niedziela, 11 sierpnia 2019

ORLICKIE TYSIĘCZNIKI CZ.1




     Pomysł na taką wyprawę urodził się w mojej głowie już kilka lat temu. Początkowo miała to być wyrypa na kilkanaście godzin, jednak w trakcie jej projektowania doszedłem do wniosku, że nie ma się co spinać i spieszyć, więc postanowiłem rozłożyć sobie całą akcję na dwa razy, żeby było dostojnie. Listę wszystkich tysięczników ułożyłem po swojemu, gdyż nie satysfakcjonowała mnie wersja znaleziona na www.tisicovky.cz, która moim zdaniem nie jest kompletna a ja jednak jestem skrupulatny. Ze wszystkich szczytów, które miałem do zdobycia, tylko dwa są graniczne, reszta znajduje się na terytorium Czech. Pozostało tylko opracować trasę tak, aby można było ogarnąć wszystkie te wierchy w jakiś sensowny sposób i nie nadkładać niepotrzebnie drogi. Odnoszę wrażenie, że się udało.
     Za punkt wyjścia na pierwszą część wycieczki  obrałem sudeckie Aspen, czyli Zieleniec. Duży, jeszcze darmowy parking w rozbudowującej się dzielnicy Dusznik-Zdroju, pozwala na spokojne zatrzymanie się w samym środku "Grunwaldu". 

    Pierwsze, co muszę zrobić, by rozpocząć zdobywanie wszystkich orlickich tysięczników, to dostać się do granicy. Za Gryglówką" jest droga prowadząca wzdłuż wyciągów pod górę. Po kilkusetmetrowym podejściu, roztacza się za plecami widok radujący oczy i serce.

    Osiągnąwszy Czeski Grzbiet (Böhmischer Kamm) z granicą państwową, kieruję się na północ. Po czeskiej stronie znajduje się Národní přírodní rezervace Bukačka, przez który przechodzi - równolegle do granicy - szlak czerwony, tzw. Jiráskova cesta.

    Lekki niepokój zasiała we mnie informacja o pewnym mieszkańcu rezerwatu, dodatkowo zwizualizowana, która sprawiła, że uważniej zacząłem patrzeć pod nogi.

     Z wyższych partii widać jak przebiega granica, dzięki wąskiemu, bezdrzewnemu pasowi. Jeszcze kilkanaście lat temu przywilej wędrowania po tych ścieżkach mieli tylko funkcjonariusze Straży Granicznej a wcześniej WOP-iści. Dziś dostępny jest dla wszystkich.

    I oto "nadejszła wiekopomna chwila" wstąpienia na pierwszy z moich osiemnastu wierzchołków do zdobycia. Zielony Garb mierzy od poziomu morza 1035 metrów (wg źródeł czeskich) i nie posiada oficjalnej czeskiej nazwy, więc określany bywa jako "Nad Bukačkou". Najwyższy punkt wzniesienia znajduje się przy słupku granicznym 123/3, co można sprawdzić w polskim Geoportalu.

    Tabliczka z nazwą wierzchołka znajduje się na siodełku pięć minut dalej i wysokość (1026 m n.p.m.) może się zgadzać, tylko że to nie jest szczyt.

    Następny wierch jest - można powiedzieć - trochę kontrowersyjny, gdyż w wielu mapach nie istnieje. Jednak zdecydowanie posiada kulminację, wyraźnie odznaczającą się pomiędzy Zielonym Garbem a Orlicą. Oczywiście nie posiada oficjalnej nazwy, lecz można w tym miejscu natknąć się niekiedy na nazwę Szymonki. Jest to pochodna niemieckiej nazwy łąki, znajdującej się dawniej w tej okolicy a mianowicie Simons Wiese. Czeskim określeniem tego miejsca jest "Nad Loveckou boudou".  Wysokość wierzchołka wynosi ok. 1071 m n.p.m. a punkt kulminacyjny znajduje się w rejonie słupka 123/12.

    Niecałe pięćset metrów dalej jest Orlica, ale nie wierzchołek, tylko najwyżej w Polsce położony punkt góry a dzieje się to na wysokości 1080 m n.p.m. przy słupku 123/16.
 
    Kilkadziesiąt kroków za miedzą znajduje się apogeum Orlicy, która u naszych południowych sąsiadów nazywa się Vrchmezí, dawniej Hohe Mense, ale na jeszcze starszych, bo XVIII-wiecznych mapach, można spotkać w tym miejscu nazwę Schaubühne, która mogła odnosić się do punktu widokowego. Wysokość góry to 1084 m n.p.m. W 2012 roku ustawiono na szczycie pomnik upamiętniający wizytę na nim trzech znanych osobistości: w 1779 roku był tu cesarz Józef II Habsburg (współodpowiedzialny za I rozbiór Polski), w 1800 górę odwiedził przyszły prezydent USA John Quincy Adams, będący wówczas ministrem pełnomocnym w Prusach a w 1826 swoje stopy postawił tu 16-letni Fryderyk Chopin spędzający wakacje w Bad Reinerz, czyli Dusznikach-Zdroju.

    W niewielkiej odległości od szczytu, po stronie czeskiej, przechodzi Jiráskova cesta, przy której znajduje się altana turystyczna. Pamiętam, że gdy byłem tu siedem lat wcześniej, to akurat ją stawiano a było to niecały miesiąc przed odsłonięciem pomnika, którego wtedy nic nie zapowiadało.

     W drodze na następny tysięcznik zbaczam nieco ze szlaku zaciekawiony odbočkou do źródła Bělé, rzeki będącej dopływem Dzikiej Orlicy. W zasadzie nie jest to typowe źródło tylko prameniště, czyli mokradło, z którego wypływa woda. Miejsce oznaczone jest tablicą przymocowaną do kamienia.

    Rzeczywiście nie ma tu typowego wypływu wody, jest za to rozległy podmokły teren.

    Od źródełka do następnego wierchu jest około trzystu metrów. Polomský kopec, o płaskim wierzchołku, znajduje się na wysokości 1051 m n.p.m. Niby jest tu vyhlídkové místo, ale bez przesady. Skromny widok dzięki przecince jest tylko na północny zachód.

    W latach trzydziestych XX wieku Czesi (Czechosłowacy) postawili tu drewnianą konstrukcję widokową zwana "Vyhlídka doktora Valiny". Była to reakcja na niemiłe traktowanie ich w niemieckim schronisku na Orlicy.

    Dalsza trasa prowadzi przez Polomské sedlo, które żadnym sedlem nie jest. Ot takie rozdroże z asfaltową drogą.

    Tu rozpoczyna aktywność szlak zielony, którym przez pewien czas będę się przemieszczał. Po kilkuset metrach, w okolicach właściwego sedla na wysokości północnego stoku kolejnej góry z mojej listy, znajduje się trawiasta ścieżka wchodząca na ten wydłużony wierzchołek.

    Tak oto znalazłem się na kolejnym orlickim wierchu: Sedloňovským vrchu (1051 m n.p.m.). Jest on dziki, trudno dostępny, nie ma tu żadnej tabliczki, tyczki czy słupka. Najwyższym punktem (zgodnie z GPS-em) wydaje się być pagórkowata wyspa obrośnięta krzewami borówek, tuż obok wykrotu.

    Ze wschodniego, nisko zarośniętego stoku, widać sąsiedni, graniczny Czeski Grzbiet, którym wcześniej wędrowałem.
 
    Nie sposób nie wspomnieć o rzopikach gęsto usianych wokół góry.  Tak, tak, są bunkry.

    Pomiędzy Sedloňovským vrchem a następną górką, którą jest Kamenný vrch, znajduje się siodełko a na nim Sedloňovský černý kříž. Ten pięciometrowy krzyż kiedyś był krucyfiksem i podobno naprawdę był czarny. Przymocowany był do niego - wykonany z mosiężnej blachy - konterfekt ukrzyżowanego Jezusa oraz tabliczka z niemieckim napisem, iż krzyż poświęcony jest hrabiemu Hieronymusowi von Colloredo-Mansfeldowi, niegdyś znanej i szacownej personie. Oprócz krzyża jest tu także coś w rodzaju ołtarza.

    A na drzewie, obok krzyża, zawieszony jest od 2014 roku obraz lokalnej artystki Jarmily Haldové, przedstawiający osobliwy wizerunek św. Anny, patronki Gór Orlickich.

    Nie można nie wspomnieć jeszcze o drewnianym schronie, który został postawiony w latach trzydziestych XX wieku dla robotników pracujących przy budowie umocnień, czyli tych małych rzopików, których jednak nasi sąsiedzi nie mieli okazji wypróbować w boju.

    Spod czarnego krzyża szlak obchodzi od wschodu Kamenný vrch, toteż muszę użyć zarośniętej ścieżki idącej w kierunku szczytu.

    Niestety w połowie dystansu dróżka się rozmywa i dalej musiałem iść trochę intuicyjnie, gdyż wierzchołek nie jest zanadto wypukły, ale na szczęście z pomocą GPS-u dotarłem na szczyt.

    Robiąc obchód, nawet udało mi się trafić na jakiś punkt orientacyjny wyraźnie zaznaczony na kamieniu.

    Jeszcze przed zmianą kierunku  na wschodni i zejściem do doliny rzeki Bělá (Šerlišské údolí), łapię widok z zachodniego stoku Kamenného vrchu na znane mi górki nad Deštném v Orlických horách: Plasnický Špičák i Špičák. Byłem tam w 2015 roku.

    Najdogodniejsza droga w dolinę wiedzie stokiem narciarskim, który sprawia wrażenie przygotowanego dla miłośników letniego szusowania na nartorolkach.
 
    Šerlišský Mlýn jest hotelem i restauracją położonym w odludnej okolicy, ale gwarne to miejsce, gdyż przybywa tu mnóstwo zmotoryzowanych turystów z racji dogodnego dojazdu pod sam budynek.

    Z poziomu 860 muszę się wygramolić na blisko 990, półtorakilometrowym odcinkiem szlaku niebieskiego poprzez Šerlišský les. Po wyjściu z lasu na łąkę poniżej Masarykowej Chaty, oczom ukazuje się widok dwóch następnych wierzchołków do zdobycia: Malé Deštné i minimalnie wystającej zza niej Velké Deštné.

    Zaczynam od tej większej z tyłu i aby tam dotrzeć schodzę z asfaltu, biegnącego przez grzbiet Orlickich, na przyjemną trawiasta dróżkę trawersującą od zachodu tę niższą. Niewielu napotkanych ludzi, lekko pod górę, cicho; coś pięknego.

    Po ponad kilometrze ten miły trakt dochodzi do ostatniego z zakosów niezwykle powywijanej drogi pnącej się od Deštného.

   I chociaż tą drogą doszedłbym tam gdzie chciałem, postanowiłem przeskoczyć na ścieżkę o poziom wyżej. Na niej zdecydowanie rzadziej gości ludzka stopa, z tej arterii raczej częściej korzystają mieszkańcy lasu.

    I ci mieszkańcy w tym lesie żyją a czasem nie żyją. Ponieważ dzikie zwierzęta cmentarzy nie mają, można niekiedy trafić na taki oto widok.

    Wreszcie dotarłem do punktu zwrotnego tej wycieczki, na południowy stok najwyższego wzniesienia Gór Orlickich, kilkadziesiąt metrów od szczytu.  Przede mną widok na to, co będę zdobywał w drugiej części wyprawy m.in. Maruša, Jelenka i Koruna.

    Na vrcholu Velké Deštné plac budowy. Będzie widokowa o dość oryginalnej architekturze a co się z tym wiąże przewiduję szturm na tę i tak często odwiedzaną górę.

    Jednakże dopóki nie ma jeszcze wieży, zaliczam betonowy krąg  z tyczką wewnątrz, gdzie znajduje się punkt pomiarowy wskazujący 1115,1 m n.p.m.

    Po wschodniej stronie biegnie asfaltowa "grzbietówka", co dla cyklistów jest kapitalnym rozwiązaniem. A na horyzoncie Masyw Śnieżnika z Czarną Górą.

     Gdyby stok poniżej szlaku nie był tak zadrzewiony, to z tej drogi, położonej na wysokości blisko 1100 m n.p.m., widoki byłyby obłędne. A tu tylko miejscami jest możliwość zasmakowania piękna krajobrazu i to w okrojonej formie.

    No ale drzewa także spełniają ważna funkcję w przyrodzie, gdyż pochłaniają zanieczyszczenia. Dotychczas myślałem, że najlepsze w tym są drzewa liściaste, ale okazuje się, iż według badań norweskiego instytutu badawczego Biofosk, tzw. pyły PM najefektywniej pochłaniane są przez drzewa iglaste, głównie sosny. Sadzeniem drzew w Górach Orlickich zajmuje się partnerstwo producenta samochodów z zacną czeską rodzina szlachecką o czym informują rozwieszone tabliczki. Za każdy sprzedany samochód w Czechach, jedno zasadzone drzewo.

    Po półtorakilometrowym bitumicznym odcinku nadarzyła się okazja zejścia ścieżką w gęstwę w poszukiwaniu szczytu Malé Deštné. Wcale to nie jest łatwe. Najpierw musiałem "na kwadratowo" obejść wierzchołek, bo tak prowadziła mocno zarośnięta dróżka, aż natrafiłem na jakiś słupek.

    Wierch jest jakieś 50 metrów na wschód od niego, między zaroślami. Dobrze, że w jakiś sposób oznaczony.

    Jest tu słupek geodezyjny oraz usypana z kamieni sterta. Zawsze to coś. Malá Deštná z wysokością 1090 metrů nad mořem jest trzecim najwyższym szczytem Gór Orlickich. Dawniej nazywała się Doupnitá hora.

    Dróżka idąca na północ sprowadza ponownie do asfaltowego szlaku i przechodzi na jego drugą stronę w bardzo ciekawym miejscu. Nazywa się ono Pruský roh (Róg Pruski) i znajduje się oczywiście na terytorium Czech, ale kiedyś ten 12-hektarowy skrawek ziemi nie należał wcale do przedwojennej Czechosłowacji, ani wcześniej do austriackich Czech, lecz do Prus a później do Niemiec. Dopiero po II wojnie światowej ten kawałek ziemi kłodzkiej znalazł się w Czechosłowacji.

    Ścieżka idąca wzdłuż dawnej granicy wychodzi na parkingu przy przełęczy a po drugiej stronie drogi, już wzdłuż obecnej granicy, prowadzi szerokim pasem, niczym gościńcem, szlak niebieski pod Masarykową Chatę.

    A kilkadziesiąt metrów na północ od schroniska znajduje się południowy wierzchołek Šerlicha z wysokością 1019 m n.p.m.

     Punkt pomiarowy jest lekko zamaskowany w zaroślach.

   Masarykova chata to bardzo popularny cel wycieczek. Można tu dojechać samochodem od czeskiej strony, bądź przybyć spacerkiem z Zieleńca, skąd najpierw wyciągiem krzesełkowym można dostać się bez wysiłku na grzbiet a potem granicą łagodne kilkaset metrów. Otoczenie "chaty" jest przyjemne, dużo tu przestrzeni i są ładne widoczki.

    Pozostał jeszcze jeden, dziesiąty i ostatni wierzchołek tej wycieczki a mianowicie główny wierch Šerlicha (1027 m n.p.m.), schowany w lesie między drzewami, jakieś trzydzieści metrów od granicy.

    To na razie tyle zdobywania orlickich wierzchołków o wysokości powyżej 1000 m n.p.m., pozostałe czekają na swoją kolej w drugiej części. Z Šerlicha po jego wschodnim, polskim stoku schodzę już do Zieleńca.

    I dopiero na koniec wycieczki trafiają się piękne, pełne, dalekie krajobrazy. Góry Sowie na widnokręgu z możliwością wyróżnienia Małej Sowy, Wielkiej Sowy, Grabiny, Rymarza, Słonecznej, Kalenicy i Popielaka.

    Na drugim krańcu horyzontu Czernica, Czarna Góra, Śnieżnik, Mały Śnieżnik, Jagodna.

    A Zieleniec się rozbudowuje i to ze sporym rozmachem.

 



6 komentarzy:

  1. ach, ten Zieleniec. On ma klimat i widoki. A Lasówka ciągle jest gronie moich ulubionych słabości.

    Fakt ludzi tam jest mrowie -zimą. Latem zarastają ścieżki, co wyklucza moje wędrowanie.
    I tak kiedyś zimą, jadąc na wyciągu pomyślałam sobie, że gdybym musiała, pod te góry wyjść, to bym chyba już w połowie nie złapała oddechu:)

    W tym czeskim schronisku chyba byłam - miało w oknach jakieś witraże?

    Kolejna miła, słoneczna wycieczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zieleniec jest pięknie położony a jego największą dla mnie zaletą jest to, że nastawiony jest głównie na narciarstwo, czyli zimowych gości. O innej porze roku jest ich zdecydowanie mniej, co bardzo mi odpowiada. Co do Lasówki; jestem nią oczarowany i dlatego drugą część tysięczników orlickich zacząłem właśnie stamtąd.
      Nie kojarzę witraży w Masarykowej Chacie, jedynie rzeźby, ale na pewno nie w oknach:)

      Usuń
  2. Ech...fajną wycieczkę odbyłeś. Bardzo fajną. Zaczynając i kończąc w Zieleńcu, którego charakter niezbyt mi odpowiada, natomiast widoki stamtąd...wprost przeciwnie. :)
    Z przedstawionych przez Ciebie wzniesień, znam jedynie Orlicę, na której mieliśmy okazję być także siedem lat temu. W ogóle Góry Orlickie kuszą mnie dość mocno. Są niedocenianym pasmem, a przecież oferują niezwykle ciekawe miejsca z ładnymi widokami i prawdziwymi uroczyskami, wolnymi od masowej turystyki. Za sprawą wieży na Wielkiej Desztnej może to się zmienić, choć pewnie dalsze zakątki pasma pozostaną dalej "nienaruszone" (nie wspominając o rozległych terenach tamtejszego pogórza). Mam plan, by po Górach Orlickich (i ponownie Bystrzyckich), polatać jeszcze podczas ulokowania się właśnie w niezwykle urokliwej...Lasówce. To jedno z moich sudeckich marzeń. ;)

    P.S. Niebawem odezwę się na maila. Pozdrówka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była pierwsza część orlickiej przygody, druga, myślę, że bardziej dzika, pojawi się nieco później (fifo).
      Najwięcej ludzi na trasie spotkałem nie w Zieleńcu, ale przy Masarykowej Chacie i przy kiosku poniżej Wielkiej Deszczowej.
      Lubię to niezwykle długie pasmo i myślę, że jeszcze wiele razy je odwiedzę a przynajmniej mam taki zamiar, musi tylko nadejść odpowiedni czas.
      Lasówka, ach Lasówka... Dwa tygodnie temu przejeżdżałem przezeń i napawałem się tą przestrzenią, widokami, naturą.
      Oczekuję, pozdro...

      Usuń
  3. Ale fajny projekt. Taki ... celowy. ;) Wiadomo co ma się zaliczyc po drodze. ;)
    Piękne widoki.
    Musze pokazac to zdjęcie z rowerzystą mojemu koledze. Uwielbia jeżdzić rowerem i co roku planuje i realizuje długie trasy po górskich okolicach.
    No to już się ciesze na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od czasu do czasu podejmuję takie akcje specjalne, które urozmaicają moje wędrówki i jakoś bardziej mobilizują. W swoich sudeckich przechadzkach miałem już kilka takich epizodów.
      Dosyć często, szczególnie po stronie czeskiej, trafiają się w wyższych partiach asfaltowe odcinki, co akurat dla piechura nie jest czymś oczekiwanym, za to dla rowerzystów już tak. Sam kiedyś jeździłem bardzo dużo na rowerze, nawet częściej niż chodziłem po górach, ale ten czas już bezpowrotnie minął po przeprowadzce i dziś mój wysłużony bicykl kurzy się w piwnicy.
      Ciąg dalszy nastąpi...

      Usuń