten obłożony kamieniami krzyż, jest nawet naniesiony na mapy.cz.
    I co...rzucić wszystko i wyjechać w (przereklamowane) Bieszczady?
    W żadnym razie! Są przecież w końcu takie miejsca jak...Nowy Świat. Nie dość że Sudety, to w odosobnieniu i z jakże symboliczną nazwą dla kogoś, kto zechciałby zacząć...od nowa. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo przymierzałem się do tego Mnicha, bo myślałem, że jest zarośnięty niemożebnie, że nie ma tu ścieżek i w ogóle są same przeszkody a okazało się, iż jest znośnie a nawet lepiej. A Nowy Świat ma mnóstwo lat, nie jest znowu taki nowy, Neue Welt widnieje na ponad stuletnich mapach a patrząc na to, co z niego zostało, wydaje się starym światem.

      Usuń